Od małego wmawiano mi, że powinnam być perfekcyjna we wszystkim, co robię. Po latach odbiło mi się to potężną czkawką. Wypalenie zawodowe i stany lękowe sprawiły, że życie zaczęło mnie bardzo przytłaczać.
Potrzebowałam się zresetować i właśnie wtedy poznałam Kacpra. Przyjął mnie pod swój dach, otoczył opieką i obdarzył miłością, której tak bardzo pragnęłam.
Perfekcjonizm we wszystkim
Jeśli żyjesz wśród ludzi, którzy oczekują od siebie i innych wyłącznie doskonałości, to nie masz łatwo. Wiem to z autopsji. Moi rodzice byli doskonałymi prawnikami, którzy oczekiwali, że będę chodziła, jak w zegarku. Oczywiście bardzo mnie kochali, ale jednocześnie naciskali, abym w każdym aspekcie życia dawała z siebie wszystko.
Miałam więc najlepsze wyniki w nauce, należałam do najróżniejszych drużyn sportowych, a do tego uczęszczałam do niemal wszystkich możliwych kółek zainteresowań. W liceum doszły do tego prywatne lekcje, dzięki którym miałam doskonale zdać maturę. I tak się oczywiście stało. Na studiach w końcu zamieszkałam sama i miałam szansę trochę wyluzować.
Okazało się jednak, że bardzo dobrze szło mi pilnowanie samej siebie. Nawet gdy w pobliżu nie było moich rodziców, dążyłam do tego, żeby być najlepszą. W efekcie ominęło mnie mnóstwo imprez i okazji do poznania ciekawych ludzi. Na szczęście trafiła mi się najwspanialsza współlokatorka, która dbała o to, żebym jednak czasem odpuszczała. Martyna została moją najlepszą przyjaciółką, która przez kolejne lata wspierała mnie w każdy możliwy sposób. Również wtedy, gdy oddawałam całą swoją energię pracy.
Marketing był dla mnie wyjątkowo fascynujący. Dlatego, kiedy po studiach z otwartymi ramionami przyjęła mnie jedna z większych agencji, byłam w siódmym niebie. Wiedziałam, że wiedza teoretyczna, świetne wyniki i doskonale oceniona praca magisterska, to w tej branży mało znaczące szczegóły. Liczył się instynkt i doświadczenie, które zamierzałam szybko zdobyć.
Chciałam być najlepsza i dążyłam do tego po trupach. Zarywane noce, brak wolnych weekendów i urlopu to był mój chleb powszedni. Czułam się jak ryba w wodzie, a mój wysiłek i zaangażowanie zostały szybko docenione.
Kolejne awanse i pochwały od rodziców dodawały mi energii do dalszego działania. Martyna co jakiś czas próbowała mnie resetować i przypominać o konieczności zluzowania, ale nie zawsze jej się udawało.
Byłam uparta i nie czułam zmęczenia, więc pracowała dalej, wierząc, że perfekcjonizm to jedyna droga do satysfakcji. Jak można się domyślić, taki styl życia w końcu musiał się na mnie zemścić. Choć działo się to stopniowo, nie zauważałam na początku symptomów schorzeń, które zaczęły mnie zmieniać. Kiedy w końcu dałam się namówić Martynie na wizytę u specjalisty, byłam już w kiepskim stanie.
Potrzebowałam prawdziwej przerwy
Stany lękowe i wypalenie zawodowe brzmiały dość sensownie. Nie miałam zamiaru zaprzeczać, że czuję się podle. Wyczerpały mi się baterie i nie mogłam z tym nic zrobić. Rodzice próbowali mnie wspierać, ale tak naprawdę nie mieli pojęcia, jak się zachować w stosunku do swojej idealnej córki, która okazała się słaba. W tamtym momencie nie miało to już dla mnie żadnego znaczenia. Tak właściwie niewiele miało dla mnie znaczenie. Na szczęście miałam przy sobie Martynę, która o mnie zadbała.
Potrzebowałam zmiany. Chciałam odpocząć od miasta i jego zgiełku, który kiedyś tak bardzo lubiłam. Nie wiedziałam jednak, co ze sobą zrobić i dokąd pojechać. I wtedy znów moja przyjaciółka stanęła na wysokości zadania.
— Jedziesz w Bieszczady Jowita — poinformowała mnie.
— Jak to w Bieszczady? Gdzie i po co? — nie bardzo podobał mi się ten pomysł.
— Mój stary znajomy jeszcze z czasów liceum właśnie otwiera tam swój pensjonat. Wyprowadził się z miasta kilka lat temu, kupił jakiś stary budynek i teraz kończy go odnawiać — Martyna uśmiechała się szeroko.
— Ale co ja tam będę robić? — wciąż nie byłam przekonana.
— Właśnie nic! I to jest w tym najpiękniejsze! Jak będziesz miała ochotę, to możesz mu pomóc w przygotowaniu pensjonatu na pierwszych gości. A jak nie, to możesz po prostu łazić po górach, spacerować po lesie albo leżeć na leżaku i wdychać świeże powietrze — przyjaciółka była naprawdę podekscytowana, gdy przedstawiała mi tę wizję.
— Mam się zatrzymać u obcego faceta? — szukałam minusów tego pomysłu.
— Kacper jest super! Też robił wielką karierę jako architekt, ale szybko zorientował się, że szkoda życia na to wszystko i uciekł w naturę — Martyna za wszelką cenę chciała mnie przekonać do swojego pomysłu.
— A skąd wiesz, że będzie chciał się zajmować jakąś babą z miasta z problemami?
— Bo już z nim rozmawiałam i czeka na ciebie nawet dzisiaj. Był bardzo zadowolony, że będzie miał jakieś towarzystwo, więc skończ marudzić i zacznij się lepiej pakować — zaśmiała się.
Nie byłam do końca przekonana, czy to dobre rozwiązanie, ale jednocześnie nie miałam innego pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Pozostało więc posłuchać Martyny, rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady.
Dom w sercu natury
Wąska droga w środku lasu doprowadziła mnie w końcu do dużej polany na wzniesieniu. Budynek pensjonatu był naprawdę okazały i pełen charakteru. To, co zrobiło na mnie największe wrażenia, to cisza i spokój, które otaczały to miejsce. Po wyjściu z samochodu pierwszy raz od dawna odetchnęłam pełną piersią. I wtedy poczułam, że przyjazd tutaj był najlepszą decyzją. A Kacper tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu.
Był przystojny i dobrze zbudowany, ale przede wszystkim miły i pełen ciepła, które po prostu od niego biło. To jedna z tych osób, do których chcesz się przytulić zaraz po poznaniu. Przywitał mnie szczerym uśmiechem i zaprosił do środka, zabierając ze sobą moje bagaże.
— Martyna mówiła, że nie jesteś przekonana do pobytu tutaj — zagadał.
— Tak było, kiedy wyjeżdżałam, ale gdy tylko zobaczyłam to miejsce, po prostu się zakochałam — mówiłam szczerze.
— Wiem, o czym mówisz. Kiedy uciekłem tutaj od swojego miejskiego życia, poczułem dokładnie to samo.
— Przepraszam, że zwalam ci się tak nagle na głowę. Jest mi głupio, ale Martyna mnie niemal zmusiła — musiałam się wytłumaczyć.
— Żartujesz? Bardzo się ucieszyłem, że w końcu będę miał z kim pogadać. I uwierz mi, to miejsce działa jak plaster na każdą ranę, będziesz tu szczęśliwa — przekonywał Kacper.
Jadąc w Bieszczady, myślałam, że będę ciągle unikać Kacpra, żeby w spokoju i ciszy kontemplować swoją życiową porażkę. Na miejscu okazało się, że wciąż było mi mało rozmów z nim. Mieliśmy podobne doświadczenia w kwestii kariery i zmęczenia miastem. Jemu udało się jednak uciec, zanim praca wykończyła umysł.
Każdego dnia czułam się coraz swobodniej w pensjonacie, który pomagałam doszlifować na przyjazd pierwszych gości. Zakochałam się w tym miejscu i czułam coś do jego właściciela, choć nie chciałam tego przed sobą przyznać.
Po prostu się zakochałam
Po miesiącu sielanki miałam pojechać do siebie, żeby odwiedzić rodziców, spotkać się z lekarzem i oczywiście spędzić trochę czasu z Martyną. Nie wiedziałam, czy jadę tylko na tydzień, czy może zostanę w mieście na dobre. Kacper zaproponował więc, że zjemy uroczystą kolację na tarasie. Przygotowaliśmy wspólnie posiłek, otworzyliśmy butelkę wina i podziwialiśmy cudny zachód słońca, po raz kolejny zachwycając się tutejszą naturą.
— Nie chcę, żebyś wyjeżdżała — wydusił z siebie nieśmiało Kacper.
— Myślałam, że ci ulży. W końcu będziesz miał spokój — zaśmiałam się nerwowo.
— Nie wiem, co mi zrobiłaś, ale chyba zaczynam się w tobie zakochiwać — powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.
— Ty we mnie? — odparłam z niedowierzaniem.
— Wiem, to głupie. Przyjechałaś tu, tylko żeby odpocząć, a ja jak jakiś idiota zaskakuję cię takim wyznaniem na odchodne — nagle posmutniał.
— Nieprawda. Po prostu czuję chyba dokładnie to samo, ale bałam się, że to głupie — wyznałam w końcu, a jego twarz pojaśniała.
Kacper przysunął się do mnie i delikatnie mnie pocałował, a ja natychmiast poczułam się, jak w raju. Ta noc była magiczna i jednocześnie tak bardzo dla nas naturalna. Przez ten miesiąc opowiedzieliśmy sobie chyba wszystko o nas samych, naszych rodzinach, pasjach i porażkach. Zakochaliśmy się w sobie i czuliśmy się ze sobą tak swobodnie, jak z nikim innym wcześniej.
Rano pojechałam zgodnie z planem do miasta. Załatwiłam wszystko swoje sprawy, opowiedziałam Martynie o tym, jak mnie zeswatała, spakowałam swoje rzeczy i wróciłam w Bieszczady, aby zacząć zupełnie nowe życie u boku fantastycznego mężczyzny. Od roku wspólnie prowadzimy pensjonat i jesteśmy razem po prostu szczęśliwi.
Czytaj także:
„Rzuciłam nudnego jak flaki z olejem narzeczonego i wyjechałam. U boku francuskiego kochanka rozpoczęłam nowe życie”
„W obliczu choroby rzuciłam wszystko i wyjechałam w podróż życia. Szastałam kasą, bo na co miałam oszczędzać? Na trumnę?”
„Wyjechałam za chlebem do Anglii i poznałam faceta marzeń. Po powrocie do kraju myślałam, że już go nie zobaczę. Myliłam się”