Największą rozrabiaką w naszej szkole była Klaudia – drobna, szczuplutka dziewczyna z burzą rudych włosów. Kipiała energią, była zawsze uśmiechnięta i przyjazna, pomagała słabszym w nauce, jednym słowem – należała do tych, których wszyscy znają i pamiętają o nich, nawet po latach.
O Klaudii nie można było powiedzieć niczego złego, owszem, zaskakiwała nadmiarem energii, ale to były wygłupy dowcipne i nikomu nie robiły krzywdy. Może dlatego wszystko jej uchodziło na sucho. Klaudia była przewodniczącą szkolnego samorządu do końca liceum.
Ileż fajnych akcji wymyśliła, ile wycieczek zorganizowała i z iloma szkołami za granicą nawiązała kontakt, żeby można się było odwiedzać w ramach wymiany! Jeśli się miało jakiś kłopot, szło się najpierw do Klaudii, a dopiero potem do wychowawcy. Zawsze jakoś pomagała, była w tym naprawdę dobra.
Tuż przed maturą gruchnęła wieść, że Klaudia idzie do zakonu. Nie wierzyliśmy. Byliśmy pewni, że to jej kolejny dowcip, bo wprawdzie wszyscy ją widywali w kościele na mszach i słyszeli o jej działalności oazowej, ale myśleliśmy, że to jedno z jej rozlicznych zajęć i aktywności. Dopiero kiedy sama potwierdziła tę wiadomość, kompletnie nas zamurowało. Jak to? Ona? Miałaby dać się zamknąć za murami jakiegoś klasztoru?
To się wydawało nieprawdopodobne!
Jednak powoli zaczęliśmy składać pewne fakty w całość i wyszło na to, że niewiele o niej wiemy. Bo niby dlaczego Klaudia nie miała chłopaka? Wszyscy się umawiali na randki, kochali, zrywali, zmieniali obiekty uczuć, a ona – nic! Przecież była bardzo ładna, sympatyczna i mądra, więc powinna mieć adoratorów na pęczki.
Dziewczyny też dopiero teraz zaczynały kojarzyć, że Klaudia tyle razy wysłuchiwała ich miłosnych zwierzeń, ale nigdy im nie mówiła o sobie. Ale jak to w życiu bywa, po pierwszym szoku ciekawość i emocje opadły. Każdy się zajął własnymi sprawami, zaczęły się egzaminy wstępne na studia i przestaliśmy myśleć o Klaudii. Dopóki była wśród nas, wydawała się niezastąpiona. Zniknęła i szybko o niej zapomnieliśmy.
Dopiero ktoś z nas przypadkiem i po długim czasie zobaczył ją w necie. Okazało się, że jest misjonarką w Ekwadorze. Spod białego welonu wyglądały jej ognistorude włosy, więc nie było mowy o żadnej pomyłce, chociaż fizycznie Klaudia się zmieniła. Cóż, w końcu upłynęło sporo lat…
Najpierw pracowała wśród Indianek z plemienia Saraguro. Była położną, felczerem, nauczycielką, kierowcą, kiedy trzeba – kucharką. Później została nauczycielką w szkole dla dziewcząt pochodzących z dżungli i to była niezwykle trudna praca, bo wśród młodych Ekwadorczyków prostytucja, handel ludźmi i narkotykami to chleb powszedni.
Do tego dochodziła walka z czarami, magią i przesądami tak trwałymi i starymi jak sam Ekwador. Klaudia dwukrotnie naraziła się miejscowej mafii, raz ciężko zachorowała, raz była na krawędzi śmierci… Jak na jedno całkiem jeszcze młode życie wystarczy!
Skrzyknęliśmy się i napisaliśmy list na adres jej zgromadzenia, z prośbą o jego doręczenie. Odpowiedź przyszła dopiero po roku. Klaudia pisała, że jest wzruszona, że o niej pamiętamy. Dziękowała i pytała o nas, o nasze sprawy, rodziny, dzieci. Zapewniała, że się za nas modli, i też prosiła o modlitwę.
Zapadła ciężka, niezręczna i długa cisza
Na koniec wspominała, że będzie wdzięczna za każdą ofiarę, każdy datek dla swoich podopiecznych. Postanowiliśmy więc zorganizować zbiórkę, ale wszystko jakoś się opóźniało, ślimaczyło i w końcu nic z tego nie wyszło. Znowu minęło trochę czasu i dopiero niedawno, podczas zjazdu naszej szkoły, przypomnieliśmy sobie o Klaudii.
– Była taka fajna… – powiedziała Mariola. – Jakoś głupio wyszło, że nic dla niej nie zrobiliśmy. W końcu nie prosiła dla siebie, tylko dla innych.
– Jak zwykle – odparł Arek. – Ona zawsze była dla kogoś, więc nic dziwnego, że tak zostało. Swoją drogą, mogła się głośniej upomnieć. Przecież byśmy nie odmówili.
Potem się rozeszliśmy i jakoś już się o Klaudii nie wspominało, bo była fajna zabawa i nikt nie miał ochoty na smutne wspomnienia. Każdy miał przecież jakieś własne zgryzoty. Każdemu w jakimś momencie przydałaby się czyjaś pomocna dłoń. Niektórzy potrafili się upomnieć o pomoc, poprosić. Inni… No cóż, samo życie…
Czytaj także:
„Przez mój długi jęzor wszyscy wiedzą, że moja przyjaciółka była molestowana przez ojca. Straciłam jej zaufanie i miłość"
„Mój syn ma romans z kobietą starszą o 20 lat od niego. Co gorsza, to moja przyjaciółka!”
„Miesiącami wysłuchiwałam, jakiego kochanka ma moja przyjaciółka. Potem okazało się, że to mój ojciec”