„Myślał, że będzie ze mną baraszkował bez zobowiązań. Nie ze mną te numery, dlatego złożyłam wizytę jego żonie”

kłótnia kochanków fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill
„Powiedziała, że mogę go sobie wziąć. Wygrałam. Na pewno? Miała coś dziwnego w głosie. Spojrzałam jej w oczy i zwątpiłam, która z nas jest teraz bardziej zdesperowana. Bała się, oczywiście, że się bała, ale znalazła w tym strachu siłę. Budziła respekt”.
/ 13.09.2023 17:30
kłótnia kochanków fot. Getty Images, JGI/Jamie Grill

Poznaliśmy się w klubie. Szybko okazało się, że wiele nas łączy. Podobnie jak ja Leszek nie przepadał za dziećmi, za to lubił dobre wino, przeboje z lat sześćdziesiątych i filmy akcji.

Przetańczyliśmy wspólnie wieczór, od czasu do czasu racząc się winem, a potem, no cóż… Ja byłam wolna, on chętny, więc nie miałam nic przeciwko temu, byśmy wieczór zakończyli u mnie.

Dobrze nam było razem

Było namiętnie, ekscytująco, niesamowicie. Oboje chcieliśmy to powtórzyć. Nasza znajomość rozwijała się szybko. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem. Nie tylko, by kochać się jak wariaci. Ja byłam zadowolona, bo wreszcie miałam z kim spędzać czas po pracy, a on miał się komu pożalić na swoją żonę. Nie rozumiała go, nie dbała o niego tak jak tego oczekiwał, za to wciąż cisnęła go o dziecko. Gdyby się pojawiło, on już zupełnie zszedłby na drugi plan.

– Ty nie chcesz dzieci? – upewniał się.

– Nie chcę – odpowiadałam niezmiennie. – Nie nadaję się na matkę, tak jak ty na ojca.

– Gdybym tylko spotkał cię wcześniej…

– Zawsze możesz się rozwieść.

Nie podejmował tematu. I zawsze do niej wracał. Czemu? Im bardziej zakochiwałam się w Leszku, tym silniej nienawidziłam tej kobiety. Tematu rozwodu Leszek nie rozwijał, a ja nie chciałam być zbyt nachalna. Bałam się, że w ten sposób go spłoszę.

Tamtego wieczoru Leszek przyjechał tuż przed dwudziestą. Wszedł do pokoju, usiadł na sofie, spuścił głowę. Długo milczał, nim wyrzucił z siebie:

– Edyta jest w ciąży.

Zamurowało mnie na moment, a potem ogarnął mnie straszliwy gniew.

– Jak to w ciąży? Przecież mówiłeś, że ze sobą nie sypiacie! Że nic was już nie łączy!

Myśl, że oprócz mnie dotykał innej kobiety, była bolesna, nie do zniesienia. Nieważne, że ta kobieta była jego żoną.

– Nie krzycz, proszę – wymamrotał. – Nie wiem, jak to się stało…

– Jezu, człowieku, nie wiesz?! Mam ci wyjaśnić, skąd biorą się dzieci?!

– Przestań, boli mnie głowa – wstał z sofy. – Myślałem, że tutaj będę miał trochę spokoju, że mnie zrozumiesz, a ty histeryzujesz.

– Mam zrozumieć, że z nią spałeś?!

– To w końcu moja żona – warknął.

– Wynoś się! – dramatycznym gestem wskazałam mu ręką drzwi.

– Monisiu… – jęknął. – Zrozum mnie…

– Nie chcę cię więcej widzieć! – krzyczałam. – Wracaj do swojej żonki. Tej żonki, która się puszcza z sąsiadem!

Chciałam, by ją zostawił

Nie wiem, dlaczego to powiedziałam, skąd mi to przyszło do głowy. Po prostu chciałam go zranić, upokorzyć.

– Puszcza? Co ty…?

– Nie wierzysz mi? Ludzie gadają, że mąż do pracy, a żonka do sąsiada. Jesteś pewien, że to w ogóle twoje dziecko?

– Monia, przestań, nie bądź taka. I proszę, nie kłóćmy się, przecież to bez sensu, pozwól mi zostać… – spojrzał na mnie żałośnie.

– Po co? – wydęłam usta.

Wpatrywałam się w te ukochane oczy i zmiękło mi serce. Pogodziliśmy się jak zwykle. Namiętnie. Zaczynało świtać, gdy Leszek usiadł na łóżku i spojrzał na mnie uważnie.

Ten sąsiad… Kłamałaś, prawda? Chciałaś zrobić mi na złość?

Czułam, że od odpowiedzi zależy przyszłość naszego związku. Udałam zatroskanie.

– Przepraszam. Poniosło mnie. Powtórzyłam, co słyszałam w sklepie. Tym koło waszego domu. Jakieś dwie babki mówiły o żonie przystojnego sąsiada, który pracuje w reklamie. Może wcale nie chodziło o ciebie? Dlatego dotąd nic nie mówiłam, no ale skoro pojawiła się ciąża… Skoro ty nie chciałeś jej dać dziecka, może załatwiła to inaczej…

Leszek patrzył na mnie tak, jakby w ogóle nie rozumiał, o czym mówię.

– Podobno jedna z tych kobiet widziała ich razem. Opowiadała, że się ściskali, całowali. Nawet się dziwiła, że robią to tak otwarcie.

Obserwowałam uważnie, czy moje słowa docierają do Leszka. Sądząc po jego zbolałej minie, docierały. Bardzo dobrze. Udało mi się zasiać ziarno niepewności. Niech kiełkuje, rośnie, owocuje. Ja zbiorę plony.

– Co ja mam teraz zrobić? – spojrzał na mnie bezradnie.

– Może… zapytaj.

Jasne, niech pyta, niech się pokłócą!

– Pewnie się wszystkiego wyprze. Wtedy zażądaj badań na ojcostwo. Jak nie ma nic do ukrycia, powinna się zgodzić.

Akurat! Wpadnie w szał, że ją podejrzewa i chce sprawdzać. I o to chodzi! Chyba przesadziłam, bo Leszek wyglądał na zszokowanego. Czyżby aż tak bolała go wymyślona zdrada żony? Swoją drogą faceci są bezczelni. On może ją zdradzać, a ona jego nie? Kochałam go nad życie, ale był typem samca, któremu się wydaje, że jemu wolno więcej, bo jest mężczyzną. Jak już będzie mój, dużo lepiej go przypilnuję.

– Boże, naprawdę nie mam pojęcia, co zrobić – jęknął i ukrył twarz w dłoniach.

Czule pogłaskałam go po włosach.

– Ja tylko sugeruję – szepnęłam – ale ty sam musisz podjąć decyzję.

– Monia, muszę sobie to przemyśleć – wstał, wysuwając się z moich objęć.

– Co przemyśleć? Przecież nie chciałeś mieć dzieci – ponownie poczułam złość.

Leszek westchnął ciężko.

– Ale to moja żona…

– I co z tego? Sam mówiłeś, że gdybyś poznał mnie wcześniej…

– Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym cofnąć czas. Poznać ciebie zamiast niej. Z tobą może nawet chciałbym mieć dziecko.

Z radości zamarło mi serce. Taka deklaracja w ustach Leszka świadczyła bardziej niż cokolwiek innego, że myśli o nas poważnie. Postanowiłam mu pomóc, a jednocześnie zdobyć go dla siebie. Tylko dla siebie. Bo był mój, tylko mój!

Plan był drastyczny

Najpierw trzeba pozbyć się tej jej ciąży. Nie będzie dziecka, Leszek będzie miał mniejsze opory, żeby odejść. Ona mnie nie znała. Ja za to wiedziałam o niej sporo. No i wiedziałam, jak wygląda. Gdy Leszek był w delegacji, pojechałam za nią do supermarketu. Ubrałam się inaczej niż zwykle i nawet założyłam perukę.

Dostrzegłam ją przy końcu alejki i ruszyłam szybkim krokiem w jej stronę. Już miałam uderzyć rozpędzonym wózkiem prosto w jej brzuch, gdy nagle z boku wyskoczył jakiś dzieciak. Edyta odsunęła się, a ja wpadłam prosto w ułożoną piramidę puszek z piwem.

