Dlaczego mimo to zdecydowałem się na ślub? Bo Kaśka jest dobra, lojalna, inteligentna i troskliwa. No i wygląda tak, że człowiek przy niej głupieje…
Kaśka chce wszystko kontrolować
Jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, ale na naszej wspólnej drodze do szczęścia odkrywamy pełno wybojów. Kaśka próbuje zupełnie przejąć kontrolę, a ja walczę o jakikolwiek wpływ na to, co się wokół mnie dzieje. Najlepszym przykładem było urządzanie mieszkania. To Katarzyna decydowała o niemalże wszystkich elementach wystroju. No i dobra, niech jej będzie – ma lepszy gust i większą w tym względzie potrzebę – ale niechby mi trochę odpuściła, pozwoliła zdecydować o czymkolwiek. A ona od początku jasno dała mi do zrozumienia, że nie mam w tej kwestii nic do powiedzenia. Nie wolno mi było nawet postawić w salonie komputera stacjonarnego. Kazała kupić laptopa, „bo duży komp będzie psuł stylistykę wnętrza!”.
– Nie będzie mi tu stała taka landara. Za małe mamy mieszkanie! – złościła się.
– Ale twoje graty wszystkie weszły!
– Jakie graty? Co ty gadasz!?
– A to? Ta lampka z powykręcanym stojakiem? To jest moje? A ten stolik ze słoikiem na suszone kwiaty, to ja postawiłem? No i krzesła, na których nie da się nawet siedzieć. Jakieś takie kanciaste…
– Da się, da! Są praktyczne i ładne!
– Ja uważam, że byłoby ładnie z komputerem.
– Na szczęście nie ty decydujesz.
– A dlaczego nie ja, do cholery?!
– Bo nie masz gustu!
– A ty umiaru! Wszystko pod siebie. Wszystko po twojemu! Nie zrobisz ze mnie pantoflarza, dziewczyno!
– Trzeba się było nie żenić. Nie byłoby takiego zagrożenia.
– Uznajmy, że nie przemyślałem sprawy!
Jej krytyka zaczęła mnie irytować
To nie były wielkie kłótnie i tak naprawdę nie zniechęcały mnie ani do Kaśki, ani do instytucji małżeństwa, ale zawsze trochę męczyły. Marnowaliśmy na nie energię, którą można by przeznaczyć na coś przyjemniejszego.
Powtarzały się też coraz częściej, bo Kaśce ciągle coś nie pasowało, ciągle coś mi zarzucała: „źle posprzątałeś”, „dlaczego nie posprzątałeś wcale”, „ten mecz już chyba widziałeś, możesz przełączyć”, „te buty trzeba wywalić, ile będziesz w nich chodził?”, „dorośli mężczyźni śpią w pidżamach, a nie w starych gaciach!”, „deska nie opuszczona! Łukasz, przecież ci mówiłam”, „aleś się ubrał, może raz byś włożył koszulę”.
Na wszystkie te uwagi reagowałem bardzo nerwowo, bo nie chcę zostać pantoflarzem. Mam swoją dumę, dlatego głośno wyrażałem sprzeciw. Kaśka dostawała wtedy szału i krzyczała, że wszystko olewam, że na niczym mi nie zależy, bo jestem niedojrzały. Po każdej takiej wymianie zdań, nie odzywaliśmy się do siebie przez dzień, a czasem dwa – smutne, zmarnowane dwie doby.
Kłótnia u teściów
Któregoś razu kolejna taka kłótnia wybuchła u teściów przy niedzielnym stole. Gadaliśmy o drobiazgach, gdy nagle Kaśka powiedziała mamie, że za tydzień, w sobotę, idziemy do jej koleżanki, której urodziło się dziecko. Nic o tym nie wiedziałem, a wcześniej umówiłem się z kumplami na bilard. Spotykaliśmy się czasami, żeby nie stracić kontaktu, wypić piwo. Nie mogłem teraz do nich zadzwonić i powiedzieć, że idę oglądać cudze dziecko, boby się na mnie wściekli.
– Kasia, ale ja nie mogę. Idę z chłopakami na granie, pamiętasz? Mówiłem ci..?
– Nie! Nic mi nie mówiłeś – spojrzała na mnie tak, że już wiedziałem, co się szykuje.
– Tak, mówiłem. Naprawdę, nie przypominasz sobie?
– Nie.
– Może coś się nie dogadaliśmy. Szkoda… – wzruszyłem ramionami.
– No szkoda. Bo będziesz musiał odwołać!
– Ale kochanie, ja się umówiłem miesiąc temu...
– A ja dwa tygodnie. Czy przez to moje plany są gorsze? Poza tym tutaj chodzi o narodziny dziecka, a tam o wbijanie kulek w dziury. Co jest ważniejsze?
– Dla mnie czy dla ciebie!? – podniosłem głos, bo już znałem tę śpiewkę. Ten ton bagatelizujący moje potrzeby. – Bo jeśli znów chodzi o to, żeby twoje było na wierzchu, to powiem przekornie, że bilard!
– Łukasz… Ja cię proszę. Nie chcę się znowu kłócić.
– Nie, oczywiście, że nie! Ty po prostu chcesz, żeby wyszło na twoje. Jak zawsze! Ja nie mogę!
Westchnąłem zniecierpliwiony, a Kaśka wytoczyła wtedy ciężkie działa. Zarzuciła mi, że sprawy domowe mam w nosie, że się po ślubie zmieniłem i ciągle ją atakuję. Odgryzłem się jej, że gdyby choć trochę przypominała samą siebie sprzed ślubu, robiłbym to rzadziej. Chyba przesadziłem, bo awantura rozpętała się na całego. Teściowe siedzieli zażenowani, ale potem po chwili nas rozdzielili.
Ojciec zabrał mnie do garażu
Powiedział, że chce mi pokazać nową kosiarkę. Gdy tylko wstałem od stołu, od razu zrobiło mi się głupio, bo przecież ciągle byłem gościem w ich domu. Niepotrzebnie wdałem się w tę sprzeczkę – trzeba było zaczekać i przegadać tę sprawę w domu.
– Przepraszam, tato… – powiedziałem zażenowany.
– Spokojnie. Nic wielkiego się nie stało… Nam też się zdarza.
– Wiem, ale nie powinienem tutaj z Kasią rozmawiać. Trzeba było załatwić sprawę po wyjściu od was.
– Trzeba było załatwić sprawę inaczej – uśmiechnął się.
– Czyli?
– Jest pewna zasada, której mądry facet powinien hołdować.
– Jaka?
– Ano taka, że nie można się unosić. Nie wolno krzyczeć, kłócić się awanturować. Trzeba zawsze spokojnie. Tak jak ja z twoją teściową… Rób swoje, ale nie podnoś głosu. Czasem powiedz stanowczo „nie”, ale zawsze łagodnie. Rozumiesz mnie?
– Nie za bardzo.
Czy teoria teścia sprawdzi się?
No więc mi wyjaśnił. Mój teść miał bowiem teorię na temat relacji damsko-męskich, podpartą wieloletnim doświadczeniem. Według niego, mężczyzna nigdy nie powinien na kobietę krzyczeć. Pod żadnym pozorem. Nawet, gdy ona się unosi, gdy ostro strofuje, należy zachować spokój i, trzymając się swojego zdania, spokojnie dyskutować albo po prostu milczeć. Dlaczego? Ano dlatego, że facet – jako strona silniejsza fizycznie – krzykiem odbiera kobiecie poczucie bezpieczeństwa. To była jego refleksja po czterdziestu latach małżeństwa.
– Oczywiście nie oznacza to, że masz wszystkie prośby Kasi ignorować. O nie, staraj się zaspokajać jej potrzeby, ale czasem, gdy ci na czymś szczególnie zależy, postaw na swoim. Nigdy jednak nie podnoś głosu. Niech ona krzyczy. Mężczyzny to jakoś strasznie nie boli, a skrzyczana kobieta czuje się skrzywdzona. Ty nie płaczesz, jak ona na ciebie nawrzeszczy, co nie…? No właśnie. A jej się zdarza, tak? No widzisz! Słuchaj więc Kaśki, nie odchodź w kłótni, nie gniewaj się, wyrażaj swoje zdanie, ale hamuj gniew. Zobaczysz, że to podziała.
– To co powinienem zrobić z tym wyjściem na bilard?
– Spokojnie powiedzieć, że wszystko jest już opłacone i musisz iść. Że umówiłeś się i wolałbyś z nią pójść na oglądanie dzieciaka znajomych, ale zobowiązałeś się wobec kolegów i nie masz wyjścia. Nie chcesz wyjść przed nimi na niegodnego zaufania. Przeproś ją, ale idź z chłopakami.
– I tak się obrazi.
– Owszem. Ale na krótko, bo nie poczuje się zagrożona.
– Poważnie?
– To jest najlepszy układ dla obu stron. Kobieta rządzi w związku, bo tak jest sensownie, ale mężczyzna się jej do końca nie poddaje.
Nie powiem, żeby mnie wtedy w tym garażu olśniło. Żebym się nagle zmienił. Ale przemyślałem to, co mi powiedział, i staram się te zasady stosować. Nieczęsto mi się to udaje, bo też mam spory temperament, tyle że jeśli już powstrzymam się przed wybuchem, rozmowa z Kaśką znacznie lepiej się układa. No i muszę przyznać, że jest wtedy odrobinę łatwiej, bo żyjemy zgodniej, a ja nie jestem taki sfrustrowany. Kaśka się na mnie krócej gniewa i potem nawet mi chyba na więcej pozwala. Tak, jak mówiłem, mój teść to bardzo mądry facet…
Choć jednocześnie muszę powiedzieć, że ta jego przebiegłość mnie odrobinę niepokoi. Bo czasem zastanawiam się, czy mną nie manipulował. Nie zaserwował tej gadki, żebym był lepszym mężem dla jego córki. Może zobaczył, co się dzieje, i uznał, że trzeba się wtrącić, dyskretnie rozwiązać problem niepokornego. Znaczyłoby to, że mnie wykiwał. Zrobił na szaro, jak młodego leszcza. Z drugiej strony nie czuję się jakoś szczególnie wmanewrowany, więc chyba nie ma się co ciskać. Sam już nie wiem… Na razie zobaczę, do czego zaprowadzi mnie ta jego metoda.
Czytaj także:Przeklęta suknia ślubna. Ta historia mrozi krew w żyłach!„Związałam się z oszustem matrymonialnym zakochanym w swojej pierwszej żonie”„Zakochałam się w mężczyźnie, który mnie zwodził pół roku”. Randki w internecie to strata czasu?