Święta Bożego Narodzenia to zawsze było dla mnie coś więcej niż tylko choinka, prezenty i stół zastawiony potrawami. Dla mnie były czymś, co łączyło nas wszystkich, co stawiało ponad codziennością pełną niedomówień i kłótni o drobiazgi. Były jak misternie utkany obrus, który moja mama wyciągała z szuflady tylko na tę okazję.
Przygotowania szły pełną parą
– Daga, a jak tam te święta? – mama pytała kilka dni wcześniej, kiedy dzwoniłam z listą zakupów. – Wiesz, ile mam już roboty! Kuba z Olą to pewnie nie mogą się doczekać, co?
Czekali, owszem, ale na co? Nie byłam pewna. W ostatnim czasie coraz częściej zauważałam, że ich radość z małych rzeczy ustępuje miejsca oczekiwaniom. Były to prezenty, owszem, drogie i wymarzone, ale czyż nie o coś innego w tym wszystkim chodziło?
– Babciu, ja chcę drona! – wołał Kuba dwa tygodnie wcześniej, przeglądając sklep internetowy.
– A ja lalkę, ale z wózkiem, takim jak prawdziwy – dodawała Ola.
Kiedyś dzieci cieszyły się z pierniczków lepionych z babcią, ze śnieżnych kul rzucanych przez okno, a dzisiaj... Dzisiaj niosłam w sobie jakiś rodzaj niepokoju. Mama jak zwykle nie próżnowała. Babcia Hania od kilku miesięcy dziergała coś specjalnego – zresztą zawsze coś dziergała. Zima była jej ulubionym czasem, gdy siedząc w fotelu obok kominka, przemycała do naszego domu ciepło, nitka po nitce.
– Już nie mogę się doczekać – mówiła do mnie w listopadzie. – W tym roku zrobiłam im coś naprawdę wyjątkowego. Własnymi rękami. Zobaczysz, Daguś, ucieszą się, bo inaczej się nie da. Tyle serca tam wszyłam!
Nie miałam odwagi jej mówić, że może być inaczej. Nie wiedziałam jeszcze, jak bardzo się tego obawiałam.
Widziałam ich rozczarowanie
Zapach pierogów z kapustą i grzybami unosił się w powietrzu, a blask świec rozświetlał nasz salon. Stół uginał się od tradycyjnych potraw, które moja mama przygotowywała z pomocą Adama. Kuba i Ola, niewytrzymujący już w napięciu, kręcili się wokół choinki, zaglądając ukradkiem pod gałęzie. W końcu nadszedł ten moment.
– No dobrze, czas na prezenty! – rzuciłam z uśmiechem, widząc ich rozentuzjazmowane twarze.
Dzieci rzuciły się pod choinkę jakby uczestniczyły w wyścigu. Na początku było jak zwykle: radość, śmiechy, okrzyki zachwytu. Kuba znalazł drona, Ola lalkę z wózkiem. Było szałowe „WOW!” i bieganie po pokoju, jakby ich energia nie miała granic. Aż w końcu Ola trafiła na paczkę od babci. Zapakowana w brązowy papier, z czerwoną kokardą, wyglądała zupełnie inaczej niż inne prezenty.
– O, to od babci – powiedziała cicho, nieco mniej podekscytowana, jakby wyczuwała, że nie ma tam nic „extra”.
– Rozpakuj, skarbie – zachęciła ją babcia Hania z uśmiechem. – Sama dla ciebie zrobiłam.
Ola pociągnęła za kokardę i rozdarła papier, ukazując miękki, ciepły sweter z misternym wzorem.
– Babcia zrobiła go na drutach – dodałam, patrząc na Olę. – Prawda, że śliczny?
Kuba, który chwilę wcześniej grzebał w swojej paczce, również wyciągnął z niej sweter. Popatrzył na niego, przekrzywiając głowę.
– Serio? Sweter? – powiedział z grymasem, obracając go w dłoniach. – To jest ten prezent, na który czekaliśmy?
Ola zaczęła chichotać, trzymając swój sweter za rękawy.
– Haha, wygląda jakby był zrobiony ze starej firanki! Ja tego nie założę – parsknęła, spoglądając na Kubę.
– Ola! – warknęłam ostrzegawczo. – Kuba, ty też przestań. Babcia się napracowała.
– Ale mamo, kto nosi takie swetry? – Kuba wzruszył ramionami, krzywiąc się teatralnie. – Wszyscy dostali coś fajnego, a my… – urwał, widząc moje spojrzenie.
Było mi żal mojej mamy
Zerknęłam na babcię. Jej uśmiech zbladł. Siedziała w fotelu, trzymając dłoń na kolanach.
– To tylko sweter – mruknęła Ola, chowając go pod górę innych prezentów. – Dziękuję, babciu… – dodała ciszej, ale bez przekonania.
– Dzieci, naprawdę… – Adam podniósł głos, ale i on ucichł, patrząc na babcię. Jej oczy zrobiły się wilgotne. Próbowała się uśmiechnąć, ale jej twarz mówiła wszystko.
Nie wiem, co mnie bardziej bolało – czy słowa moich dzieci, czy fakt, że nie potrafiły dostrzec, co tak naprawdę dostały.
– Przepraszam, chyba muszę się przewietrzyć – powiedziała babcia nagle, wstając z fotela. Wzięła chusteczkę i szybko opuściła salon, zostawiając za sobą ciszę tak ciężką, że aż dzwoniła w uszach.
– Co wyście zrobili? – wyszeptałam, patrząc na dzieci, które nagle spuściły głowy.
Kuba wzruszył ramionami, ale na jego twarzy malowało się coś więcej niż bunt – wstyd, który próbował ukryć. Ola ścisnęła rękawy swetra i wyszeptała:
– Przecież to tylko żart…
Patrzyłam na nich i czułam, jak serce mi się ściska. Jak wytłumaczyć dzieciom, czym naprawdę jest miłość wszyta w każdą nitkę tego swetra?
– Żart? – powtórzyłam, próbując zapanować nad głosem. – Czy wy w ogóle rozumiecie, ile pracy i serca babcia w to włożyła?
Kuba wzruszył ramionami, ale nie patrzył mi w oczy.
– Przecież nikt takich rzeczy nie nosi… – mruknął pod nosem.
Wstałam i ruszyłam do kuchni, gdzie domyślałam się, że znajdę mamę. Siedziała przy stole z kubkiem herbaty. Jej dłonie drżały, a oczy miała zaczerwienione.
– Mamo… przepraszam za nich – wyszeptałam.
– Daga, nic się nie stało – próbowała się uśmiechnąć. – To tylko dzieci.
Ale wiedziałam, że te słowa ją zraniły. Bardziej niż chciała przyznać.
Nie rozumieją, co to znaczy
Kiedy wróciłam do salonu, Adam siedział naprzeciw Kuby i Oli. Dzieci patrzyły na swoje kolana, wciąż nie rozumiejąc, co naprawdę się wydarzyło. Usiadłam obok nich i westchnęłam ciężko.
– Wiecie, dlaczego babcia płakała? – zapytałam spokojnie.
Ola wzruszyła ramionami, a Kuba bąknął pod nosem:
– Bo coś powiedzieliśmy o tych swetrach…
– Nie o swetrach. O jej pracy. O miłości, którą wam dała – powiedziałam. – Babcia nie ma pieniędzy na drogie prezenty. To, co wam podarowała, robiła ręcznie przez wiele miesięcy. Każdy ścieg, każda nitka – to wszystko było dla was.
Adam skinął głową, podchwytując moje słowa.
– Wyobraźcie sobie, ile razy siedziała sama w fotelu, żeby wam coś dać. Coś, czego nie kupicie w żadnym sklepie.
Kuba milczał, ale widziałam, że zrozumiał. Ola ścisnęła rękawy swetra. Zapadła cisza. Adam spojrzał na dzieci, a potem wskazał drzwi.
– Chyba wiecie, co trzeba teraz zrobić.
Ola kiwnęła głową, a Kuba podniósł się z miejsca. Bez słowa ruszyli w stronę kuchni, gdzie siedziała babcia. Babcia siedziała przy kuchennym stole, patrząc na okno, za którym powoli padał śnieg. Kiedy dzieci stanęły w drzwiach, drgnęła, jakby wybudzona z zamyślenia.
– Babciu... – zaczęła cicho Ola, ściskając swój sweter. – Przepraszam. Nie chciałam cię zranić. Ten sweter jest… naprawdę ładny.
Kuba stał obok, spuszczając głowę.
– Przepraszam, babciu. Doceniam, że się starałaś.
Babcia popatrzyła na nich ze łzami w oczach, ale teraz jej twarz rozświetlił uśmiech.
– Dziękuję wam, dzieci – powiedziała ciepło, wyciągając ręce, by przytulić ich oboje. – Chciałam, żebyście mieli coś, co zawsze będzie wam przypominać, jak bardzo was kocham.
Kuba i Ola wtulili się w babcię, a ja stałam w progu z Adamem, czując, jak napięcie powoli znika z powietrza.
– I jest ciepły – dodała Ola z niepewnym uśmiechem, zakładając sweter przez głowę.
– Pasuje ci, mała – skwitował Kuba i również włożył swój. – Wyglądam trochę jak… skoczek narciarski – mruknął, próbując żartem rozładować sytuację.
Babcia roześmiała się przez łzy, a ja wiedziałam, że te swetry będą miały teraz zupełnie inną wartość.
Dagmara, 38 lat
Czytaj także:
„Rodzina uważa, że moje miejsce jest w kuchni przy garach i zmywaku. Nawet córki pomiatają mną jak niedouczoną kucharką”
„Sąsiad zrobił z mojego męża dobrego Samarytanina na cały etat. Ja nie miałam zamiaru sponsorować komuś życia”
„Niedziela handlowa przed Świętami dała mi popalić. Ludzie zachowywali się jak bydło, a ja musiałam się uśmiechać”