„Miałem >>alergię<< na kobiety. Gdy tylko na horyzoncie pojawiała się gadająca o sobie kreatura, zaczynałem się dusić”

Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Zacząłem się bać nie tylko kobiet, ale i pór roku, bo każda niosła ze sobą jakieś zagrożenie. Oczywiście byłem pod opieką poradni alergologicznej, jedna doraźnie przyjmowane leki pomagały też tylko doraźnie. Wtedy spotkałem Klarę”.
/ 20.06.2022 05:30
Załamany mężczyzna fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Jestem uczulony na wszystko: kurz, pyłki, pierze, kocią sierść, no, jednym słowem – powinienem żyć w szklanym kloszu i bez przerwy łykać pastylki na alergię! Co charakterystyczne – objawy uczulenia dopadają mnie zawsze, kiedy w moim życiu ma się wydarzyć coś ważnego.

Maturę z matematyki zdawałem nieprzytomny od kataru i kichania, bo akurat wtedy pyliły topole. W ostatecznym rozrachunku nawet mi się to opłaciło, bo moja profesorka nawet nie patrzyła w ten koniec sali, gdzie siedziałem, i mogłem w miarę spokojnie zerknąć na ściągę z wzorami.

Ten tort o mało mnie nie zabił

To mi bardzo pomogło, bo cienko stałem z przedmiotów ścisłych, a wtedy, gdy ja zdawałem egzamin dojrzałości, matematyka na maturze była obowiązkowa.

Przed pierwszą narzeczoną uratowały mnie orzeszki ziemne. Gdyby nie one, kto wie, czy nie męczyłbym się z nią do dzisiaj, bo ta Zuzanna była jak kleszcz; kiedy się wczepiła w faceta, nic nie pomagało.

Ten, który przyszedł po mnie, jest z nią do dzisiaj, choć żyją jak pies z kotem, ale ona mu zapowiedziała, że rozwodów nie uznaje, a on z kolei jest zbyt ciapowaty, żeby się jej sprzeciwić.

Więc ta Zuzanna oprócz licznych wad miała też jedną zaletę; piekła wspaniałe ciasta! Na kolacji zaręczynowej dla naszych rodzin postanowiła się pochwalić okazałym tortem orzechowym nasączonym wanilią i to o mało mnie nie zabiło.

Dzisiaj jednak uważam, że czasami trzeba się nacierpieć, żeby osiągnąć spokój i równowagę. Tort był tak pyszny, że pożarłem dwa duże kawałki, a potem wylądowałem w szpitalu spuchnięty; nie mogłem też oddychać.

Nie miałem szczęścia do kobiet

Tam poznałem Ilonę, która akurat miała praktyki studenckie. Gdyby nie to, pewnie byśmy się minęli, a tak spędziliśmy razem trzy wspaniale, szalone lata, dopóki ona nie wyjechała na wizę turystyczną do Stanów i tam już została.

Mocno to przeżyłem, jednak wszystko da się jakoś przeboleć, dlatego postanowiłem, że moja następna kobieta będzie rozważna, odpowiedzialna i godna zaufania. Urodę postawiłem dopiero na czwartym miejscu…

Teresa zaimponowała mi tym, jak wiele osiągnęła, mając zaledwie trzydzieści kilka lat. Była niewiele starsza ode mnie, a już miała własne mieszkanie, samochód, działkę pod miastem i udziały w biznesie swojego brata.

Od razu mi powiedziała, że swojego mężczyznę oceniać będzie nie przez pryzmat posiadanych pieniędzy, ale przez charakter i to, czy potrafi wykorzystać rysujące się przed nim możliwości, czy pozwoli im umknąć i się zmarnować.

– Obserwuję faceta – mówiła – i sprawdzam, jak reaguje na przykład na przeceny i promocje w sklepach. Jeśli omija je obojętnie, jest leszczem niewartym mojej uwagi. Jeśli natomiast kombinuje, ile może na czymś zaoszczędzić, czy ta obniżka ceny mu się opłaca i czy faktycznie jest obniżką czy tylko zmyłką mającą na celu oszukanie i przywabienie klientów, to ktoś dla mnie! Pieniądze leżą na ulicy. Ja cenię tych, którzy po pierwsze je widzą, a po drugie się po nie schylają. Wtedy to moja bajka!

Teresa mnie nieustannie zaskakiwała

Na przykład kupowała drogie markowe perfumy i mieszała je z tanimi podróbkami. Twierdziła, że ludzie i tak się nie znają, czym kto naprawdę pachnie, a te drogie są tak intensywne, że wystarczy parę kropli, aby nadały charakter zwyczajnym, dyskontowym pachnidłom.

Muszę przyznać, że ta jej oszczędność też mi prawie uratowała życie, bo jestem uczulony na pewien składnik strasznie kosztownej wody perfumowanej i gdyby Teresa pochlapała się oryginałem, mogłoby się to dla mnie kiepsko skończyć.

Poszliśmy wtedy do kina. Film był kasowy, na widowni zajęte wszystkie miejsca. Duszno, woń popcornu i czipsów mieszała się z rozmaitymi innymi zapachami, więc od razu zakręciło mi się w głowie.

W dodatku od mojej partnerki wyczułem aromat czegoś, na co mój organizm zareagował dosyć dziwacznie: poczułem silne mrowienie w ustach i zaczęło mi się wydawać, że moje wargi rosną, przybierając absolutnie monstrualne rozmiary.

Nie miałem pojęcia, co się dzieje, bo podobny objaw alergii zdarzył mi się po raz pierwszy, ale wiedziałem, że nie jest dobrze. Chciałem wstać i wyjść, jednak właśnie gasły światła i przeciskanie się pomiędzy rzędami krzeseł (jak na złość siedzieliśmy w środku) było trudne i niewygodne.

Liczyłem na to, że przejdzie, choć powinienem wiedzieć, jak gwałtowne i niebezpieczne są dla mnie wszelkie objawy uczuleniowe. W dodatku opuchlizna chyba obejmowała całą twarz, bo drętwiały mi policzki jak przy znieczuleniu dentystycznym.

Ciągle tylko: ja, ja, ja…

– Masz lusterko? – szepnąłem do Teresy.

– Po co ci lusterko? – zapytała i odwróciła głowę w moją stronę.

Musiałem wyglądać jak monstrum, bo jej krzyk przebił się przez odgłosy dobiegające z ekranu. Ja już jednak nie czekałem, żeby coś jej wyjaśniać, tylko prawie tratując widzów, parłem do wyjścia. Oczywiście jak zwykle zaczynały się duszności i mroczki przed oczami, które były wąskie jak kreseczki, taki byłem spuchnięty.

Znowu był szpital, odczulanie, badania, lekarstwa, cuda-wianki… Tym razem nie ja rzuciłem Teresę, tylko ona mi powiedziała, że nie widzi we mnie odpowiedniego materiału na partnera, bo jej facet musi być zdrowy i nie robić jej takich niespodzianek.

– Człowieku – powiedziała. – Ja nie mogę tak ryzykować. O mało przez ciebie nie dostałam zawału! Do dzisiaj robi mi się słabo, jak sobie przypomnę twoją twarz. Nie ma żadnej gwarancji, że to się nie będzie powtarzać, i to w najmniej oczekiwanych momentach. Wystarczy byle co, a ty się zmienisz w poczwarę. Ja nie mam na to wystarczającej odporności.

Cały czas powtarzała: „ja, ja, ja”. O mnie ani słowa, więc pomyślałem, że znowu ta moja alergia okazała się błogosławieństwem. Co więcej, ulżyło mi, że nie muszę się już z Teresą widywać…

Na jakiś czas dałem sobie spokój z kobietami

Była wprawdzie jeszcze Jola, ale krótko, bo Jola miała kota, a ja się na koty uczulam nawet wtedy, gdy je oglądam w telewizji, więc od samego początku związek z Jolą był na straconej pozycji.

Nawet specjalnie nie żałowałem, od kiedy usłyszałem od Joli, że gdyby miała wybierać między swoim ukochanym kiciuniem a jakimś obcym facetem, zawsze kiciuś byłby na pierwszym miejscu. Lubię zwierzęta, żadnego bym nie skrzywdził, ale nie chciałbym z żadnym rywalizować o miłość, dlatego cieszę się, że związek z Jolą był tylko epizodem.

Zacząłem się bać nie tylko kobiet, ale i pór roku, bo każda niosła ze sobą jakieś zagrożenie. Oczywiście byłem pod opieką poradni alergologicznej, jedna doraźnie przyjmowane leki pomagały też tylko doraźnie. Wtedy spotkałem Klarę…

Była psychologiem. Twierdziła, że każda alergia jest „zaprogramowana” w naszym mózgu po to, żeby chronić nas przed sytuacją, która kiedyś zaistniała i która była dla nas trudna, bolesna lub niebezpieczna.

Mówiła, że alergia jest lampką ostrzegawczą mówiącą nam: „Kiedyś już była taka sytuacja, pamiętasz? Wtedy kwitły trawy na łąkach, a ponieważ znowu kwitną, uważaj, bo zbliża się coś, co będzie dla ciebie przykre”.

Mówiła również, że aby się pozbyć alergii, należy spróbować ustalić, kiedy i w jakich okolicznościach się zaczęła. To jest trudne, bo niekiedy sięga nawet życia płodowego i wymaga konsultacji z naszą matką lub babką, ale warto się postarać i ustalić wszelkie okoliczności.

Kiedy będziemy je znali, stąd już następny krok do emocji, które im towarzyszyły. Są one prawie zawsze przykre lub wręcz dramatyczne, dlatego należy je przepracować, aby je najpierw zrozumieć, potem powiązać z konkretnym wydarzeniem, a jeszcze później z siebie wyrzucić.

Będę się dusił, kasłał, puchł

Klara uważała, że to jedyny sposób na pozbycie się alergii. Brzmiało jak jakaś bajeczka, ale co mi szkodziło spróbować?

Klara najpierw pytała mnie, czy pamiętam jakieś niemiłe wydarzenie związane z zapachami. Było ich wiele, ale po jakimś czasie i wielu rozmowach przypłynął do mnie taki obraz: mam może trzy, może cztery lata, bawię się w łazience, gdzie nie wolno mi być samemu. Złamałem zakaz i w dodatku strąciłem z półki flakon maminych perfum.

To kosztowny prezent od ojca, więc wiem, że będzie się na mnie bardzo gniewał, może nawet dostanę mocnego klapsa? W łazience jest duszno, kręci mi się w głowie od rozlanych perfum, serce mi wali ze strachu, nie wiem, co robić, gdzie uciekać… To jest okropne!

Klara mówi, że dopóki nie pozbędę się tego dziecinnego lęku i przerażenia, każdy nowy, intensywny, głównie kobiecy zapach wywoła u mnie reakcję alergiczną.

Będę się dusił, kasłał, puchł i umierał z braku powietrza. Tylko uspokojenie tego dziecka w sobie mi pomoże. Ona chce mi pokazać, jak to zrobić, więc chyba się zgodzę na taką terapię. Nie mam nic do stracenia. Może się uda?

Czytaj także:
„Całe dzieciństwo spędziłem w domu dziecka. Po latach, moja wyrodna matka zażądała, żebym ją utrzymywał i się nią zajął”
„Mama wyrwała mnie ze szponów męża alkoholika i obiecała pomoc. Gdy zmarła, obwiniałam ją za to, że mnie zostawiła”
„Ja po wykańczającym rozwodzie, on po szokującej śmierci żony. Ta miłość spadła na nas jak grom z jasnego nieba”

Redakcja poleca

REKLAMA