„Musiałem rozstać się z żoną właśnie po to, by zrozumieć jak bardzo jestem w niej zakochany. Ona miała podobnie”

para, która rozstała się i zeszła ponownie fot. Adobe Stock, alfa27
– Musimy od siebie odpocząć. Jak się pobieraliśmy, to jeszcze byliśmy dziećmi. Było nam dobrze razem, stworzyliśmy dzieciom dobry dom, teraz możemy spróbować innego życia. Przecież wiem, że myślisz podobnie. – Chyba masz rację. Rozstańmy się, zanim się znienawidzimy.
/ 23.06.2021 12:38
para, która rozstała się i zeszła ponownie fot. Adobe Stock, alfa27

Beatę znałem jeszcze z podstawówki. Była młodszą o dwa lata siostrą Jacka, z którym siedziałem w jednej ławce od pierwszej klasy. Czasem się za nami pałętała, bo rodzice kazali Jackowi się nią opiekować. Potem ja wyjechałem do technikum z internatem. Moi rodzice dawno się nie dogadywali, dlatego do domu starałem się przyjeżdżać jak najrzadziej. W wakacje pracowałem w knajpie nad morzem. W ostatniej klasie technikum po Bożym Narodzeniu zostałem w domu. W internacie wysiadło ogrzewanie i powiedzieli nam, że możemy do niego wrócić dopiero po Nowym Roku. Miałem zamiar zostać w sylwestra w domu, ale na imprezę zaprosił mnie Jacek, kumpel z podstawówki.

– Wpadnij, będzie mnóstwo chłopaków z naszej paczki, dawno się nie widzieliście. Moi starzy pojechali do wujka, więc mamy cały dom dla siebie – zachęcał.

Zgodziłem się. Oprócz starych kumpli na imprezie oczywiście były też dziewczyny

– Hej Wojtek, pamiętasz mnie? – wysoka brunetka, która się do mnie uśmiechała, wydawała mi się znajoma, ale chwilę mi zajęło, zanim skojarzyłem, że to Beata.
– No jasne, choć muszę przyznać, że troszkę się zmieniłaś – uśmiechnąłem się. Pogadaliśmy, potańczyliśmy.
– Odezwij się czasem – szepnęła mi do ucha na pożegnanie i cmoknęła w policzek.

Odezwałem się całkiem szybko – wymyśliłem, że zaproszę Beatę na studniówkę. Właściwie była jedyną kandydatką – życie towarzyskie miałem raczej ubogie. W technikum uczyli się prawie sami chłopcy.

– Bardzo mi miło, ale jak to sobie wyobrażasz? To prawie sto kilometrów, nie bardzo wiem, jak wrócę do domu – Beata okazała się osobą praktyczną.

Miała rację, w ogóle o tym nie pomyślałem. Ale miałem trochę odłożonych pieniędzy, więc zaproponowałem, że wynajmę jej pokój w hotelu.

– Naprawdę? Nie wiem, co na to rodzice. Chyba musiałbyś poprosić ich o zgodę.

Stanęło na tym, że załatwiłem pokój w żeńskim internacie, do którego osobnikom płci męskiej wstęp jest wzbroniony. To uspokoiło rodziców Beaty. Świetnie się bawiliśmy na studniówce. Zgodnie z danym rodzicom Beaty słowem, odprowadziłem ją do internatu o północy. Ale ponieważ innej obietnicy (że nie będziemy pić alkoholu) nie dotrzymałem – byłem lekko wstawiony i zrobiłem to, na co na trzeźwo bym się nie odważył – pocałowałem Beatę. Nie wyrwała się. A nawet do mnie przywarła. Poczułem ciepło jej ciała. Zakręciło mi się w głowie.

Rano zabrałem Beatę na śniadanie. Oboje byliśmy lekko skrępowani, nie patrzyliśmy sobie w oczy. Odprowadziłem ją na autobus.

– Zobaczymy się jeszcze? – zapytała.

Skinąłem głową.

Od tamtego dnia zacząłem wpadać na weekendy do domu

Tata się wyprowadził do kochanki w sąsiedniej wsi. Mama na środkach uspakajających w ogóle się mną nie przejmowała. Miałem dom dla siebie i spokój. I mogłem się spotykać z Beatą. Oboje byliśmy wychowani tradycyjnie, o niczym więcej niż pocałunki i przytulanie nie było mowy. Spotykaliśmy się przez dwa lata, aż zrozumiałem, że chcę więcej. Ale jedynym sposobem był ślub – Beata postawiła sprawę jasno. Pracowałem w warsztacie samochodowym w mieście. Beata właśnie skończyła liceum i znalazła pracę w urzędzie miasta. Uznaliśmy, że sobie poradzimy.

Oświadczyłem się jak pan Bóg przykazał. Miałem pierścionek i kwiaty dla pani domu. Poprosiłem najpierw o rękę Beaty jej tatę, a gdy się zgodził – uklęknąłem i założyłem jej pierścionek na palec. Popłakaliśmy się.

Ślub dał nam proboszcz, który znał nas od małego. Wesele – wiadomo, w remizie. Wymknęliśmy się po północy i pojechaliśmy do zajazdu, w którym wynająłem apartament małżeński. Po ślubie zamieszkaliśmy w wynajętej kawalerce. Po trzech latach odłożyliśmy na wkład do spółdzielni.

