„Moja żona traci pamięć. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Niebawem zapomni, kim jestem, i że mnie kocha”

smutna starsza para fot. Pormezz
„Codziennie, kładąc się spać, zastanawiam się, czy jutro moja żona ciągle będzie wiedzieć, kim jestem i jak bardzo ją kocham. Te myśli niszczą mnie od środka. Najgorsze jest, że w żaden sposób nie mogę jej pomóc”.
/ 08.07.2023 10:30
smutna starsza para fot. Pormezz

Dzieci w końcu się usamodzielniły, mogliśmy się cieszyć z Joanną swoim towarzystwem. Ale wtedy zauważyłem, że coś jest nie tak. Bo ileż pomyłek można przypisywać roztargnieniu?

Miłość ze szkolnej ławki

Na Joannę zwróciłem uwagę pierwszego dnia ogólniaka. Trudno było jej nie zauważyć. Nad inne dziewczyny wystawała prawie o głowę, nad większość chłopców zresztą też. I garbiła się, żeby mniej się wyróżniać. Była pierwszą dziewczyną, której czubka głowy nie mogłem zobaczyć. Zafascynowała mnie. Dwa dni później matematyczka posadziła nas razem w ostatniej ławce, bo zasłanialiśmy innym widok. Parą zostaliśmy na początku trzeciej klasy.

Pobraliśmy się dziesięć lat później. Magda urodziła się dwa lata po ślubie, Wojtek – cztery. Nasi znajomi rozwodzili się, pobierali, zdradzali. A my wciąż byliśmy razem. I co najważniejsze – ciągle szczęśliwi.

Magda szybko się usamodzielniła. Wyjechała na studia do dużego miasta i już tam została. Jest biologiem, pracuje naukowo. Razem z mężem Piotrem wychowuje trójkę dzieci: Julkę, Pawła i Hanię. Wojtek długo wiódł życie kawalera. Wyprowadził się do mieszkania po babci i cieszył się młodością. Późno dojrzał do małżeństwa. Tę jedyną poznał dopiero osiem lat temu. Teraz on i jego żona Kasia mają pięcioletniego synka Kubusia.

Moja żona zaczęła mieć problemy z pamięcią

Po wyprowadzce dzieci zaczęliśmy cieszyć się świeżo odzyskaną wolnością. Sprzedaliśmy oba nasze miejskie samochody i kupiliśmy kampera. Przejechaliśmy w nim Europę wzdłuż i wszerz. Joanna w czasie każdej wyprawy prowadziła dziennik, a po powrocie uzupełniała go fotografiami. Mówiła, że wspomnienia są ulotne, a ona chce zapamiętać każde z tych wspaniałych miejsc, które widziała.

Nie potrafię powiedzieć, w którym momencie Joanna zaczęła chorować. Przecież każdemu z nas zdarza się zapominać drobne rzeczy. Zostawione w drzwiach klucze, zakupy włożone do pralki, niewyłączony gaz…

Gdy Wojtek przedstawił nam Kasię, Joanna nie mogła zapamiętać jej imienia.

– Synku, przyjdziesz na obiad z… z… tą twoją dziewczyną? – pytała Joanna.

Wojtek się irytował, kilka razy nawet krzyknął.

– Mamo, to nie jest jakaś dziewczyna, tylko moja narzeczona. Moja narzeczona Kasia!

Joanna przepraszała, tłumaczyła, że jej to wyleciało z głowy. W końcu zapisała sobie w kontaktach w telefonie: Narzeczona Wojtka Kasia.

– Michał, a gdzie posadzimy mamę? – spytała mnie w drodze na wesele Wojtka.
Moja teściowa nie żyła od dziesięciu lat.

– Mamę? – dopytywałem z niedowierzaniem. 

– Znaczy wiesz… Ciocię Teresę – Joanna szybko się poprawiła, ale miałem wrażenie, że jest lekko zdezorientowana. Wiedziałem, że jest zdenerwowana i zmęczona przygotowaniami do wesela.

Stan Joanny zaczął się pogarszać

Zrozumiałem, że coś jest naprawdę nie tak, na naszej kolejnej wyprawie. Latem pojechaliśmy do Estonii. Fakt, język estoński jest niepodobny do niczego, więc gdy na kempingu Joanna weszła do męskiej toalety, wydawało nam się to tylko bardzo zabawne. Ale gdy zrobiła to po raz trzeci na tym samym kempingu, zacząłem wyczuwać, że coś jest nie tak. Zacząłem się jej przyglądać. Kilka razy rano miałem wrażenie, że Joanna nie wie, gdzie jest. „Skoczysz po gazetę?" – pytała na przykład. Albo chciała wstawać, żeby wyprowadzić psa. A przecież Tofikiem podczas naszych podróży zajmował się Wojtek.

Któregoś wieczoru poszedłem pobiegać w lesie przy kempingu. Wróciłem zaledwie po godzinie.

– Proszę się wynosić! Nie mam pieniędzy – Joanna trzymała w ręku szpadel i patrzyła na mnie wrogo.

– Kochanie, to ja, uspokój się… – starałem się ją uspokoić.

Joanna opuściła szpadel dopiero po kilkudziesięciu sekundach. 

– W tym kapturze wyglądasz jak gangster – uśmiechnęła się.

Martwiłem się, ale nie wiedziałem, co robić. Po powrocie do domu zacząłem czytać o chorobie Alzheimera. Tak naprawdę szukałem potwierdzenia, że to nie to. Każdą kolejną wpadkę Joanny starałem się obracać w żart. Albo w ogóle udawać, że nic się nie stało. Wyjmowałem pilota z lodówki i kładłem na szafce.

– Herbata trochę za gorąca, doleję zimnej wody – mówiłem, gdy okazywało się, że Joanna wsypała mi do niej soli. W kuchni wylewałam herbatę do zlewu i robiłem sobie nową.

– Kochanie, dzwonią Wojtek i Kasia – anonsowałem telefon od syna.

Jesienią urodził się Kuba, nasz najmłodszy wnuk. Poszliśmy do szpitala. Joanna wzięła dziecko na ręce i zaczęła z nim spacerować po pokoju. Wojtek był zajęty żoną, niczego nie zauważył.

– No jedz, Wojtuś, proszę, jedz, bo mamusia się martwi – usłyszałem głos Joanny z łazienki. Siedziała na wannie i próbowała karmić Kubusia piersią. Zabrałem jej dziecko.

– Kochanie, ubierz się, pójdziemy już do domu. – tłumaczyłem jej.

Żona patrzyła na mnie ze zdziwieniem.

– Do domu? Ale ja dopiero urodziłam, tak nie można. – odpowiadała mi zdziwiona.

Nie wiedziałem, co robić. Złapałem ją za rękę i zacząłem ciągnąć. Joanna trzymała się wanny.

– Zostaw mnie – syknęła.

Zacząłem panikować. Ale po chwili wyraz twarzy Joanny się zmienił. Spojrzała na mnie przytomnie.

– Co my tu robimy? Chodźmy do dzieci. – powiedziała całkowicie spokojnie. 

Nie wiedziałem co mam robić

O tym incydencie nigdy nie rozmawialiśmy. Ale wieczorem zadzwoniłem do Magdy i opowiedziałem jej wszystko od początku.

Córuś, boję się najgorszego. – przyznałem ze strachem.

– Tato, nie panikuj. Trzeba najpierw zrobić badania… – Magda chciała mnie uspokoić.

– Ale co ja mam powiedzieć mamie? Jak? – nadal nie wiedziałem co robić.

– Jestem pewna, że ona też wie, że dzieje się coś złego. Ale poczekaj na mnie. Przyjadę w weekend, porozmawiamy wszyscy razem. – zakończyła rozmowę.

To był okropny weekend. Na samo wspomnienia o lekarzach i badaniach Joanna wpadła w złość.

– Chcecie się mnie pozbyć? Zamknąć w jakimś zakładzie? Znalazłeś sobie inną? Młodszy model? – wrzeszczała.

Nigdy jej takiej nie widziałem. Ten wzrok, ta nienawiść… To nie była moja Joanna.
Ten atak trwał kilkanaście minut. A potem Joanna usiadła na kanapie, jakby nagle uszło z niej powietrze. Ukryła twarz w dłoniach.

– Macie rację. Tracę rozum. Boję się. Tak bardzo się boję – wyszeptała.

Usiadłem koło niej. Magda z drugiej strony. Przytuliliśmy się i siedzieliśmy tak w milczeniu.

Diagnoza mogła być jedna

Magda wróciła do domu, a my zaczęliśmy medyczne korowody. Wizyty, testy, badania, jeszcze więcej testów. Po pół roku usłyszeliśmy diagnozę. Tę, której tak bardzo się baliśmy. Alzheimer. Lekarz ocenił, że to drugie stadium. Byłem zdruzgotany, ale dla Joanny udawałem, że się trzymam.

– Kochanie, damy radę. Będę wszystko pamiętał za ciebie – żartowałem.

Magda o wszystkim wiedziała od początku, ale teraz trzeba było powiedzieć prawdę Wojtkowi i Kasi.

– Jezu. A ja tak się irytowałem na mamę, że nie pamięta imienia Kasi. Krzyczałem na nią. Myślałem, że mama po prostu jej nie akceptuje. Idiota ze mnie – Wojtek złapał się za głowę. Miał łzy w oczach. – Tato, co teraz będzie? Przecież to mama trzyma tę rodzinę w kupie. Pamięta o urodzinach, rocznicach. My sobie nie damy rady…

Mijały tygodnie. Raz było lepiej, raz gorzej.

– Michał, na pomoc. Tu jest jakieś zwierzę – raz usłyszałem z sypialni głos Joanny.

Szczur? Złapałem za szczotkę i pobiegłem. Joanna siedziała na łóżku i pokazywała palcem na śpiącego na kołdrze Tofika.

– Kochanie, to nasz pies, mamy go od sześciu lat. Przypomnij sobie – tłumaczyłem łagodnie. Joanna się uśmiechnęła.

– No jasne, Tofik. Chodź do pani – przytuliła go.

Następnego dnia zamówiłem dla psa nową obrożę. Z wielkim napisem: „TOFIK. Nasz pies”.

Od tego się zaczęło. Wkrótce nasze mieszkanie pokryte było ponaklejanymi karteczkami. „LODÓWKA. Tu masło, ser, mleko, wędliny”. „TELEWIZOR”. „LAMPA”. „STÓŁ”. Na szafce przy łóżku postawiłem fotografie całej rodziny z podpisami. Magda, Piotr, Wojtek, Kasia… Do ćwiczeń pamięci bardzo się nam przydały albumy z naszych podróży. Siadaliśmy codziennie wieczorem i wspominaliśmy nasze przygody.

– O tu, pamiętasz tych Szkotów? – pokazywałem na zdjęcie. Cieszyłem się jak dziecko za każdym razem, gdy w oczach Joanny widziałem błysk zrozumienia.

– Jasne, że pamiętam Częstowali nas jakimś ohydnym szkockim daniem. Gdyby nie whisky, nigdy bym tego nie przełknęła.

Musiałem jej ciągle pilnować

Przez dwa lata te ćwiczenia, napisy, przypominajki w telefonie zdawały egzamin. Wiedliśmy w miarę normalne życie. Szykowaliśmy Wielkanoc, Joanna była w swoim żywiole. Piekła mazurki, baby. Wszystkie przepisy miała wpisane w specjalny zeszyt, więc obyło się bez wpadek.

Joanna zniknęła, gdy poszedłem na chwilę do łazienki. Na wieszaku nie było jej płaszcza, ale komórka leżała na szafce. Złapałem kurtkę i wybiegłem na ulicę. Ani śladu. Pobiegłem do osiedlowego sklepu, może Joannie zabrakło drożdży albo jajek?

– Pani Joanna? Nie, dziś jej nie było. Już wczoraj życzyła nam wesołych świąt – ekspedientki popatrzyły na mnie ze zdziwieniem.

Podziękowałem i pobiegłem dalej, do parku. Nic. Zacząłem panikować. Już chciałem dzwonić na policję, ale postanowiłem sprawdzić czy Joanna nie wróciła do domu. A jeśli znów się zgubi?

Zobaczyłem ją z daleka. Siedziała na ławce z sąsiadką z trzeciego piętra.

– O, jest mój mąż. Miło się z panią rozmawiało, ale muszę już lecieć. Dzieci zaraz wrócą ze szkoły – Joanna z promiennym uśmiechem pożegnała się z sąsiadką.

Wzięła mnie pod rękę i zaczęła iść do domu. Widziałem dziwne spojrzenie
sąsiadki
. Gdy wracałem ze spaceru z psem, zastukałem do niej. Postanowiłem powiedzieć prawdę.

– Moja żona ma alzheimera. Do tej pory nigdy się nie zgubiła. Teraz będę musiał bardziej uważać. Przepraszam za kłopot – tłumaczyłem.

– Nic się nie stało. Spotkałyśmy się w parku. Myślałam, że sąsiadka mówi o wnukach, że zaraz wrócą ze szkoły… Tak mi przykro.

Następnego dnia rano wezwałem ślusarza. Dorobił jedną zasuwkę, którą trzeba było otwierać od wewnątrz kluczem. Miałem wyrzuty sumienia, że zamieniam mieszkanie w więzienie.

– Tato, daj spokój. Tak trzeba – pocieszała mnie Magda.

Przywiozła na święta prezent dla mamy – bardzo ładną bransoletkę z wygrawerowanym imieniem i nazwiskiem Joanny i moim numerem telefonu.

– Mamuś, musisz to zawsze nosić. Dobrze? – poprosiła.

Joanna się zgodziła. Ale zdarzyło się kilka razy, gdy miała słabsze dni, że próbowała bransoletkę rozpiąć. Widać podświadomie czuła, że to jest coś, co ogranicza jej wolność. Bywały lepsze i gorsze dni. W gorsze Joanna myślała, że jesteśmy jeszcze w liceum. Martwiła się, że spóźni się do domu i dostanie burę od mamy. Zapominała o dzieciach i wnukach. Ale zawsze poznawała mnie. I wiedziała, że ją kocham.

Każdy dzień był coraz gorszy

– Magda, Wojtek – to może być ostatnie Boże Narodzenie z mamą taką, jaką ją znamy. Musimy się postarać – poprosiłem dzieci rok temu.

Magda i Piotr wzięli urlop i przyjechali kilka dni wcześniej. Joanna była zachwycona. Robiła z dziećmi łańcuchy na choinkę, dyrygowała w kuchni.

– Hej, chłopczyku, a czyj ty jesteś? Zgubiłeś się? – Joanna zagadnęła nagle Kubusia. – Nie martw się, poszukamy razem mamy.

Złapała go za rękę i próbowała otworzyć drzwi. Mały zaczął płakać i się wyrywać.

– Mamuś, co ty robisz, zostaw – Wojtek wybiegł z salonu.

– Ten chłopiec się zgubił – podniosła głos.

Złapałem zdjęcie Kuby z szafki i wybiegłem do przedpokoju.

– Joanna, uspokój się. Popatrz tu, to jest Kubuś, synek Wojtka, nasz wnusio. Już dobrze, zapomniałaś, nic się nie stało. Może odpocznij. – starałem sią ją uspokoić.

Joanna dała się udobruchać i zaprowadzić do sypialni. Zamknąłem się w łazience i długo płakałem. Z bezsilności.

Na Wigilię zeszła się cała rodzina. Tak chciałem. Także teściowie Wojtka. Dałem Joannie lekkie leki uspokajające, jak poradził lekarz. Siedziałem cały czas koło niej. Pilnowałem, żeby nie nakładała sobie śledzia i ciasta naraz, nie słodziła herbaty masłem.

– „Dla Kasi od św. Mikołaja” – przeczytał na kolejnej paczce Paweł, oddelegowany do rozdawania prezentów.

– Dla Kasi? Ojej, patrzcie, a to się Mikołaj pomylił. W naszej rodzinie nie ma żadnej Kasi. Chociaż… Mamo – Joanna spojrzała na teściową Wojtka. – Chyba pierwsza żona wujka Ryśka była Katarzyna. Ale ona nie żyje. To czemu prezent dla niej…

Magda delikatnie zaczęła głaskać mamę po ręce. Wojtek coś szeptał do teściowej. Kasia miała łzy w oczach. Paweł w końcu podał paczkę Kasi i zaczął rozdawać prezenty dalej. Joanna coś do siebie mamrotała. To był pierwszy moment, kiedy pomyślałem, że nie dam rady.

Rodzina się rozeszła. Została tylko Magda z rodziną i Wojtek. Kasia pojechała z Kubą do domu. Poszliśmy na pasterkę. Dawno tego nie robiliśmy. Trzymałem Joannę za rękę i razem śpiewaliśmy pełnym głosem kolędy. Tak jak można tylko w kościele.

Po powrocie wnuki i Joanna poszli spać. Usiadłem z dziećmi przy stole, nałożyliśmy sobie resztki śledzia.

– Tatuś, musisz nam coś obiecać – zaczęła Magda.

Wiedziałem, do czego zmierza.

