„Musiałam zrezygnować z marzeń, bo brat robił karierę. Przez 17 lat palcem nie kiwnął, by pomóc rodzinie. Teraz chce rozejmu”

kobieta, która ma żal do brata fot. Adobe Stock, simona
„– To już nawet nie chodzi o gospodarkę – powiedziałam. – Rodzice są coraz starsi i schorowani. Oni zwyczajnie nie mogą być sami. Jak sobie to wyobrażasz – ty w mieście, ja w mieście, a oni co? Liczyli na nas, a właściwie na ciebie. Od dawna było to ustalone – ty zostajesz na gospodarce. Ja już sobie zaplanowałam życie w mieście, pracę w reklamie”.
/ 28.02.2023 09:15
kobieta, która ma żal do brata fot. Adobe Stock, simona

Siedzieliśmy już przy stole, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Spojrzałam zdziwiona na męża. Nie spodziewaliśmy się nikogo, byliśmy już w komplecie. Czyżby zamówił Mikołaja? Nie, raczej nie; chyba zdaje sobie sprawę, że dzieciaki już wyrosły z wierzeń w legendy i od paru lat dobrze wiedzą, kto kupuje prezenty pod choinkę. Romek zresztą też wyglądał na zaskoczonego. Wstał i wyszedł do przedpokoju.

Słyszałam, jak otwiera drzwi i z kimś rozmawia. Z salonu nie widać wejścia, więc czekałam niecierpliwie, aż wróci. „Co to za pomysły – zdenerwowałam się – żeby w Wigilię ktoś chodził po domach! A może to sąsiad? Może coś się stało, ktoś zasłabł, potrzebuje pomocy?”.

Mój mąż pracuje w pogotowiu, więc chociaż nie jest lekarzem po studiach, to gdy coś komuś się dzieje, przychodzą do nas po pomoc. Widziałam, że i mama się niepokoi, wiercąc się na krześle i wyciągając szyję, by usłyszeć rozmowę z przedpokoju. Tylko tata siedział spokojnie, z błogim uśmiechem patrząc na świecącą kolorowymi lampkami choinkę.

Nie widziałam brata od siedemnastu lat

Od lat już nie ma z nim normalnego kontaktu. Żyje we własnym świecie, z którego tylko czasem wychodzi i przez chwilę funkcjonuje normalnie. Interesuje się wówczas tym, co się dzieje, pyta o dzieci, o gospodarkę. A potem znowu zapada w siebie i mrucząc coś pod nosem, drepcze całymi dniami po domu. Alzheimer – orzekli przed laty lekarze. Trzeba go wciąż pilnować, żeby nie zrobił czegoś głupiego.

Ale nie mamy sumienia, by go oddać do domu opieki. Zresztą, dopóki moja mama jest sprawna i może się nim opiekować, nie ma takiej potrzeby. A tata nie bywa kłopotliwy ani agresywny, tylko nieporadny i nieprzewidywalny jak dziecko. Dziś też jest w tym swoim świecie – cieszy się lampkami i bombkami na choince. Trzeba go tylko pilnować, bo zaczął się bawić świeczką.

Wszyscy, oprócz taty, czekaliśmy więc, aż wróci mój mąż. Nawet dzieciaki zamarły z widelcami w ręku. Wreszcie wrócił. Otworzyłam usta, żeby zapytać, kto to był, ale gdy spojrzałam na męża, zamilkłam. Stał w drzwiach do salonu, patrząc po kolei na wszystkich. Wreszcie spojrzał na mnie i powiedział:

– Mamy gościa, Lenko. Zaprosiłem go do stołu, bo w taki dzień…

Odsunął się i gestem kogoś zaprosił. W drzwiach stanął wysoki mężczyzna, lekko przygarbiony. W pierwszej chwili go nie poznałam, nie widzieliśmy się przecież z siedemnaście lat. To mama pierwsza poderwała się od stołu i z okrzykiem „Przemek!” rzuciła się witać przybysza.

Przemek. Dopiero wówczas dotarło do mnie, że to mój brat. Rodzony. Jedyny, jakiego mam. Przywykłam już do tego, by traktować go jak bliżej nieokreśloną zjawę. Kogoś, kto kiedyś był w moim życiu, ale potem bezpowrotnie zniknął. Nie, nie zapomniałam o jego istnieniu – wręcz przeciwnie, często o nim myślałam. Ale czułam do niego żal.

I oto teraz, po tym co zrobił, zjawia się niczym syn marnotrawny. Patrzyłam na jego powitanie z mamą, powoli wstając od stołu. Przemek wreszcie wysunął się z jej objęć i spojrzał na mnie.