Zdążyliśmy się wprowadzić do naszego własnego mieszkania na dwa miesiące przed urodzeniem Jędrka

Dzieci dochowaliśmy się trójki. Półtora roku po Jędrku na świat przyszła Kasia, a potem Krzyś. Przez kilkanaście lat byliśmy naprawdę szczęśliwi. Zawsze pilnowaliśmy, żeby przynajmniej raz w tygodniu zrobić całą rodziną coś dla przyjemności. Kino, wspólne gotowanie, planszówki, wycieczka nad rzekę. Dzieciaki, dopóki ich nie dopadły nastoletnie fochy, umiały się cieszyć nawet drobiazgami. Kryzys przyszedł, gdy dzieci wyfrunęły z domu.

Jędrek wyjechał na studia. Kasia wyprowadziła się do chłopaka, a Krzysztof zaciągnął się do wojska. Kino w miasteczku zbankrutowało, gotować dla naszej dwójki nam się nie chciało. Na hobby przez te wszystkie lata nie mieliśmy czasu. I po prostu przestaliśmy się cieszyć swoim towarzystwem. To Beata odważyła się jako pierwsza nazwać rzecz po imieniu.

– Musimy od siebie odpocząć. Spróbować życia na własną rękę. Jak się pobieraliśmy, to jeszcze byliśmy dziećmi. Było nam dobrze razem, stworzyliśmy dzieciom dobry dom, teraz możemy spróbować innego życia. Przecież wiem, że myślisz podobnie.
– Chyba masz rację. Rozstańmy się, zanim się znienawidzimy. Dzieci zrozumieją.

Nie poszło łatwo, ale kiedy ich zapewniliśmy, że dalej zamierzamy się przyjaźnić i będziemy razem spędzać święta i urodziny – pogodziły się z tym.

Beata wróciła na wieś. Zamieszkała w domu po babci. Na parterze otworzyła mały spożywczak

Rok później, kiedy wszyscy przyjechaliśmy do niej na Wigilię, okazało się, że będzie z nami ktoś nowy.

– To jest Ryszard. Spotykamy się – przedstawiła go krótko Beata.

Kasia przewróciła oczami, ale nic nie powiedziała. Chłopaki bez słowa uścisnęli Ryszardowi rękę. Poszedłem w ich ślady. W czasie kolacji dowiedziałem się, że Ryszard kupił kawał ziemi pod lasem i założył stadninę. Chyba mu dobrze szło, bo jego auto, które parkowało na podwórku, kosztowało pewnie więcej niż moje mieszkanie. Trochę mi było przykro, że Beata tak szybko sobie kogoś znalazła.

Ale sam nie byłem święty – od kilku miesięcy samotne wieczory umilała mi Barbara, fryzjerka z zakładu po drugiej stronie ulicy. Rozwiedliśmy się z Beatą kilka miesięcy później. Życie toczyło się dalej. Jędrek ożenił się i został ojcem. Kasia pracowała w Warszawie jako menadżerka eleganckiego sklepu i zmieniała chłopaków co kilka miesięcy. Krzysztof robił karierę w wojsku, miał narzeczoną żołnierkę. Ciągle nie mogli znaleźć odpowiadającego im wspólnego terminu na ślub.

Udało się półtora roku temu. Wesele zorganizowali w eleganckim ośrodku niedaleko Gdyni.

– Cześć. Ja w sprawie ślubu. Może pojedziemy razem? – z Beatą nie rozmawiałem od kilku miesięcy, jej telefon trochę mnie zaskoczył.
– A Ryszard?
– Nie wyszło. Już się nie spotykamy.

Umówiliśmy się, że Beata przyjedzie do mnie autobusem i dalej pojedziemy moim autem. Czekała nas długa podróż, trochę się martwiłem, o czym będziemy rozmawiać. Z początku atmosfera była dość drętwa, ale po dwóch godzinach zorientowałem się, że gawędzimy o wszystkim i o niczym z taką łatwością, jak zaraz po ślubie.

O ponownym ślubie na razie nie myślimy, ale kiedyś – kto wie…

Dzieciaki trochę się zdziwiły, gdy okazało się, że przyjechaliśmy razem. Wyjaśniliśmy, co i jak, i dały nam spokój. Na weselu siedzieliśmy koło siebie. Beata wyglądała pięknie. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałem ją w tak eleganckim wydaniu. Wodzirej wyciągnął nas na parkiet do wspólnego tańca z parą młodą. Poczułem bijące serce Beaty i… było jak wtedy, kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy.

– Wiesz, że żaden facet nie umie mnie prowadzić w tańcu? Tylko ty – szepnęła Beata i wtedy do mnie dotarło, że ciągle jestem w niej zakochany!

Cały wieczór i pół nocy zajmowaliśmy się tylko sobą. Dzieci udawały, że nic nie widzą, ale wymieniały między sobą ukradkowe uśmieszki. Dopiero kiedy o czwartej nad ranem chcieliśmy się wymknąć do naszych pokoi, w drzwiach złapał nas Krzyś.

– Hej, gołąbeczki. Trzeba było powiedzieć wcześniej, zaoszczędzilibyśmy na jednym pokoju – zażartował.

Miał rację. Skorzystaliśmy tylko z jednego, za to nie wychodziliśmy z niego przez całą niedzielę i poniedziałek. Złożyłem wymówienie w warsztacie i wprowadziłem się do Beaty. Powiększyliśmy sklep, idzie nam całkiem dobrze. Szukam kupca na mieszkanie – jak je sprzedam, zbudujemy na działce pawilon na sklep.

O ponownym ślubie na razie nie myślimy. Ale kiedyś – kto wie… Na wakacje mają do nas przyjechać dzieci Jędrka. Obiecałem wnukowi, że nauczę go wędkować, więc pilnie ćwiczę, bo szczerze mówiąc, pierwszy i jedyny raz łowiłem ryby z dziadkiem, gdy miałem pięć lat. Ale przecież już wiem, że do dwóch razy sztuka. 

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA