To było takie grzeczne, spokojne dziecko. Nie mam pojęcia, co w tę dziewczynę nagle wstąpiło…
Nie biła się z innymi dziećmi, nie wyrywała im zabawek. Panie w przedszkolu stawiały ją innym maluchom za wzór. Gdy trochę podrosła, nic się nie zmieniło. Nigdy się nie kłóciła, nie sprzeciwiała.
„Tak mamusiu, oczywiście mamusiu” – słyszałam, gdy o coś poprosiłam.
Wszyscy mi zazdrościli tak dobrze ułożonej córki
W szkole też nie było z nią kłopotów. Dobrze się uczyła i wzorowo zachowywała.
Fakt, nie poświęcałam jej zbyt wiele czasu. Ciężko pracowałam i wracałam do domu dopiero późnym wieczorem. Zwykle byłam tak zmęczona, że marzyłam o tym, by położyć się do łóżka. Nie miałam siły na dłuższe rozmowy.
Ale harowałam tak właśnie dla niej. Żeby nie była gorsza od innych dzieci, żeby zapewnić jej dobrą przyszłość. Szczęśliwie świetnie zarabiałam, więc nawet po rozwodzie z mężem stać mnie było na drogie prezenty. Z radością spełniałam jej zachcianki. Tak lubiłam, gdy całowała mnie i dziękowała. Naprawdę było nam razem wspaniale.
Dziwiłam się, gdy moje koleżanki miały kłopoty z córkami. Dawałam im rady i uważałam, że są złymi matkami, skoro nie potrafią poradzić sobie z dziećmi. Byłam pewna, że mnie to nie dotyczy.
Przyszedł taki dzień, w którym zawalił mi się cały świat
To było pod koniec wakacji. Moja czternastoletnia Karina zniknęła. Gdy nie zastałam jej w domu po powrocie z pracy, poczułam niepokój. Nigdy wcześniej nie zachowywała się w ten sposób. Gdy zamierzała gdzieś wyjść, dzwoniła do mnie do pracy i pytała o pozwolenie. I nie protestowała, gdy mówiłam: nie.
Rozumiała, że wszystko, co robię, robię dla jej dobra. Że nie chcę, by spotykała się z byle kim, gdzieś się włóczyła. Bo po co? Tyle wokół zagrożeń… Wolałam więc, żeby siedziała w domu.
A tu nie dość, że wyszła bez pytania to jeszcze nie zostawiła żadnej wiadomości. Próbowałam się z nią skontaktować, ale wyłączyła komórkę. Najbliższa przyjaciółka też nie miała pojęcia, co się z nią stało. Nie było jej także u ojca ani u dziadków. Mijały kolejne godziny, a ona ciągle się nie pojawiała.
Spanikowana pobiegłam na policję. Próbowali mnie uspokoić, mówili, że córka pewnie gdzieś poszła ze znajomymi i zapomniała o bożym świecie, ale nie dałam się zbyć. Chciałam, żeby zaczęli jej szukać. Natychmiast.
Przecież znałam swoje dziecko. Imprezy? Znikanie na noc? To nie było w jej stylu. Byłam przekonana, że przytrafiło jej się coś złego… Wyobraźnia podpowiadała mi tylko czarne scenariusze. Że została napadnięta, porwana, miała wypadek…
Policjanci przyjechali ze mną do domu. Weszli do pokoju Kariny i zaczęli przeglądać jej rzeczy. Jeden usiadł przy laptopie. Był zabezpieczony hasłem, ale szybko się z tym uporał. Po kolei otwierał strony, na które ostatnio wchodziła. Pokazywał mi zdjęcia, wpisy.
Pytał, czy znam osoby z fotografii, czy wiem, o kim jest mowa w komentarzach. Patrzyłam, czytałam i nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To było potworne.
Odkrywałam świat swojej córki, jakby była zupełnie obcą osobą
Karina w objęciach jakiegoś typka, Karina z papierosem i butelką wina, Karina w sukience ledwie zakrywającej wdzięki… A pod zdjęciami obsceniczne wpisy… Było też coś o mnie. Córka pisała, że jestem idiotką, która nie wie, co się z nią dzieje, że mnie nienawidzi, robienie mnie w konia to najlepsza zabawa na świecie, że zamierza dać nogę z domu, bo ma już dość tego syfu… Przeżyłam szok.
- To niemożliwe… To nie może być moja córka – krzyczałam i płakałam.
Chciałam, żeby policjanci to potwierdzili. Tymczasem oni spojrzeli po sobie znacząco.
– Często to słyszymy. Rodzice myślą, że świetnie znają swoje dzieci. A gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że nic o nich nie wiedzą – powiedział jeden z nich.
Aż zatrzęsłam się ze złości. Mało brakowało, a wyrzuciłabym go za drzwi. Jak w ogóle mógł do mnie mówić w ten sposób? Co on o mnie wiedział? Przecież byłam dobrą matką. Starałam się. Ja w wieku mojej córki mogłam sobie tylko pomarzyć o tym, co ona miała…
Przez następne dni żyłam na pograniczu jawy i snu. Budziłam się jedynie na sygnał telefonu i szczęk zamka u drzwi wejściowych. Łudziłam się, że to Karina dzwoni lub wraca, albo policjanci mają dla mnie jakieś wiadomości. Ale to byli tylko bliscy i znajomi. Jedni mnie pocieszali, inni obwiniali za to, co się stało. Najwięcej gorzkich słów usłyszałam od byłego męża.
Zarzucił mi, że nie poświęcałam córce uwagi, nie interesowałam się jej sprawami. Dobry tatuś się znalazł. Widywał się z Kariną dwa razy w miesiącu i śmiał mnie pouczać? Bezczelność. Przecież był takim samym rodzicem jak ja. Sam mógł spędzać z nią więcej czasu. Ale on był zajęty swoją nową żoną i synkiem.
Karina odnalazła się po tygodniu
Gdy dostałam tę wiadomość, omal nie oszalałam ze szczęścia. Okazało się, że wyjechała nad morze z jakimś chłopakiem. Także nieletnim i także uciekinierem. Zatrzymano ich, bo próbowali ukraść żywność i alkohol ze sklepu. Pojechałam po nią do Policyjnej Izby Dziecka.
W drodze wyobrażałam sobie, jak będzie wyglądać to nasze spotkanie. Byłam pewna, że córka skruszona rzuci mi się na szyję, wytłumaczy się, będzie przepraszać. Powie, że to był tylko głupi wyskok, który nigdy się nie powtórzy. A ja wspaniałomyślnie jej wybaczę. Nic z tego.
Gdy stanęła przede mną, nie była nawet zmieszana. Patrzyła mi hardo w oczy.
– Nienawidzę domu – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – I tak wkrótce ucieknę.
Myślałam, że się przesłyszałam. Zamiast się kajać, pyskuje? Wygarnęłam jej bez ogródek, co myślę o jej zachowaniu, zagroziłam konsekwencjami. Nie odezwała się ani słowem. Tylko patrzyła na mnie z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
Od tamtej pory żyję w ciągłym strachu. Wychodzę codziennie do pracy i zastanawiam się czy, gdy wrócę, córka będzie w domu. Na razie nigdzie nie zniknęła, ale właściwie się do mnie nie odzywa. Próbuję z nią rozmawiać, dowiedzieć się, dlaczego to zrobiła.
– I tak niczego nie zrozumiesz – słyszę tylko w odpowiedzi.
Dlaczego ona mi to robi? Przecież jestem jej matką, najbliższą osobą na całym świecie. Jak mogę do niej przemówić?
Czytaj także:
„Moja córka poszła na nocowanie do koleżanki. A tam... upiła je matka Gośki. Kobieta alkoholizuje 16-latki!”
„Namawiałam córkę na dziecko i naiwnie oferowałam swoją pomoc. Teraz jestem nianą na cały etat i mam... serdecznie dość"
„Na emeryturze harowałam ciężej, niż w pracy. Byłam nianią, kucharką i sprzątaczką”