„Na starość chciałam podróżować, ale dzieci mnie wyśmiały. Jak chcę wygrzać kości, to mogą kupić mi koc”

załamana babcia fot. iStock, aquaArts studio
„Całe swoje życie poświęciłam rodzinie. Na starość zostałam sama – mąż nie żyje, a dzieci już dawno wyfrunęły z rodzinnego gniazdka. Nie chcę gnić w czterech ścianach. Jestem w dobrej formie i chcę zobaczyć trochę świata”.
/ 31.10.2023 08:30
załamana babcia fot. iStock, aquaArts studio

Wychowywanie dzieci i prowadzenie domu to ciężka praca, ale ja się nigdy nie skarżyłam i nie użalałam nad sobą. Nawet kiedy życie rzucało kłody pod nogi, potrafiłam wykrzesać z siebie optymizm i dostrzegać pozytywne aspekty takich sytuacji.

W młodości marzyłam o pracy w branży turystycznej, ale mając niespełna 20 lat, wyszłam za mąż i rok później, zostałam mamą. W przeciągu kolejnych 4 lat na świecie pojawiła się jeszcze dwójka maluchów, więc moje plany i aspiracje poszły w kąt. Wiosna za wiosną leciały, dzieci dorastały, a ja wcale nie czułam się na tyle, ile wskazywała metryka.

Teraz mam 65 lat, ale moje ciało i psychika są w naprawdę znakomitej kondycji. Pomimo licznych obowiązków zawsze starałam się dbać o sobie, ponieważ nie wyobrażałam sobie, że mogłabym spędzić starość na staniu w kolejkach do specjalistów.

Miałam swoje zainteresowania, którym oddawałam się na tyle, na ile czas mi pozwalał. Wcale nie widzę siebie w roli staruszki, która siedzi zamknięta w czterech ścianach i buja się w fotelu. Mój umysł nadal pozostaje otwarty na nowe wyzwania, dlatego zapragnęłam podróżować.

Po śmierci Stanisława zamknęłam się w sobie i pogrążałam w samotności, lecz dzięki przyjaciółkom udało mi się pokonać ten stan i odzyskać chęci do życia. To smutne patrzeć, jak ukochani ludzie odchodzą – tym bardziej trzeba doceniać każdą sekundę, ponieważ nie wiadomo, czy nie będzie ostatnią. Wychodzę z założenia, że nie ma co marnować czasu na marazm i siedzenie na kanapie – bez względu na to, co pokazuje PESEL.

Zapragnęłam poznawać świat

– Mamo, i na co ci to? – westchnęła Monika, moja starsza córka, gdy powiedziałam dzieciom o tym, że wybieram się do Rzymu. – Nie lepiej zostać w domu? W twoim wieku latanie samolotami może być niebezpieczne, a poza tym takie podróże sporo kosztują.

– No właśnie, w domu też możesz odpocząć, a przy okazji zająć się wnukami – Monice wtórował Jacek, mój najmłodszy syn.

Doskonale wiedziałam, że chodzi przede wszystkim o pieniądze. Stanisław troszczył się o byt rodziny i pozostawił mi całkiem spory majątek. Dzieci finansowo radziły sobie świetnie, ojciec też je odpowiednio pod tym względem zabezpieczył. Nie miały więc na co narzekać, ale pewnie z przyjemnością położyłyby łapy również i na moich pieniądzach. Co w tym złego, że chciałam przeznaczyć je na własne przyjemności?

Cała ta udawana troska strasznie mnie irytowała. Nie uważałam bowiem, że moim przeznaczeniem jest siedzieć w domu. Poza tym nie jestem zgrzybiałą, schorowaną staruszką, dla której byle przeziębienie stanowi zagrożenie życia. Nie brakuje mi wigoru – bardzo żałuję, że moje dzieci tego nie doceniają. Zamiast tego widzą wariatkę, która zamiast niańczyć wnuki i grzać kości pod kocem, ma w głowie jakieś eskapady.

– Mogłaś to z nami skonsultować – Tomek, starszy syn, miał pretensje o wyjazd do Rzymu. – Przecież mieliśmy z Anią wyskoczyć gdzieś na parę dni bez dzieci, a ty nas postawiłaś w trudnej sytuacji.

Miałam tego dość

Na każdym kroku żale i kapryszenie. Roszczeniowa postawa moich dzieci nie była tym, co starałam się im wpajać od małego. Koniec końców dopadły mnie potworne wyrzuty sumienia i dla świętego spokoju zrezygnowałam z wycieczki. Wcale nie czułam się z tym dobrze i komfortowo, ale nie chciałam dłużej wysłuchiwać gadania, jaka to ze mnie stara egoistka.

Syn z żoną oczywiście wybrali się na krótki urlop, a ja zostałam z ich bliźniaczkami. Kocham moje wnuki, ale znudziła mi się rola darmowej opiekunki, która musi być na każde zawołanie i nie ma prawa do swoich planów. Zajmując się dziewczynkami, zastanawiałam się, co ze mną jest nie tak, skoro nie potrafię odmówić i postawić wyraźnych granic.

Poskarżyłam się moim przyjaciółkom na dzieci i sposób, w jaki mnie traktują.

– Robią tak, bo im na to pozwalasz – Hania jak zwykle bez ogródek powiedziała, co myśli. – Sama to przerabiałam, więc cię rozumiem.

– Kochana, pamiętaj, powinnaś troszczyć się w pierwszej kolejności o siebie. Wszystkim nie dogodzisz – łagodny uśmiech Zosi od razu dodał mi otuchy.

Dziewczyny – nie potrafiłam nazywać ich inaczej – wpadły na szalony pomysł, abyśmy razem wybrały się na weekend do Paryża.

– Ewuniu, dla ciebie będzie to taka próba ognia. Tylko nic nie mów dzieciom – poradziła Hanka.

Tak też uczyniłam. Nic nie pisnęłam, a kiedy Monika znowu chciała mi „sprzedać” dzieciaki, spokojnie odparłam, że mam inne plany i niestety tym razem nie mogę.

– Ale jak to? – córka była wyraźnie oburzona. – Ciężko było wcześniej nas uprzedzić?

– Skarbie, jestem dorosła i nie muszę się wam tłumaczyć – bałam się, że słowa te nie przejdą mi przez gardło, ale gdy już to nastąpiło, poczułam niewymowną ulgę.

– Jak mamo chcesz, lecz to jest nie fair – żachnęła się Monika.

W ostatniej chwili ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć czegoś, czego potem będę żałować. Rzecz jasna wieści rozeszły się w błyskawicznym tempie i jeszcze tego samego dnia odebrałam telefony od Jacka i Tomka. Trudno było im przyjąć do wiadomości to, że ich matka ma odwagę podejmować decyzje bez pytania o zgodę. Jednakże tym razem nie poddałam się i nie pozwoliłam wpędzić się w poczucie winy.

Zarówno na mnie, jak i na Hance oraz Zosi, Paryż wywarł ogromne wrażenie, oczywiście w pozytywnym rozumieniu tych słów. Z jednej strony byłam zła na siebie, że tak długo zwlekałam z realizowaniem marzeń, a z drugiej doświadczyłam czegoś naprawdę niesamowitego – niczym nieskrępowanej wolności.

We trzy byłyśmy zgodne co tego, że Paryż to tylko początek. Po szybkiej burzy mózgów wybór padł na Londyn. Poinformowałam o tym dzieci, podając im termin wyjazdu. Nie miały wyjścia – jeśli zamierzały poprosić mnie o to, żeby posiedziała z wnukami, musiały dostosować się do mnie, a nie odwrotnie.

Przyjaciółki sprawiły, że wreszcie zrozumiałam, że moje potrzeby są równie ważne, co potrzeby innych ludzi. Razem miałyśmy zamiar odwiedzić parę ciekawych miejsc. Wciągnęło to nas do tego stopnia, że założyłyśmy stronę na Facebooku, gdzie dzieliłyśmy się swoimi doświadczeniami i zachęcały osoby w naszym wieku do wyjścia z domów. Nie sądziłyśmy, że ktoś to w ogóle będzie czytał, ale dość prędko zdobyłyśmy niemałe grono fanów, które stale się powiększa.

Podróże dodały mi pewności siebie

Zawsze żyłam w cieniu wymagań stawianych przez rodzinę. Teraz przestałam stawiać siebie na szarym końcu kolejki. Zmieniłam styl ubierania się na bardziej odważny i skończyłam z przejmowaniem się tym, co w moim wieku wypada, a co niekoniecznie. Poza granicami Polski spotkałam mnóstwo rówieśniczek i rówieśników, którzy byli niczym kolorowe motyle – piękni, zadbani, otwarci i uśmiechnięci.

Moim dzieciom niełatwo było przywyknąć do mnie w nowej odsłonie, ale nie miały innego wyjścia, jak to zaakceptować. Raptem okazało się, że wszystko da się pogodzić – pomoc przy wnukach i indywidualne pasje.

– Wiesz, mamo, jestem z ciebie dumna – słowa, które pewnego dnia usłyszałam od Moniki, były jednym z najwspanialszych komplementów, jakie kiedykolwiek usłyszałam.

– Kochanie, ja z ciebie też – odparłam. – Zastanów się, czy nie miałabyś ochoty pojechać gdzieś razem z matką. Wiesz, taki babski wypad.

– A co z dziećmi? – spytała zaniepokojona córka.

– Przecież mają tatę – przypomniałam jej o tym, o czym kobiety często zapominają, a potem narzekają, że wszystko jest na ich głowach. 

Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że jestem szczęśliwa.

Czytaj także:
„Córka marzyła o dziecku, ale to ja zaszłam w ciążę. Mój syn nazywa mnie babcią, a ja chcę wierzyć, że zrobiłam dobrze”
„Zdradzałem żonę, bo taka jest natura mężczyzny. W zemście zrobiła mnie na szaro, a ja wyszedłem na głupka”
„Mąż miał więcej kochanek niż las kasztanów. Pomyśleć, że dla takiego zdrajcy porzuciłam prawdziwą miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA