„Sąsiad zrobił z mojego męża dobrego Samarytanina na cały etat. Ja nie miałam zamiaru sponsorować komuś życia”

poważny mężczyzna fot. Getty Images, Richard Drury
„Po kolejnym tygodniu prośby Piotra osiągnęły punkt krytyczny. Tym razem chciał, żeby Tomek wymienił mu fragment podłogi w salonie. Nie była to już drobna naprawa – to był czasochłonny i kosztowny remont”.
/ 16.12.2024 17:30
poważny mężczyzna fot. Getty Images, Richard Drury

Przeprowadziliśmy się z Tomkiem do tego domu ledwie kilka tygodni temu, ale już czułam, że będzie nam tu dobrze. Mała, spokojna okolica, życzliwi sąsiedzi – idealne miejsce, by zacząć nowy etap w życiu. Niestety w krótce zmieniliśmy zdanie na ten temat sąsiedztwa.

Trzeba pomóc potrzebującemu

Pierwszy kontakt z Piotrem, naszym sąsiadem, mieliśmy pewnego popołudnia, gdy Tomek przycinał żywopłot. Starszy pan wyszedł przed dom, uśmiechając się szeroko, i ruszył w naszą stronę.

– Witam nowych sąsiadów! – powiedział, wyciągając rękę. – Nazywam się Piotr N., mieszkam tu od lat. Widzę, że od razu bierzecie się za porządki!

– Tomek. A to moja żona, Ania. Cieszymy się, że możemy pana poznać – odpowiedział Tomek, ściskając jego dłoń.

Piotr szybko zdobył naszą sympatię. Opowiadał o okolicy, o dawnych czasach, kiedy wszystko wyglądało inaczej, a potem nieśmiało wspomniał o swoim problemie.

– Widzicie, mam trochę kłopotów z drzwiami do szopy. Zawiasy się poluzowały, a ja już nie mam siły na takie rzeczy. Może ktoś z was mógłby rzucić okiem?

Tomek spojrzał na mnie porozumiewawczo.

– Jasne, sąsiedzie. Mogę wpaść jutro i to naprawić.

– Naprawdę? Byłoby świetnie! Wiecie, dziś rzadko spotyka się takich pomocnych młodych ludzi – powiedział Piotr, uśmiechając się z wdzięcznością.

Kiedy wróciliśmy do domu, poczułam ciepło na sercu.

– Miło jest komuś pomóc – powiedziałam.

Tomek wzruszył ramionami.

To tylko zawiasy.

Nie wiedzieliśmy jeszcze, że to dopiero początek.

Problemów było coraz więcej

Naprawienie zawiasów w szopie Piotra zajęło Tomkowi mniej niż godzinę. Gdy wrócił do domu, żartował, że teraz sąsiad nie będzie musiał walczyć z opornymi drzwiami.

– Wiesz, że cieszyłem się, że mogę mu pomóc – powiedział z uśmiechem.

Nie minęło jednak wiele czasu, zanim Piotr znów się pojawił. Tym razem poprosił o pomoc przy cieknącym kranie w kuchni. Tomek zgodził się, bo dla niego to była drobnostka.

– Może od razu rzuci pan okiem na te płytki w łazience? Niektóre się poluzowały. Jak już pan tu jest… – dodał, kiedy Tomek kończył pracę przy kranie.

To „jak już pan tu jest” stawało się stałym elementem naszych rozmów z Piotrem. Wkrótce proszenie o pomoc stało się normą. Malowanie ścian, naprawa instalacji, wymiana zamka w drzwiach – lista ciągnęła się w nieskończoność.

Zaczęłam zauważać, że Piotr nigdy nie wspomina o zwrocie pieniędzy za materiały. Kiedy Tomek kupił farbę i pędzle do malowania, sąsiad podziękował, ale o kosztach nie wspomniał ani słowa. Pewnego wieczoru, po kolejnej wizycie u Piotra, nie mogłam już wytrzymać.

– Zauważyłeś, że on nigdy nie proponuje zwrotu pieniędzy? – zapytałam Tomka.

– Może po prostu nie ma z czego oddać. To tylko farba, Aniu. Co nam szkodzi? – odpowiedział, próbując mnie uspokoić.

– Zaczynam mieć wrażenie, że on wykorzystuje naszą uprzejmość – odparłam.

Tomek wzruszył ramionami.

– Może. Ale to starszy człowiek. Może po prostu nie radzi sobie sam.

Z jednej strony chciałam wierzyć, że Tomek ma rację. Z drugiej czułam, że coś jest nie tak.

W tym nie mogliśmy pomóc

Po kolejnym tygodniu prośby Piotra osiągnęły punkt krytyczny. Tym razem chciał, żeby Tomek wymienił mu fragment podłogi w salonie. Nie była to już drobna naprawa – to był czasochłonny i kosztowny remont.

– Tomek, musimy to przerwać – powiedziałam stanowczo. – Nie możemy ciągle wydawać pieniędzy i czasu na jego dom.

Tomek skinął głową.

– Masz rację. Pogadam z nim, ale nie chcę, żeby poczuł się dotknięty.

Wieczorem poszliśmy do Piotra, żeby wyjaśnić, że nie możemy dalej pomagać. Starszy mężczyzna przyjął nasze słowa z pozornym spokojem.

– Rozumiem. Macie swoje życie. Ale muszę przyznać, że trochę mnie to zaskakuje – powiedział, a jego ton był dziwnie oskarżycielski.

Następnego dnia wszystko się zmieniło. Piotr pojawił się przed naszym domem, wyraźnie zdenerwowany.

Gdzie są moje narzędzia?! – wykrzyknął, kiedy tylko otworzyłam drzwi.

– Pańskie narzędzia? – zapytałam zdezorientowana.

– Te, które Tomek pożyczył do naprawy drzwi w szopie. Nie ma ich w moim garażu!

– Oddaliśmy wszystko – powiedział Tomek, wychodząc za mną. – Nie zostawiłem u pana żadnych narzędzi.

– Ciekawe – syknął Piotr. – Bo jakoś zniknęły. I to po waszej wizycie. Może powinniśmy porozmawiać o tym z policją?

Zamarłam. To, co mówił, było absurdalne.

– Panie Piotrze, proszę nie rzucać takich oskarżeń. Zawsze staraliśmy się panu pomóc, a teraz nas pan oskarża? – powiedziałam, próbując zachować spokój.

– Zobaczymy, co powiedzą inni sąsiedzi, gdy się o tym dowiedzą – odparł, odwracając się na pięcie i odchodząc.

Wieczorem dowiedzieliśmy się, że Piotr rzeczywiście zaczął rozpowiadać w okolicy, że ukradliśmy mu narzędzia. Niektórzy sąsiedzi zaczęli na nas dziwnie patrzeć, a ja poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

– Musimy coś z tym zrobić – powiedział Tomek. – Nie możemy pozwolić, żeby nas oczerniał.

Ileż było w nim złości...

Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Piotr rozpowiedział sąsiadom, że Tomek ukradł jego narzędzia, a ja mu w tym pomagałam. Ludzie zaczęli szeptać za naszymi plecami, a niektórzy, jak zauważyłam, unikali naszego wzroku.

Nie zamierzałam tego tak zostawić.

– Tomek, musimy porozmawiać z sąsiadami i wyjaśnić całą sprawę – powiedziałam. – Jeśli Piotr nas oskarża, musimy się bronić.

Zaczęliśmy od Marka, który mieszkał obok Piotra od lat. Marek spojrzał na nas, po czym westchnął.

To nie pierwszy raz, kiedy Piotr robi coś takiego – powiedział, kręcąc głową. – Nie byliście jedynymi, którzy próbowali mu pomóc.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

– To znaczy? – zapytałam.

– Piotr zawsze znajdował kogoś, kto naprawiał mu wszystko za darmo. A kiedy ludzie zaczynali się wycofywać, zaczynały się oskarżenia. Kradzież, zniszczenie mienia – wszystko, by ich oczernić i wymusić dalszą pomoc – wyjaśnił Marek.

Poczułam, jak gniew miesza się z ulgą. Nie byliśmy sami w tej sytuacji.
Postanowiliśmy zgłosić groźby Piotra na policję. Z pomocą Marka i innych sąsiadów, którzy potwierdzili jego manipulacyjne zachowanie, mieliśmy szansę wyjaśnić sprawę. Wychodząc z komisariatu, poczułam, jak powoli wraca mi oddech.

Dowiedliśmy swojej racji

Kilka dni po naszej wizycie na komisariacie do Piotra dotarło ostrzeżenie od policji. Funkcjonariusze odwiedzili go, by poinformować, że fałszywe oskarżenia i groźby mogą mieć poważne konsekwencje prawne. Niedługo potem otrzymaliśmy wiadomość od Marka, że Piotr przestał rozpowiadać swoje historie i zaczął unikać ludzi. Wyglądało na to, że jego plan nie powiódł się tak, jak zamierzał.

– Myślisz, że to koniec? – zapytałam Tomka, kiedy wieczorem usiedliśmy na tarasie.

– Myślę, że tak – odpowiedział, opierając się o balustradę. – Piotr stracił swoją broń. Bez fałszywych oskarżeń nie ma już nad nami władzy.

Niestety, jego reputacja wśród sąsiadów nie ucierpiała tak bardzo, jak bym chciała. Niektórzy nadal patrzyli na nas z podejrzliwością, inni wyraźnie dystansowali się od Piotra, ale nikt nie chciał wchodzić w otwarty konflikt.
Kilka tygodni później znów spotkałam Marka.

Dobrze, że się nie daliście – powiedział z uznaniem. – Piotr to trudny człowiek, ale dobrze, że teraz wie, że z wami nie da rady.

– Myślę, że to dla nas lekcja – odpowiedziałam. – Następnym razem będziemy bardziej ostrożni.

Wieczorem, przy herbacie, Tomek spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

– Powiem ci coś, Aniu. Po tym wszystkim nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciał jeszcze komukolwiek pomagać.

Trzeba pomagać z głową

Siedziałam przy kuchennym stole, patrząc przez okno na ogród. Słońce zachodziło powoli, rzucając ciepłe światło na spokojną ulicę. Myślałam o tym, ile emocji przyniosła nam przeprowadzka do nowego domu. Piotr nie kontaktował się z nami od czasu, gdy policja ostrzegła go przed konsekwencjami jego działań.

W głębi duszy czułam, że jego manipulacje nie były tylko wyrazem chciwości. Być może samotność i brak wsparcia przez lata zbudowały w nim taki mechanizm obronny. Mimo to nie mogłam pozwolić, by wykorzystywał naszą dobroć.

Spojrzałam na Tomka, który siedział obok mnie z kubkiem kawy w ręku.

– Myślisz, że powinniśmy zmienić podejście do pomagania innym? – zapytałam.

– Nie sądzę, żebyśmy musieli przestać pomagać – odpowiedział spokojnie. – Ale teraz wiemy, kiedy powiedzieć „nie”. To też jest ważne.

Uśmiechnęłam się lekko. Zrozumiałam, że każda sytuacja, nawet trudna, może nas czegoś nauczyć. Nie przestanę wierzyć w dobroć i chęć niesienia pomocy, ale już wiem, że zaufanie nie oznacza pozwolenia na wykorzystywanie.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą i spojrzałam na spokojną ulicę.

Każde doświadczenie nas kształtuje – powiedziałam cicho. – Nawet te trudne.

Piotr zniknął z naszego życia, ale lekcja, którą nam dał, pozostała.

Anna, 31 lat

Czytaj także:
„Teściowa zawsze kupowała mi pod choinkę bieliznę i skarpetki. Teraz sama sprawię, że zaczerwieni się po same uszy”
„Składałam teściowi życzenia na Wigilii, a w środku aż się we mnie gotowało. Znałam jego brudne sekrety aż za dobrze”
„W najgorszym dniu życia uśmiechnął się do mnie los. Miał ciepłe oczy, silne ramiona i bukiet lilii”

Redakcja poleca

REKLAMA