Tak wiem, nie ja jedna na świecie kłócę się ze swoją teściową. Tylko że ja mojej szczerze nienawidzę. Czy mam powód? Oceńcie sami...
– Twoja matka – mówię – jest jak magik od akupunktury! Wbija te swoje igły, wierząc, że mnie wyleczy.
– Powinnaś być jej wdzięczna!
– Za co? Nie jestem chora. To twoja matka ma coś z głową!
– Chcesz się kłócić?
– Chcę rozwodu! Dłużej nie wytrzymam… Niech ona zniknie z mojego życia!
Łatwo powiedzieć!
Mieszkamy u teściowej. Jemy to, co ugotuje, bo oszczędzamy każdy grosz, więc jedzenie za darmochę się opłaca. Dostaliśmy największy pokój w jej M-4, płacimy jedną trzecią czynszu, za media nie bierze od nas ani grosza! Na pierwszy rzut oka, mamy szczęście! Na drugi rzut, już niekoniecznie...
Matka mojego męża prawie nigdzie nie wychodzi, tylko w niedzielę do kościoła. Cały czas kręci się po domu i wyciera, odkurza, zmiata, sprząta… Szlag może człowieka trafić, kiedy ogląda telewizję, a ta włazi z odkurzaczem i dyryguje:
– Nogi w górę! Znowu tu pełno okruchów od chipsów! Czy wy nie możecie jeść nad talerzem?
Albo wyciąga z kontaktów wszystkie wtyczki; od laptopów, od ładowarek, od suszarki do włosów i narzeka:
– Oszczędzajcie prąd! Mam coraz wyższe rachunki, nie wyrabiam… Gdzieś czytałam, że licznik bije nawet wtedy, kiedy sprzęt nie pracuje. Wystarczy, że jest podłączony!
Te jej mądrości doprowadzają mnie do szału! Nieustannie sprawdza, czy zgasiliśmy światło w toalecie, w łazience, czy gdzie tam jeszcze? Wzdycha. Jęczy:
– Boże drogi, dlaczego nie uważacie na to, co mówię? Czy to tak trudno pstryknąć, kiedy się wychodzi? Poza tym, w łazience jest duże okno… Po co wam światło w dzień?
Faktycznie, moglibyśmy uważać, ale ciągle się spieszymy! Myśli mamy zajęte pracą, nauką, planami na przyszłość. Ona tego nie rozumie! Myśli, że jej elektryka jest najważniejsza! Wkurza mnie, że się schyla, coś podnosi, włazi na stołki, żeby ścierać kurze z kredensu, a potem łazi ze zbolałą miną i trzyma się za biodro.
– Twoja matka chce wzbudzić we mnie poczucie winy – złoszczę się. – Najpierw udaje nastolatkę, a potem syczy, niby z bólu! Po co? Żeby mi dokuczyć, bo wie przecież, że ja nie przerwę swojej roboty i nie zacznę machać ścierą, żeby jej się przypodobać!
– Przecież mogłabyś się oderwać na chwilę od komputera i jej pomóc! – mój mąż próbuje mnie zmiękczyć. – Nic ważnego nie robiłaś… Gadanie z koleżanką na fejsie to nie nabożeństwo; zawsze można zrobić sobie przerwę.
Ale ja wiem, że gdybym choć raz uległa, moja teściowa by mnie zajeździła! Figa z makiem! Daj palec, a zjedzą ci całą rękę… Nie ma głupich!
– Sam tyraj, jeśli chcesz. Nie jestem waszą niewolnicą!
Mój mąż kładzie uszy po sobie. Już on dobrze wie, do czego jestem zdolna. Kiedy zaczynam wrzeszczeć, moja teściowa szybciutko zamyka wszystkie okna, tak się wstydzi przed sąsiadami. Kiedy to zauważyłam, od razu wiedziałam, gdzie jest jej słaby punkt. I mam na nią haka!
Strasznie mnie złości, że przychodzi do nas na telewizję… Ogląda jakieś badziewia i komentuje albo wzdycha: „O matko, co teraz będzie? Jaki on podły się okazuje…Nie mogę na to patrzeć!” Ale patrzy, a właściwie się gapi bez sensu, bo te jej seriale i filmiki przyrodnicze są do kitu! W sam raz dla emerytów i to niezbyt kumatych. Takich jak ona!
Ja lubię filmy akcji, sensacje i fantazy, gdzie coś się dzieje... Ona nic z tego nie przyswaja, zadaje idiotyczne pytania: „a co on robi?, po co tak?, kto to jest?…”. Święty by nie wytrzymał! I pachnie jakimiś olejkami z supermarketu! Obrzydlistwo! Kiedyś zaczęłam narzekać, że mnie od tego smrodu głowa boli, to się popłakała i mój mąż znowu miał do mnie pretensje.
– Czepiasz się matki, jak rzep jakiś! Niech się smaruje, czym chce. W końcu jest u siebie…
– Taak?! Wypominasz mi, że u niej mieszkam? Nie muszę! Chwila i już mnie tu nie będzie. Ale nie wrócę, wybieraj!
Czasami faktycznie się zastanawiam, dlaczego tak jej nie lubię? Pozwala po sobie jeździć, jak po łysej kobyle i nawet nie piśnie. Gdybym mojej matce odpysknęła w połowie tak chamsko, jak jej, to by mnie pogoniła na cztery wiatry! Kiedy do niej przyjeżdżamy, musimy chodzić jak w zegarku. Moja matka się szanuje i wymaga, żeby inni ją szanowali. U mnie w domu zawsze tak było; najpierw moja mama, potem długo, długo nic, potem ojciec i na końcu ja! Przywykłam. Wydaje mi się to zdrowe i normalne.
Teściowa jest beznadziejna! Niby taka zaradna, samodzielna, energiczna, a w istocie wszystkim schodzi z drogi, usługuje, odgaduje każą myśl, płaszczy się… Aż mi się na wymioty zbiera, kiedy na to patrzę! Trzeba ją lekceważyć, sama się o to prosi!
Wiem, że robi to z miłości do syna, ale to głupota, nie miłość! Mój mąż niby jej czasami broni, ale w gruncie rzeczy, też ma dosyć! Matka mu wszystko wybacza. Chodzi za nim i zamiata, jakby miała miotłę w tyłku!
– Tak cię kocham, synku – szepce. – Zrobiłabym wszystko dla ciebie… Tylko dla ciebie żyję!
Wzbiera we mnie wtedy straszna złość, chcę krzyknąć jej prosto w twarz: „dla siebie żyj, ty głupia! On sobie da radę!” Naprawdę czuję się przy niej, jak jeżozwierz! Tak mnie drażni jej postępowanie, jej naiwność, łatwowierność, uległość, że wystawiam kolce i kłuję ją, kiedy się tylko zbliży.
„Niechby przestała gadać i wreszcie zaczęła czegoś od nas naprawdę wymagać! Trzasnęła pięścią w stół i ustaliła jakieś granice, jakieś zasady, powiedziała: jeśli nie zaczniecie oszczędzać prądu, powyrzucam przez okno wasze elektroniczne zabawki! I niechby to zrobiła!”
Mówię, że ona wbija we mnie igły, ale to nie całkiem prawda. Teściowa tak mnie drażni, tak denerwuje i męczy, że faktycznie czuję się, jakbym była kłębkiem kolczastego drutu! Moja wściekłość na nią zmienia mnie w potwora. Chciałabym, żeby cierpiała, żeby się czegoś nauczyła, żeby przestała być jak beznadziejne, bezwolne cielę…
Ona nawet nie rozumie, jak tym nas krzywdzi!
– Wyprowadźmy się – mówię. – Zobaczysz, damy radę. Tutaj zmieniamy się w pasożyty, porastamy sadłem. To się źle skończy!
– Zwariowałaś? – oburza się mój mąż. – Gdzie mi będzie lepiej? Wszystko mam tutaj podstawione pod nos, o nic się nie muszę martwić, podane, posprzątane, uprane, ugotowane… Miałbym rezygnować z raju?!
– Ty głupku! – denerwuję się na niego i tłumaczę mu: – Nie rozumiesz, że to schody do piekła. Za moment już nie dasz rady chodzić bez protezy!
Ale on się tylko z tego śmieje. Jest mu dobrze. Powoli zmienia się w ofermę i egoistę. A przecież nie urodził się taki, tylko mamusia go zdemoralizowała. Podobno z miłości! Ale co to za miłość... Dlatego właśnie nie lubię mojej teściowej!
Czytaj także:
„Rodzina traktowała mój dom nad morzem jak darmowy hotel. Nawet gdy byłam w ciąży, musiałam im prać i gotować”
„Ludzie obwiniają mnie, że rozbiłam związek, który i tak był fikcyjny. Robert czekał z rozwodem tylko aż dzieci dorosną”
„Mamy majątek, a skąpy mąż nie chce kupić mieszkania synowi. Zaszantażowałam go rozwodem, bo przecież nie mamy intercyzy”