Mój pierwszy chłopak to była jeszcze licealna miłość. Chodziliśmy na spacery, trzymaliśmy się za ręce, całowaliśmy, tuliliśmy. Kiedy nie chciałam zgodzić się na seks, miłość Igora nagle się skończyła. Tydzień później spacerował już z moją koleżanką z klasy.
– Przecież mówił, że mnie kocha – chlipałam w objęciach przyjaciółki.
– A tam kocha! – machała ręką. – Nie becz, nie warto.
Nie wychodziło mi z facetami
Wtedy obiecałam sobie, że nie zaufam już żadnemu facetowi. Ale na studiach zapomniałam o złożonej obietnicy. Był następny facet, ale ten z kolei miał mnie i jeszcze kilka innych. Nie wyszło, nie chciałam należeć do haremu.
Roberto, którego poznałam na wakacjach we Włoszech, chciał, żebym rzuciła dla niego studia, wyjechała na Teneryfę. Uciekłam do Polski, bo bałam się, że kochanek będzie chciał zatrzymać mnie siłą.
Z Grzegorzem pracowaliśmy w tej samej firmie, był moim szefem. Nigdy więcej związków z szefem, teraz już to wiem. Składał mi mnóstwo obietnic, ale szybko okazało się, że ma żonę i dwoje dzieci. Związek z Grzegorzem odchorowałam ciężką depresją. Zwolniłam się z pracy, leżałam w domu, nie jadłam, nie spałam, nie odbierałam telefonów. Ocknęłam się w momencie, kiedy zorientowałam się, że nie mam już pracy ani za co żyć. Wtedy ponownie postanowiłam nie wdawać się w związki z mężczyznami.
Zaczęło się od babskiej przyjaźni
Zmieniłam miasto, pracę. W nowej firmie poznałam Olę. Początkowo wydała mi się niesympatyczna. A może nie tyle niesympatyczna, co mało komunikatywna. Nie przychodziła na imprezy integracyjne, nie spotykała się z nami na popołudniowych kawkach ani piwkach. Przyznam, że intrygowała mnie.
– Ola, nie poszłabyś ze mną na zakupy dziś po południu – zaproponowałam pewnego razu – muszę kupić sobie buty, może pomogłabyś mi wybrać?
Spojrzała na mnie zdumiona, nie spodziewała się chyba takiej propozycji.
– W sumie czemu nie – zgodziła się po chwili namysłu.
Nowe buty właściwie nie były mi potrzebne, tak naprawdę chciałam wyciągnąć gdzieś Olę, pobyć z nią, pogadać, czegoś się o niej dowiedzieć. No i dowiedziałam się, że Ola mieszka sama, w mieszkaniu, które odziedziczyła po babci. To właśnie babcia ją wychowała, rodzice zginęli w wypadku, kiedy Ola była mała. Miała tylko babcię, a teraz odkąd babcia nie żyje, Ola jest sama.
– A facet? – zapytałam. – Masz jakiegoś?
Ola pokręciła głową.
– Nie interesują mnie faceci – stwierdziła zdecydowanym tonem. – A ty?
– Mnie interesują, ale jakoś wszystkie związki mi się sypią. Też jestem sama, ale nie z wyboru.
Od tej wyprawy na zakupy zaczęłyśmy się z Olą zaprzyjaźniać. Wspólne lancze, wypady do galerii. Było nam razem dobrze, dogadywałyśmy się. Czułam, że Ola jest mi coraz bliższa. Jak siostra? Nie, miałam siostrę i byłam pewna, że to, co jest między mną a Olą, nie ma z siostrzaną przyjaźnią zupełnie nic wspólnego. Kiedy brała mnie za rękę, przechodził mnie dreszcz. Momentami mnie to przerażało, a momentami, sama nie wiem.
To musi być coś więcej
Długo trwało zanim Ola po raz pierwszy zaprosiła mnie do siebie. Zatkało mnie, kiedy stanęłam w progu jej mieszkania. Słysząc, że odziedziczyła mieszkanko po babci, wyobrażałam sobie malutką kawalerkę w peerelowskim bloku. A tu się okazało, że moja przyjaciółka mieszkała w przedwojennej kamienicy, w pięknym czteropokojowym, wysokim i widnym mieszkaniu.
– To jest to mieszkanko po babci? – jęknęłam.
– Tak, właśnie to – roześmiała się Ola.
– Tu mieszkali moi dziadkowie i tu się wychowałam. Dziadek był prawnikiem, pochodził z prawniczej rodziny.
– I tu teraz wychowasz swoje dzieci?
– Nie wiem, czy będę miała dzieci – Ola powiedziała to jakoś smutno.
Wtedy po raz pierwszy powiedziała mi, że woli kobiety.
Zostałam u niej na noc, nawet nie musiała mnie specjalnie namawiać. Następnego dnia rano zaproponowała mi, żebym się do niej wprowadziła.
– Nie wiem – szepnęłam. – Ja przecież jestem normalną dziewczyną, miałam facetów, chciałam wyjść za mąż, mieć dzieci. Nigdy nawet nie myślałam, że mogłabym być w związku z kobietą. Dopiero z tobą, dopiero ty masz w sobie coś takiego. Nie rozumiem sama siebie, nie wiem, nie wyobrażam sobie – urwałam bezradnie.
– Przemyśl to – poprosiła Ola. – Zastanów się. Czuję, że byłoby nam razem dobrze, mogłybyśmy być szczęśliwe.
Dałam nam szansę
Rozmyślałam o tym. Z jednej strony ciągnęło mnie do Oli, źle mi było bez niej, z drugiej – bałam się takiego związku. Wydawał mi się zły, niemoralny. Co na to powiedzą rodzice, siostra, przyjaciele?
– myślałam.
Przez cały tydzień biłam się z myślami. Po tygodniu stanęłam w drzwiach mieszkania Oli, nie mówiłam jej w dzień, że przyjadę, chciałam, żeby to była niespodzianka.
– Wprowadzę się do ciebie – powiedziałam, kiedy Ola otworzyła mi drzwi – chcę z tobą być i bardzo cię kocham – jakoś samo mi się to powiedziało.
– Ja też ciebie kocham – odpowiedziała po prostu Ola. – Bardzo się cieszę, że wreszcie jesteś, czekałam każdego wieczoru.
Następnego dnia wypowiedziałam najem mojej kawalerki i wprowadziłam się do pięknego mieszkania Oli. Od tej pory razem jadłyśmy kolacje, śniadania, wspólnie piłyśmy poranną kawę, spałyśmy w tym samym łóżku. Nikt więcej nie był nam do szczęścia potrzebny.
Szybko zdałam sobie sprawę, że z żadnym ze swoich facetów nie czułam się taka szczęśliwa, żaden nie dawał mi takiego poczucia bezpieczeństwa, żadnego nie kochałam tak mocno, jak kocham Olę.
Rodzina była w szoku
Problemem było tylko to, że nie potrafiłam powiedzieć tego głośno, nie wiedziałam, jak mam opowiedzieć o swoim związku rodzinie i znajomym.
– Gosia, ty musisz najpierw sama tak naprawdę zaakceptować to, co jest między nami – tłumaczyła mi Ola. – Nie powinnaś się tego wstydzić, przecież nie robimy nic złego. Miłość nie jest zła.
Niestety moi rodzice tak nie uważali. Mama zasłabła, a ojciec kazał mi się wynosić, kiedy im o wszystkim powiedziałam. Nie rozumieli, że ja właśnie teraz jestem szczęśliwa. Przenocowałam u siostry, która mieszkała z rodziną dwa domy dalej. Przyjęła mnie na noc, ale patrzyła tak karcąco, że czułam się bardzo winna. Chyba tylko mój szwagier mnie nie potępił, a może udawał. Kiedy siostra wygłaszała nad moją głową całą potępiającą przemowę, stanął w mojej obronie.
– Dałabyś już spokój – odezwał się. – Gośka ma prawo żyć, jak chce, nikomu krzywdy nie robi.
– Właśnie, że robi! – krzyknęła wtedy moja siostra. – Rodzicom robi, i mnie. Zobaczysz, jak nas tu będą obgadywać.
Szwagier pokręcił głową.
– To nie słuchaj plotkarek – stwierdził.
Przenocowałam tylko jedną noc, rano wróciłam do Oli.
– Ty chyba masz lepiej, że nie masz rodziny – chlipałam w jej ramionach – przynajmniej nikt cię nie traktuje jak jakiejś ostatniej ścierki, nie wpędza w poczucie winy, nie udowadnia, że swoim szczęściem robisz krzywdę rodzinie.
– Przesadzasz – pocieszała mnie. – Musisz im dać trochę czasu. Oswoją się z tym, co usłyszeli, i zrozumieją. Wszystko jeszcze będzie dobrze, zobaczysz.
– Bardzo się cieszę, że ciebie mam – powtarzałam.
Nie próbowali zrozumieć
Niestety przepowiednie i życzenia Oli się nie sprawdziły. Ani moi rodzice, ani siostra nie chcieli zrozumieć. Zadzwoniłam do mamy tydzień później, ale nie chciała ze mną rozmawiać. Ojciec wziął od niej słuchawkę i oznajmił, że mam więcej do nich nie dzwonić i nie denerwować mamy, bo ma słabe serce.
– Nie zasłużyła sobie na takie niespodzianki – zakończył ostro i odłożył słuchawkę.
Siostra zamieniła ze mną kilka słów, zimno, obojętnie. Potem szybko stwierdziła, że musi kończyć, bo zupa jej kipi. Trudno, skoro zupa jest ważniejsza.
Więcej nie próbowałam dzwonić do rodziny. Dawałam im czas, o którym mówiła Ola. Niestety, dni mijały i nic się nie zmieniało. Chyba mi nie wybaczą, nie zrozumieją. A ja naprawdę kocham Olę i jestem z nią szczęśliwa jak jeszcze nigdy dotąd. Niedawno podjęłyśmy decyzję, że sprzedamy mieszkanie Oli i wyjedziemy za granicę. Zaczniemy nasze życie od początku. Tam, gdzie nikt nas nie zna i gdzie ludzie są, być może, bardziej tolerancyjni i wyrozumiali.
Czytaj także: „Wyszłam za mąż w wieku 18 lat, bo tak się robiło u nas na wsi. Żyliśmy z zasiłków i przelewów od babci”
„Ludzie mają mnie za dziwaczkę, bo w wieku 30 lat dorobiłam się 4 dzieci. Nie odkładam życia na później, brak mi czasu” „Piękna nieznajoma poznana na plaży odrzuciła moje zaloty. Okazało się, że problemem jestem nie ja, a jej choroba”