„Moja wnuczka znalazła męża przez drzewo genealogiczne. Okazało się, że praktycznie razem się wychowali. Czy to nie dziwne?”

Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc wymieniłam go na innego fot. Adobe Stock, dimadasha
„Wkrótce my też poznaliśmy Adasia. Okazał się miłym, rozumnym i sympatycznym chłopcem. W dodatku przystojnym. Dlatego też niespecjalnie się zdziwiłam, kiedy Adelka zaczęła się z nim umawiać nie tylko w celu wspólnych poszukiwań genealogicznych… A na ślubie świadkami byli odnalezieni wspólnie krewni młodej pary”.
/ 27.02.2023 18:30
Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc wymieniłam go na innego fot. Adobe Stock, dimadasha

– Babciu! Dlaczego ja mam takie staroświeckie imię? Pytałam mamę, ale powiedziała tylko, że jej się podobało. Ostatnio wspomniała jeszcze, że je chyba słyszała od ciebie.

– No tak! Adela to imię twojej prababci. Zaraz, nie! Chyba nawet prapraprababci… No, mamy mojej babci.

– A są może jakieś jej zdjęcia? – zainteresowała się Ada. – Chciałabym wiedzieć, czy jestem do niej podobna…

I tak oto pudło z pamiątkami zostało wydobyte z czeluści szafy i poddane przeglądowi. Adela, studentka historii, aż się zarumieniła, widząc stare albumy i pliki dokumentów.

– Babciu! Babciu! Ależ to prawdziwe skarby! – piszczała, rozkładając wszystko na stole. – Będę mogła zrobić drzewo genealogiczne naszej rodziny!

W albumach było mnóstwo zdjęć

Nie mogłam zidentyfikować wszystkich osób na nich uwiecznionych. Na szczęście większość zdjęć była opisana na odwrocie, choć niektóre podpisy, wykonane atramentem lub ołówkiem, wyblakły… Udało się jednak znaleźć fotografię, która przedstawiała moją babcię i jej rodzeństwo z rodzicami. Wykonano je w zakładzie fotograficznym w miasteczku, z którego pochodziła moja mama. Patrzyłyśmy z Adelą na poważne twarze dorosłych i speszone, nieco wystraszone buzie dzieci.

Wiesz, chyba jestem trochę podobna do mojej imienniczki… – stwierdziła z namysłem wnuczka. – Mam jej brwi i linię włosów nad czołem… Szkoda, że są wszyscy tacy poważni, bo wiedziałabym, czy mam jej uśmiech.

Zaśmiałam się, wspominając dawne czasy i opowieści mojej babci.

– Adusiu, kiedyś wyprawa do fotografa to było wydarzenie – wyjaśniłam. – Fotografowano się przy ważnych okazjach, dlatego wkładano odświętne stroje i każdy chciał wyglądać godnie.

Zaraz, tu jest jakiś rysunek ołówkiem, tylko wyblakły… – Ada oglądała zdjęcie na odwrocie. – To chyba fragment drzewa genealogicznego!

I tak zaczęła się genealogiczna pasja mojej wnuczki. Wkrótce wciągnęła w nią także swoje rodzeństwo – brata Olka i siostrę Justynę. Cała trójka postanowiła stworzyć jak najbardziej rozbudowane drzewo genealogiczne rodziny. Najpierw z mojej strony, bo mieliśmy sporo dokumentów i początek był łatwiejszy, a potem ze strony ojca moich wnuków, zięcia Radka. Kiedy tylko mieli chwilę, zasiadali u mnie i wertowali papierzyska – metryki, akty ślubów i zgonów, zdjęcia, listy. Pozbierali numery telefonów do krewnych rozsianych po całej Polsce i tych, którzy pozostali w rodzinnym miasteczku, wydzwaniali z prośbami o informacje, jeździli, pytając o dokumenty, wspomnienia, zdjęcia. Tak ich to wciągnęło, że nie potrafili rozmawiać o niczym innym. Jednocześnie znaleźli strony internetowe, które służyły pomocą w genealogicznych poszukiwaniach i godzinami je przeglądali, pisali maile. W końcu mieli już tyle wiadomości, że sami założyli rodzinną stronę w internecie.

Sporo osób z nami spokrewnionych udało się im już odnaleźć. Z wieloma nawiązaliśmy kontakt, zaczęliśmy pisywać do siebie i odwiedzać się. Genealogiczna pasja wnuków zaczęła scalać i integrować rodzinę rozsianą po całej Polsce. Nagle okazało się, że jest nas wiele i łączy nas również wiele; wspólne pasje, poglądy, upodobania… Spotykaliśmy się na weselach, chrzcinach, komuniach, imieninach albo po prostu na zwykłych rodzinnych spotkaniach czy wakacyjnych wyjazdach. Przebąkiwano też coraz głośniej o rodzinnym zjeździe. Adelka przybiegała do mnie z każdą nową wiadomością, adresem, fotografią czy dokumentem. Pokazywała mi listy od odnalezionych krewnych i organizowała spotkania z nimi.

Bardzo tym była przejęta

Cieszyła się, że większość krewnych chętnie nawiązuje kontakty i chce je podtrzymywać, mimo odległości i nieraz już podeszłego albo bardzo młodego wieku. Tego dnia myślałam, że znów chce mnie powiadomić o nowych wynikach swoich poszukiwań. Ale wnuczce chodziło o coś innego…

– Wiesz co, babciu! – zaczęła od progu. – Dostałam zabawnego maila! Napisał do mnie chłopak, nieco ode mnie starszy, o takim samym nazwisku co praprapra… Adela. Też pasjonuje się genealogią swojej rodziny i poszukuje krewnych. Wyobraź sobie, że jego przodkowie mieszkali przy tej samej ulicy co Adela, tylko w sąsiednim domu. Myślał, że jesteśmy spokrewnieni, ale okazało się, że to tylko zbieżność nazwisk! Zabawne, prawda?

– No, popatrz, co za zbieg okoliczności! Taki krewny-niekrewny! Dwie rodziny o takim samym nazwisku, niespokrewnione, mieszkające po sąsiedzku. To rzeczywiście zabawne, jak z komedii pomyłek – zaśmiałam się.

Pokierowałam go do odpowiedniego archiwum – wyjaśniła Adela. – I wiesz co, napisał mi list z podziękowaniami i zaprosił na wspólne poszukiwania. Obiecał, że nakarmi mnie w najlepszej jadłodajni w okolicy i postawi największe ciacho, jakie uda się kupić, tak mi jest wdzięczny za pomoc i wskazówki. W przyszłym tygodniu jadę do naszego rodzinnego miasteczka, jesteśmy tam umówieni! Przejrzymy księgi parafialne, zapoznam go z księdzem proboszczem. Potem poszukamy jego żyjących krewnych. Fajnie, co?

Ucieszyłam się, że moja wnuczka znajduje dzięki swojej pasji nowych znajomych i pomaga im w poszukiwaniach przodków. A przy okazji ma możliwość spędzić miło czas w młodym towarzystwie. Martwiłam się tylko trochę, że się zakopie w tych archiwach, starych papierzyskach i zapomni, że jest młodą, śliczną kobietą, że ma swoje życie.

To taka kochana dziewczyna!

Jestem z niej bardzo dumna… Adelka pojechała więc na spotkanie z tym Adamem i wróciła bardzo zadowolona. Opowiadała, że nowy znajomy to taki sam pasjonat jak i ona, że ma poczucie humoru, jest miły i dobrze wychowany. Bardzo przyjemnie spędzili te wspólne godziny, a ich poszukiwania okazały się owocne. Przypadli sobie do gustu, bo odtąd spotykali się często, wymieniali maile, dzwonili do siebie. Kiedy któreś z nich dowiedziało się czegoś ciekawego o swoich przodkach, powiadamiało drugie. Weszło im w zwyczaj świętowanie kolejnych znalezisk przy kawie i marcepanowych ciasteczkach, które, jak mówiła Ada, oboje uwielbiają. Wkrótce my też poznaliśmy Adasia. Okazał się miłym, rozumnym i sympatycznym chłopcem. W dodatku przystojnym. Dlatego też niespecjalnie się zdziwiłam, kiedy Adelka zaczęła się z nim umawiać nie tylko w celu wspólnych poszukiwań genealogicznych…

Widziałam przecież, jak na siebie patrzyli, i kibicowałam im w duchu, bo piękna i urocza z nich para. Nie trzeba było długo czekać, żeby się zaręczyli. Przyznam, że mnie to bardzo ucieszyło. Byli dla siebie stworzeni, no i ta wspólna pasja. Wiedziałam, że ten związek ma przed sobą piękną przyszłość. Kiedy ponad rok temu Adelka i Adaś wzięli ślub, była to naprawdę wzruszająca i bardzo piękna uroczystość. Sakramentu udzielił im jeden z naszych dalekich kuzynów, zakonnik. Świadkami byli odnalezieni wspólnie krewni młodej pary. A rodzeństwo państwa młodych przygotowało dla nich niezwykły, poruszający prezent. Był to obraz przedstawiający drzewa genealogiczne mojej wnusi i jej miłego. Dwie gałązki z obu tych drzew łączyły się pośrodku w kształt serca, w którym widniały imiona młodej pary. Adela aż się popłakała ze wzruszenia! Wkrótce na świecie pojawi się młoda latorośl połączonych rodzin. Ada i jej mąż już zapowiadają, że opowiedzą swemu dziecku wszystko o jego przodkach. Chcą, by miało poczucie zakorzenienia, i potrafiło na nim zbudować swoją tożsamość. Jestem pewna, że wychowają takiego samego pasjonata, bo ma to być chłopiec, jak oni sami. I bardzo, ale to bardzo się cieszę, że dzięki starej fotografii, którą pokazałam Adeli, obudziłam w niej zainteresowanie przodkami, które doprowadziło ją do osobistego szczęścia.

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA