Nie sądziłam, że prezent ślubny może być wielkim powodem do zazdrości. A jednak! Spotkałam na swojej drodze zawistną małpę, która chciała się na mnie zemścić.
Pochodzenie tego obrazu było tajemnicą
Nie chcieliśmy wielkiego wesela. Razem ze Sławkiem woleliśmy skromną ceremonię, ale obecność najbliższych nie podległa dyskusji. Najbardziej cieszyłam się na wizytę mojej cioci Eli z Kanady, starszej siostry mojej matki. Pamiętałam ją dobrze z dzieciństwa. Jej niewielkie mieszkanie na Starym Mieście było ładnie urządzone – ciocia, wdowa po ambasadorze, zawsze radziła sobie doskonale.
Czasem moja matka zgadzała się na nocowanie u ciotki. Dla mnie to było zawsze wyjątkowe wydarzenie. Szczególnie dobrze zapamiętałam ten cudowny obraz, który zdobił salon. Portret młodziutkiej kobiety, namalowany pastelami. Niesamowicie mi się podobał, chociaż wtedy nie miałam pojęcia, że jego autorką jest Olga Boznańska…
Dopiero gdy dorosłam, dowiedziałam się od matki, że wiele lat temu pewien bogaty, ale już żonaty mężczyzna podarował go mojej ciotce. To był jego sposób na przeprosiny dla Eli, za to, że nie mógł z nią być. Niestety, w ostatnich latach rzadko miałam okazję spotkać się z ciocią. Wyjechała za granicę z jednym z kochanków, których miała wielu po śmierci męża. Nie zdecydowała się na powrót do Polski nawet po przejściu na emeryturę, twierdząc, że w Vancouver ma teraz więcej znajomych i co najważniejsze, lepszą opiekę medyczną.
– Kiedy słyszę, co się dzieje w Polsce, to zdaję sobie sprawę, że to już nie jest na moje nerwy, Isiu – wyznała. – No i wiesz przecież, że jestem o dwanaście lat starsza niż twoja matka, nie mam już tyle sił co kiedyś.
– Ciocia tylko tak gada! – sprzeciwiłam się. – Zobaczysz, ciociu, jeszcze zatańczysz za moim weselu!
Byłam pewna, że tak się stanie i naprawdę liczyłam na to, że ciocia pojawi się na moim ślubie. Niestety, los miał dla niej inne plany. Krótko przed ślubem dotarły do nas z Kanady smutne wieści o stanie zdrowia cioci Elżbiety. Miała udar, a rokowania były dalekie od optymistycznych. Na szczęście udało jej się jakoś z tego wykaraskać, ale w takim stanie podróż samolotem trwająca wiele godzin była poza dyskusją.
– Isiu, obiecaj, że wpadniecie do mnie zaraz po weselu – poprosiła mnie ciocia.
– Daję słowo! I na pewno wyślę ci film ze ślubu i z imprezy – obiecałam.
Co skrywa ta paczka?
Byliśmy młodą parą, która odkładała na własne mieszkanie. Przyjaciele i rodzina, którzy doskonale zdawali sobie sprawę z naszych planów i dawali nam przede wszystkim koperty z gotówką. Dlatego byłam nieco zaskoczona, kiedy po toastach i pierwszym tańcu, moja matka dyskretnie wywołała nas na korytarz... A tam wskazała na dość duże pudełko, pięknie zapakowane i do tego efektownie przewiązane wstążką.
– To prezent ślubny od cioci Eli – oznajmiła.
Gdy z zaciekawieniem odpakowałam starannie owinięty papier, na moment straciłam mowę. A chwilę potem łzy same zaczęły mi spływać po twarzy. Jedyne, co zdołałam wydusić z siebie, to:
– Nie mogę w to uwierzyć, nie mogę! Sławek, zobacz!
Okazało się, że ciocia Ela postanowiła podarować mi obraz, ten, który zawsze uwielbiałam. Obraz namalowany przez Olgę Boznańską.
– Wow! Prawdziwy?– ze zdziwieniem zapytał Sławek. – A gdzie go będziemy trzymać, w sejfie? Przecież to jest warte fortunę!
Ostatecznie jednak nie zdecydowaliśmy się na chowanie obrazu. Wręcz przeciwnie, zawisł w największym pokoju w naszym nowym mieszkaniu, do którego przeprowadziliśmy się parę miesięcy po ślubie. Zamiast standardowej parapetówki postanowiliśmy zorganizować niewielką imprezę dla naszych najbliższych przyjaciół. W towarzystwie znalazła się również pewna dziewczyna, która jeśli wierzyć plotkom, dawniej była zakochana w Sławku. Ale była też częścią jego dawnej ekipy i trochę słabo by wyszło, jeśli uznałabym, że nie chcę jej zapraszać. Chociaż nie to, że bym nie chciała. Monika bowiem irytowała mnie swoim zachowaniem, i to z premedytacją.
– O, całkiem przyzwoita podróbka! – rzuciła, spoglądając na mój ukochany obraz z takim brakiem szacunku, że poczułam się osobiście dotknięta.
Pewnie powinnam była wtedy ugryźć się w język... Ale nie udało się. Emocje wzięły górę.
– To oryginał – wytyczałam, zaciskając przez zęby.
– Pewnie od dawna jest w rodzinie? – przyglądała mi się uważnie.
– To prezent od cioci Eli na nasz ślub – wtrącił Sławek, otaczając mnie ramieniem.
Zauważyłam cień, który przemknął po twarzy Moniki. Szczerze mówiąc, bardzo mnie ucieszył. „Tak jest. Zazdrość ją zeżre” – przeleciało mi przez myśl. Nie bez satysfakcji.
Podatki to twór samego diabła
Nie przypuszczałam jednak, że zazdrość Moniki przybierze tak brutalną postać... W końcu, kto by się spodziewał, że ta krowa doniesie na nas do Urzędu Skarbowego!
– Poprosili nas o dostarczenie dowodów na to, w jaki sposób obraz od twojej ciotki do nas trafił – Sławek odczytał list od urzędu skarbowego.
– Kurde. Powinniśmy się bać? – zaczęłam się martwić.
– Nie wiem. Zapytam kumpla, który jest prawnikiem, być może będzie w stanie nam jakoś pomóc – stwierdził mój mąż.
– Czy wartość tego obrazu przekracza 7 tysięcy złotych? – spytał kolega.
– Oczywiście, że tak! – odpowiedziałam z nutą irytacji. – Według szacunków, które robiła moja ciocia, ten obraz jest wart sto tysięcy złotych! W sumie to nie tak wiele, biorąc pod uwagę, że to dzieło Boznańskiej. Słyszałam, że niedawno dwa z jej obrazów poszły za ponad milion.
– No to nie jesteście w ciekawej sytuacji. Prawo reguluje takie rzeczy. Zgodnie z ustawą, która mówi o spadkach i darowiznach, od krewnych z drugiej grupy podatkowej, do której zaliczamy ciotki i wujków, bez płacenia podatku można otrzymać przedmioty lub sumę pieniędzy o wartości do 7878 złotych – wyjaśnił nam Janek. – Jeśli dostaniesz coś droższego, musisz zapłacić podatek. Mówisz, że obraz jest wart 100 tysięcy złotych, no to trzeba zapłacić 10304 złotych i 66 groszy. Jeżeli darowizna by miała wyższą wartość, i podatek będzie odpowiednio większy. Ale szacunki twojej ciotki tu nie wystarczą, wartość obrazu musi ustalić specjalista, którego wybierze urząd.
Mogliśmy odetchnąć z ulgą
Spojrzeliśmy na siebie ze Sławkiem. Dziesięć tysięcy złotych! Nie mieliśmy takiej kasy...
– Kto wymyślił te podatki! Czy skarbówka musi się zawsze tak rządzić? – Sławek wyraźnie się zdenerwował.
– Czekaj... Jeśli obraz dałaby wam matka twojej żony, nie musielibyście płacić ani grosza.
– Co masz na myśli? – zapytałam zaciekawiona.
– Słuchaj. W pierwszej kategorii podatkowej stawka wolna od opodatkowania to 9637 złotych, ale jeśli prezent zgłosisz do odpowiedniego urzędu w ciągu pół roku, to mogłabyś dostać nawet willę z basenem i nie musiałabyś płacić ani złotówki.
– No dobra, a kto jest w tej pierwszej kategorii podatkowej? – spytałam.
– Rodzice, bracia i siostry...
– Czyli jeżeli prezent od mojej ciotki, siostry mojej matki, najpierw trafiłby do niej, a następnie do mnie, to żadna z nas nie musiałaby płacić podatku? – analizowałam sytuację.
– Dokładnie tak! – potwierdził Janek. – Jeśli w ciągu pół roku zgłosiłybyście darowiznę.
– O mój Boże, ile jeszcze mamy czasu? – z nerwów zaczęłam się cała trząść,
– Wzięliśmy ślub ponad pięć miesięcy temu, dzisiaj jest dwunasty… – Sławek zaczął liczyć, po czym wykrzyknął: – Dwa tygodnie! Mamy jeszcze dwa tygodnie!
Od razu zadzwoniłam do mamy, a ona już kolejnego dnia złożyła papiery w urzędzie podatkowym. Jako dowód na otrzymanie obrazu od cioci, pokazała potwierdzenie przesyłki z zagranicy, które na wszelki wypadek zachowała. Na szczęście było na nim jej nazwisko. A potem ja zgłosiłam do urzędu, że obraz, który otrzymałam od mamy, był prezentem ślubnym.
– Czy to na pewno wystarczy? – zapytałam w urzędzie.
– Tak, to wystarczy – odpowiedziała urzędniczka, kiwając głową.
Okazało się, że niesympatyczna przyjaciółka Sławka zrobiła nam przysługę tym zgłoszeniem. Gdyby urząd dowiedział się o obrazie później niż w ciągu pół roku od naszego ślubu, pewnie musielibyśmy zapłacić karny podatek, a to aż 20 procent! W ten sposób uniknęliśmy poważniejszych konsekwencji...
Czytaj także:
„Henryk zostawił z niczym, ale po latach jestem mu wdzięczna. Dzięki temu stałam się kobietą sukcesu”
„Gdy zaszłam w ciążę, rodzice wyrzucili mnie z domu. Po latach sobie o mnie przypomnieli, bo chcieli mnie doić z forsy”
„Teściowa ubóstwiała sprytnego szwagra, ja byłem życiową niedojdą. Czar prysł, gdy cwaniak zrobił ją na kasę”