Pracowałam na samej górze wysokiego budynku – siedemnaste piętro to nie przelewki. Nawet nie myślałam o tym, żeby wdrapywać się tam po schodach. Bo niby dla zdrowia? W szpilkach, biurowym ubraniu i z pełną tapetą na twarzy? To nie dla mnie. Tak czy siak, musiałam zmierzyć się ze swoimi największymi koszmarami.
Od dziecka miałam problem z zamkniętymi przestrzeniami. Nie mogłam bawić się w domkach w ogrodzie, chować między krzakami czy siedzieć w namiocie – nawet takim zrobionym z kocyka na sznurku. Od razu łapała mnie panika i nie mogłam złapać oddechu.
Walczyłam z tym przez długi czas, ale w końcu udało mi się dojść do takiego punktu, że jazda windą przestała być koszmarem. Teraz to po prostu coś, z czym muszę się zmierzyć, a nie jak kiedyś – przerażające starcie z własnymi demonami.
Spory wpływ na moje radzenie sobie z windą miał jeden współpracownik. Los tak chciał, że prawie zawsze docieraliśmy do biurowca w tym samym czasie i wspólnie podróżowaliśmy na górę. Jego biuro znajdowało się dwa poziomy pode mną.
Był naprawdę przystojnym facetem z ujmującym uśmiechem. Zamiast myśleć o tym, że jestem uwięziona w małej klatce bez wyjścia, skupiałam się na jego wyglądzie i tym sympatycznym wyrazie twarzy. Na szczęście nie przeszkadzało mu, że tak często na niego zerkam. Zapewne był przyzwyczajony do takich spojrzeń od swoich nieśmiałych fanek.
W miarę upływających dni nasze formalne powitania przerodziły się w luźniejsze „cześć”. Niedługo później poznaliśmy swoje imiona. W końcu wspólna podróż windą przez piętnaście pięter trwa jakiś czas. Kiedyś Jacek zauważył moje poranne zdenerwowanie i zapytał o jego przyczynę. Wyjaśniłam mu wtedy, że cierpię na klaustrofobię. Od tej pory podczas jazdy starał się prowadzić ze mną rozmowę, bym przestała myśleć o tym uporczywym, nieprzyjemnym uczuciu.
Świetnie radził sobie w takich sytuacjach
Nie dość, że potrafił rozśmieszać, to jeszcze miał mnóstwo ciekawych tematów do rozmowy. Kusiło mnie, żeby zaproponować mu kawę albo drinka po robocie, ale w końcu zrezygnowałam z tego pomysłu.
Co prawda Jacek to fajny i przystojny koleżka z pracy, który potrafi podnieść na duchu, ale po co zaraz fantazjować o randkach? Pewnie mnie spławi, zrobi się dziwnie między nami i koniec przyjemnych pogawędek w windzie – a byłoby szkoda stracić takiego towarzysza.
Podczas naszej codziennej podróży do pracy słuchałam jego opowieści o bratanku, który zdobył trzy gole na meczu dobroczynnym w miniony weekend. Nagle, gdzieś pomiędzy dziesiątym i dwunastym poziomem, dźwig wydał z siebie nieprzyjemny dźwięk i stanął.
– No nie... – mruknął cicho, naciskając guzik z piętnastką. Spróbował ponownie. I jeszcze raz.
Nic to nie dało. Poczułam, jak nogi robią mi się jak z waty, a serce podchodzi do gardła. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam swoją twarz białą jak kreda. W tej chwili Jacek złapał moją rękę, pomagając mi utrzymać równowagę.
– Kurczę, Arleta, zimna jesteś jak lód. Wyluzuj, za moment ruszymy dalej.
Naciskał przycisk alarmowy kilkakrotnie – niby miał nas połączyć ze strażnikami na dole, ale nic się nie działo.
– O jejku... O rety... O matko... – wyjąkałam, umierając ze strachu.
W mojej głowie myśli eksplodowały jak kolorowe race. Taki osobisty pokaz sztucznych ogni w umyśle. Osunęłam się na podłogę windy i skuliłam w rogu, chowając twarz w dłoniach. Marzyłam tylko o tym, żeby się skurczyć do mikroskopijnych rozmiarów – może wtedy ta klitka nie wydawałaby się tak ciasna. Jacek ukucnął przy mnie i delikatnie dotknął mojego ramienia.
– Spójrz na mnie, Arletko. O tak. Nie musisz się bać, wszystko będzie dobrze. Posiedzimy tutaj we dwójkę, porozmawiamy, a oni się zajmą tą całą sytuacją. Wiesz, ludzie muszą jakoś dostać się do roboty, nie będą przecież pokonywać tylu pięter piechotą. Może masz chęć na landrynkę miętową? – wyciągnął z kurtki opakowanie cukierków i podsunął mi je. – Przydałaby się teraz filiżanka kawy, szkoda, że nie wziąłem nic do picia – zaśmiał się lekko. – No cóż, musimy się zadowolić tymi dropsami. Akurat poniedziałek, co? To się musiało wydarzyć właśnie dzisiaj...
Słowa wylewały się z ust Jacka nieprzerwanie, a ja z trudem próbowałam skupić się na jego wypowiedzi i nie zapomnieć o regularnym oddychaniu. Co chwilę łapałam głębokie hausty powietrza, wypuszczając je powolutku. Ze wszystkich sił walczyłam, żeby ukryć swój strach przed tym praktycznie obcym mężczyzną i nie sprawić wrażenia totalnej idiotki.
Choć Jacek co chwilę wciskał przycisk alarmowy, nikt z ochrony się nie odzywał. A my utknęliśmy kilka pięter nad parterem. Próbowałam nie myśleć o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby winda spadła.
To był przerażający scenariusz
– Co porabiałaś w weekend? – zagadnął Jacek, zauważając, że jestem blada jak ściana. Rzeczywiście, czułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
Wziął moje zimne ręce w swoje ciepłe dłonie i zaczął je łagodnie pocierać. Z trudem przełknęłam ślinę i wydusiłam z siebie drżącym głosem:
– Nic ciekawego. Głównie odpoczywałam.
Do mojego ponurego samopoczucia kompletnie nie pasowała jego wesoła intonacja. Ta mokra plama... Od razu wiedziałam, że nic się z tego nie da uratować. Kiedy się wreszcie odezwałam, miałam ogromną ochotę wrzasnąć na cały głos. Choć nie pomogłoby to uruchomić windy, przynajmniej mogłabym wyrzucić z siebie całą złość. Powstrzymałam się jednak, czując jak dłoń Jacka delikatnie zaciska się na mojej ręce.
– Masz szczęście, bo ja musiałem skopać mamie cały ogródek. Powiem ci, że to lepsza zaprawa niż ćwiczenia na siłowni. Na serio...
Podczas jego opowieści nie mogłam się powstrzymać od delikatnego uśmiechu, szczególnie gdy wtrącał zabawne historie. Z każdą minutą czułam, jak stres powoli odpuszcza, choć sytuacja nadal była dość nerwowa.
Swoimi żartami i uspokajającymi słowami Jacek próbował rozładować atmosferę, zapewniając mnie, że na pewno ktoś już zauważył, że winda nie działa i niedługo nas stąd wyciągną. W końcu szef na pewno woli, żebyśmy generowali dla firmy zyski, niż siedzieli zamknięci w zepsutym dźwigu bez możliwości wykonywania swoich obowiązków.
Czas niemiłosiernie się ciągnął, podczas gdy ratunku nie było widać. Zacięta winda tkwiła bez ruchu na wysokości kilkunastu pięter. Wcześniejsze uspokajające słowa przestały działać, więc znowu ogarnął mnie strach. Z każdą chwilą robiłam się bledsza, a lodowate przerażenie rozlewało się po moim ciele.
Trzęsłam się jak osika
Przestało pomagać wszystko – rozmowy, trzymanie za rękę, żarciki czy nawet zalotne spojrzenia. Miałam wrażenie, że metalowe ściany windy powoli się do mnie zbliżają, jakby były żywe i chciały mnie zmiażdżyć. Nie mogłam złapać powietrza...
– Nie dam rady... brakuje mi powietrza...
Biegałam jak szalona po małej windzie, desperacko próbując znaleźć jakieś wyjście, kiedy poczułam silne dłonie Jacka na moich ramionach. Potrząsnął mną lekko, próbując wyrwać mnie z tego stanu paniki. W momencie gdy nasze oczy się spotkały... rzuciliśmy się na siebie w gorącym pocałunku. Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca, a my stawaliśmy się odważniejsi z każdą chwilą. Niedługo potem nasze stęsknione ręce dołączyły do tej miłosnej gry, badając wzajemnie swoje ciała.
Czułam, jak temperatura mojego ciała rośnie, głowa się kołysze, a puls przyspiesza z każdą sekundą. Marzyłam tylko o tym, by ten moment nigdy się nie skończył! Wszystko inne przestało mieć znaczenie – nawet to małe, ciasne pomieszczenie czy moje drżące nogi.
Na miejsce wcześniejszego lęku wkradło się podniecenie, które sprawiało, że całe moje ciało drżało. Za każdym razem, gdy mnie dotykał, moja skóra płonęła, a kiedy mnie całował, kompletnie zapominałam, jak się oddycha. Z zamkniętymi oczami widziałam te elektryzujące iskry żądzy, które przepływały między naszymi ciałami.
Po intensywnym pocałunku nasze oczy się spotkały, podczas gdy próbowaliśmy złapać oddech. Nie minęła sekunda, a znów złączyliśmy się w gorącym pocałunku.
– Wiesz, że chciałem to zrobić od tak dawna... – powiedział cicho między pocałunkami.
– To czemu zwlekałeś tak długo? – szepnęłam, przytulając go jeszcze mocniej.
– Trudno powiedzieć... liczyłem na kolejne spotkanie w windzie, ale wydawało mi się, że nic do mnie nie czujesz, bo nie dawałaś żadnych znaków...
– No cóż... jak widać, myliłeś się...
Po pół godzinie ta przeklęta winda wreszcie zaczęła działać. Oczekiwanie przestało się ciągnąć w nieskończoność. Pewnie zaszlibyśmy dalej, gdyby nie kamera wisząca gdzieś u góry. Trudno, nie było wyjścia. Kiedy stary mechanizm w końcu drgnął, zamiast w górę pojechaliśmy na parter. Ale co z tego – najważniejsze, że w ogóle się poruszyła.
Próbowałam na szybko doprowadzić do ładu włosy i odświeżyć makijaż. Obok mnie Jacek też w pośpiechu starał się wyglądać przyzwoicie. Kiedy drzwi windy się rozsunęły, wyskoczyłam stamtąd błyskawicznie i pobiegłam do wyjścia.
Musiałam złapać świeże powietrze, znaleźć się w otwartej przestrzeni, gdzie nic mnie nie ogranicza ani nie uwiera. Dyszałam ciężko, jakbym właśnie ukończyła bieg maratoński. Zaraz za mną z budynku wyszedł Jacek.
– Co teraz? – spytał, wsuwając dłonie w kieszonki kurtki.
– Pora wracać do roboty – odpowiedziałam z uśmiechem. – Tylko że dzisiaj idziemy pieszo. Na razie mam dość jeżdżenia windą.
– A gdybym ci towarzyszył? W końcu znaleźliśmy sposób na twoją klaustrofobię, prawda?
W jego pomruku kryło się sporo różnych uczuć – zaintrygowanie, niepewność, wyczekiwanie i chęć usłyszenia więcej...
– Wiem, ale i tak zamierzam iść na piechotę.
– No to będę ci towarzyszył.
Rzeczywiście, szedł ze mną aż na samą górę, na siedemnaste. Później razem zjedliśmy obiad w restauracji. Ten wspólny posiłek, wypełniony rozmowami, żartami, flirtem i smacznym jedzeniem pokazał, że nasze uczucia nie były tylko efektem nietypowej sytuacji. Od tej pory byliśmy praktycznie nierozłączni.
Plotki o romansie w firmie rozprzestrzeniły się lotem błyskawicy, ale nie przejmowaliśmy się tym szczególnie – w końcu prawo tego nie zakazuje. No i pracowaliśmy w innych działach, więc to nie był problem. Mijały dni, a my coraz bardziej się do siebie zbliżaliśmy i spędzaliśmy coraz więcej momentów razem. Chodziliśmy po schodach w tę i z powrotem, bo potrzebowałam sporo czasu, zanim odważyłam się znów wejść do windy. Na szczęście Jacek był przy mnie i trzymał moją dłoń, co dawało mi siłę.
Nasza znajomość z biura, która zaczęła się od przypadkowych pogawędek podczas wspólnych podróży windą, zmieniła się w prawdziwą przyjaźń i związek. Teraz dzielimy nie tylko myśli i uczucia, ale też spędzamy wspólnie czas, a od kilku miesięcy mieszkamy pod jednym dachem. Chociaż nasze lokum nie jest zbyt duże, to właśnie tu nie dopadają mnie napady paniki.
– Przecież mogę zawsze pozbawiać cię tchu pocałunkami! – śmieje się mój partner.
Za tydzień zaczynam pracę w nowym miejscu. Moje biurko znajdzie się na pierwszym piętrze, co mi bardzo odpowiada. Tylko mój narzeczony narzeka, że podczas jazdy do biura nie będzie już miał okazji całować pięknych dziewczyn w windzie. Nic, musi to jakoś znieść. W domu postaram się mu to wynagrodzić.
Czytaj także:
„Siostra zażyczyła sobie dla dzieci prezenty za fortunę, a moim kupiła najtańszą tandetę. Nie pozwolę się tak traktować”
„Chciałam ugościć synową w Święta, ale odmówiła. Myślałam, że robi mi na złość, ale prawda mnie zszokowała”
„Rodzice próbowali przejąć kontrolę nad moim życiem. Chcieli wiedzieć, z czym jem kanapki i z kim chodzę do łóżka”