„Na 2 randce spędziliśmy razem noc, a już po 3 razem zamieszkaliśmy. Czas nas goni, bo mamy już swoje lata...”

Zamieszkaliśmy razem po trzeciej randce fot. Adobe Stock, Baan Taksin Studio
„– Więc idźmy dalej. Co mamy do stracenia? Samotność? Ja też już nie jestem najmłodsza, skończyłam trzydzieści osiem lat. Czemu miałoby się nam nie udać?".
/ 09.12.2022 07:11
Zamieszkaliśmy razem po trzeciej randce fot. Adobe Stock, Baan Taksin Studio

Jedną z moich ulubionych rozrywek były całonocne seanse filmowe. Na moim osiedlu jest kino, które co miesiąc organizuje „Noc kinomaniaków”. Polega to na oglądaniu filmów od godziny dwudziestej aż do trzeciej, czwartej nad ranem.

Brałem w pracy wolne i przez ostatnie trzy lata nie opuściłem ani jednej takiej imprezy. Tego dnia, wychodząc z kina po całonocnej przygodzie z „Władcą Pierścieni”, zauważyłem, że prawie wszyscy słaniają się na nogach ze zmęczenia. Wyjątek stanowiła pewna atrakcyjna kobieta, która wyglądała wręcz kwitnąco.

Zupełnie jakby nie spędziła ostatnich ośmiu godzin w kinowym fotelu. I podobnie jak ja – przyszła do kina sama.

Wahałem się tylko przez chwilę

Wszystkie moje dotychczasowe związki kończyły się mniej więcej po roku. Wtedy przeważnie okazywało się, że prowadzony przeze mnie tryb życia jest nie do zaakceptowania dla partnerki.

„Może w tym przypadku byłoby inaczej? – zastanawiałem się. „A może dostanę w gębę?”.

W każdym razie postanowiłem zaryzykować. Wyprzedziłem ją nieznacznie, a potem odwróciłem się i zastąpiłem jej drogę. Nie wyglądała na przestraszoną, raczej na zaintrygowaną.

– Cześć – powiedziałem, uśmiechając się przyjaźnie. – Mam na imię Maciej i już parę lat temu skończyłem czterdziestkę, więc szkoda mi czasu na rozbudowane wstępy. Dlatego zapytam cię wprost, dasz się zaprosić na kawę?

Przyglądała mi się przez dłuższą chwilę, jakby się zastanawiała, czy jestem świrem, zboczeńcem, czy jednak normalnym gościem. Wreszcie uśmiechnęła się leciutko.

– Okej – odpowiedziała.

Ciut się stropiłem, bo, prawdę mówiąc, nie przypuszczałem, że zgodzi się tak od razu. Zakłopotany podrapałem się po głowie.

– Nie wiem tylko, gdzie o tej porze dostaniemy dobrą kawę…

I tu znów mnie zaskoczyła…

– U mnie – odparła. – Robię świetną kawę.

A potem wzięła mnie pod rękę, jakbyśmy się już dobrze znali, i pociągnęła za sobą.

Prowadzimy podobny tryb życia, więc się rozumiemy

Rzeczywiście Magda robiła świetną kawę. W dodatku była wspaniałą rozmówczynią; dawno z nikim tak dobrze mi się nie gadało. Przesiedzieliśmy chyba do ósmej rano, opowiadając na zmianę o sobie. Ona pracowała jako korektor, dostawała zlecenia głównie z agencji reklamowych, które po południu podsyłały jej teksty do zrobienia „na rano”.

Brała więc podwójną stawkę i pracowała w nocy, co jej zupełnie nie przeszkadzało, bo – podobnie jak ja – cierpiała na chroniczną bezsenność. A dokładniej mówiąc, działała w zupełnie innym rytmie dobowym niż większość ludzi.

Ja byłem dyspozytorem w dużej agencji ochrony, pracowałem wyłącznie w nocy, też za podwójną stawkę, i także spałem w dzień.

– Widzę, że wiele nas łączy – stwierdziła w pewnym momencie. – Chociaż ja nie jestem aż tak bezpośrednia – zachichotała.

– Ja też do tej pory nie byłem, ale w tym konkretnym przypadku uznałem, że warto zaryzykować. Stąd to zdecydowane zagranie. Poza tym, w moim wieku naprawdę już szkoda czasu na długie podchody, które mogą zakończyć się fiaskiem. Lepiej postawić sprawę jasno, a czas zaoszczędzony na bezowocnym flirtowaniu z kimś, kto mnie nie chce, poświęcić na budowanie związku z kimś, kto jest mną zainteresowany – wypaliłem szczerze.

– Mnie to odpowiada – powiedziała z uśmiechem. – Podaj mi swój numer, wyślę ci sygnał. Zadzwoń, jak będziesz miał ochotę na drugą randkę – puściła do mnie oko.

Całe dwa dni myślałem, czym mogę zaskoczyć taką dziewczynę jak ona, aż wreszcie wymyśliłem, i trzeciego dnia zadzwoniłem.

– Mogę przyjechać po ciebie o drugiej? – zapytałem bez zbędnych wstępów, nie dodając nawet, że chodzi o drugą w nocy.

Uznałem, że to oczywiste.

– Jak mam się ubrać? – spytała.

– Raczej ciepło. Randka będzie na świeżym powietrzu, ale nic więcej nie zdradzę.

– Intrygujesz mnie… – zamruczała w słuchawkę. – Będę gotowa na czas.

– Zadzwonię z dołu, jak dotrę pod twój blok – powiedziałem i szybko się rozłączyłem, bo bałem się, że wszystko wygadam.