– Witaj, siostro – powiedział. Dawno się nie widzieliśmy.

Podeszłam do niego, żeby się przywitać. Podałam mu rękę, ale potem przytuliłam się do niego z całych sił. Nagle poczułam, jak tłumiona przez tyle lat tęsknota i lęk o niego ze mnie wypływają.

Z trudem powstrzymałam łzy.

– Gdzieś ty był? – zapytałam drżącym głosem. – Co tu robisz?

Przemek przytulał mnie, głaskał po plecach i szeptał:

– Wróciłem. Jeżeli mnie przyjmiecie. Chociaż w Wigilię.

Odsunęłam się od niego po dłużej chwili. Spojrzałam na rodzinę. Mama płakała, Romek stał w drzwiach, a dzieciaki patrzyły na nas zdziwione. No tak – one w ogóle nie znały wujka! Tylko mój tata ze stoickim spokojem podziwiał choinkę.

Opanowałam się.

– Siadaj, Przemku – powiedziałam, a Romek przystawił krzesło dla mojego brata. – Dziś nikogo się od stołu nie wyprasza.

Gdy ojciec to usłyszał, wściekł się

Wiem, że zabrzmiało to oschle, ale po pierwszym przypływie czułości znowu poczułam żal: przypomniało mi się nasze rozstanie przed laty. Przemek wyczuł to, w jego oczach pojawił się smutek. Usiadł, spojrzał na talerzyk.

Dla zbłąkanego wędrowca? – rzucił z nieśmiałym uśmiechem. – Dziś jestem nim rzeczywiście.

Wszyscy wróciliśmy na miejsca. Mama promieniała z radości i podsuwała Przemkowi kolejne półmiski. Dzieciaki, które zorientowały się już, kim jest przybysz, patrzyły na niego z ciekawością. Mirek, który ma 12 lat, pytał, czy ma do niego mówić wujku, Milenka, o dwa lata młodsza, tylko patrzyła na niego, lekko przestraszona. Ja chciałam pytać o wszystko. Co robił, gdzie był, dlaczego się nie odzywał. No i najważniejsze: czemu wrócił?

– Co się stało, że się dziś pojawiłeś? – nie mogłam się powstrzymać. – Nie odzywałeś się przez tyle lat, nie dawałeś znaku życia. I teraz, jakby nigdy nic, pojawiasz się w Wigilię… A gdyby nas tu nie było? Nawet nie wiedziałeś, czy jeszcze tu mieszkamy!

Jego życiowe plany przeciwko moim

– Wiedziałem – Przemek odstawił na stół półmisek z karpiem. – Ja już dawno chciałem przyjechać, tylko się bałem, jak mnie przyjmiecie. Wszystkiego się bałem. Byłem tu zresztą kilka razy, przejeżdżałem koło waszego domu, ale nie miałem odwagi zatrzymać się i wejść. I wymyśliłem sobie, że może właśnie w Wigilię będzie najłatwiej.

Przemek odpowiadał na pytania mamy, dzieci, Romka. A ja dziubałam potrawy na talerzyku, oddając się wspomnieniom…

Byliśmy wtedy młodzi. Ja właśnie kończyłam studium pomaturalne, a Przemek studia. Wybrał SGGW, bo od dawna było wiadomo, że to on przejmie gospodarkę po ojcu. Mężczyzna, starszy, no i się tym interesował. Najbardziej maszynami – dlatego właśnie ten kierunek studiował.

Nie miałam pretensji, że to on odziedziczy gospodarkę. Nawet było mi to na rękę – marzyłam o pracy w reklamie, w mieście. Nawet dogadałam się już z koleżanką, że razem wynajmiemy mieszkanie. Wracałam więc wtedy do domu z dyplomem w kieszeni i mnóstwem planów w głowie. Przemek przywiózł dyplom inżyniera i swoje pomysły na życie. Pomysły, które nas zaskoczyły.

Nie zostaję na wsi – powiedział któregoś wieczoru podczas kolacji. – Mój promotor zaproponował mi pracę przy projekcie. To duże pieniądze, no i prestiżowe zadanie. Przyjąłem jego ofertę. Zaczynamy od września.

Wszyscy zamarliśmy. Ja nie do końca rozumiałam, co mój brat mówi, za to do ojca dotarło to z pełną mocą.

– Jak to, nie zostajesz? – poderwał się od stołu. – Nie tak się umawialiśmy! Gospodarka jest wielka, a dwa lata temu jeszcze dokupiliśmy hektarów. Zresztą, ty sam tak doradzałeś!

– No bo to bardzo dobra inwestycja – Przemek nie przestraszył się reakcji ojca. – Ziemia wtedy była tania. Zobacz, już teraz jest warta więcej, a za parę lat cena jeszcze podskoczy!

– Ale ja nie jestem handlarzem! – tata walnął pięścią stół. – Jestem rolnikiem! Kupiłem, żeby obsiać, a nie sprzedawać!

– No i ma tata więcej plonów i więcej zarobków – Przemek nadal był spokojny. – Nie zwróciło się jeszcze za zakup ziemi?

– Bezczelny gówniarzu! – ojca już zupełnie poniosło. – Mówię o rodzinie, o przyszłości, o utrzymaniu! Płaciłem za twoje studia, bo miałeś przejąć gospodarkę! Już teraz musimy najmować robotników. Za parę lat nie dam rady pracować. Kto to będzie wszystko obrabiał? Ja z matką?!  Nam i bez tych hektarów starczało, a pracy było w nadmiarze! Teraz nie damy rady. Czekałem, aż skończysz te swoje nauki, myślałem, że wreszcie odpocznę – tata nagle usiadł, uszło z niego powietrze. – Co ty sobie wyobrażasz?

– Tato, ja zrozumiałem na tych studiach, że moją przyszłością jest praca naukowca, wynalazcy – tłumaczył Przemek. – Mamy opracować nowy silnik. To był między innymi mój pomysł, na tym oparłem pracę dyplomową. Dlatego zostałem wybrany do projektu. To dla mnie wielka szansa. Nie mogę tego odrzucić.

Ja nie potrafiłam zostawić rodziców

Ojciec wstał wówczas od stołu i wyszedł bez słowa. Mama jeszcze próbowała rozmawiać z Przemkiem, ale bez skutku.

– Synu, ojciec jest coraz starszy, słabszy – tłumaczyła. – Jego to przerasta. Teraz praca na gospodarce jest inna niż przed laty. Papiery, rozliczenia, podatki… On się w tym gubi. Nie poradzi sobie.

– Mamo, w papierach wam pomogę – brat był nieprzejednany. – Przecież nie wyjeżdżam na drugi koniec świata, będę blisko. Tyle że gospodarki nie poprowadzę.

– Ale jemu właśnie o to chodzi – mama się wówczas rozpłakała.

Tej nocy wyszłam z Przemkiem do ogrodu. Starałam się jeszcze przemówić mu do rozumu.

– Słuchaj, to już nawet nie chodzi o gospodarkę – powiedziałam. – Rodzice rzeczywiście są coraz starsi i schorowani. Ja tu częściej przyjeżdżam niż ty, widzę, jak są tym wszystkim zmęczeni. Oni zwyczajnie nie mogą być sami. Jak sobie to wyobrażasz – ty w mieście, ja w mieście, a oni co? Liczyli na nas, a właściwie na ciebie. Od dawna było to ustalone – ty zostajesz na gospodarce. Ja też już sobie zaplanowałam życie w mieście, pracę w reklamie. Ale oni nie mogą zostać sami.

– Będziemy przyjeżdżać.

– Raz na miesiąc? – byłam już zła. – Przemek, obudź się! Ja będę ponad 100 kilometrów od nich, ty jeszcze dalej. Wiadomo, jak to jest – mamy swoje życie, swoje problemy. Zostaną sami.

– Przesadzasz – Przemek się tym nie przejął. – Przecież są sprawni, nie wymagają opieki.

– Jeszcze nie. Ale to pewnie kwestia paru lat. I co wtedy? Rzucisz ten swój projekt, żeby tu przyjechać? A poza tym nie udawaj, że jesteś głupszy niż w rzeczywistości. Przecież ojciec gospodarki nie sprzeda. To całe jego życie. Jak już nie będzie miał sił na niej pracować, wszystko zacznie padać. A on tego nie przeżyje i dobrze o tym wiesz.

– Nie wiem – Przemek wstał, wyraźnie zniechęcony. – Może za parę lat tu wrócę. Ale teraz muszę wykorzystać swoją szansę. Nie zrezygnuję z niej tylko dlatego, że ojciec jest uparty. Przecież stać go na robotników, na księgowego. Teraz wszyscy tak robią.

– Tata to nie wszyscy! – zerwałam się z miejsca. – Dobrze wiesz, że on myśli jak dawniej!

– Ale ja nie – Przemek wzruszył ramionami. – I dla konserwatywnych poglądów ojca nie będę rezygnował ze swojego życia.

To była nasza ostatnia rozmowa. Przemek dwa dni później wyjechał. Ojciec się do niego nie odezwał, nie przyszedł się nawet pożegnać. Kiedy matka go wołała, powiedział, że syn, który ojca nie szanuje, to nie jest syn.

Czyżby w mieście mu się nie powiodło?

– Przejdzie mu – mama próbowała wszystko ułagodzić, lecz tym razem i Przemek się zaciął.

– Ja się nie pcham, gdzie mnie nie chcą – stwierdził.

Pożegnał się z zapłakaną matką, ja mu tylko podałam rękę na pożegnanie. Byłam na niego wściekła. Bo zrozumiałam, że moje plany wzięły w łeb. Nie mogłam rodziców zostawić. Nigdy bym sobie tego nie darowała.

Po wakacjach zapisałam się na kurs, który uprawniał mnie do prowadzenia gospodarki. Przekopałam się przez tonę papierów, żeby sprawdzić, o jakie dotację mogę się starać, jakie warunki muszę spełniać. Tata powoli wdrażał mnie w tajniki rolnictwa. Nigdy nie podziękował mi za to, że z nimi zostałam. O Przemku nigdy nie mówił. A gdy mama zasugerowała, że zaprosi go na święta, pierwsze po jego odjeździe, powiedział:

– Ja w Wigilię nikogo nie wyrzucę. Ale syna już nie mam.

Nie wiem, czy powtórzyła to Przemkowi, lecz mój brat już do nas nie przyjeżdżał. Raz do mnie zadzwonił. Akurat byłam tuż przed egzaminami, w dodatku musiałam się rozliczyć z KRUS-u i przejrzeć kontrakty na zboże. Ostatnie, na co miałam ochotę, to słuchać o spełnionych marzeniach mojego brata.

– Przemek, przez ciebie ja już marzeń nie mam – ucięłam jego opowieści. – Nosem się podpieram, żeby pomóc rodzicom. Jeżeli masz choć odrobinę przyzwoitości, to przyjedź i nam pomóż.

– Moje życie jest tutaj – powiedział stanowczo.

To był nasz ostatni kontakt. Nie wiem, dlaczego nie dzwonił do mamy, ona strasznie to przeżywała. Ja nie miałam do niego nawet numeru telefonu. Nie wiedział nic o moim ślubie, o urodzeniu dzieci, o chorobie ojca… Nagle dotarł do mnie głos Przemka:

– Mam do was prośbę – powiedział. – Chciałbym tu zostać i wam pomóc. Nie, nie dlatego, że w mieście mi się nie udało – dodał szybko. – Wręcz przeciwnie, odniosłem sukces i zarobiłem mnóstwo pieniędzy. Mam duże mieszkanie, samochód, którym tu przyjechałem, i sporo na koncie. Ale po prostu zrozumiałem swój błąd. Przyjechałem prosić was o wybaczenie. Wybrałem Wigilię, bo to szczególny dzień, pomyślałem, że będzie mi łatwiej. Już widzę, że przyjechałem za późno, że od taty nie uzyskam wybaczenia. Mogę o to prosić tylko was. Jeżeli mnie przyjmiecie, to nie z pustymi rękami – sprzedam, co mam, dołożę do gospodarki…

Widziałam, że mama nie zastanawia się ani chwili. A ja? Cóż, pomoc mi się przyda. Poza tym to mój brat. Co prawda, wiele jeszcze zostało do obgadania, do ustalenia i wybaczenia. Może nam się uda przez to przejść. Ale w Wigilię na pewno nie będziemy wywlekać dawnych spraw. Na to przyjdzie czas później…

Spojrzałam na niego, oczekującego odpowiedzi, i nagle coś mi się przypomniało. Wstałam i sięgnęłam po opłatek. Z Przemkiem się jeszcze nie przełamaliśmy! Podałam mu biały płatek i ucałowałam go w policzek. Poczułam, że jest mokry od łez. I żadne słowa tu już nie były potrzebne.

Czytaj także:
„Całe życie zajmowałam się rodzicami, bo mój brat robił karierę. Gdy zmarli, zostawili nasz dom jemu. Zostałam na bruku”
„Brat zgrywał biznesmena i wysysał z nas kasę. Od 20 lat żyjemy jak pies z kotem, bo drań nie ma honoru, by spojrzeć mi w oczy”
„Mój brat to bezmyślny gołowąs. Nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje życie i za to, które powołał na świat”

Redakcja poleca

REKLAMA