„Nakryłam męża na oglądaniu nagich zdjęć koleżanki z biura. On uwikłał się w romans, więc ja załatwiłam go głodówką”

Kobieta, którą zdradza mąż fot. Adobe Stock, jakubzak
„Zobaczyłam na ekranie amatorskie, acz niewątpliwie kusząco roznegliżowane zdjęcie Arlety. Czułam się zraniona, oszukana, kipiałam od emocji i nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Krzysiek mnie okłamał, zasypał wpadkę toną słów i uważał, że wszystko jest w porządku”.
/ 16.12.2021 14:33
Kobieta, którą zdradza mąż fot. Adobe Stock, jakubzak

Co to jest? – Krzysiek z rezerwą spojrzał na miskę, w której pływała zawartość koloru trawy. – Zielona zupa. Nie chcesz wiedzieć z czego – grzecznie uprzedziłam kolejne pytanie. Dodałam zdrowe składniki, określane mianem superżywności, nie smakowały dobrze, ale czego się nie robi dla zdrowia.

– Wygląda jak potrawka z ogra – Krzysiek zamieszał zawartość łyżką. – Fuj! Dlaczego mi to robisz?

– A ty? – zajrzałam mu w oczy, zmieniając temat.

Musiał wiedzieć, do czego piję, wczorajszej wpadki nie dało się tak łatwo wytłumaczyć. Weszłam do pokoju i zobaczyłam na ekranie amatorskie, acz niewątpliwie kusząco roznegliżowane zdjęcie Arlety. Mój mąż gapił się na nią jak zahipnotyzowany. Jeszcze gorsza była jego reakcja, gdy zorientował się, że ja też podziwiam Arletę. Gdyby to był nic nie znaczący wygłup, nie zamknąłby natychmiast pliku i nie próbował mnie zagadać. 

Znałam Arletę, razem mogliśmy się pośmiać z biurowego żartu, jeśli zdjęcie nim było. Ale nie, ja miałam o niczym nie wiedzieć, a to mogło oznaczać tylko jedno. Krzysiek, ogłupiony pandemicznym przesiadywaniem w domu, wdał się w romans on-line z biurową koleżanką. Nie był wobec mnie szczery, a ja uniosłam się honorem i nie zamierzałam przeprowadzać śledztwa. Nie polowałam na okazję, żeby sprawdzić jakimi drogami komunikował się z Arletą i co do siebie pisali. Dałabym sobie głowę uciąć, że tak było, nie potrzebowałam dowodów. Co by mi dały? Nikogo nie można zmusić do lojalności, a już na pewno nie do miłości.

Miałam do niego żal o to, że nie był szczery

Tak właśnie myślałam, ale to nie oznaczało, że przepełniał mnie wewnętrzny spokój. Wprost przeciwnie, czułam się zraniona, oszukana, kipiałam od emocji i nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Krzysiek mnie okłamał, zasypał wpadkę toną słów i uważał, że wszystko jest w porządku. Nic się nie stało, możemy żyć dalej, nie wygłupiaj się Aga. Nie rozmawialiśmy więcej o Arlecie, ale we mnie narastał żal. Nie o głupi flirt w sieci, tylko o to, że Krzysiek nie potrafił zdobyć się na szczerość.

Od ponad roku przebywaliśmy pod jednym dachem, pracując w domu i prawie się nie rozstając. Sprawiedliwie podzieliliśmy stół na pół, tworząc domowe biuro. Wytrzymaliśmy w tej konfiguracji równy miesiąc, po czym wyniosłam się do sypialni. Skleciłam tam sobie kącik, mniej wygodny, ale na tyle odizolowany, bym mogła skupić się na tym co robię. Jakoś szło, chociaż, jak każdy, tęskniłam do normalności. Do koleżanek, biurowych rozmów o niczym, spotkań przy automacie do kawy, a przede wszystkim do podziału doby na czas pracy i odpoczynku. W domu te granice się zacierały…

Oboje byliśmy zmęczeni i poirytowani, kiedyś, przed wiekami, rok temu, żyliśmy inaczej. Przyjmowaliśmy przyjaciół, robiliśmy wypady w fajne miejsca, urządzaliśmy seanse filmowe połączone w wchłanianiem fury niezdrowych przekąsek i degustacją przedziwnych trunków, których nazwy uleciały mi z pamięci. Nie tylko one, powoli zapominałam, jak cieszyć się życiem. 

Krzysiek snuł się po mieszkaniu w dresie, zaniedbany i nieskory do rozmowy. Długotrwałe przebywanie pod jednym dachem wyraźnie nam szkodziło, wieści ze świata przytłaczały, przyszłość rysowała się niepewnie. 

Czy dlatego znalazł sobie odskocznię?

– Nie będę tego jadł – oznajmił Krzysiek odsuwając zieloną zupę.

Zaczęłam pochłaniać zawiesinę w zaciętym milczeniu, smakowała jak wyglądała, ale nie poddawałam się. Krzysiek obserwował mnie z zastanowieniem.

– Robisz to dla zdrowia, czy chcesz się umartwiać?

Zawiesiłam wzrok na dodatkowych kilogramach, które usadowiły się tam, gdzie rok temu Krzysiek miał płaski brzuch.

– Przydałyby nam się zmiany. Pomyślałam, że możemy zacząć od modyfikacji nawyków żywieniowych – wypaliłam.

Krzysiek się przestraszył, w kontekście rozebranego zdjęcia Arlety, jak sądziłam.

– Aga, jakie zmiany masz na myśli?

– Będziemy zdrowo jeść, potrzebujemy witamin i wzmocnienia organizmu – mało się nie roześmiałam, gdy zobaczyłam wyraz ulgi na jego twarzy. – Zielone koktajle z warzyw też mam w planach.

Krzysiek potrząsnął głową, jakby chciał odgonić natrętnego komara.

– Z trawy? Ja się na to nie piszę, głodny jestem. Zamówię coś na wynos.

Wzruszyłam ramionami.

– Jak chcesz, ale mnie nie bierz pod uwagę. Dziś przeprowadzam detoks, chcę wyczyścić swoje życie.

– Czy my na pewno rozmawiamy o jedzeniu? –  upewnił się, zaglądając do lodówki.

– Możemy o czym innym, jeśli chcesz – rzuciłam mu koło ratunkowe.

Minęło go o kilometr, nigdy nie rozumiał aluzji, zawsze musiałam wykładać kawę na ławę. Tego dnia już nie porozmawialiśmy o Arlecie, żeby czymś zająć myśli zabrałam się do kompletowania jadłospisu, w którym zupa z ogra grała pierwsze skrzypce. Oprócz niej było mnóstwo zdrowych potraw, do przyrządzenia których należało użyć tony warzyw i wielu dziwnych dodatków.

Nie zaszkodziła mu Arleta w skąpej bieliźnie

Rzuciłam się w wir gotowania, wyciskania i miksowania, starałam się nie myśleć wciąż o ślepym zaułku, w którym znalazło się nasze małżeństwo. Na pozór wszystko grało, ale nic nie było takie jak przedtem i to właśnie spędzało mi sen z powiek. Dosłownie, więc do jadłospisu dołożyłam ziołowe herbatki, w tym parzona na noc melisa. Głodny Krzysiek jęczał i zamawiał dania na wynos, pełne cholesterolu i tłuszczów trans, nasz związek, zmierzał ku przepaści. Nie zaszkodziła mu Arleta w skąpej bieliźnie, wykańczały go zielone koktajle o smaku zleżałej trawy.

A ja się uparłam. Jadłam zupę z ogra, świecąc przykładem i wykańczając psychicznie Krzyśka. Do tej pory robiliśmy wszystko razem, smakowało nam to samo, dzieliliśmy łóżko i stół, także przemyślenia i wpadki, takie jak koronkowe stringi Arlety. Jeśli to się zmieniło, mogło zmienić się wszystko inne, bo dlaczego nie?

– Aga, porozmawiajmy – nie wytrzymał w końcu Krzysiek. – Nie mogę patrzeć, jak jesz to zielsko, trawa jest zdrowa, ale bez przesady. Mam wrażenie, że robisz mi na złość, tylko nie wiem dlaczego.

– Warzywa liściaste mają mnóstwo witamin i soli mineralnych – odparłam atak.

– Przewidziałem, że tak powiesz. Proszę – na stole pojawiły się dwa słoiczki z kolorowymi nalepkami. – W tych tabletkach jest wszystko to co w zielsku, które pochłaniasz z takim zapałem, tylko więcej i lepiej. Skoncentrowane składniki z roślin, kumasz? Zbilansowane i tak dalej, samo zdrowie. Wszystko, jak trzeba, nie musisz już się męczyć, wiem że tak naprawdę nie lubisz zupy z ogra.

– Nie lubię też być okłamywana – powiedziałam obojętnie, udając że interesuje mnie wyłącznie ulotka wyjęta z opakowania witamin.

– Chodzi ci o to zdjęcie? – odgadł w końcu Krzysiek. – Rany, myślałem, że sprawa jest zamknięta. W tej izolacji wszyscy głupiejemy, ale to nic poważnego. Arleta trochę odjechała, siedzi sama w wynajętej kawalerce, nie ma nikogo bliskiego i jej odbiło.

– Wymyśliła, że zbliży się do ciebie? – zmrużyłam oczy, przenosząc wzrok na Krzyśka. Wiele zależało od jego odpowiedzi, tym razem mnie nie zawiódł.

– Tak jakby – przyznał z oporem, ale szczerze. – Przysłała mi kilka zdjęć z firmowych imprez, pisała że tęskni za tamtymi czasami. Odpisałem, że też mam dość zamknięcia, wzywa mnie świat. Ona w odpowiedzi przysłała mi zdjęcie z dzieciństwa, zrobione nad morzem. Tak się bawiliśmy, aż w końcu dostałem fotkę w koronkowej bieliźnie. Głowiłem się właśnie, co odpowiedzieć, kiedy weszłaś i ją zobaczyłaś.

– Co odpisałeś Arlecie?

– Nic. Ona też się nie odzywa, więc nie ma sprawy – zapewnił Krzysiek. – Czy teraz będziemy mogli zjeść razem coś porządnego? W domu nie ma nic oprócz trawy ogra, więc zapraszam cię na spacer. Po drodze nasze organizmy cichaczem wyprodukują na słońcu trochę witaminy D, a my kupimy coś do żarcia. Ja wybiorę, bo ty musisz ochłonąć po eksperymentach z tym zielskiem i stać się taka jak przedtem.

Zgodziłam się. Czeka mnie jeszcze rozmowa z Arletą. Tylko facet może uważać, że wszystko jest w porządku. Może zaproponuję jej zupę z ogra?

Czytaj także:
„Córka z rodziną traktuje mój dom jak hotel, a mnie jak gosposię. Żałuję, że zgodziłam się przygarnąć ich pod swój dach”
„Arek stracił pracę i zmienił się w zgnuśniałego lenia. Musiałam harować jak wół, żeby wystarczyło na kredyt i jedzenie”
„Mąż od razu zakochał się w córeczce. Ja zajmowałam się nią z obowiązku i nie czułam do niej miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA