„Moja wymarzona księżniczka z bajki, szybko zamieniła się w żabę. Gdy otworzyła usta, czar prysł jak za dotknięciem różdżki”

Zniesmaczona kobieta fot. Adobe Stock, JackF
„Tak, zafiksowałem się na tej kobiecie, w moich myślach urosła do rangi symbolu. Łapałem się nawet na tym, że myślę o niej jako wybrance mojego życia. Na wyrost? Na pewno, jednak każdy, kto kiedyś był długo unieruchomiony, powinien to zrozumieć”.
/ 06.02.2023 16:30
Zniesmaczona kobieta fot. Adobe Stock, JackF

Zrównałem się z nią, trzy czy cztery kroki zrobiliśmy razem.

– Przepraszam – zagaiłem. – Czy mogę zamienić z panią kilka słów?

Przystanęła i odwróciła się do mnie. Na szczęście boczna ulica była pusta, nikt się obok nas nie przeciskał. Tyle że w tym momencie poczułem pustkę w głowie. Starannie przygotowane przemówienie gdzieś uleciało. Kobieta uniosła lekko brew, czekając na ciąg dalszy. Nabrałem głębiej powietrza.

– Dawno pani nie widziałem – powiedziałem w końcu nie to, co planowałem. – Znamy się tylko z widzenia, bo oboje tędy chodzimy. Ja do pracy, a pani chyba tu gdzieś mieszka…?

Skinęła głową. Nie odchodziła, nie rzuciła mi, żebym się odczepił, co wlało we mnie trochę nadziei. To wcale nie takie łatwe zaczepić kobietę na ulicy, nawet jeśli się ją często widuje w przelocie i można się spodziewać, że nie weźmie człowieka za zboczeńca.

– Dawno się nie spotkaliśmy – brnąłem – bo mnie nie było, trochę chorowałem.

Zrobiła współczującą minę, jednak milczała dalej. Ewidentnie nie zamierzała mi nic ułatwiać. Dopadła mnie nagle myśl, że przywykła pewnie do takich zaczepek. W końcu niektórzy nie mają problemu, żeby podrywać każdą ładną kobietę.

To była cała prawda

– Powiem wprost – zdecydowałem w końcu – chociaż miałem tego nie robić. Kiedy leżałem w szpitalu, a potem nie mogłem wychodzić z domu, bardzo często myślałem o pani. I podjąłem pewną decyzję… Przyrzekłem sobie, że jeśli panią spotkam, odważę się wreszcie podejść i porozmawiać z panią.

To była cała prawda i poczułem nawet ulgę, że ją z siebie wyrzuciłem, a nie gadałem o jej urodzie. Wprawdzie znam powiedzenie, że kobiecie trzeba trzy razy powiedzieć, że jest piękna, aby za pierwszym razem podziękowała, za drugim uwierzyła, a za trzecim wynagrodziła. To może całkiem dowcipne, ale chyba niekoniecznie działa, a już na pewno nie w przypadku pań świadomych swojej urody.

A moja rozmówczyni była jej z całą pewnością świadoma. Rozmówczyni… Jak dotąd, nie powiedziała nawet słowa, tylko unosiła brew, kiwała głową, a po jej ustach raz i drugi przelatywał cień uśmiechu. Nie miałem pojęcia, czy to dobrze, czy źle. Trzymałem się nadziei, że dobrze, skoro słuchała, nie okazując rozdrażnienia.

– No właśnie… – nie wiedziałem, co dalej. – Zawsze się tylko mijamy albo w ogóle widzimy z daleka… A ja chciałbym…

Zamilkłem i rozłożyłem bezradnie ręce. Naprawdę nie miałem nic więcej do dodania, teraz piłka znajdowała się po jej stronie kortu. Mogła posłać ją do mnie łagodnie albo zaatakować ostro, żeby zakończyć mecz krótkim ścięciem.
Wreszcie, po dłuższej chwili, uśmiechnęła się szeroko, a mnie przeszedł dreszcz i wstrzymałem oddech.

Pierwszy raz zobaczyłem ją dawno, grubo ponad rok wcześniej, kiedy zmieniłem pracę i zacząłem dojeżdżać w ten rejon. Od razu zwróciłem na nią uwagę. Szła ulicą naprzeciwko mnie ze wzrokiem utkwionym gdzieś nad moją głową. Serce we mnie wtedy zabiło, bo poruszała się pięknie, prawie jak modelka na wybiegu. Zastanawiałem się, czy to u niej naturalne, czy może wyuczone, ale który mężczyzna potrafi odgadnąć takie rzeczy? Poza tym, to przecież nieistotne.

Na oko miała około czterdziestki, czyli w pobliżu mojego wieku, a wtedy kobiety stają się zabójczo wręcz atrakcyjne. Nawet będąc jeszcze młodym mężczyzną, zachwycałem się właśnie takimi paniami, pewnymi siebie, wiedzącymi już dokładnie, czego oczekują od życia.

A ona wyglądała właśnie na kogoś takiego. I tak się to zaczęło. Nie widywałem jej codziennie, czasem tylko raz czy dwa w tygodniu, ale za każdym razem nie mogłem oderwać od niej wzroku. Wprawdzie powiedziałem jej, że „chyba tu gdzieś mieszka”, ale to „chyba” było raczej zbędne. Wiedziałem, że tak jest, bo kilka razy szedłem za nią i widziałem, do której bramy wchodzi, używając klucza przy drzwiach klatki schodowej.

Nigdy nie zaczepiłem kobiety na ulicy

Po jakimś czasie odniosłem wrażenie, że zaczęła mnie dostrzegać, bo złowiłem jedno, drugie i trzecie spojrzenie, a kiedy szła w ciemnych okularach, miałem wrażenie, że patrzy na mnie o wiele dłużej, korzystając z okazji, że nie mogę tego dostrzec.

Cóż, nie należę do najpaskudniejszych mężczyzn i może miałbym większe powodzenie u płci przeciwnej, gdyby nie moja nieśmiałość. Nigdy nie zaczepiłem kobiety na ulicy, nie odważyłem się nawet w lokalu. Byłą żonę poznałem jeszcze w liceum, wyszło to niejako naturalne, zeszliśmy się przy jakiejś okazji.

Ale idąc za zgrabną panią czy mijając ją, coraz częściej myślałem o zaczepce. Nie nosiła obrączki, to zauważyłem, ale też nie miałem pewności, czy jest samotna, czy kogoś ma. Jeśli tak, po prostu dostanę kosza. Tylko że nie mogłem się zdecydować.

A potem przyszedł ten wypadek.

Wylądowałem w szpitalu z połamaną nogą i urazem kręgosłupa, rekonwalescencja trwała ponad trzy miesiące. Powiedziałem jej świętą prawdę – leżąc w łóżku, bardzo często myślałem o pięknej nieznajomej, żałowałem, że nie zdobyłem się na odwagę, żeby ją zaczepić.

– Niech to szlag – mruknąłem do siebie pewnego dnia i podjąłem męską decyzję.

Jeśli po moim powrocie do zdrowia i pracy okaże się, że wciąż spotykam tę kobietę, muszę wreszcie z nią porozmawiać! Niech już będzie wszystko jasne, przecież nikt od tego nie umrze. Szczerze mówiąc, stało się to moją idée fixe, która pomagała przetrwać trudny czas.

Tak, zafiksowałem się na tej kobiecie, w moich myślach urosła do rangi symbolu. Łapałem się nawet na tym, że myślę o niej jako wybrance mojego życia. Na wyrost? Na pewno, jednak każdy, kto kiedyś był długo unieruchomiony, powinien to zrozumieć.

O coś trzeba wtedy zahaczyć myśli, wyznaczyć sobie jakiś cel na później. Ale nie sam powrót do sprawności, tylko coś więcej. Wtedy jest trochę łatwiej, a ból i poczucie bezradności nabierają sensu, szczególnie jeśli wiadomo, że kiedyś to musi minąć. Dlatego od razu przy pierwszej okazji po powrocie do pracy postanowiłem chwycić byka za rogi i kiedy rano minąłem kobietę, po chwili namysłu zawróciłem.

Do pracy mogę się trochę spóźnić, do szczęścia nie powinienem! Tak… Uśmiechnęła się, a mnie przeszedł dreszcz i wstrzymałem oddech. Tyle że nie z zachwytu i ekscytacji. Bo moim oczom ukazały się nierówne, żółtawe zęby.

Próżno szukać seksownego brzmienia

Przypominały dość mocno stary wiejski płot. Dosłownie – między zębami ziały spore przestrzenie, przez co skojarzenie ze sztachetami samo się narzucało. W tej chwili, jak łatwo się domyślić, cały urok prysł. Piękna twarz nie wydawała się już taka urodziwa.

Ale to nie był koniec, bo kobieta się odezwała. Miała chropawy głos, typowy dla nałogowego palacza. Próżno by w nim szukać seksownego brzmienia, jak to czasem bywa u pań z lekką chrypką. Jednak nawet nie to najbardziej mnie uderzyło, tylko słowa, które wypłynęły z jej ust:

– Co się pan wygupia?

Tak, usłyszałem „wygupia”, bez śladu „ł”.

– Co, nie widziałam, jak się pan na mnie gapi? Ślepa nie jestem.

Poczułem lekki zawrót głowy. Miałem wrażenie, że spadły mi klapki z oczu. Dostrzegłem, że twarz kobiety jest jakby nieco wymięta, za to pokrywa ją gruba warstwa pudru i umiejętnie położony makijaż. Lewą ręką wzięła się pod bok i patrzyła na mnie wyczekująco. Figurę miała nienaganną, bez wątpienia, ale…

– No i co pan ode mnie chce? – zapytała.

Znów te zęby i ten głos. I koszmarny błąd językowy… Nie tego się spodziewałem! „Pozory mylą” – zagrzmiało mi w głowie stare, mądre przysłowie.

– Ja… – wydukałem, nie wiedząc, co począć. – Ja po prostu…

– Jak mnie pan zaczepił, to chyba po coś, nie? – dopytywała.

Zwyczajnie uciekłem

W panice myślałem, jak się z tego wykaraskać, nie tracąc twarzy. Ale to ostatnie wydawało się niemożliwe.

– Bardzo przepraszam – wyrzuciłem wreszcie. – Muszę biec do pracy, już jestem spóźniony! Porozmawiamy innym razem!

I zwyczajnie uciekłem. Czułem na plecach jej drwiące spojrzenie, ale było mi wszystko jedno. Czułem się głupio, jednak towarzyszyła mi też ogromna ulga, bo było po wszystkim.

Wydurniłem się i zachowałem jak gówniarz, to prawda. Dlatego od tamtego dnia chodzę z przystanku do pracy inną trasą, znacznie dłuższą, żeby tylko nie spotkać byłego obiektu moich westchnień.

Czytaj także:
„Mąż zdradził mnie z małolatą, wręczył papiery rozwodowe, a potem... się rozmyślił. Młodziutka kochanka zaczęła mu dokazywać?”
„Mąż zdradzał mnie z tabunem kochanek, które rodziły mu dzieci, a ja nie potrafiłam od niego odejść. Byłam chora z miłości”
„W lustrze widziałam smutną idiotkę, którą mąż porzucił dla młodej kochanki. Radość wróciła, gdy i ja znalazłam nową miłość”

Redakcja poleca

REKLAMA