To wszystko spadło na mnie tak nagle. Najpierw informacja o zdradzie, potem ta dziwna rozmowa, która całkowicie pogrzebała nadzieję na to, że jeszcze będzie dobrze.
– Nie ma tego co ciągnąć, Amelia – powiedział na koniec mój jeszcze mąż, Mateusz. – To, co było między nami, już dawno się wypaliło, a ja… ja się zakochałem. Chcę rozwodu.
Nie rozumiałam. Bo jak to – zakochał się. Niby w kim? Przecież zawsze byłam dobrą żoną. Pracowałam tylko do południa, a potem zajmowałam się domem. Pozostawałam na bieżąco z tym, co robiły nasze dorosłe już dzieci i wydawało mi się, że także z tym, co robił on. Tyle tylko, że nie zauważyłam, kiedy chodził do kochanki.
Czy będę sama już do końca życia?
Potem był rozwód. Wyjątkowo trudny czas, w którym zrozumiałam, że będę sama już do końca życia. Jola i Piotr, moje dzieci, wpadały z rzadka, zajęte swoimi sprawami. Koleżanki, które kiedyś miałam, dawno porozjeżdżały się po całej Polsce ze swoimi mężami albo nasze drogi rozeszły się w inny sposób. W biurze, gdzie pracowałam, atmosfera była chłodna, a moje relacje z innymi osobami pozostawały dość sztywne. Nie miałam się praktycznie do kogo odezwać.
Zaczęłam więc czytać. Pochłaniałam książki jedna za drugą. Wieczorami natomiast oglądałam telewizję. Wykupiłam nawet wszystkie pakiety dostępne u mojego operatora, by być na bieżąco z filmowymi nowościami. I tak wymyśleni bohaterowie z kart powieści i ekranu telewizora stali się moimi jedynymi przyjaciółmi.
Już po rozwodzie odezwała się do mnie dawna znajoma, Judyta. Tak się składało, że akurat przyjechała do rodziny w tym mieście, więc pomyślała, że wpadnie. Zrobiła mi miłą niespodziankę.
– No, a gdzie Mateusz? – padło wreszcie pytanie, którego tak się obawiałam.
– Nie ma Mateusza – mruknęłam, unikając jej wzroku. – Rozwiedliśmy się. Jestem… tylko ja.
Judyta była zdziwiona. Uważała, że zawsze tak świetnie dogadywaliśmy się z moim byłym mężem… Cóż, mnie też się tak jeszcze do niedawna wydawało. Opowiedziałam jej o wszystkim, a potem przyznałam, że nie bardzo widzę teraz swoją przyszłość.
– Dla mnie wszystko się skończyło, Judyta – stwierdziłam wreszcie. – Przede mną nic nie ma. Będę tu tak siedzieć, sama, aż w końcu umrę…
– Amelka, no co ty! – przerwała mi koleżanka. – Nie jesteśmy przecież takie stare! Masz zresztą dzieci…
– One mają swoje życie – zauważyłam. Dla uspokojenia popijałam herbatę, którą nam wcześniej przygotowałam. – Nie mogę ich cały czas zadręczać. Co im po starej matce…
– Nie możesz tak myśleć! – rzuciła. – Nie daj się, Amelko! Jeszcze tyle przed tobą. Na pewno wszystko się ułoży.
Wątpiłam w to, ale przytaknęłam dla świętego spokoju.
Jakiś czas później zadzwoniła do mnie przyjaciółka, Monika. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam połączenie przychodzące od niej. Dawno się nie widziałyśmy – wyprowadziła się stąd zaraz po ślubie i utrzymywałyśmy sporadyczny kontakt. Ona mieszkała niemal nad samym morzem. Gdzieś miałam nawet adres, bo kiedyś bardzo mnie przekonywała, żebym ją odwiedziła.
Okazało się, że Monika w przyszłym tygodniu wyprawia huczne przyjęcie z okazji swoich pięćdziesiątych urodzin. Jako że spraszała swoich wszystkich znajomych – i tych bliższych, i tych dalszych, pomyślała, że przedzwoni także do mnie. Pogadałam z nią chwilę, powspominałam, a później wymijająco stwierdziłam, że pomyślę i dam jej znać. To prawda, że byłyśmy kiedyś bardzo blisko jako przyjaciółki, ale teraz? Ona chyba też nie liczyła na to, że w ogóle przyjadę. Pewnie zadzwoniła z grzeczności.
Wyjazd? W pojedynkę? To niedorzeczne
Nie wyobrażałam sobie podróży przez pół Polski. Nie miałam samochodu, więc musiałabym jechać pociągiem. Nie przepadałam za podróżowaniem w ten sposób, zwłaszcza że często zaczepiali mnie inni pasażerowie. Zwykle próbowałam się nie rzucać w oczy, zająć się czymś, żeby dali mi spokój. Nie zawsze się udawało, a ja… naprawdę nie byłam szczególnie towarzyska, choć zwyczajnie nie potrafiłam być opryskliwa.
Wieczorem zadzwoniła do mnie Jola. Nieopatrznie wspomniałam, że Monika zaprosiła mnie do siebie na urodziny.
– Jedź, mamo – przekonywała mnie. – Co ci szkodzi? Wreszcie trochę się rozerwiesz. Przestaniesz o tym wszystkim myśleć…
– I będę się tłuc po jakichś pociągach? – prychnęłam. – Jolcia, nie mam na to chyba już siły…
– Przesadzasz – żachnęła się. – Jedź koniecznie. Zobaczysz, że nie pożałujesz.
Nie wiem, dlaczego posłuchałam Joli, ale następnego dnia przekazałam Monice, że przyjadę, a pięć dni później stałam na peronie i czekałam na pociąg. Denerwowałam się trochę, bo nie miałam pojęcia, jak poradzę sobie w podróży i czy nie zgubię czasem drogi w całkiem obcej miejscowości. Ta była podobno niewielka, ale to nic nie zmieniało. W życiu nie byłam w tamtych okolicach.
Odpowiednio się przygotowałam. U przyjaciółki miałam spędzić trzy dni, więc zabrałam trochę rzeczy. Pośród ubrań znalazło się też miejsce na książki. Uznałam, że pogrążę się w lekturze, jak tylko wsiądę do pociągu i tak zrobiłam. Na szczęście rozpoczynałam podróż ze stacji początkowej, więc to ja wybierałam sobie miejsce. Usiadłam na końcu jednego z przedziałów i póki co nikt się do mnie nie dosiadł.
Dwie stacje później jakiś mężczyzna spytał, czy miejsce naprzeciwko jest wolne, więc skinęłam krótko głową, nie odrywając się od lektury. Chwilę siedzieliśmy w ciszy, a potem on zapytał mnie o książkę. Okazało się, że też czytał tę pozycję i bardzo mu się podobała. Od słowa do słowa wdałam się z nim w dłuższą rozmowę. O dziwo, wcale mi to nie przeszkadzało. Stanisław, bo tak miał na imię, był miły, przystojny, elokwentny i chyba w zbliżonym do mnie wieku. Nie czułam się tak, jakby mi się naprzykrzał, ale jakbyśmy się znali już od lat.
To nie koniec, a nowy początek
Kiedy zaczęła się zbliżać stacja, na której miałam wysiąść, Stanisław zaczął się niespokojnie wiercić.
– Przepraszam, że tak się kręcę – stwierdził wreszcie – ale trochę się denerwuję. Ta podróż to istne szaleństwo z mojej strony.
Zapytałam, dokąd się wybiera, a on wymienił nazwę miejscowości, do której i ja zmierzałam.
– Jadę na urodziny do przyjaciółki, której nie widziałem od wieków – mruknął. – Nie wiem, co mnie podkusiło…
– O, to tak samo jak ja! – zawołałam. – To znaczy z tą jazdą do przyjaciółki. – Uśmiechnęłam się. – Będę świętować pięćdziesiątkę znajomej, którą widziałam z dwadzieścia pięć lat temu.
Przyjrzał mi się uważnie, a ja niespodziewanie poczułam, że serce bije mi szybciej.
– Może to głupie, ale spytam – zaczął. – Też do Moniki?
Oszołomiona, pokiwałam głową, a on roześmiał się serdecznie. No, to jeśli to ta sama Monika, to zjawimy się razem!
Monika Stasia rzeczywiście była też moją Moniką. Do jej domu dotarliśmy razem, roześmiani i zupełnie już uspokojeni. Nasza przyjaciółka mocno się zdziwiła, gdy przyszliśmy we dwoje, a kiedy opowiedzieliśmy jej naszą przygodę w pociągu, nie dowierzała.
Przyjęcie urodzinowe było bardzo udane. Prawie w całości spędziłam je właśnie ze Stasiem. Było mi trochę przykro, gdy wieczorem musiał jechać. Na szczęście okazało się, że mieszkał w tym samym mieście, co ja, tylko w zupełnie innej dzielnicy. Utrzymaliśmy więc kontakt i zaczęliśmy się spotykać. Miesiąc temu mi się oświadczył.
Obecnie szukam kupca na moje mieszkanie, bo wyprowadzam się do niego. Jola była trochę zaskoczona, gdy jej o wszystkim opowiedziałam, ale ucieszyła się, że nie jestem już sama. Piotrek zniósł to nieco gorzej, ale i on w końcu zaakceptował, że należy mi się jeszcze trochę szczęścia. Dobrze, że mam takie mądre dzieci.
Rozwód w moim przypadku okazał się strzałem w dziesiątkę. Cieszę się, bo zaczynam zupełnie nowy, cudowny rozdział. Ze Stasiem.
Czytaj także:
„Mąż zdradził mnie po 25 latach małżeństwa. Pojechałam nad morze i również poszłam na całość. Skoro on może, to ja też”
„Mąż zdradził mnie z młodą kochanką, odszedł i szybko pożałował. Przyjęłam go z powrotem, bo i tak już dostał za swoje”
„Wszyscy współczuli mi rozwodu, a ja wreszcie poczułam, że żyję. Zakochałam się, wyjechałam i zaczęłam żyć, jak chcę"