„Myślałam, że gdy urodzę dziecko, uwolnię się od matki. Niestety. Wciąż byłam marną kukłą w jej teatrze marionetek”

Kobieta zmanipulowana przez matkę fot. Adobe Stock, Evrymmnt
„Byłam rozdarta między chęcią natychmiastowego wyzwolenia się z toksycznego układu z matką, a potrzebą runięcia z pomocą. Przy niej czułam się mała i nieważna, pył marny, nic. Jakby całe moje dorosłe życie, małżeństwo i syn byli jedynie snem”.
/ 24.05.2022 16:15
Kobieta zmanipulowana przez matkę fot. Adobe Stock, Evrymmnt

Wyszliśmy przed kino i staliśmy chwilę, niezdecydowani, co dalej. Wieczór był jeszcze młody, latarnie sączyły światło w aksamitny półmrok.

– Kawka? – rzuciła Bianka.

– O, z ciastkiem – zapalił się jej mąż. – Zawsze jestem strasznie głodny po wojennych filmach...

Spojrzeliśmy na siebie z Krzyśkiem. Czemu nie? Pierwszy raz od miesięcy „sprzedaliśmy” młodego teściom i wieczór był cały nasz. Kawa z bezą, może nawet winko?

Skinęłam głową z uśmiechem, ale od razu, niczym wzorowa matka Polka sięgnęłam do torebki, by sprawdzić telefon – był przecież wyciszony przez prawie dwie godziny! Siedem nieodebranych połączeń. Od mojej mamy…

Krzysiek popatrzył na mnie i od razu sprawdził swoją komórkę.

– U małego w porządku – poinformował. – Co się dzieje?

– Mama – rzuciłam. – Idźcie do knajpki, oddzwonię i zaraz przyjdę.

Byłam wystraszona, co mogło się stać?

Kiedy ostatnio widziałam mamę, twierdziła, że nie chce mnie znać. Ponoć zachowywałam się jak wyrodna córka, wyraźnie faworyzując teściową, i całkiem się już sprzedałam za to, że pomaga nam spłacić kredyt na mieszkanie.

Nie dyskutowałam z nią nawet, bo nie warto. Mama, jak sobie coś ubzdura, to czarna mogiła – jedyne, co można, to czekać, aż jej przejdzie. Na wybaczenie było zdecydowanie za wcześnie, czyli coś się musiało stać...

„A ja sobie w najlepsze siedzę w kinie” – przemknęło mi przez głowę i już byłam ugotowana. A kiedy matka odebrała telefon ze stwierdzeniem, że nikogo nie obchodzi, co się z nią dzieje, moje poczucie winy szybowało już w rejonach Everestu.

– Mnie obchodzi – zaprotestowałam słabo. – Co się stało, mamo?

– Zupełnie nic, poza tym, że mam ciśnienie powyżej dwustu! – stwierdziła z satysfakcją. – I w związku z tym, chciałam ci przypomnieć, że po śmierci chcę być skremowana. To tyle, baw się dobrze – rozłączyła się.

Chciałabym świętego spokoju...

„No to żegnaj, upojny wieczorze” – pomyślałam ze smutkiem, rozdarta między chęcią natychmiastowego i po trupach wyzwolenia się z toksycznego układu, a potrzebą runięcia z pomocą niczym Czarnecki, choćby i przez morze…

Stałam w gęstniejącym mroku, patrząc przez szybę kawiarni na rozbawione towarzystwo, którego częścią właśnie przestałam być, myślałam o terapii, którą przerwałam ponad rok temu po zaledwie dwóch spotkaniach, bo uznałam, że dziecko wyleczy mnie z chorych zależności. A potem po prostu weszłam i pożegnałam się ze wszystkimi.

– Chcesz, żebym z tobą pojechał, Anetko? – zapytał Krzysiek, ale odmówiłam, obiecując, że zadzwonię, gdyby był potrzebny.

Niech chociaż on ma normalny wieczór, to raz. Dwa, mama ma do niego od zawsze jakieś gorzkie żale. Już w taksówce sprawdzałam numery telefonów na SOR, kto wie, co mnie czekało na miejscu. Nieszczególnie znałam się na pomiarach ciśnienia, ale dwieście brzmiało złowrogo. Rzeczywiście według Google było zdecydowanie za wysokie.

Wysiadłam pod klatką rodzinnego bloku i spojrzałam w okna – świeciło się dosłownie w całym mieszkaniu. Zapukałam, mama otworzyła z impetem drzwi, a potem, widząc, że to ja, odwróciła się i poczłapała do salonu i usiadła przed telewizorem.

– Co z tym ciśnieniem, mamuś? – zapytałam, stojąc w progu. – Nadal masz te dwieście?

– A ty myślisz, że to tak stale jest, co? – spojrzała pogardliwie. – To są skoki. Jak będziesz w moim wieku, sama zrozumiesz, to dziedziczne – dodała z satysfakcją.

Poczułam się znów mała i nieważna

Chyba z pół roku temu ojciec kolejny raz wyprowadził się do wieloletniej kochanki. Mama spazmowała, jakby straciła Bóg wie jaki skarb, w końcu jednak sytuacja się ustabilizowała i wyglądało na to, że jest lepiej niż kiedykolwiek.

– Powinnaś z nim porozmawiać, Aneta – zażądała znienacka, gdy tylko na ekranie telewizora pojawiły się napisy. – Ty jedna masz na niego jakiś wpływ.

– Nie sądzę – aż mnie zemdliło na samą myśl, że miałabym znów użerać się z człowiekiem, który obrócił moje dzieciństwo i wczesną młodość w ruinę. – To zły pomysł, mamo.

Przyłożyła dłonie do skroni i stwierdziła, że dłużej tego nie wytrzyma. Jak to się stało, że poświęciła życie dla dzieci, a na starość nie będzie jej miał kto szklanki wody podać? Syn ma wszystko w odwłoku, od lat siedzi sobie w najlepsze w Anglii, a co do mnie, szkoda gadać. Czarna niewdzięczność! Obcy ludzie są dla mnie ważniejsi niż własna rodzina.

Ojciec krążył po kuchni, tłukąc pokrywkami, telewizor huczał od reklam, mama popłakiwała przy stole. Poczułam się znów mała i nieważna, pył marny, nic. Jakby całe moje dorosłe życie: studia, małżeństwo, praca i syn nie istnieli, byli jedynie snem.

– Ja zawsze cię przed nim broniłam – mama otarła łzy i sięgnęła po papierosa. – Pamiętasz, Aneta?

– Nie – ostatkiem sił spróbowałam się na powrót zintegrować ze szczątków. – Mówiłaś, że rodzice muszą mieć wspólny front w wychowaniu dzieci. Tak jakby to była jakaś pieprzona wojna!

Heloł, to raczej normalne!

Zamachała rękami: co ja tam mogę wiedzieć! Chyba ona lepiej pamięta, prawda? A kto zawsze dbał, żebym miała co jeść, kto pilnował, żebym się ładnie ubierała?

– Od ust sobie odejmowałam – podkreśliła. – Dla ciebie.

Dziwne, ale te rewelacje nie robią na mnie już takiego wrażenia jak kiedyś. Sama mam dziecko i opieka nad nim nie wydaje mi się żadną ofiarą. Heloł, to raczej normalne!

Mama raczej nie dostrzega daremności swoich prób, znów prosi, żebym porozmawiała z ojcem, negocjowała warunki, na jakich ona pozwala mu zostać. Nie wolno mu przede wszystkim pić alkoholu, ma po sobie sprzątać i dorzucać się do budżetu po połowie. Opłaty i wyżywienie inaczej nie ma tu czego szukać.

Wszystko to stek bzdur, które ojca mogą najwyżej rozbawić do łez, chyba że akurat będzie miał zły humor, wtedy da którejś z nas lub nawet obydwóm po twarzy albo walnie laczkiem w szybę od segmentu.

– Mamo, z tym człowiekiem się nie da negocjować. Z nim można się tylko rozwieść i raz na zawsze pozbyć się go ze swojego życia.

– To mój mąż! Przysięgałam mu w zdrowiu i w chorobie! Jak w ogóle możesz tak mówić, co z tobą jest?

Powtarzam jeszcze raz, że pomoc przy rozwodzie jest jedyną, jakiej mogę jej udzielić. Nie będę z nim pertraktować, to nie mój mąż, nie moje małżeństwo, nie moja sprawa.

– On mnie w końcu zabije – oburza się. – Naprawdę cię to nie obchodzi?

– Sama się zabijasz, tkwiąc w tym chorym układzie, mamo. Jak zmienisz zdanie, daj mi znać.

Wstaję, sięgam po torebkę i kieruję się ku drzwiom. Tam, za nimi, jest moje prawdziwe życie, powtarzam sobie w myślach.

– Możesz tu więcej nie przychodzić! – krzyczy mama z pokoju. – Nie jesteś już moją córką!

Nie do wiary, jak długi jest ten cholerny przedpokój, myślę, a potem przypominam sobie, jak rzadko udawało mi się dobiec do drzwi, gdy jako dziecko uciekałam przed ojcem. Już, już, sięgam do klamki, trzymam w dłoni chłodny metal, gdy czuję na ramieniu ciężką łapę i za sekundę alkoholowy oddech wionie mi w twarz:

– Anetka, masz może pożyczyć trzydzieści złotych, córcia? Brakuje mi na lekarstwo.

Tego już za wiele. Wyrywam się jak wariatka, otwieram wreszcie drzwi i wypadam na klatkę, zbiegając w dół po dwa stopnie. Zatrzymuję się dopiero przy sklepie za rogiem.

Nie mogę uwierzyć, że znów to zrobiła

Opieram rozpaloną twarz o chłodną szybę i patrzę na rzędy półek zapełnione kolorowymi butelkami, które z każdym oddechem rozmazują się w moich oczach, coraz bardziej niewyraźne i odrealnione.

Konstatuję ze zdziwieniem, że oślepłam, gdy dociera do mnie, że to po prostu łzy, które płyną ze mnie jak niepowstrzymana rzeka, na którą nie mam żadnego wpływu. Płaczę nad mamą, nad sobą, znowu nad mamą i gdzieś w środku już zaczyna kołatać myśl, która stanie się moi przekleństwem: że zostawiłam ją samą, nie udzieliłam jej pomocy, myśląc tylko o swoim szczęściu i świętym spokoju.

Czytaj także:
„Mąż dostał spadek po matce i niemal od razu rzucił pracę. Rozpił się i rozleniwił, sam sprowadził na siebie nieszczęście”
„Żona traktowała mnie jak żałosnego pantoflarza, a nie ojca naszej córki. Miałem dość życia pod jej dyktando”
„Lata lecą, a mój facet ani myśli się oświadczać. Rodzina nie może się doczekać wesela, a ja sama nie wiem, czego chcę”

Redakcja poleca

REKLAMA