„Moja córka dostaje histerii na myśl o dentyście. Wszystko przez moją bezmyślną teściową, która ją nastraszyła”

Mama przelewała swoje ambicje na moje dziecko fot. Adobe Stock,dikushin
„– Chciałam tylko pomóc, uświadomić Kasi, że to minie. Nie powinnaś zresztą jej oszukiwać, że nic nie będzie bolało… – tłumaczyła mi się potem ze swoich intencji. Też mi bzdury! Jakie oszukiwanie? Przecież dzieciaki dostają dziś znieczulenia, naklejki, zabawki… Po tym jej gadaniu Kasia była zestresowana już na samą myśl o wizycie!”.
/ 12.02.2023 09:15
Mama przelewała swoje ambicje na moje dziecko fot. Adobe Stock,dikushin

Doskonale wiedziałam, że nadchodzące popołudnie nie będzie należało do najprzyjemniejszych. Czekała mnie wizyta u dentysty z moją sześcioletnią córką. Trzeba było usunąć jej mleczaka, który choć słaby i ledwie żywy, uparcie tkwił na miejscu.

To nie był pierwszy tak oporny ząbek u małej

Już wcześniej miała rwanego mleczaka i chociaż jestem przekonana, że nic jej wtedy nie zabolało, to jednak tamtą wizytę u lekarza wspominam jako horror. Kasia dostała histerii już na progu przychodni i mało brakowało, że w ogóle by do niej nie weszła. Udało mi się ją namówić, ale potem ani przyjemny w smaku truskawkowy żel znieczulający, ani przemiła pani dentystka nie były w stanie uspokoić mojego dziecka. Nie miałam pojęcia, co ją wprowadziło w taki stan, przecież lekarka ulżyła jej cierpieniu. Poza tym medal, jaki dostała po wizycie, z napisem „Dzielny pacjent”, także powinien osuszyć łzy u sześciolatki. Niestety, to wszystko nie podziałało i Kasia długo źle wspominała dentystę. Doszłam do wniosku, że musiała w tym maczać palce moja teściowa, która nieświadomie nastraszyła wnuczkę, mówiąc, że na fotelu powinna być dzielna, bo „trochę poboli, ale przestanie”. U dziecka zapowiedziany ból wywołał koszmarne wizje.

Chciałam tylko pomóc, uświadomić Kasi, że to minie – tłumaczyła mi się potem ze swoich dobrych intencji. – Nie powinnaś zresztą jej oszukiwać, że nic nie będzie bolało…

– Oszukiwać? Przecież teraz są środki znieczulające! Mamę boli borowanie jak ćwierć wieku temu? – zdenerwowałam się na takie gadanie.

– No nie – przyznała ze skruchą, ale już było za późno; Kasia miała uraz do dentystycznego gabinetu.

Podejrzewałam, że znowu czeka mnie niezła przeprawa. Kiedy wchodziłyśmy do poczekalni, córeczka miała łzy w oczach i wyraz twarzy zapowiadający, że na fotelu za nic nie otworzy buzi, chociażby ją krojono na kawałki. Usiadła z fochem na krzesełku, trzymając w objęciach ulubionego misia, i jakby zapadła się w sobie. Popatrzyłam na czekających, byłyśmy chyba trzecie w kolejce po jakiejś kobiecie i młodym mężczyźnie.

A może czekaliśmy do różnych gabinetów?

Taką miałam nadzieję, bo nie uśmiechało mi się siedzenie pod drzwiami z coraz bardziej rozhisteryzowaną córką. Spojrzałam na Kasię. Wpatrywała się przed siebie, a oczy miała szeroko otwarte. Wydawało się, że nad czymś myśli, coś analizuje…

– Chcesz, to ci poczytam książeczkę? – zaproponowałam jej.

Pokręciła przecząco głową. Po chwili jednak jakby się zreflektowała.

– Nie, mamusiu, dziękuję – powiedziała słodko.

„No proszę, jaka miła…” – uśmiechnęłam się do swojego dziecka.

– A może jednak? Będzie ci się mniej nudziło – znowu zaproponowałam.

Kasia tylko mocniej ścisnęła misia.

– Zgódź się, ja też chętnie posłucham bajki… – odezwał się nagle ten młody chłopak.

Miał głęboki przyjemny głos, na którego dźwięk Kasia jakby się ocknęła.

– Dobrze! – powiedziała.

Zaczęłam jej czytać ulubioną bajkę o Śnieżce, a ona niby słuchała, ale zauważyłam, że zerka na chłopaka, który kilka razy się do niej uśmiechnął. Chwilę potem pielęgniarka zawołała nas do gabinetu i – o bogowie! – Kasia poszła bez słowa. Mało tego, usiadła grzecznie na fotelu i dała sobie bez słowa sprzeciwu wyrwać ząb!

Jakby ktoś zaczarował mi dziecko!

Potem Kasia wyszła dziarsko z gabinetu, dzierżąc tym razem zabawkę, którą dostała „za odwagę”. Chłopak jeszcze siedział w poczekalni i mała, wychodząc, rzuciła w jego kierunku:

Byłam grzeczna!

– To wspaniale – odparł, a córka dumnie wymaszerowała z przychodni.

Już w samochodzie, bardzo zaaferowana, poinformowała mnie:

– Mamo, to był czarodziej!

– Słucham?

– Tak! Ten sam, który był dzisiaj w przedszkolu! Nie ma teraz brody ani czapki, ale ja go poznałam po butach! I po głosie… – dodała ciszej.

Pomyślałam rozbawiona, że moje dziecko ma ogromną wyobraźnię. Tymczasem dwa dni później spotkałam tego samego chłopaka w naszym osiedlowym markecie. Robił zakupy i stanął za mną w kolejce. Poznał mnie i się ukłonił, ja także się do niego uśmiechnęłam, a że kolejka była długa, zaczęłam rozmowę:

– Zawdzięczam panu spokojną wizytę u dentysty. Kasia sobie wyobraziła, że jest pan czarodziejem, i dlatego musi być grzeczna, żeby mieć szczęście. Zabawne, prawda?

A do którego przedszkola chodzi córka? – zapytał z zagadkowym uśmiechem, a ja wymieniłam ulicę. – To muszę pogratulować dziewczynce spostrzegawczości. Prawdziwy z niej detektyw! Bo ja faktycznie tamtego dnia byłem u niej w przedszkolu jako czarodziej. Dorabiam sobie w ten sposób na studia – uśmiechnął się. – Nie przyszłoby mi do głowy, że buty mogą mnie zdradzić, dotychczas ich nie zmieniałem. Chyba będę musiał to robić.

„A to mała spryciula!” – uśmiałam się z mojej córeczki. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA