Wiedziałam, że to zebranie będzie ciężkie. Nie dość, że musiałam powiadomić paru rodziców o poważnym zagrożeniu ich pociech jedynkami na koniec roku, to jeszcze czekało mnie kilka indywidualnych rozmów. Najbardziej obawiałam się spotkania z matką Asi, wyjątkowo agresywną kobietą, która nigdy nie pozwalała sobie niczego powiedzieć. To ona zawsze miała rację, traktowała innych z góry, protekcjonalnie, a ja musiałam, poinformować ją o czymś bardzo nieprzyjemnym, co dotyczyło jej córki i kilku innych dziewcząt ze szkoły.
Po zebraniu zostało kilkoro rodziców, siedzieli w pewnym oddaleniu od mojego biurka, a ja kolejno rozmawiałam z każdym z nich. Zauważyłam, że matka Asi specjalnie przeczekuje. Domyśliłam się, że chce, aby nasza rozmowa odbyła się bez świadków. W końcu w sali została tylko ona. Zbliżyła się do mojego biurka ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
– Coś nie w porządku, pani profesor? – spytała mnie zdecydowanie chłodnym tonem. – Nie bardzo rozumiem, dlaczego miałam zostać, oceny córka ma całkiem dobre.
– Owszem – skinęłam głową. – Nie o oceny mi chodzi, raczej o zachowanie Asi, a właściwie o to, co robi poza szkołą.
– No cóż, to już chyba pani nie powinno obchodzić – kobieta popatrzyła na mnie z wyższością. – A poza tym, oboje z mężem doskonale znamy rozkład dnia naszej córki, nie zaniedbujemy jej, zresztą to chyba widać, prawda…
– Na ostatniej radzie pedagogicznej została podniesiona sprawa… – przerwałam to jej tokowanie, ale zawahałam się, bo jednak rzecz była dość delikatna. – Chodzi o to, że widziano kilka dziewcząt z naszej szkoły, w tym też i Asię, w galerii handlowej obok dworca – dokończyłam.
– No i co z tego? – obruszyła się kobieta. – Naszą córkę stać na robienie tam zakupów.
– Nie chodzi o zakupy i pani o tym wie, tylko o to, że widziano Asię w bardzo dwuznacznej sytuacji, zaczepianą przez mężczyznę, z którym potem wyszła – powiedziałam spokojnie, chociaż nerwy mnie ponosiły.
Tego się nie spodziewałam
I wtedy rozpętało się piekło. Kobieta zaczęła na mnie krzyczeć, że co ja sobie myślę, sugerując, że jej córka jest galerianką, że poda mnie do sądu i zabierze Asię z tej szkoły, a ja mogę spodziewać się wizyty jej adwokata.
– A w ogóle to pani czepia się nie tej, co powinna – wysyczała na koniec przez zaciśnięte zęby. – Niech sobie pani lepiej zobaczy w internecie, jakie ogłoszenie dała ta cała Ewka, ta wasza prymuska, co to tylko udaje świętą! – popatrzyła na mnie ze złością i nawet nie mówiąc do widzenia, pomaszerowała w stronę wyjścia. – Proszę sobie zobaczyć, co smarkula chce przehandlować! – krzyknęła i trzasnęła drzwiami.
Trochę mnie zaskoczyła tym, co powiedziała. Mogłam się spodziewać, że zrobi mi awanturę o uwagi dotyczące jej córki, ale czego chciała od Ewy? Ta spokojna, skromnie ubrana dziewczyna tak bardzo różniła się od jej Asi – wyzywającej, zwracającej uwagę swoim głośnym zachowaniem nastolatki. I o co mogło chodzić tej kobiecie, gdy mówiła o jakimś ogłoszeniu?
Zbierając swoje rzeczy z biurka, przypomniałam sobie, że matki Ewy nie było na zebraniu. Trochę mnie to dziwiło: dotąd zawsze przychodziła, interesowała się córką. Widać było, jak jej zależy, żeby wychować ją na porządnego, wykształconego człowieka. Chociaż musiało jej być trudno jako samotnej matce. Zawsze miała taką smutną, zmizerowaną twarz, a na ostatnim zebraniu wydawało mi się nawet, że przysypiała, więc musiała być strasznie zmęczona. Ale z tą małą nigdy nie było kłopotów. Świetnie się uczyła, do jej zachowania też nie miałam żadnych zastrzeżeń. Chociaż...
Przypomniałam sobie, że ostatnio słyszałam od kolegów w nauczycielskim, że Ewa wciąż się spóźniała na pierwszą lekcje, coś tam naiwnie tłumacząc. Z ciekawości od razu sprawdziłam w dzienniku. No i rzeczywiście, od jakichś dwóch tygodni Ewa spóźniała się prawie codziennie. Nie wiedziałam o tym, bo ja nie miałam z nią nigdy pierwszej lekcji.
Trochę mnie to zastanowiło. A że w końcu byłam jej wychowawczynią, postanowiłam przyjrzeć się temu problemowi. Może Ewa ma jakieś kłopoty? A jeżeli tak, to powinnam chyba jakoś zareagować. Wracając do domu z zebrania, myślałam o Ewie i o tym ogłoszeniu w internecie. I gdy tylko weszłam do mieszkania, zaraz włączyłam komputer. Ale nie bardzo wiedziałam, czego szukać, w końcu portali ogłoszeniowych było wiele. Poprosiłam więc o pomoc starszego syna.
– Słuchaj, gdzie ja mogę znaleźć takie jedno ogłoszenie? – spytałam go. – Bo wiesz, dziewczyna, nastolatka, zamieściła je w internecie.
– No ale jakie ogłoszenie? – syn popatrzył na mnie.
– Nie wiem właśnie i chciałabym się dowiedzieć – wzruszyłam ramionami. – Jakieś podejrzane, tak mi się wydaje.
– Co ty, mama, w detektywa się bawisz?! – roześmiał się Paweł. – Ale jak mówisz, że podejrzane, to pewnie na stronach erotycznych.
– No coś ty, to bardzo porządna dziewczyna! – oburzyłam się na takie gadanie syna. – Ona z takimi rzeczami na pewno nie ma nic wspólnego! To już prędzej… – nie dokończyłam, ale pomyślałam o Asi i jej koleżankach.
– No to ja nie wiem, gdzie szukać – stwierdził Paweł. – Ale wiesz co… Daj mi wszystkie namiary, jakie masz na tę dziewczynę, no wiesz, jej dane, imię i tak dalej, spróbuję coś wyszperać… – i usiadł przed komputerem.
Czułam się za nią odpowiedzialna
Nie minęło kilkanaście minut, gdy syn mnie zawołał.
– Zobacz, mama, to właśnie ta dziewczyna – głową wskazał na monitor.
Zdumiona patrzyłam na zdjęcie uśmiechniętej Ewy, mocno umalowanej, uczesanej tak jakoś inaczej, w bluzce na ramiączkach, widać jej było prawie całe piersi. I ta jej mina, ten prowokujący uśmieszek, no przecież to zupełnie nie było do niej podobne! Aż mi się wierzyć nie chciało, że to jest ona…
– To twoja uczennica? – spytał Paweł, patrząc na mnie spod oka. – Nieźle! Ty zobacz sobie jeszcze, co ona wystawiła na aukcję – i wstał z fotela, robiąc mi miejsce.
Czytałam i znowu nie mogłam uwierzyć.
– Niewiarygodne – pokręciłam głową zdumiona.
Szybko przebiegłam wzrokiem po kilku linijkach tekstu, zaczęłam czytać od nowa. Coś takiego… Spojrzałam na syna, patrzył na mnie z trochę kpiącym uśmieszkiem.
– Wiesz, mama, to też jest towar i niektórzy są skłonni nawet nieźle za to zapłacić – pokiwał głową.
– Ale ona przecież nie jest taka! – wykrzyknęłam.
– A skąd ty to możesz wiedzieć?! – parsknął śmiechem.
– Oj, mama, ależ ty jesteś naiwna, zawsze dasz się w konia zrobić… – pokręcił głową. – Ona może być w szkole panienką z okienka, buzia w ciup, włoski ulizane, w mysi ogonek, a potem, jak widać, niezła z niej lolitka.
– Przecież ona ma dopiero piętnaście lat! – sama nie wiedziałam już, co o tym myśleć.
– I dlatego jest w dobrej cenie, mama – powiedział Paweł. – A ty jesteś taka staroświecka, wiesz, powinnaś żyć ze sto lat temu i uczyć na pensji dla dobrze urodzonych panienek.
Jeszcze raz przeczytałam treść ogłoszenia, spisałam sobie numer komórki w nim podany. I nie słuchając już kpiących uwag syna, poszłam do siebie. Musiałam pomyśleć… A potem podzieliłam się swoimi rozterkami z mężem. Wysłuchał mnie uważnie i tak jak Paweł stwierdził, że jestem nieżyciowa. A mnie mimo wszystko trudno było uwierzyć, że Ewa zdobyła się na coś takiego. To nie było do niej podobne. Niech sobie inni myślą, co chcą – ja wiedziałam, że coś musiało się za tym wszystkim kryć.
W pierwszym odruchu chciałam zadzwonić do niej, pod ten numer podany w ogłoszeniu, ale mąż mnie powstrzymał.
– Lepiej porozmawiaj z nią osobiście – powiedział. – Bo jeżeli to jest taka dziewczyna, jak ty mówisz, to rozmowa będzie lepsza – popatrzył na mnie uważnie. – Albo daj sobie spokój z tym i nie wtrącaj się, to nie jest twoja sprawa.
Pokręciłam głową, Stefan nie miał racji. To była moja sprawa. Ewa należała do moich uczennic, czułam się w pewnym sensie za nią odpowiedzialna. A tymczasem ona wystawiła w internecie na aukcję swoje... dziewictwo. Chciała sprzedać to, co dziewczyna ma najcenniejszego – samą siebie – temu, kto da więcej. Tak właśnie zatytułowała tę aukcję: „Kto da więcej?”.
Tamtej nocy nie mogłam zasnąć, wciąż myślałam o tym, co zrobiła Ewa. „A jeżeli to Paweł ma rację, że ona tylko udaje taką grzeczną świętoszkę, a w rzeczywistości jest jeszcze gorsza niż ta Asia i jej kumpelki, które w galerii zaczepiają facetów?” – zastanawiałam się. Jednak wierzyć mi się nie chciało, że mogłam się tak pomylić, co do tej dziewczyny… Dlatego właśnie postanowiłam następnego dnia z nią porozmawiać.
Bardzo się zmieniła...
Nazajutrz, zaraz po pierwszej lekcji, sprawdziłam dziennik swojej klasy. Tak jak się spodziewałam, Ewa miała wpisane spóźnienie. Spytałam o nie koleżankę, która miała tę pierwszą godzinę z moimi uczniami.
– Przyszła dwadzieścia minut po dzwonku – odparła koleżanka. – Powinnam była ją wyprosić i wpisać nieobecność, ale miałam w planie ją odpytać.
– No i...?
– Dostała pałę, w ogóle nie była przygotowana – usłyszałam w odpowiedzi. – Wydaje mi się, że ona się ostatnio bardzo zmieniła, niestety na gorsze – koleżanka pokręciła głową. – Jest nieuważna, zamyślona, a dzisiaj od razu powiedziała, żeby jej postawić jedynkę, bo nie będzie odpowiadać, nie nauczyła się – i tu popatrzyła na mnie z uśmieszkiem: – A może ta mała się po prostu zakochała?
To, co usłyszałam od koleżanki, jeszcze bardziej mnie upewniło, że powinnam porozmawiać z Ewą. Nie podobało mi się to wszystko coraz bardziej. Na początku trzeciej lekcji weszłam do pracowni fizycznej, gdzie miała zajęcia moja klasa, i zwolniłam Ewę.
– Chciałam z tobą pogadać – powiedziałam, gdy wyszłyśmy na korytarz.
– Ale co się stało? – spytała.
– Twojej mamy nie było wczoraj na zebraniu, więc z tobą porozmawiam w jej zastępstwie – żartem starałam się zjednać sobie dziewczynę.
Jednak ona popatrzyła na mnie pochmurnym wzrokiem.
– Mama nie mogła wczoraj przyjść – powiedziała.
– Domyślam się – skinęłam głową. – Chodź, usiądziemy sobie w tym kąciku koło biblioteki.
Na końcu korytarza ustawiono kilka stolików z fotelami, gdzie nauczyciele mogli rozmawiać z rodzicami. Teraz było tam zupełnie pusto.
– Słuchaj, nie będę owijać w bawełnę i zapytam wprost – popatrzyłam na nią uważnie. – Co się dzieje, co ty masz za kłopoty? Bo że masz, to ja wiem, ale nie wiem jakie i jak mogłabym ci pomoc.
Dziewczynka przez chwilę milczała, patrząc na mnie trochę przestraszonymi oczami, a potem spuściła wzrok. Widziałam, jak nerwowo skubie brzeg bluzy. Patrzyłam na jej bladą twarz, z podkrążonymi oczami, niedbale uczesane włosy spięte w kucyk, na obgryzione paznokcie. Jakże niepodobna była do swojego wizerunku, z tego ogłoszenia w internecie! I przebiegło mi przez myśl, która z nich jest prawdziwa: ta tu przede mną, czy tamta na zdjęciu z ogłoszenia?
– Ewuniu, widziałam aukcję, którą zamieściłaś w internecie – powiedziałam najcieplej, jak umiałam. – Zapytam tylko: dlaczego to zrobiłaś?
– Nie mogę powiedzieć – wyszeptała po chwili, nie patrząc na mnie.
– Pomyśl, co poczułaby twoja mama, gdyby się dowiedziała – emocje sprawiły, że podniosłam głos.
Była z tym problemem całkiem sama
Ewa spojrzała na mnie ze strachem.
– Mama nie może się dowiedzieć... – z jej oczu popłynęły łzy.
– Wystarczy, że otworzy komputer, natrafi na twoje ogłoszenie i na te wszystkie komentarze – chciałam uświadomić jej to, z czego ona sobie nie zdawała sprawy. – Wiesz, jak ona będzie się z tym czuła?
– Mama nie zobaczy, ona nie interesuje się komputerem – dziewczynka potrząsnęła głową. – A teraz jest w szpitalu…
Ewa zaczęła płakać. Prawie bezgłośnie, tylko jej ramiona drżały. Wierzchem dłoni ocierała policzki. Była jak małe dziecko. Dziecko, któremu wydawało się, że jest kobietą i może tę kobiecość sprzedać. Wyciągnęłam chusteczki, podałam jej. I już nic nie mówiłam, czekałam…
– Ja nie chciałam zrobić nic złego, naprawdę – wreszcie podniosła na mnie wzrok. – Ale potrzebuję pieniędzy, a nie mamy nic takiego, co mogłabym sprzedać. My nie jesteśmy z mamą bogate.
– Ale dlaczego? – spytałam. – Na co potrzebujesz tyle pieniędzy?
Ewa zaczęła mówić, chaotycznie, niewyraźnie, połykając łzy i urywając co chwilę. O tym, że jej mama zawsze miała chore nerki, i jak ją urodziła, to o mało nie umarła, bo jedna nerka przestała pracować i usunęli ją, a teraz ta druga jest chora i mama potrzebuję przeszczepu. Ale nie ma dawcy w rodzinie, bo one są same, a na operację trzeba czekać. Teraz mama jeździ do szpitala na dializy, jednak gdyby zapłacić, to znalazłby się dawca z czarnego rynku.
– To znaczy, że potrzebujesz pieniędzy, żeby kupić nerkę? – upewniłam się, przerażona tym, co usłyszałam.
Ewa tylko pokiwała głową i ukryła twarz w dłoniach. Patrzyłam na rozpacz tej dziewczynki i mogłam się tylko domyślać, jaki dramat rozgrywał się w jej sercu, jaką odpowiedzialność ona na siebie wzięła. I zrobiło mi się wstyd, jak ja mogłam tak w nią zwątpić i myśleć o niej źle.
– Przed szkołą jeżdżę do mamy – mówiła dalej Ewa. – Pomagam jej, ona jest bardzo słaba. A potem nie mam dobrego połączenia i dlatego się spóźniam…
– Rozumiem – pokiwałam głową. – Jesteś sama z problemem, który przerósłby dorosłego, podziwiam cię – powiedziałam ciepło. – Ale tak nie może być, musisz usunąć to ogłoszenie. – Wiedz, że to, co chcesz zrobić, jest nielegalne – pogłaskałam ją po policzku. – I kupowanie nerki na czarnym rynku też jest nielegalne, ale twojej mamie można inaczej pomóc.
– Jak? – popatrzyła mi prosto w oczy.
– Są fundacje, stowarzyszenia – odparłam. – Pomogę ci. Nie jesteś sama.
Poruszyłam wszystkie swoje znajomości. Zmobilizowałam męża, a nawet posunęłam się do wywarcia nacisku na pewną ważną osobistość w mieście. Sama dziwiłam się swojej odwadze. Jednak ta piętnastoletnia dziewczyna potrzebowała pomocy. I może nie powinnam tego głośno mówić, ale zaimponowała mi tym, co chciała zrobić, żeby ratować matkę. Tak czy owak, najważniejsze było to, że udało mi się jej pomóc. Mama Ewy dostała nową nerkę i przeszła pomyślnie operację przeszczepu. Widziałam radość w oczach Ewy i cieszyłam się razem z nią.
Czytaj także:
„Miałem >>alergię<< na kobiety. Gdy tylko na horyzoncie pojawiała się gadająca o sobie kreatura, zaczynałem się dusić”
„Mąż zrobił ze mnie podwładną. Zabronił pracować, upokarzał przy synach. Mówił, że nie mam w jego domu żadnych praw”
„Narzeczona zapomniała mi powiedzieć, że ma kochanka. Od kolegi dowiedziałem się, że bierze ślub z tym marynarzem”