Gdy odkryłam, że mąż ma kochankę, obeszło mnie to mniej niż można by się spodziewać po 25 latach małżeństwa. Było jak postawienie kropki nad „i” naszego kulejącego od lat związku. Ale poczułam się zraniona jako kobieta. I rozczarowana, bo mąż głupio się wyparł, chociaż miałam dowody. A kiedy później znów odkryłam ślady szminki na kołnierzyku jego koszuli, moja wściekłość i upokorzenie sięgnęły zenitu.
– Drań! – krzyknęłam i pocięłam koszulę nożyczkami.
Następnie rozwiesiłam jej resztki na telewizorze, żeby nie przegapił, sama natomiast pojechałam nocować do koleżanki. Nazajutrz już się nie wypierał, ale opowiedział mi bajeczkę, jak to czuł się przy mnie samotny, a ona nagle nadała sens jego życiu. Jednak nie chce mnie stracić i skończy ten związek. Tymczasem właśnie wyjeżdża na szkolenie i ma nadzieję, że jak wróci, przestanę kierować się emocjami i porozmawiamy rozsądnie.
Postanowiłam pojechać do spa
Przez dwa dni chodziłam jak automat. „Co dalej?” – myślałam.
Trzeciego wzięłam się w garść.
– Myślisz, że będę na ciebie czekać jak wierna Penelopa? To się mylisz! – syknęłam ze złością.
Zadzwoniłam do szefa.
– Muszę pilnie wziąć urlop. Sprawy rodzinne.
Następnie w Internecie znalazłam elegancki hotel spa nad morzem niedaleko Łeby i zarezerwowałam tam pokój. Muszę wreszcie zrobić coś dla siebie. Spa to najlepszy przyjaciel kobiety. Kolejny dzień był pracowity. Potrzebowałam kasy, spieniężyłam więc w lombardzie pierścionek zaręczynowy. Bez wyrzutów sumienia. Nigdy mi się nie podobał – Czarek wybierał go razem ze swoją mamusią. „Wreszcie się na coś przydał” – pomyślałam. Potem pobiegłam do fryzjera i do sklepów po nowe ciuchy. Kiedy skończyłam się pakować, ogarnęły mnie wątpliwości.
„Co ja wyprawiam? – pomyślałam, patrząc na siebie w lustrze. Przy okazji zauważyłam nową zmarszczkę. – Tego jeszcze brakowało!” – przestraszyłam się. To była wyraźna oznaka upływu lat. Nie jakiś tam siwy włos, który można ufarbować. Co będzie potem? Nieważne. Jadę! Następnego dnia zostawiłam mężowi kartkę: „Wyjechałam na wakacje”. Wyłączyłam komórkę i zamknęłam drzwi.
Po przyjeździe zamówiłam pełen pakiet relaksacyjny: masaż podwodny w solance z solami Morza Martwego, zabiegi antycellulitowe, okłady z alg, masaż relaksujący twarzy i dekoltu. Wysypiałam się, chodziłam na zabiegi, pływałam w basenie, spacerowałam. Jedzenie też mieli tu pyszne. Pochłaniałam nieprzyzwoicie ogromne porcje i nie musiałam przy tym znosić uszczypliwych uwag męża.
Pewnego wieczoru zamówiłam szampana do stolika. I co z tego, że piłam go sama? Przystojny pan, mniej więcej w moim wieku, siedzący samotnie przy sąsiednim stoliku, uśmiechnął się do mnie. „Ależ z niego elegant – pomyślałam, taksując wzrokiem jego lnianą marynarkę. – Ciekawe, kto mu to wszystko prasuje”. Nie odwzajemniłam uśmiechu.
Nazajutrz wstałam wcześnie, żeby zobaczyć wschód słońca nad morzem. Szłam powoli plażą. Kilkanaście składanych leżaków z logo hotelu było do mojej wyłącznej dyspozycji. Już miałam usiąść na pierwszym z brzegu, gdy poryw wiatru przewrócił go i złożył. Siłowałam się z nim przez chwilę.
– Pomogę pani – usłyszałam.
Przy mnie stał facet z hotelu. Najwyraźniej też postanowił oglądać wschód słońca. Wyglądał teraz jak totalny luzak, był boso. Ta sytuacja wyraźnie go bawiła.
– Dziękuję, poradzę sobie – mruknęłam niegrzecznie.
– W takim razie nie przeszkadzam – odparł i poszedł sobie.
Zignorowałam jego „dzień dobry” przy śniadaniu. Ale natknęłam się na niego zaraz po wyjściu na plażę. Miałam przy sobie przewodnik po okolicy, bo chciałam zajrzeć do pobliskiej latarni morskiej i skansenu.
– Widzę, że kolejny raz wpadliśmy na ten sam pomysł – powiedział. – Ja też wybieram się do latarni. Wziąłem lornetkę. Skoro idziemy w to samo miejsce, czemu nie pójść razem? Proszę, niech już się pani na mnie nie boczy! Traktuję kobiety poważnie – dodał pojednawczo, widząc moją pełną rezerwy postawę. – Pani nie chciała mojej pomocy, więc uszanowałem to – uśmiechnął się rozbrajająco.
Spacer był udany. Prawie nie rozmawialiśmy…
– Miło nam się milczało – powiedziałam, kiedy wracaliśmy.
– Fakt. Dawno już nie milczałem tak sympatycznie z żadną kobietą.
– Bo kobiety według pana muszą ciągle o czymś gadać?
– Pani to powiedziała.
Wtedy zobaczyłam kilka osób jadących konno po plaży.
– Jaki ładny obrazek!
– Jeździ pani konno?
– Uchowaj Boże! Boję się nawet zbliżać do tak wielkiego zwierza!
– Może jednak? Mają tu obok bardzo łagodne koniki. To jak? Da się pani namówić? Będzie okazja znowu razem pomilczeć.
Poczułam, że mój opór topnieje. Jazda konna była moim niespełnionym marzeniem z dzieciństwa. Wówczas bardzo chciałam nauczyć się jeździć, a potem jedna uwaga mojej nadopiekuńczej matki o kucyku, na którym ćwiczyłam, tak mnie przeraziła, że zaczęłam się koni bać.
– Właściwie czemu nie – stwierdziłam. – Przynajmniej spróbuję.
Dawno nie czułam się tak cudownie
Nazajutrz po dwóch godzinach oswajania mnie z siodłem pojechaliśmy na pierwszą wolniutką przejażdżkę po plaży. Paweł okazał się świetnym nauczycielem. Będąc studentem, pracował jako instruktor jazdy konnej.
– Jest cudnie – cieszyłam się.
– Prawda? To jedna z największych przyjemności w życiu.
– Oprócz tańca, muzyki, jedzenia i seksu – powiedziałam wyzywająco i ugryzłam się w język.
– Zgadza się, ale czemu seks umieściłaś na końcu listy?
Udałam, że nie słyszę.
Kolejnego dnia wyciągnął mnie do klubu w Łebie. Bawiłam się naprawdę świetnie, a gdy zatańczyliśmy nieco wolniejszy kawałek, poczułam się jak przed laty na imprezie studenckiej. Było bardzo przyjemnie. Jego ciało tak blisko. Czułam zapach dobrej wody kolońskiej. Wypiliśmy też co nieco. Nie protestowałam, gdy w taksówce jego dłoń dotknęła mojej. „Może to dzieje się za szybko?” – pomyślałam. Jednak gdy odprowadził mnie do drzwi, zamiast grzecznie się pożegnać, spytałam:
– Może wstąpisz na drinka?
Kochaliśmy się bez słowa. Nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś równie intensywnego i radosnego. Jakbym po bardzo długim letargu na powrót odzyskała własne ciało. Rano obudziłam się późno, rozkosznie znużona. Pawła nie było, zostawił mi kartkę: „Nie chciałem cię budzić. Zobaczymy się na obiedzie”. Podeszłam do lustra, spodziewając się ujrzeć kobietę w średnim wieku z rozmazanym makijażem. A tu niespodzianka! Wyglądałam młodo i promiennie. I nie miałam żadnych wyrzutów sumienia!
Tak było do końca urlopu. Co dzień po moich sesjach upiększających jeździliśmy konno. Na kolacje wypuszczaliśmy się do Łeby, na plaży piliśmy wino. Noce były czułe i za krótkie. Były momenty, gdy myślałam, że skoro jest nam tak dobrze, to czemu nie miałoby to trwać dłużej. A potem uświadomiłam sobie, że właśnie dlatego. Poza tym przecież ja mam swoje życie, on – swoje. Nic na ten temat nie mówił. Mnie też o nic nie pytał. Raz próbowałam przemycić jakąś informację o mojej sytuacji, ale zmienił temat. Więcej nie podjęłam tej próby. Żyłam chwilą.
Ostatniej nocy przed moim wyjazdem mówiliśmy o marzeniach, które nie wypaliły. Nie doszliśmy do żadnych mądrych wniosków.
Po śniadaniu zaniósł mi walizki do taksówki.
– Zosiu, obiecaj, że odtąd będziesz częściej robić to, na co masz ochotę, i że się nie poddasz. Cokolwiek czeka tam na ciebie, dasz radę – powiedział.
– Przyrzekam.
Powzięte wtedy postanowienie staram się realizować do dziś. Obiecałam sobie, że odtąd będę kobietą szczęśliwą. I jestem.
Czytaj także:
„Moje synowe najchętniej wydrapałyby sobie oczy. Nie potrafię machnąć na to ręką. Jestem kłębkiem nerwów”
„Byłem idiotą, który nie doceniał prawdziwej miłości. Zrozumiałem swój błąd, gdy okazało się, że jestem śmiertelnie chory”
„Miałam gorący romans z szefem. Nikt w firmie nie miał pojęcia, że zrobiłam karierę przez łóżko”