„Na górską wyprawę zapakowałam szpilki. Zamiast zrobić wrażenie na góralu, wyszłam na wielkomiejską idiotkę”

kobieta w górach fot. Adobe Stock, ZoomTeam
„Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ściągnął z mojej nogi grubą skarpetę z wełny i rozpoczął dokładne oglądanie stopy. Nie spodziewałam się, że jego ręce będą tak delikatne i pełne ciepła. Zrobiło mi się bardzo przyjemnie”.
/ 20.11.2024 07:15
kobieta w górach fot. Adobe Stock, ZoomTeam

Serio nie wiem, co mi strzeliło do głowy, gdy spakowałam te śliczne szpilki na górską wyprawę. Chyba zakładałam, że cały ten wypad do schroniska to będzie głównie relaks przy ogniu i sączenie ciepłego piwka. W sumie cała nasza ekipa z firmy to przecież mieszczańskie dzieciaki, a nikt nawet nie miał wcześniej do czynienia z górskimi szlakami.

Okazało się, że kierownik przygotował dla nas kompletnie inną niespodziankę niż się spodziewaliśmy. Myśleliśmy, że czeka nas przyjemny wieczór z poczęstunkiem i napojami przy płomieniach ogniska, a tymczasem on wymyślił wyprawę na zaśnieżony szczyt. Muszę przyznać, że wpadłam w panikę, gdy się o tym dowiedziałam – niestety dopiero po przyjeździe.

Liczyłam na awans

– Nie zabrałam butów do takiej wyprawy! – powiedziałam cicho do koleżanki.

– Co ty mówisz? – zdziwiła się Jagoda, wyciągając ze swojego bagażu porządne górskie obuwie.

Ze zdumieniem gapiłam się na jej ciężkie trekkingowe buciory. Kompletnie nie pasowały do jej wizerunku – zawsze paradowała w najwyższych szpilkach w całej firmie!

– Pożyczyłam je od mojego młodszego braciszka – wyjaśniła, widząc jak wybałuszam oczy. – Na moje szczęście mimo że ma dopiero 11 lat, nosi taki sam rozmiar co ja – 38!

– No ale... – próbowałam coś powiedzieć, lecz urwałam wpół słowa. Dotarło do mnie, że zachowuję się głupio, dziwiąc się, że ktoś wziął porządne buty na wyjazd integracyjny w góry.

Siedziałam i rozmyślałam, skąd ta elegantka wiedziała o odpowiednim stroju.

– Co, nie sprawdziłaś swojej poczty? – Jagoda zauważyła, że jestem zdziwiona. – Szef rozesłał wiadomość na dwa dni przed wyjazdem.

– Do diabła, przecież byłam wtedy w terenie! – wybuchłam. – Czyżby zapomniał o mojej delegacji?

– No cóż, wygląda na to, że czeka cię nocleg w schronisku – skomentowała, unosząc ramiona.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że mój przełożony wymaga bezwzględnego podporządkowania i stawia na współpracę zespołową. Nieobecność podczas wspólnego wyjazdu to kiepski punkt w jego oczach. A ja tak liczyłam na ten awans... Muszę znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie pozwolę, żeby taka głupota przekreśliła moje dotychczasowe osiągnięcia.

Obserwowałam ich przez szybę

Wydawało mi się, że dam sobie radę z każdą górską wspinaczką, nieważne w jakich butach. No dobra, może się potknę parę razy po drodze, ale co z tego. Liczyłam, że nie będę jedyną osobą, która nie wzięła odpowiedniego obuwia. Następnego dnia rano, gdy zeszłam na dół w tych moich beznadziejnych butach, zobaczyłam, że cała reszta ekipy ma na sobie profesjonalny sprzęt. Od razu schowałam się za filarem i po cichu wróciłam do swojego pokoju.

Stamtąd zadzwoniłam do Jagody, mówiąc żeby wyruszali beze mnie, tłumacząc się rozstrojem żołądka.

– Spotkam się z wami później, jak tylko poczuję się lepiej – powiedziałam, walcząc ze łzami napływającymi do oczu.

Obserwowałam przez szybę, jak cała grupa podąża za kierownikiem, wychodząc po kolei. Beze mnie... Ale nie zamierzałam się poddać. Postanowiłam ruszyć w ten górski szlak. Przecież trasa nie wydaje się specjalnie trudna. Dam sobie radę, choćby i w tych modnych butach na wysokim obcasie.

Zmierzałam do wyjścia, idąc przez długi korytarz i czując w sercu promyk nadziei. W pewnym momencie, mijając jadalnię, ogarnęło mnie dziwne przeczucie – ktoś mnie obserwował. Zerknęłam w bok i dostrzegłam faceta siedzącego samotnie w kącie na ławeczce. Na jego widok przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Chociaż nosił grubą wełnianą bluzę, było widać, że regularnie ćwiczy. Kiedy posłał mi uśmiech, nagle poczułam się dziwnie skrępowana.

Może powinnam zostać tutaj, strzelić sobie jakieś ciepłe piwko i poczekać. Bo kto wie, co się wydarzy? Ostatecznie jednak stwierdziłam, że to bez sensu i ruszyłam na dwór. Nie przeszłam nawet stu kroków od schroniska, kiedy się pośliznęłam, ale nie zamierzałam się poddawać. Ucieszyło mnie odkrycie, że stawiając mocno stopy na piętach, mogę wykorzystać obcasy jako podporę – wbijały się w śnieżną pokrywę, dając mi stabilne oparcie.

Po raz kolejny przekonałam się, że moje zadufanie było przedwczesne. W momencie, gdy poczułam się pewnie... znowu wylądowałam na ziemi. No jasne! Kto by pomyślał, że szpilki na oblodzonej powierzchni zachowają się niczym profesjonalne ostrza do jazdy figurowej! Straciłam równowagę i zamiast elegancko iść, zjechałam tyłkiem po śniegu kawałek w dół zbocza. Dopiero niewielkie krzewy powstrzymały mój nieplanowany zjazd. Tkwiłam tam bez ruchu, obawiając się, że to może nie być koniec mojej niezbyt przemyślanej przygody.

Powoli pokonałam stromą ścieżkę

Zdawałam sobie sprawę, że potrzebuję pomocy, ale pamiętałam też zasadę, żeby w górach nie podnosić głosu – można w ten sposób spowodować lawinę. Jak mam się z tego wyplątać? Zanim zdążyłam wymyślić jakieś rozwiązanie, nad sobą usłyszałam czyjś głos:

– Coś się stało?

Spojrzałam do góry: to był ten atrakcyjny mężczyzna, którego widziałam wcześniej w jadalni!

– Chyba tak... – mruknęłam bez przekonania.

Z pomocą nieznajomego powoli pokonałam stromą ścieżkę. Wspierając się na jego boku, udało nam się dotrzeć do budynku schroniska. Wyczerpana, natychmiast opadłam na kanapę w swoim pokoju. On bez słowa komentarza zdjął mi buty, nie wspominając nic o moim nieodpowiednim obuwiu. Kiedy wyszedł, byłam przekonana, że już więcej się nie zobaczymy. Szkoda, zapowiadało się tak interesująco. Nawet nie zdążyłam mu podziękować za uratowanie mnie.

Dostrzegłam go, gdy stanął w drzwiach sypialni. Przyszedł z powrotem, niosąc parę sporych kubków. Do moich nozdrzy dotarł intensywny zapach przypraw z gorącego wina.

– Pani jest jak każda turystka z miasta – dużo energii, ale brakuje rozwagi – stwierdził w zamyśleniu, wpatrując się przez szybę na zewnątrz.

Przytaknęłam i zaczęłam mu się dyskretnie przyglądać. Charakterystyczny, ostry nos i mocno zarysowana broda.

Było w nim coś dzikiego, przypominającego nieokiełznaną naturę drapieżnika. Wtem przeszyło mnie okropne ukłucie. Dzieje się coś niedobrego! Chyba uszkodziłam sobie lewą kostkę.

– To boli? – zareagował od razu, błyskawicznie znajdując się przy mnie z zamiarem udzielenia pomocy.

To uczucie było wspaniałe

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ściągnął z mojej nogi grubą skarpetę z wełny i rozpoczął dokładne oglądanie stopy. Nie spodziewałam się, że jego ręce będą tak delikatne i pełne ciepła. Zrobiło mi się bardzo przyjemnie. Na całym ciele pojawiła mi się gęsia skórka. Kiedy ostrożnie dotykał palcami mojego ciała, szukając przyczyny problemu, przymknęłam powieki. To uczucie było naprawdę wspaniałe. Przez myśl mi przeszło, że chciałabym, żeby ta chwila trwała bez końca.

– Poproszę teraz o drugą nóżkę – powiedział swoim spokojnym głosem, a ja od razu wyciągnęłam ją w jego kierunku, posyłając mu delikatny uśmiech.

Wyczuwałam pod opuszkami, jak jego mięśnie są spięte. Mimowolnie zmieniłam pozycję na kanapie. Znieruchomiał na sekundę, jakby rozważał następny ruch. Wtedy uniósł moją stopę, a ja przestałam na moment oddychać.

W moim podbrzuszu pojawiało się coraz silniejsze napięcie. Patrzyłam na to, co robi i z minuty na minutę byłam coraz bardziej podekscytowana. W pewnym momencie jego ręce uniosły mnie z miękkiej sofy i delikatnie położyły na skórzanym dywanie, po czym jego wargi zaczęły pieścić pocałunkami mój kark.

Jego zachowanie przybrało dziki charakter. Zdawałam sobie sprawę, że nie mogę się już wydostać z tej sytuacji. Znajdowałam się pod całkowitą kontrolą nieznajomego, który mógł postąpić ze mną według własnego uznania... Co ciekawe, ta myśl sprawiała mi przyjemność!

W końcu to ja pierwsza go sprowokowałam... Niedługo potem nie miałam już na sobie ubrania, a on znalazł się tuż przy mnie. Temperatura mojego ciała gwałtownie wzrosła. Czułam, jak moje tętno przyspiesza z każdą sekundą.

Nie znałam nawet jego imienia

– Słyszałaś może o tym, że gdy ktoś jest wychłodzony podczas wędrówki, to własne ciepło drugiej osoby działa najskuteczniej? – wyszeptał zmysłowo.

– Wiesz, nie jest mi aż tak zimno – odparłam żartobliwie.

– No chyba że mam cię zanieść z powrotem na trasę i tam porzucić – rzucił groźnie.

Więcej słów było już niepotrzebnych. Nie znałam nawet jego imienia, ale kompletnie mnie to w tym momencie nie obchodziło. Pragnęłam go teraz najmocniej na świecie.

Kilka godzin później współpracownicy powrócili ze swojej wycieczki. Siedziałam w jadalni, rozweselona i zaróżowiona na policzkach, tak zastali mnie przy kominku, gdzie raczyłam się grzanym winem. Pomachałam do nich z szerokim uśmiechem.

Może ktoś z nich miał ochotę rzucić jakimś złośliwym komentarzem w moją stronę, lecz nie zdążyli się odezwać, bo mój wybawca odezwał się pierwszy do szefa:

– Niesamowite, jak świetnie radzą sobie pańskie alpinistki! Szczególnie pani Monika – jej kondycja robi wrażenie! – stwierdził, uśmiechając się szeroko.

– Naprawdę? – rozpromienił się mój przełożony. – Bardzo mnie cieszą takie słowa!

Szef zapewne założył, że wspinałam się tego dnia po górach – tyle że wybrałam trudniejszy szlak niż pozostali – w towarzystwie tego wytrawnego wspinacza, który właśnie wyraził swoje uznanie. I w sumie nie mylił się wcale.

Monika, 35 lat

Czytaj także:
„Wynająłem pokój dwóm ambitnym studentom. Zamiast podreperować budżet, prawie skończyłem w samych skarpetkach”
„Mój szef był łasy na romans. Otworzyłam przed nim drzwi do sypialni, a on przede mną drogę do kariery”
„Facet myślał, że mi zaimponuje grubym portfelem i miał rację. Byłam rozanielona, póki nie odkryłam, czym się zajmuje”

Redakcja poleca

REKLAMA