Cholera! W tamtej chwili jeszcze bardziej znienawidziłam dzieci. Zbiegła się ochrona, sprzedawczynie, zrobiło się zamieszanie. Edyta zdążyła zniknąć.
Trudno. Nie zamierzałam się zrażać. Kiedy Leszek wrócił, znowu o niej gadał. Podobno była już w trzecim miesiącu i nie za dobrze się czuła. Mój kochanek podejrzanie mocno się tym przejmował.

– Może plemniki sąsiada jej zaszkodziły – zakpiłam.

– Daj już spokój, to moje dziecko – powiedział, a ja zrozumiałam, że nie ma co ciągnąć dalej tego kłamstwa.

– Biedaku ty mój… – użaliłam się dla odmiany i zaraz skorzystałam z okazji, by obrzydzić mu ojcostwo. – Będziesz musiał użerać się z bachorem, zmieniać mu pieluchy, sprzątać wymiociny. Zapomnij o śnie, niemowlaki potrafią całą noc się wydzierać.

Nie ustawałam w osiągnięciu celu

Kiedy wyjechał w kolejną delegację, postanowiłam działać. Tamten plan się nie powiódł, ale miałam już w zanadrzu inny. Późnym wieczorem zakradłam się do bloku, w którym mieszkali. Wysmarowałam schody olejem, a potem zeszłam na dół, wyłamałam zamek w skrzynce na listy, na koniec zadzwoniłam przez domofon.

– Halo, sąsiadko, ktoś wam skrzynkę na listy rozwalił! Może lepiej niech pani to sprawdzi.

– Idę!

Pozostało mi czekać na efekty. Niedługo potem zawyła syrena karetki, a ja zadowolona wróciłam do domu. Jeszcze tej nocy odebrałam telefon od zdenerwowanego Leszka.

– Edyta jest w szpitalu. Poślizgnęła się na schodach, spadła!

– Coś poważnego?

– Mówiła… – zająknął się. – Rozmawiałem z nią przez telefon… Może stracić dziecko!

Wyczułam, że Leszek jest tym faktem autentycznie zmartwiony. Dlaczego aż tak się przejął? Nie powinien!

– Przecież nie chciałeś tego dziecka, więc może tak będzie lepiej.

– Monika, co ty mówisz… – skąd ten dziwny ton w jego głosie, jakby odrazy?

– Skarbie, po prostu wracaj jak najszybciej. Tęsknię za tobą – wymruczałam namiętnie.

– Ja też, ale musimy to odłożyć na później. Właśnie jestem w drodze do szpitala. Muszę być przy niej. Przechodzi teraz ciężkie chwile.

I się rozłączył. Rozłączył się!

To on twierdził, że nie chce dzieci, to on żałował, że tak późno się poznaliśmy. To on wciąż do mnie przychodził, to on mówił te wszystkie czułe rzeczy, to on się ze mną kochał do utraty tchu. A teraz pędził do żony?!
O, nie, tak się bawić nie będziemy. Najchętniej kazałabym mu wybierać pomiędzy nami, ale obawiałam się, że mimo wszystko mógłby wybrać żonę. Chore kobiety wiążą do siebie facetów. Są jak kamień u nogi. Musiałam się jej pozbyć na dobre.

Spadłam na drugi plan

Od tego wypadku Leszek miał dla mnie coraz mniej czasu. I wciąż te same irytujące wymówki. Edyta źle się czuje. Nie mogę jej zostawić dzisiaj samej. Zrozum, to dla niej trudny czas. Muszę być przy niej, jest moją żoną. I tak w kółko. Edyta, Edyta… Kłamałam, że rozumiem. Starałam się nie panikować, nie osaczać go, bo gotów pomyśleć, że chcę go uwiązać jak ta jego chorowita żonka. Musiałam być mądrzejsza, sprytniejsza.

Tego dnia spotkaliśmy się na mieście, w trakcie jego przerwy na lunch. Był przybity.

– Coś się dzieje?

Leszek westchnął.

– Musimy nieco spasować. Edyta chyba podejrzewa, że się z kimś spotykam.

Cudownie! To wcale nie była zła wiadomość. Ale czemu… spasować?

– Hm, a może to dobra okazja, by jej o nas powiedzieć? – zasugerowałam ostrożnie.

Pokręcił głową, a potem spojrzał na mnie jakoś inaczej niż zwykle. Tak chłodno.

– Wciąż źle się czuje. Poza tym… czy ja kiedykolwiek ci obiecywałem, że od niej odejdę?

– A nie…? – szepnęłam z trudem, bo coś dławiło mnie za gardło.

– Monia, to nie jest takie łatwe, łączą nas różne więzy, choćby finansowe, zrozum.

Lęk, paraliżujący do trzewi lęk. Czułam, że blednę, że zaraz zemdleję.

Kim ja dla ciebie jestem? – spytałam.

Leszek patrzył na mnie długo, jakby szukał właściwej odpowiedzi, wreszcie się uśmiechnął, tak jak tylko on potrafił: ciepło, ujmująco, uwodzicielsko.

– Dajesz mi to, czego nie daje nikt inny. W zamian ja daję ci siebie. Okej?

Serce waliło mi jak młotem. Bo nie wiedziałam, co mi wyznał. Miłość, pożądanie?

– Teraz muszę już lecieć – wstał od stolika. – Jutro skoro świt wyjeżdżam na trzy dni do Gdańska. Jak wrócę z delegacji, porozmawiamy o nas, dobrze? Musimy wreszcie coś postanowić. Przejść do kolejnego etapu.

Kiwnęłam głową. Wmawiałam sobie, że to, co czuję w sercu, to nadzieja. To musi być nadzieja. Na uwolnienie. Bo co innego? Uznałam, że muszę jej powiedzieć, zanim Leszek wróci. Lepiej nie ryzykować. Kochałam Leszka jak nikt inny na świecie i ta miłość dawała mi prawa. Kolejny etap to ja i on – razem na zawsze. Nie ma innej opcji.

Postanowiłam wyznać jej prawdę

W dniu, w którym pojechał do Gdańska, udałam się do jego żony. Spodziewałam się zastać ją przybitą, załamaną utratą ciąży. Przecież tak źle się czuła, tyle opieki potrzebowała… Tymczasem otworzyła mi uśmiechnięta kobieta, promieniejąca w ten specyficzny matczyny sposób. Czemu byłam pewna, że straciła dziecko? Leszek niby wprost tego nie potwierdził, ale… też nie zaprzeczył. To ja wolałam wierzyć, że jej dziecko już nie stoi nam na przeszkodzie.

– Słucham? – Edyta patrzyła na mnie z pytaniem w oczach.

Nie bała się, niczego nie podejrzewała. Wahałam się. Sprawę ułatwiła mi sama Edyta.

– Pani pewnie z firmy męża. Leszek mówił, że ktoś przyjedzie po dokumenty – otworzyła szerzej drzwi. – Zostawił teczkę.

– Tak, oczywiście – odzyskałam głos.

Wpuściła mnie do środka.

– Pani jest w ciąży… – powiedziałam.

– Mąż nie wspominał? – znów ten przerażająco promienny uśmiech. – Tak długo staraliśmy się o dziecko. Myśleliśmy, że już nic z tego nie będzie. A tu proszę, nawet upadek ze schodów mi nie zaszkodził. Ale Leszek bardzo się wtedy wystraszył. Odwołał spotkania z kontrahentami, nawet przerwał delegację… Proszę, tu są dokumenty – podała mi teczkę.

Wzięłam ją, obracałam w dłoniach.

– A więc jest pani w ciąży… – zacisnęłam palce na teczce i spojrzałam na rywalkę. – Tak go chcesz zatrzymać? Na dziecko? To naprawdę żałosne. Staraliście się? Długo? Nie wierzę. Przecież on nie lubi dzieci. Nie chce mieć dzieci! Może ze mną, ale nie z tobą!

Edyta otworzyła szeroko oczy. Wyglądała, jakby miała zaraz upaść. Spokój zastąpiło przerażenie. Bała się mnie. Mojego narastającego szaleństwa! Tak, zwariowałam, bo nagle dotarło do mnie, że zostałam oszukana. Przez Leszka, przez samą siebie. Robił ze mną, co chciał! Lawirował między półprawdami i niedomówieniami, a ja słyszałam, co chciałam słyszeć. W każdym jego słowie i geście doszukiwałam się potwierdzenia, że mnie kocha tak jak ja jego. Był dla mnie całym światem i – to też pojęłam w nagłym olśnieniu – nadal jest i zawsze będzie. To się nigdy nie zmieni.

Dlatego musiał być mój.

– Zaskoczona? – zadrwiłam. – A czemu? Podobno sama się czegoś domyślałaś. I słusznie, bardzo słusznie – cedziłam, pozwalając złości wymykać się spod kontroli.

Niech się mnie boi, niech ze strachu i szoku straci ciążę, pewność siebie, nadzieję. Edyta zrobiła kilka chwiejnych kroków i osunęła się na fotel. Nie zamierzałam jej odpuszczać. Rzuciłam teczkę z dokumentami na podłogę i zaczęłam swoją opowieść. Nie szczędziłam pikantnych szczegółów. Pokazałam jej też zdjęcia i esemesy w telefonie.

Zaskoczyła mnie jej spokojna reakcja. Żadnej histerii. Tylko nerwowo drgająca powieka, zaciśnięte usta i dłonie położone w obronnym geście na brzuchu.

– Wynoś się z mojego domu – rozkazała. – I nigdy więcej nie waż się do mnie zbliżać. Ani do mojego dziecka.

Która  nas wygrała?

Powiedziała, że mogę go sobie wziąć. Wygrałam... Na pewno?
Miała coś takiego w głosie… Spojrzałam jej w oczy… I zwątpiłam, która z nas jest teraz bardziej zdesperowana. Bała się, oczywiście, że się bała, ale znalazła w tym strachu siłę. Budziła respekt.

Patrząc mi w oczy, sięgnęła po komórkę leżącą na stoliku. Powinnam była ją powstrzymać. Jakoś zareagować, ale tylko stałam i czekałam. Jej wzrok mnie paraliżował jak zająca złapanego w snop świata na środku drogi.
Zadzwoniła do Leszka i włączyła tryb głośno mówiący.

– Odwiedziła mnie kobieta, która twierdzi, że jest twoją kochanką – powiedziała.

Byłam pod wrażeniem jej opanowania i taktyki.

– Powiedziałam jej o nas, Leszku, więc prosto z delegacji możesz przyjechać do mnie.

Chwila ciszy, a potem wybuch:

– Co zrobiłaś, kretynko? Jak śmiałaś przyjść do mojego domu? Jak śmiałaś niepokoić moją żonę? Edytko, nie słuchaj, nie wierz ani jednemu słowu! Ta wariatka ma obsesję na moim punkcie!

Leszek był wściekły. To w ogóle nie był mój Leszek. Nie poznawałam tego tonu, doboru słów, zachowania. Jakby mnie nienawidził. Jakby jednak zależało mu na żonie. Więc kim ja dla niego byłam? Odskocznią od codzienności?

Nim wyszłam, długo patrzyłyśmy na siebie z Edytą. Łzy płynące po bladej twarzy. Dłonie spoczywające na brzuchu. Lekko drżące usta. Wreszcie słowa:

– Możesz go sobie wziąć.

Wygrałam. Wreszcie. Więc czemu czułam się tak pusta?

Leszek chciał mnie wykończyć

Kilka dni później do moich drzwi zapukała policja. Okazało się, że Leszek oskarżył mnie o pomówienia, wtargnięcie, zastraszenie żony i pogorszenie stanu jej zdrowia. Niczego nie potwierdziłam, niczemu nie zaprzeczyłam. Nie dbałam o to, co ze mną zrobią. Ostatnio znowu zadzwonił. Krzyczał.

Edyta wniosła pozew o rozwód i ponoć zamierza powołać mnie na świadka. Leszek zabronił mi się w to mieszać. Groził, że pożałuję, jeśli go pogrążę. A ja się waham. Chcę się zemścić, chcę, żeby teraz jego bolało. I chcę go z powrotem. Kocham go i nienawidzę. Strasznie za nim tęsknię…

Czytaj także:
„O zdradzie męża wiem od 6 miesięcy, ale cały czas jestem wzorową żoną. Kiedyś nawet nakryłam ich w jego biurze”
„Mąż zrobił ze mnie kurę domową i teraz narzeka, że nie pracuję. Oskarża mnie o zdradę, by zatuszować, że to on kogoś ma
„Mąż był gościem w domu. Gdy odkryłam, że mnie okłamuje, oskarżyłam go o zdradę. Jego odpowiedź mocno mnie zszokowała”

Redakcja poleca

REKLAMA