– Musisz. Spójrz na mnie. Proszę. Jak z mamą będzie już bardzo źle, musisz nam obiecać, że umieścisz ją w domu opieki. Znajdziemy najlepszy, będziemy się zrzucać, będziemy ją odwiedzać, ale musisz to zrobić. Tato, twoje życie też jest ważne. Masz nas, masz wnuki. My też ciebie potrzebujemy. Wiesz, że kochamy mamę. Ale kochamy też ciebie. Sam nie dasz sobie rady. A przy tym się zadręczysz…

Wojtek zerwał się zza stołu i zaczął myć w zlewie ręce. Wiedziałem, że płacze. Trzęsły mu się ramiona. 

– Co tu się wyprawia? – nagle w drzwiach stanęła Joanna. – Jakaś narada wojenna? O, śledzik, świetnie. Wojtek, jak już sterczysz przy zlewie, to podaj mi widelec. A gdzie Kasia i Kuba? Mam nadzieję, że chłopak już śpi. Przecież jest środek nocy.

Joanna sprawiała wrażenie absolutnie przytomnej. Usiadła z nami przy stole i paplała jak za dawnych lat. Śmialiśmy się, wspominaliśmy. Nagle jej twarz stężała. Zamknęła na chwilę oczy. Gdy je otworzyła, były… puste.

– Michał, kim są ci ludzi. Co tu się dzieje? Przyszli po mnie? Wyrzuć ich! Wynoście się! – zaczęła krzyczeć.

Wziąłem ją pod rękę i uspokoiłem. Wychodząc z kuchni, odwróciłem się do dzieci i powiedziałem:

– Obiecuję.

Joasia poznaje już tylko mnie

Od kilku miesięcy Joanna już bardzo rzadko poznaje dzieci i wnuki. Kasi i Kuby już wcale. Jej pamięć jakby zatrzymała się przed ślubem Wojtka. Na prośbę dzieci zatrudniłem do pomocy pielęgniarkę. Przychodzi codziennie na kilka godzin. Mogę wtedy wyjść domu, na zakupy. Pani Ania jest fachowcem, ale czasem widzę, że też ma dość. Joannie zdarzają się napady okropnej złości. Nie chce się ubrać, jeść. Wtedy uspokoić mogę ją tylko ja.

Ostatnie Boże Narodzenie spędziliśmy już w kameralnym gronie. Joanna myślała, że w styczniu będziemy szli na studniówkę.

– Ola, mówię ci, babcia uszyła mi piękną czarną sukienkę – opowiadała Magdzie, myśląc, że jest jej kuzynką.

Nie prostowaliśmy. Joanna była spokojna i szczęśliwa, a to najważniejsze.

Tylko Kubuś dopytywał się, dlaczego babcia mówi takie dziwne rzeczy.

– Babciu, popatrz, dostałem koparkę – próbował powalczyć o jej uwagę.

– Śliczna, chłopczyku, śliczna – odparła nieuważnie i dalej gawędziła z Magdą.

Złapałem wnuka na ręce i poszedłem pobawić się z nim do kuchni. Po chwili przyszedł Wojtek.

– Trzymasz się, tato?

Skinąłem głową.

– Pamiętasz, co nam obiecałeś?

– Tak. Ale Wojtek, jeszcze nie teraz. Mama zapomniała już wszystko oprócz mnie. Rozumiesz?

Tylko to, że Joanna ciągle wie, że jestem jej ukochanym Michałem sprawia, że codziennie rano mam siłę mierzyć się z kolejnym dniem. „Kocham cię, ale musisz już iść do siebie, zanim się rodzice nakryją” – żegna mnie zawsze wieczorem. Udaję, że wychodzę, a gdy zasypia, kładę się koło niej. Czasem całą noc słucham jej oddechu. Boję się każdego kolejnego dnia. Bo wiem, że w końcu nadejdzie ten, kiedy Joanna zapomni, że mnie kocha. Zapomni kim jestem. Zerwie ostatnią nić trzymającą ją na powierzchni. Zniknie.

Czytaj także:
„Od kiedy muszę zajmować się chorą żoną, miewam napady smutku. Czuję się przytłoczony, ale kocham Krysię nad życie”
„Nie umiałem zaakceptować, że żona odchodzi. Wmawiałem sobie, że wszystko jest dobrze, aż w końcu było za późno na pożegnanie”
„Żona mojego szpitalnego sąsiada wydawała mi się aniołem. Całymi dniami siedziała przy mężu, nie to co moja Hanka...”

Redakcja poleca

REKLAMA