„Na rodzinne wakacje z dzieciakami zamiast żony zabrałem kochankę. Od dawna chciałem skończyć to małżeństwo”

meżczyzna który odszedł od żony fot. Adobe Stock
Bałem się spotkania Agaty z moimi dzieciakami, wiedziałem jednak, że nie ma już odwrotu. Albo ją polubią, albo… nie.
/ 12.03.2021 12:31
meżczyzna który odszedł od żony fot. Adobe Stock

– Znowu to samo! Jak tylko wymyślę dla nas jakiś fajny wyjazd, okazuje się od razu, że ty masz coś innego w planach!
Elżbieta, no co poradzę… – westchnąłem obłudnie. – Nowy szef, nowe porządki. Chce nas poznać i uważa, że najlepiej będzie to zrobić na wyjeździe survivalowym.
– I akurat teraz? Lepiej przyznaj, że nie chcesz jechać z Sobikami, i zmyślasz preteksty, by się wykręcić.

Pamiętam, że wtedy Elka naprawdę była zła, ale niespecjalnie mnie to już obchodziło.
Z Sobikami czy innymi snobami faktycznie nie mam ochoty nigdzie jeździć, i doskonale o tym wiesz – powiedziałem sucho. – Wolę mój wyjazd służbowy. Ale ty możesz jechać, nie krępuj się, przecież ci nie zabraniam. Pewnie będzie fajnie, w twoim stylu. Poznasz nowych ludzi, wyleżysz się w prawdziwym słońcu… – kusiłem.

Słowo „wyleżysz” miało duże znaczenie.
Często jeździliśmy rodzinnie w różne miejsca na całym świecie, ale nie Elżbieta. Ja i dzieci byliśmy zdobywcami świata, moja żona zaś całe dnie wylegiwała się nad basenem, otoczona palemkami z drinków. Nie miałem jej tego za złe. Już nie.
Na początku naszego małżeństwa walczyłem z tym jej wakacyjnym lenistwem i wygodnictwem, zwłaszcza że poznaliśmy się na spływie kajakowym.
– Jakoś musiałam cię zdobyć – skwitowała Elżbieta ironicznie, gdy jej to kiedyś wypomniałem. – Jedyne dziewczyny, na jakie zwracałeś uwagę, to były te z nogami brudnymi od łażenia boso po lesie.
– Czy to znaczy, że mnie oszukałaś?
Wzruszyła ramionami.
– Na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone – zaśmiała się.

Nie dociekałem więcej, i tak było za późno. Na szczęście Karolina i Kamil poszli w moje ślady, nie lubili basenowania, woleli wojażować po świecie wraz ze mną. Obciążeni plecakami z ekwipunkiem wspólnie odkrywaliśmy dostępne nam tereny. No i jeździli na obozy harcerskie, co stanowiło dla mnie duży powód do dumy.
A z Elżbietą tyle ugrałem, że co dwa miesiące miałem weekend tylko dla siebie. Na taplanie się w błocie, jak to określała. Plus wyjazdy firmowe, które też czasem dawały mi frajdę. Jak wtedy. Dlatego z przyjemnością się spakowałem i pojechałem.
Ognisko dogasało, ale nikomu nie chciało się ruszyć, żeby coś dorzucić. Wszyscy byli zmęczeni trzydniowym wysiłkiem i nocnymi libacjami. Dla mnie ten wyjazd był wyjątkowy. Bardziej wyjątkowy niż inne. Może dzięki nowemu szefowi, który okazał się równym facetem, i umiał nas motywować. Odzew załogi mógł być udawany, ale wydawało się, że wszyscy walczą z pasją. Choć niewykluczone też, że popisywali się przed prowadzącą. Tak jak ja. Ale przed taką kobietą nie mogłem inaczej, chciałem zrobić na niej wrażenie…

Agata była niesamowita. Ładna, zgrabna, wysportowana i silna. Do tego inteligentna, z poczuciem humoru i sporym doświadczeniem wyjazdowym. Moje wyprawy turystyczne przy jej eskapadach to był „pan Pikuś”. Robiła wszystko, co ja chciałbym robić, ale nie starczało mi odwagi. Tak, odwagi, bo musiałbym powiedzieć Elżbiecie „stop”, a tego nie potrafiłem zrobić, głównie ze względu na dzieci.
Trzy dni wysiłku okazały się dla mnie wyzwoleniem, szczególnie gdy pod koniec wymieniliśmy z Agatą numery telefonów. Od tej pory nic już nie było takie samo…

Nie spotykaliśmy się zbyt często. Oboje mieliśmy obowiązki zawodowe, a ja jeszcze rodzinę. Niemniej ukradkowe spotkania dawały mi tyle szczęścia, że odżyłem. Miałem wiele nowych pomysłów i szybko awansowałem na prawą rękę nowego szefa.
Przybyło mi obowiązków, jednak pieniądze też dostawałem większe, dlatego razem z Agatą zaczęliśmy planować wyjazd wakacyjny do Peru.
– Aguś… – zacząłem z wahaniem któregoś wieczoru – a co byś powiedziała na to, żebym zabrał ze sobą dzieciaki? Wóz albo przewóz. Albo cię polubią i wtedy będę miał drogę wolną…
– …albo wręcz odwrotnie – dopowiedziała smutno. – I co wtedy?
No właśnie, to był problem.

Co, jeśli jej nie zaakceptują?

Znając Elżbietę, wiedziałem, że łatwo nie będzie, że nie pozwoli mi odejść bez problemów. Ostatecznie nie każdy facet zagwarantuje jej tak luksusowe życie, do jakiego przywykła przy mnie. Jeśli dzieci staną po jej stronie, mogę zapomnieć o życiu z Agatą. A tego już sobie nie wyobrażałem.
– Aguś… – przytuliłem ją – wymyślę coś, obiecuję. Będziemy razem, tylko daj mi czas.
Nie zabierzesz dzieci do żadnej dżungli tylko dlatego, że ta zdzira tak chce! – moja żona strzeliła z grubej rury.
– Nie wiem, co masz na myśli, Elżbieta – odparłem, siląc się na spokój, choć wewnątrz cały się gotowałem.
– Nie wiesz? A która to? Twoja sekretarka? Czy twojego szefa? A może jakaś niewyżyta lala z księgowości? Taka, co to udaje, że woli adidasy zamiast szpilek.
Odetchnąłem z ulgą. Strzelała na oślep.
– Elżbieta, ale ja nie proszę o zgodę na wyjazd, ja cię tylko informuję – powiedziałem twardo. – Dzieci zasługują na prawdziwą wyprawę, a nie ciągłe chodzenie wokół basenu, przy którym mamcia leżakuje.

Przygryzła wargę. Wiedziała, że tu nie wygra. Bliźniaki nie lubiły z nią wyjeżdżać, bo się nudziły.
– I nie próbuj numerów z zatrzymywaniem na granicy – zastrzegłem. – Bo ja i tak pojadę, a ty zostaniesz z dwójką nastolatków, które na pewno nie podziękują ci za zmarnowanie wakacji.
Myślała intensywnie.
– Jeśli sądzisz, że w tym czasie będę siedziała tutaj na czterech literach, to grubo się mylisz, kochanieńki – wykombinowała w końcu. – Wyjadę na koniec świata i wydam wszystkie twoje pieniądze!
– Twój koniec świata to pewnie Riwiera Francuska – odparłem uszczypliwie. – A pieniądze są nasze. Jeśli je wydasz, ciekawe, czym zapłacisz kosmetyczce.

Miała ochotę tupnąć nogą jak mała dziewczynka, to było wręcz widać. Ale nie dałem jej szansy, wyszedłem z sypialni. Nie chciałem patrzeć, jak nasze małżeństwo coraz bardziej karleje i osiąga poziom dna.
Karolina zorientowała się, co jest grane, po dwóch dniach. Kamil potrzebował więcej czasu, ale pewnie gdyby nie siostra, nic by nie powiedział. Ale Karola chciała wiedzieć, na czym stoją, i po tygodniu poprosili mnie o rozmowę w cztery oczy.
– Tato, czy ty i Agata to tak na poważnie? – spytała rzeczowo moja córka.
– Tak – przyznałem się od razu.

Nie chciałem oszukiwać dzieci. Prawda jest zdecydowanie lepsza niż kłamstwo, które może tylko bardziej zranić.
– Tak – powtórzyłem. – Ja i Agata to coś na bardzo poważnie.
Czyli będziesz musiał się rozwieść z mamą, tak? – ciągnęła.
– Niestety, tak.
Spojrzeli na siebie.
– Tato… – grubym głosem odezwał się Kamil, który przechodził mutację i krtań mu sprawiała psikusy – masz naszą zgodę.

Oniemiałem. Dzieci dające ojcu zgodę na rozwód z ich matką? Tego jeszcze w kinie nie grali! Chciałem coś powiedzieć, ale Karolina mnie uprzedziła.
– Tato, my nie jesteśmy głusi – stwierdziła. – Ani ślepi. Mamy już po szesnaście lat i widzimy, jak zachowujesz się w domu, a jak przy Agacie. I wolimy cię takiego wesołego. Ja wiem, że mamie będzie głupio bez nas, ale cóż, siła wyższa.
Głupio…? Ciekawego określenia użyła. Nie smutno, nie przykro, tylko… głupio.
– To wy nie chcecie zostać z mamą? – wykrztusiłem zdumiony.
– Też jesteśmy zmęczeni – oświecił mnie Kamil. – Myślisz, że tylko ciebie się czepia? Tylko ciebie zamęcza?
– No – potwierdziła Karolina. – Wiecznie tylko pretensje: „Nie znacie innego koloru niż czarny?”, „Nie możecie słuchać innej muzyki, tylko tego gówna?”.
Trzeba przyznać, że świetnie naśladowała sposób mówienia Elżbiety.
– I każe się nam przyjaźnić z dziećmi swoich koleżanek, słodkich idiotek, z którymi jeździ do spa – uzupełnił listę zarzutów Kamil. – Brr, rzygać się chce od ich słodyczy.
– Synu, waż słowa – powiedziałem z wychowawczego przyzwyczajenia, bo generalnie miałem podobne zdanie o przyjaciółkach Elżbiety; były głupsze niż ustawa przewiduje i pazerne jak stado kotów.
– Jeden warunek – zastrzegła Karolina.
– Bez względu na to, komu nas sąd przydzieli, wakacje spędzamy z tobą i Agatą, gdziekolwiek pojedziecie.

Właśnie wróciliśmy z Nowej Gwinei. To nasza piąta wspólna wyprawa w czwórkę, i tym razem Agata i ja pojechaliśmy już jako małżeństwo. Walka o wolność nie była łatwa ani krótka. Elżbieta wytoczyła wszystkie możliwe działa, zatrudniła armię prawników, lecz warto było stracić, i to nawet sporo. Bo ostatecznie to ja wygrałem i zyskałem szczęście w najlepszym teamie świata.

Więcej prawdziwych historii:
„Żonę zawsze można wymienić, ale matkę ma się jedną. Dlaczego ona nie może zrozumieć, że nie mogę zostawić mamy?”
„Zaszłam w ciążę jeszcze przed maturą. 3 lata później Mariusz zostawił mnie dla »prawdziwej miłości«”
„Mąż przez rok ukrywał swój romans, ale moja siostra i matka obwiniają mnie o rozpad naszego małżeństwa”

Redakcja poleca

REKLAMA