„W obliczu choroby rzuciłam wszystko i wyjechałam w podróż życia. Szastałam kasą, bo na co miałam oszczędzać? Na trumnę?”

chora kobieta fot. Adobe Stock, VAKSMANV
„Znalazłam właściwy dom. Ładny, biały, zadbany. Stanęłam przed furtką. Ściskało mnie w żołądku. Jak wnuk zareaguje na mój widok? Znamy się w zasadzie tylko z ekranu komputera… W końcu wcisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła Ala. Stała i patrzyła na mnie, jakbym była ufoludkiem”.
/ 21.01.2023 10:30
chora kobieta fot. Adobe Stock, VAKSMANV

Kiedy zginął mój syn, Maciuś miał zaledwie cztery lata. Dwa lata później moja synowa wyszła ponownie za mąż. Po pół roku cała rodzina wyjechała do Australii. Było mi smutno, ale nie mogłam mieć pretensji do Ali – sama ją zachęcałam, żeby ułożyła sobie na nowo życie. No fakt, może nie miałam na myśli antypodów.

Od ich wyjazdu minęły trzy lata. Czasem rozmawiałam z wnukiem przez Skype’a, pisaliśmy listy. Jeszcze niedawno mówiłam sobie: mamy czas, kiedyś przyjedzie do mnie z wizytą… Ale potem zrozumiałam, że akurat ja czasu mam niewiele. Jak poddam się radykalnemu leczeniu – może pociągnę jeszcze dwa lata. Przeczytałam wszystko o tym leczeniu: wyniszczająca chemia, operacje. Pewnie rzadko opuszczałabym szpital. Po kilku nieprzespanych nocach podjęłam decyzję. Póki mam jeszcze siłę – lecę odwiedzić wnuka. A potem – niech się dzieje wola nieba…

Powiedziałam im prawdę. Uwierzyli

Mój entuzjazm trochę opadł, kiedy zobaczyłam ceny biletów. Ale po chwili powiedziałam sobie: Bronka, na co ty masz oszczędzać? Na trumnę? Sprawdziłam ceny mieszkań w mojej okolicy – miałam szansę na niezły zarobek. Wnuk sąsiadki wrzucił ogłoszenie o sprzedaży mojego M3 do internetu. Tanio, bez pośredników. Zależało mi na czasie, więc rzeczywiście cenę podałam niższą, niż mogłabym uzyskać. Ale co mi tam!

Pierwsi kupcy byli lekko podejrzliwi, pewni, że mieszkanie ma jakąś wadę, skoro takie tanie. Powiedziałam im prawdę. Uwierzyli. Tydzień później miałam na koncie pół miliona. I miesiąc na wyprowadzkę. Wyrobiłam się w dwa tygodnie. Jak już raz podjęłam decyzję – nie chciałam zwlekać. Postanowiłam jednak nie lecieć prosto do Australii. Tylko przy okazji zwiedzić trochę świata…

„To ma być twoja ostatnia podróż, Bronia. Zobacz po drodze wszystkie te miejsca, które zawsze chciałaś. Stać cię!” – powiedziałam sobie. Wnukowi nie pisnęłam ani słówka. Tylko tuż przed wyjazdem zadzwoniłam do niego. Wolałam się upewnić, że właśnie jego rodzina nie wyprowadza się na przykład do Japonii… Gdy ustaliłam, że nigdzie się nie wybierają, ruszyłam w podróż życia.

Ostatnia podróż, spełnianie marzeń

Z samolotu popatrzyłam na Warszawę. „Nigdy już tu nie wrócę. To koniec” – uświadomiłam sobie. Chwila zwątpienia przyszła, gdy maszyna zaczęła kołować. Myśl o lataniu zawsze mnie paraliżowała. Wyobrażałam sobie moment, w którym samolot zaczyna spadać… Lęk na chwilę powrócił. Ale tylko na chwilę. Przecież ja i tak umieram, więc co za różnica.

Podróżowałam przez miesiąc. Zwiedziłam Paryż, Rzym, Nowy Jork i Buenos Aires. Latałam pierwszą klasą, spałam w porządnych hotelach. Odkryłam ze zdziwieniem, że latanie samolotem bardzo mi się podoba! W Paryżu najwięcej czasu spędziłam w muzeach. Luwr po prostu zaliczyłam, ale Musee d’Orsay mnie zauroczyło.

Chodziłam do niego codziennie przez cztery wieczory z rzędu… Resztę dnia spędzałam, włócząc się po uliczkach, popijając kawę i wino w kafejkach. Rzym mnie rozczarował. Za dużo ludzi, za duży gwar. Za to w Nowym Jorku mogłabym zamieszkać. Nawet przejazd metrem był przygodą. Ludzie wszystkich ras, narodowości, kolorów. Jaka odmiana po szarej, nudnej Polsce. Uwielbiałam patrzeć na dzieci i zastanawiać się, jaką są mieszanką.

Ostatni przystanek to boskie Buenos… Siedziałam na Copacabanie, sączyłam egzotyczne drinki i czułam się jak bohaterka filmu. Aż w końcu wylądowałam w Sydney. Odpoczęłam przez dwa dni, a potem wypożyczyłam samochód i ruszyłam. Po kilku godzinach dotarłam do miasteczka, w którym mieszkała moja była synowa, jej mąż i syn mojego syna… Miejscowość wyglądała raczej sennie, kilka sklepów, kawiarenek, zamknięte kino.

Znalazłam właściwy dom. Ładny, biały, zadbany. Stanęłam przed furtką. Ściskało mnie w żołądku. Jak wnuk zareaguje na mój widok? Znamy się w zasadzie tylko z ekranu komputera… W końcu wcisnęłam dzwonek. Drzwi otworzyła Ala. Stała i patrzyła na mnie, jakbym była ufoludkiem.

– Mama? Co mama tu robi? Jak  mama się tu dostała?

W końcu rzuciła mi się na szyję. Zdziwił mnie ten gest, nigdy nie byłyśmy aż tak blisko. Ale też przytuliłam ją mocno.

– Maciek… Jest w domu? – zapytałam, na co Ala pokiwała głową. – Psst. Nic mu nie mów. Ciekawa jestem, czy mnie pozna.

Ala wskazała mi ogród za domem. Podeszłam do drzwi i długo patrzyłam na mojego wnuka. Bawił się z młodszą siostrzyczką. Turlali się po trawie. Potargane włosy spadały mu na oczy.
Uderzyło mnie, jak bardzo jest podobny do Wojtka, gdy był w jego wieku… Synku. Jak ja za tobą tęsknię. Może niedługo się spotkamy. Maciek przebiegł tuż koło mnie. Spojrzał przelotnie i nagle się zatrzymał. Odwrócił się, popatrzył uważnie.

– Babcia?!

Pokiwałam głową i po chwili tuliłam wnuczka do piersi. Wreszcie mogłam go dotknąć, pogłaskać, wycałować. Byłam tak bardzo, bardzo szczęśliwa! Gdy w końcu odkleiliśmy się od siebie, Ala kazała mi usiąść i opowiedzieć o podróży. Opowiedziałam wszystko – pominęłam tylko chorobę i sprzedaż mieszkania. Nie chciałam ich straszyć. W czasie, gdy mówiłam, na kolana wgramoliła mi się mała Ania – pozazdrościła chyba bratu czułości ze mną.

– Nic nie mówiłam, bo chciałam wam zrobić niespodziankę! I chyba mi się udało – zakończyłam.

Znowu poczułam się potrzebna

Maciek zaciągnął mnie do swojego pokoju. Z pół godziny pokazywał mi każdą zabawkę, książkę, opowiadał o kolegach, wakacjach… Gadatliwość musiał odziedziczyć po mamie. Z mojego syna trzeba było zawsze wyciągać każde słowo. Chociaż chodził do australijskiej szkoły, mówił po polsku zupełnie bez akcentu. Ala ucieszyła się, jak go pochwaliłam.

– W domu mówimy tylko po polsku. W niedziele Maciek chodzi do polskiej szkoły. Uczy się literatury, gramatyki, historii, geografii.

Po południu wrócił Andrzej, mąż Ali. Wszedł do salonu i stanął jak wryty.

– Pani Bronka? Tu? Rany boskie! – próbowałam z tonu jego głosu wyczytać, czy jest tylko zaskoczony, czy zły.

Nie znaliśmy się zbyt dobrze. Ale Maciek bardzo go lubił. Pamiętam, jak rok temu ze łzami w oczach przyznał mi się, że zaczął do Andrzeja mówić tato. I pytał: „Nie gniewasz się, babciu, na mnie, prawda?” Zrobiło mi się smutno, ale zapewniłam go, że bardzo się cieszę…

– Taki gość to okazja, żeby otworzyć w końcu tego szampana, którego dostaliśmy na rocznicę ślubu! – oznajmił po kolacji Andrzej, a ja uznałam to za znak, że zostałam zaakceptowana.

Moje rzeczy z samochodu zostały przeniesione do pokoju gościnnego. Kwestia „jak długo mama zostaje” – ciągle wisiała w powietrzu. Ani Ala, ani jej mąż nie mieli odwagi zapytać. Wieczorem poszłam poczytać wnukowi książeczkę. Po raz pierwszy na żywo od trzech lat. Jak był mniejszy, czytałam mu czasem przez Skype’a. Ale to jednak nie to samo. Gdy już prawie zasypiał, nagle otworzył oczy i wyszeptał mi do ucha:

– Babciu, ja już prawie nie pamiętam taty. Budzę się i nie mogę sobie przypomnieć jego twarzy… I jest mi wtedy smutno. Bo bardzo go kocham.

Przytuliłam go mocno do siebie

– Mamy czas, skarbie. Wszystko ci o nim opowiem. Nie martw się. Dobranoc – gdy się odwróciłam, zobaczyłam że w drzwiach stoi Ala.

Też miała łzy w oczach.

– Nie myśl, że nie rozmawiamy o Wojtku. To nie jest tak, że chcę, żeby o nim zapomniał. Mam albumy, filmy. Maciek uwielbia to wideo ze świąt, gdy Wojtek przebrał się za Mikołaja, ale odpadła mu broda i Maciek biegał za nim wokół choinki i krzyczał: „Pan Mikołaj jest tatą, pan Mikołaj jest tatą”. Wiesz, Wojtek mi się często śni.

Gdy zeszłyśmy do kuchni, Ala spojrzała mi poważnie w oczy.

– Mamo, a teraz powiedz mi prawdę. Nikt nas nie słyszy. Co się dzieje? Wiem, że to nie jest zwyczajna wizyta.

Nie miałam wyjścia. Powiedziałam jej wszystko.

– Mamy tu świetnych lekarzy. Jutro pojedziemy do miasta… – zaczęła mówić, ale gdy zobaczyła moją minę, zamilkła. – Dobrze. Rozumiem. Podjęłaś decyzję. Nie zgadzam się z nią, ale ją szanuję… Trudno. Nie będę cię przekonywać.

Poprosiłam, żeby na razie nie mówiła Maćkowi. Niech się mną nacieszy. Zgodziła się. Maciek wiedział tylko, że babcia przyjechała na długo.

– Nie bardzo mam się do czego w Polsce śpieszyć – wyjaśniłam mu.

Wiedziałam, że mieszkanie w pokoju gościnnym na dłuższą metę może być trudne. Na szczęście miałam pieniądze. Ze sprzedaży mieszkania, oszczędności i emeryturę. Wynajęłam w miasteczku dwupokojowy domek z maciupeńkim ogródkiem. Idealny dla mnie. Ala upierała się, że będzie się dokładać do czynszu, ale odmówiłam.

W tutejszej telewizji można oglądać wszystkie programy z napisami. Bardzo mi to pomogło, żeby odświeżyć swój angielski. Już po miesiącu dawałam radę w sklepie, na ulicy. Lubiłam chodzić po Maćka do niedzielnej szkółki – tam w końcu z mamami i babciami mogłam porozmawiać po polsku. Nawet nie zauważyłam, jak zleciało pół roku. Mała Ania też zaczęła nazywać mnie „babą”. A któregoś wieczoru Ala poprosiła mnie o rozmowę.

– Jak się mama czuje? Wszystko dobrze? – kiwałam głową. – Bo tak sobie pomyślałam, że skoro mama jest z nami i dobrze się czuje, to może ja wróciłabym do pracy? Przyda nam się druga pensja… Ania pójdzie do przedszkola, więc będzie się nią mama musiała zajmować tylko kilka godzin. A Maciek to już duży chłopak. Ale tylko,  jeżeli mama się zgadza. I pod warunkiem że wtedy jednak zacznę się dokładać do czynszu za domek.

Zgodziłam się, i to z wielką radością

Bardzo chciałam być jak najdłużej przydatna. I każdą chwilę jaka mi została – wykorzystywać, żeby być z Maćkiem. Po tej rozmowie zaczęłam się zastanawiać nad swoim zdrowiem. Miałam mnóstwo siły, nie chudłam, nic mnie nie bolało. Z ciekawości dałam się Ali umówić do onkologa.

Gdy po tygodniu pojechałam po wyniki badań – lekarz popatrzył na mnie z wyraźnym zainteresowaniem. Okazało się, że porównanie moich badań jeszcze z Polski i tych najświeższych nie pokazuje żadnych zmian.

– To świństwo stanęło w miejscu. To bardzo rzadki przypadek. W tym stadium choroby nawet po intensywnej chemii rzadko osiąga się taki rezultat – zakończył.

Wyniki oczywiście bardzo mnie ucieszyły, ale pomyślałam, że muszę przestać szastać pieniędzmi. Miałam wszystko obliczone na jakiś rok. A jak tak dalej pójdzie, to pożyję dużo dłużej… W roztargnieniu po powrocie od lekarza zapomniałam schować wyniki badań. Gdy weszłam do salonu – Maciek podniósł wzrok znad papierów.

– Babciu, ty umierasz? Jak mogłaś mi nie powiedzieć! – krzyknął i wybiegł na dwór.

Pobiegłam za nim.

– Maciusiu… Chciałam ci powiedzieć, ale wiesz, nigdy nie było odpowiedniej chwili. Ale nie martw się. Pożyję tak długo, że jeszcze będziesz mieć mnie dość! – próbowałam żartować, ale Maćkowi nie było do śmiechu.

– Umrzesz, i kto mi będzie opowiadał o tacie? – powiedział cicho.

Tej nocy nie mogłam spać. I wpadłam na pewien pomysł. Gdy Maciek wrócił ze szkoły, zaordynowałam:

– Będziemy nagrywać serial. O naszej rodzinie. Mam u siebie mnóstwo zdjęć. Musisz je zeskanować. Poproś mamę, żeby poszukała swoich zdjęć z dzieciństwa i młodości.
To był strzał w dziesiątkę.

Maciek bardzo zaangażował się w projekt. Co weekend siadam przed komputerem z kamerą i opowiadam. Wnuk potem montuje, dodaje zdjęcia. A po kilku dniach jest premiera. Maciek chyba mi już wybaczył. Na razie w ogóle nie pyta o moją chorobę. Tylko że w ciągu ostatniego miesiąca schudłam trzy kilo. Mam dużo pracy, zajmuję się domem, małą Anią, która jest bardzo żywiołowa. To na pewno dlatego… 

Czytaj także:
„Córka miała podać mi szklankę wody na starość, a ja marzyłem, żeby dała mi święty spokój. Wolałem kota niż jej rodzinkę”
„Na starość doczekałam się tajemniczego kochanka. Adorował mnie i komplementował, a ja puściłam go kantem. Szybko pożałowałam”
„Kochanka byłego męża wiecznie mnie prześladowała. Żmija nawet na starość nie dała mi zapomnieć, że ukradła miłość mojego życia”

Redakcja poleca

REKLAMA