Zrobiłem zakupy, spakowałem do samochodu to, co uznałem za niezbędne i byłem gotowy do działania.

Punktualnie o drugiej zajechałem na miejsce

Magda wcale nie czekała na mój telefon, lecz stała przed swoim blokiem, wypatrując mnie niecierpliwie. Wsiadła i ruszyliśmy. Zaraz za naszym osiedlem rozciągają się pola, przetykane groblami i łąkami. Tam ją wywiozłem. Kiedy zatrzymałem samochód i zgasiłem silnik, zapanowała cudowna cisza.

– I co teraz? – zapytała wreszcie, zaintrygowana i ani trochę niezaniepokojona.

Nie odpowiedziałem. Wysiadłem, wyjąłem z bagażnika dwuosobowy materac, podłączyłem do kompresora; potem rzuciłem na niego koc i gestem zaprosiłem ją na posłanie.

– Zdecydowałem, że dam ci dzisiaj moc życzeń do spełnienia – oznajmiłem. – Jest noc spadających gwiazd. Dokładniej perseid. Będzie ich od groma, ale w mieście nic nie byłoby widać, bo jest za jasno. Za to tutaj… – zatoczyłem ręką szerokie koło – warunki są idealne. A gdyby nam się znudziło – znów sięgnąłem do bagażnika i wyjąłem turystyczną lodówkę – mam szampana i truskawki.

Widziałem, że była pod wrażeniem. Usiadła na materacu i wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami.

– Zdobyłeś właśnie dwa dodatkowe punkty – szepnęła.

Otworzyłem szampana, wyjąłem truskawki, podałem jej plastikowy kieliszek i usiadłem skromnie obok. Materac lekko zafalował. Wznieśliśmy toast za spełnienie życzeń, a potem… zaczęliśmy się całować. Tak po prostu. Może tej nocy rzeczywiście było od groma spadających gwiazd, ale ja nie widziałem ani jednej.

Pewnie dlatego, że w ogóle nie patrzyłem w niebo...

A może by tak już zawsze zasypiać i budzić się razem? Dwa dni później ona zadzwoniła do mnie.

– Wydaje mi się, że coś nam umknęło tamtej nocy – zaczęła. – Nie widzieliśmy spadających gwiazd...

– Też trochę żałuję, ale tylko trochę – zaśmiałem się ciepło. – Było za to mnóstwo innych atrakcji, więc w sumie bilans jest dodatni.

– W takim razie proponuję powtórkę – powiedziała zdecydowanym tonem. – Jak znów nie zobaczymy gwiazd, to chociaż wspólnie obejrzymy wschód słońca.

– Brzmi zachęcająco.

– A będzie jeszcze lepiej, niż brzmi – obiecała.

– Czy mam się ciepło ubrać? – zapytałem.

– Masz się ubrać wygodnie i tak, żeby łatwo dało się wszystko z ciebie zdjąć.

Zamurowało mnie. I to niby ja byłem specjalistą od szybkich akcji?

– Aha – dodała po chwili – i weź dwa koce, żebyśmy nie zmarzli. Czekam o drugiej przed blokiem – rozłączyła się, zanim zdążyłem odpowiedzieć.

Wziąłem dwa koce. I śpiwór. I poduszki też. Wszystko się przydało, z wyjątkiem ubrania, bo Magda zdjęła je ze mnie, jak tylko wysiedliśmy z auta. Znowu nie widzieliśmy gwiazd, ale już na wschód słońca się załapaliśmy.

Leżeliśmy przytuleni, spełnieni i wszystko było dobrze

Tak dobrze, że Magda zapytała wprost:

– Słuchaj, czy ty masz dwa pokoje, czy trzy?

– Trzy, a dlaczego…?

– Aha. No bo ja mam dwa. A nie wiem, czy jest sens, żebyśmy mieszkali oddzielnie…

– Hola, hola! – zawołałem żartobliwie. – To już postanowione? Tak szybko?

– Myślałam, że lubisz zdecydowane zagrania – odparła niezrażona moją reakcją.

– Prawdę mówiąc, to chyba właśnie polubiłem – odpowiedziałem. – Choć wtedy pod kinem to była moja pierwsza taka szybka akcja.

– Dzięki niej mnie poderwałeś – stwierdziła.

– A nie dzięki mojemu urokowi osobistemu?

Machnęła ręką...

– To potem. Najpierw był najbardziej niezwykły podryw, jaki widziałam. Nie byłeś chamski ani wulgarny, tylko szczery i może ciut zdesperowany, ale zaimponowało mi, że nie bałeś się odrzucenia.

– Bałem się – wyznałem. – Byłem prawie pewien, że zareagujesz inaczej. Liczyłem się nawet z… bo ja wiem… gazem pieprzowym albo jakąś inną, równie zdecydowaną formą odmowy.

Zachichotała cichutko.

– Ale uznałem, że jak nie spróbuję, to się nie dowiem i całe życie mogę tego żałować – ciągnąłem dalej. – No i tak się znaleźliśmy w tej sytuacji…

– Fajnej sytuacji, nie sądzisz? Więc idźmy dalej. Co mamy do stracenia? Samotność? Ja też już nie jestem najmłodsza, skończyłam trzydzieści osiem lat. Mam na koncie kilka nieudanych związków, które rozpadły się z mojej winy… A raczej z winy mojego trybu życia. Wiesz, o czym mówię?

Pokiwałem głową.

– No ale skoro także pod tym względem do siebie pasujemy, to czemu miałoby się nam nie udać?

Nie znalazłem na to żadnej odpowiedzi. Po prostu przytuliłem ją i pomyślałem, że warto spróbować. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Ono uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA