Przeprowadziliśmy się z Tomkiem do tego domu ledwie kilka tygodni temu, ale już czułam, że będzie nam tu dobrze. Mała, spokojna okolica, życzliwi sąsiedzi – idealne miejsce, by zacząć nowy etap w życiu. Niestety w krótce zmieniliśmy zdanie na ten temat sąsiedztwa.
Trzeba pomóc potrzebującemu
Pierwszy kontakt z Piotrem, naszym sąsiadem, mieliśmy pewnego popołudnia, gdy Tomek przycinał żywopłot. Starszy pan wyszedł przed dom, uśmiechając się szeroko, i ruszył w naszą stronę.
– Witam nowych sąsiadów! – powiedział, wyciągając rękę. – Nazywam się Piotr N., mieszkam tu od lat. Widzę, że od razu bierzecie się za porządki!
– Tomek. A to moja żona, Ania. Cieszymy się, że możemy pana poznać – odpowiedział Tomek, ściskając jego dłoń.
Piotr szybko zdobył naszą sympatię. Opowiadał o okolicy, o dawnych czasach, kiedy wszystko wyglądało inaczej, a potem nieśmiało wspomniał o swoim problemie.
– Widzicie, mam trochę kłopotów z drzwiami do szopy. Zawiasy się poluzowały, a ja już nie mam siły na takie rzeczy. Może ktoś z was mógłby rzucić okiem?
Tomek spojrzał na mnie porozumiewawczo.
– Jasne, sąsiedzie. Mogę wpaść jutro i to naprawić.
– Naprawdę? Byłoby świetnie! Wiecie, dziś rzadko spotyka się takich pomocnych młodych ludzi – powiedział Piotr, uśmiechając się z wdzięcznością.
Kiedy wróciliśmy do domu, poczułam ciepło na sercu.
– Miło jest komuś pomóc – powiedziałam.
Tomek wzruszył ramionami.
– To tylko zawiasy.
Nie wiedzieliśmy jeszcze, że to dopiero początek.
Problemów było coraz więcej
Naprawienie zawiasów w szopie Piotra zajęło Tomkowi mniej niż godzinę. Gdy wrócił do domu, żartował, że teraz sąsiad nie będzie musiał walczyć z opornymi drzwiami.
– Wiesz, że cieszyłem się, że mogę mu pomóc – powiedział z uśmiechem.
Nie minęło jednak wiele czasu, zanim Piotr znów się pojawił. Tym razem poprosił o pomoc przy cieknącym kranie w kuchni. Tomek zgodził się, bo dla niego to była drobnostka.
– Może od razu rzuci pan okiem na te płytki w łazience? Niektóre się poluzowały. Jak już pan tu jest… – dodał, kiedy Tomek kończył pracę przy kranie.
To „jak już pan tu jest” stawało się stałym elementem naszych rozmów z Piotrem. Wkrótce proszenie o pomoc stało się normą. Malowanie ścian, naprawa instalacji, wymiana zamka w drzwiach – lista ciągnęła się w nieskończoność.
Zaczęłam zauważać, że Piotr nigdy nie wspomina o zwrocie pieniędzy za materiały. Kiedy Tomek kupił farbę i pędzle do malowania, sąsiad podziękował, ale o kosztach nie wspomniał ani słowa. Pewnego wieczoru, po kolejnej wizycie u Piotra, nie mogłam już wytrzymać.
– Zauważyłeś, że on nigdy nie proponuje zwrotu pieniędzy? – zapytałam Tomka.
– Może po prostu nie ma z czego oddać. To tylko farba, Aniu. Co nam szkodzi? – odpowiedział, próbując mnie uspokoić.
– Zaczynam mieć wrażenie, że on wykorzystuje naszą uprzejmość – odparłam.
Tomek wzruszył ramionami.
– Może. Ale to starszy człowiek. Może po prostu nie radzi sobie sam.
Z jednej strony chciałam wierzyć, że Tomek ma rację. Z drugiej czułam, że coś jest nie tak.
W tym nie mogliśmy pomóc
Po kolejnym tygodniu prośby Piotra osiągnęły punkt krytyczny. Tym razem chciał, żeby Tomek wymienił mu fragment podłogi w salonie. Nie była to już drobna naprawa – to był czasochłonny i kosztowny remont.
– Tomek, musimy to przerwać – powiedziałam stanowczo. – Nie możemy ciągle wydawać pieniędzy i czasu na jego dom.
Tomek skinął głową.
– Masz rację. Pogadam z nim, ale nie chcę, żeby poczuł się dotknięty.
Wieczorem poszliśmy do Piotra, żeby wyjaśnić, że nie możemy dalej pomagać. Starszy mężczyzna przyjął nasze słowa z pozornym spokojem.
– Rozumiem. Macie swoje życie. Ale muszę przyznać, że trochę mnie to zaskakuje – powiedział, a jego ton był dziwnie oskarżycielski.
Następnego dnia wszystko się zmieniło. Piotr pojawił się przed naszym domem, wyraźnie zdenerwowany.
– Gdzie są moje narzędzia?! – wykrzyknął, kiedy tylko otworzyłam drzwi.
– Pańskie narzędzia? – zapytałam zdezorientowana.
– Te, które Tomek pożyczył do naprawy drzwi w szopie. Nie ma ich w moim garażu!
– Oddaliśmy wszystko – powiedział Tomek, wychodząc za mną. – Nie zostawiłem u pana żadnych narzędzi.
– Ciekawe – syknął Piotr. – Bo jakoś zniknęły. I to po waszej wizycie. Może powinniśmy porozmawiać o tym z policją?
Zamarłam. To, co mówił, było absurdalne.
– Panie Piotrze, proszę nie rzucać takich oskarżeń. Zawsze staraliśmy się panu pomóc, a teraz nas pan oskarża? – powiedziałam, próbując zachować spokój.
– Zobaczymy, co powiedzą inni sąsiedzi, gdy się o tym dowiedzą – odparł, odwracając się na pięcie i odchodząc.
Wieczorem dowiedzieliśmy się, że Piotr rzeczywiście zaczął rozpowiadać w okolicy, że ukradliśmy mu narzędzia. Niektórzy sąsiedzi zaczęli na nas dziwnie patrzeć, a ja poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
– Musimy coś z tym zrobić – powiedział Tomek. – Nie możemy pozwolić, żeby nas oczerniał.
Ileż było w nim złości...
Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Piotr rozpowiedział sąsiadom, że Tomek ukradł jego narzędzia, a ja mu w tym pomagałam. Ludzie zaczęli szeptać za naszymi plecami, a niektórzy, jak zauważyłam, unikali naszego wzroku.
Nie zamierzałam tego tak zostawić.
– Tomek, musimy porozmawiać z sąsiadami i wyjaśnić całą sprawę – powiedziałam. – Jeśli Piotr nas oskarża, musimy się bronić.
Zaczęliśmy od Marka, który mieszkał obok Piotra od lat. Marek spojrzał na nas, po czym westchnął.
– To nie pierwszy raz, kiedy Piotr robi coś takiego – powiedział, kręcąc głową. – Nie byliście jedynymi, którzy próbowali mu pomóc.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
– To znaczy? – zapytałam.
– Piotr zawsze znajdował kogoś, kto naprawiał mu wszystko za darmo. A kiedy ludzie zaczynali się wycofywać, zaczynały się oskarżenia. Kradzież, zniszczenie mienia – wszystko, by ich oczernić i wymusić dalszą pomoc – wyjaśnił Marek.
Poczułam, jak gniew miesza się z ulgą. Nie byliśmy sami w tej sytuacji.
Postanowiliśmy zgłosić groźby Piotra na policję. Z pomocą Marka i innych sąsiadów, którzy potwierdzili jego manipulacyjne zachowanie, mieliśmy szansę wyjaśnić sprawę. Wychodząc z komisariatu, poczułam, jak powoli wraca mi oddech.
Dowiedliśmy swojej racji
Kilka dni po naszej wizycie na komisariacie do Piotra dotarło ostrzeżenie od policji. Funkcjonariusze odwiedzili go, by poinformować, że fałszywe oskarżenia i groźby mogą mieć poważne konsekwencje prawne. Niedługo potem otrzymaliśmy wiadomość od Marka, że Piotr przestał rozpowiadać swoje historie i zaczął unikać ludzi. Wyglądało na to, że jego plan nie powiódł się tak, jak zamierzał.
– Myślisz, że to koniec? – zapytałam Tomka, kiedy wieczorem usiedliśmy na tarasie.
– Myślę, że tak – odpowiedział, opierając się o balustradę. – Piotr stracił swoją broń. Bez fałszywych oskarżeń nie ma już nad nami władzy.
Niestety, jego reputacja wśród sąsiadów nie ucierpiała tak bardzo, jak bym chciała. Niektórzy nadal patrzyli na nas z podejrzliwością, inni wyraźnie dystansowali się od Piotra, ale nikt nie chciał wchodzić w otwarty konflikt.
Kilka tygodni później znów spotkałam Marka.
– Dobrze, że się nie daliście – powiedział z uznaniem. – Piotr to trudny człowiek, ale dobrze, że teraz wie, że z wami nie da rady.
– Myślę, że to dla nas lekcja – odpowiedziałam. – Następnym razem będziemy bardziej ostrożni.
Wieczorem, przy herbacie, Tomek spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
– Powiem ci coś, Aniu. Po tym wszystkim nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciał jeszcze komukolwiek pomagać.
Trzeba pomagać z głową
Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na ogród. Słońce zachodziło powoli, rzucając ciepłe światło na spokojną ulicę. Myślałam o tym, ile emocji przyniosła nam przeprowadzka do nowego domu. Piotr nie kontaktował się z nami od czasu, gdy policja ostrzegła go przed konsekwencjami jego działań.
W głębi duszy czułam, że jego manipulacje nie były tylko wyrazem chciwości. Być może samotność i brak wsparcia przez lata zbudowały w nim taki mechanizm obronny. Mimo to nie mogłam pozwolić, by wykorzystywał naszą dobroć.
Spojrzałam na Tomka, który siedział obok mnie z kubkiem kawy w ręku.
– Myślisz, że powinniśmy zmienić podejście do pomagania innym? – zapytałam.
– Nie sądzę, żebyśmy musieli przestać pomagać – odpowiedział spokojnie. – Ale teraz wiemy, kiedy powiedzieć „nie”. To też jest ważne.
Uśmiechnęłam się lekko. Zrozumiałam, że każda sytuacja, nawet trudna, może nas czegoś nauczyć. Nie przestanę wierzyć w dobroć i chęć niesienia pomocy, ale już wiem, że zaufanie nie oznacza pozwolenia na wykorzystywanie.
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą i spojrzałam na spokojną ulicę.
– Każde doświadczenie nas kształtuje – powiedziałam cicho. – Nawet te trudne.
Piotr zniknął z naszego życia, ale lekcja, którą nam dał, pozostała.
Anna, 31 lat
Czytaj także:
„Teściowa zawsze kupowała mi pod choinkę bieliznę i skarpetki. Teraz sama sprawię, że zaczerwieni się po same uszy”
„Składałam teściowi życzenia na Wigilii, a w środku aż się we mnie gotowało. Znałam jego brudne sekrety aż za dobrze”
„W najgorszym dniu życia uśmiechnął się do mnie los. Miał ciepłe oczy, silne ramiona i bukiet lilii”