„Moja synowa to łachudra bez honoru. Porzuciła swoje dziecko, i teraz chce oskubać mojego syna. Nie pozwolę na to”

Zmartwiona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes
„Jak można być tak wyrachowaną i złą osobą? Może człowiek z patologii wyjdzie, ale patologia z człowieka nigdy. Moja synowa jest doskonałym tego przykładem”.
/ 26.12.2023 09:10
Zmartwiona dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, fizkes

Co za łachudra bez serca! Przyjęliśmy ją do rodziny, a ona też knuje, jak nas pozbawić majątku.

Nie polubiłam Wiolki od pierwszej chwili. Może nie powinnam tak myśleć, ale uważałam, że mój syn nie powinien sobie brać za żonę dziewczyny z patologii. Jej rodzice pili, a bracia co rusz trafiali do więzienia. Niby alkohol i bójki na wsi to codzienność, ale jeśli o tej rodzinie wieści roznosiły się aż na całą gminę, to była po prostu patologia.

No i Wiolka. Od razu widać, że nikt tej dziewuchy porządnie nie wychował.

Głupia i prosta dziewczyna

Ja nie wiem, co Piotrek w niej widział. Ani to ładne, ani elokwentne, za grosz ogłady i stylu. Żeby może jeszcze ambitna była, ale nie – skończyła zawodówkę, gdzie przyuczała się na kucharkę.

Szanowałam wybory mojego syna, więc nic nie mówiłam, i teraz żałuję. Zaraz po ślubie wszystko się zaczęło sypać. Ledwo ich synek, Nikoś zaczął chodzić, tak Wiolka też poszła, ale w tango.

Znikała na całe weekendy, nieraz w tygodniu też nie było jej w domu nocami. A gdy jej zwracałam uwagę, to krzyczała, że ona jest za młoda, że musi się wyszumieć i na pieluchy to się nie pisała. Fakt, wpadli z Piotrkiem i to też jego wina. Oboje nie mieli rozumu. No ale mleko się rozlało i teraz nie pozostawało mi nic, jak tylko ubolewać nad losem mojego syna. No bo kto by chciał słuchać, że jego synowa to latawica i nie wylewa za kołnierz.

Do domu raczej pijana nie wracała, szła wtedy spać do mamusi. Krew z krwi, nie ma co. A Piotrek nie raz, nie dwa jej po wsiach szukał, kiedy nie wracała do domu kilka dni z rzędu. Potem już wiedział, że pierwszy przystanek to zawsze powinien być dom teściów.

Jak była w miarę przytomna, to przywoził ją do domu. Niestety bywało też, że wracał z podkulonym ogonem, bo Wiolka go tylko zwymyślała.

Namawiałam go do rozwodu

Mówiłam mu, że taka żona to nie żona. Niby w tej zawodówce nauczyła się gotować, ale nie paliła się do roboty. Dzieckiem też się nie zajmowała, a o sprzątaniu nie było mowy. Któregoś dnia chyba miarka się przebrała, bo Piotrek przyznał, że już dłużej nie da rady i chce rozwodu.

Błagała go na kolanach, żeby jej nie zostawiał. Obiecywała poprawę. Uwierzył jej. Ja też liczyłam na to, że ona pójdzie po rozum do głowy, bo jednak Nikoś potrzebuje obojga rodziców. No i przez kilka lat było w miarę.

W tym czasie budowaliśmy im dom. Wiolka się starała, gotowała, zajmowała się Nikosiem, no było jako tako. Nadal lubiła sobie popić, ale tylko wtedy, kiedy szła gdzieś z Piotrkiem, tak to siedziała grzecznie w domu.

A jak mieli się wprowadzać na swoje, sama zakasała rękawy i wszystko wysprzątała i przygotowała. Już myślałam, że wszystko będzie dobrze. Myliłam się. Wiolka to cwaniara, nie w ciemię bita.

Przemiana to była tylko maska

Teraz sobie myślę, że sama by nie wpadła na taki pomysł, ktoś musiał jej to podpowiedzieć. Mój mąż przepisał na Piotrka gospodarkę, żeby się nasz jedynak dorabiał po swojemu. Jak tylko dokumenty do domu przynieśliśmy, od razu się okazało, że to był błąd.

Jak tylko Wiolka zwęszyła majątek, od razu zdjęła maskę przykładnej żony i matki. Najpierw wykopała Piotrusia na zbity pysk.

– Synu, ten dom, to jeszcze prawie nasz – próbowałam mu tłumaczyć. – Ona nie może sobie rościć do niego żadnych praw. Ojciec na ciebie tylko ziemię przepisał, wszystkie zabudowania są na niego.

– Mamuś, ja już nie mam siły się z nią szarpać – westchnął.

Mój syn sobie nie radził

– Nikoś też ze mną zamieszka. On nie chce być przy matce.

– Nie dziwota – mój mąż się wtrącił. – Wiolka nie jest tam zameldowana, tylko tu. Więc żadnych praw nie ma. Ale lepiej niech do rozwodu tam sobie sama siedzi i tu nie zagląda. Jeszcze by mi czego do herbaty dosypała. Nie chcę tej  raszpli widzieć na oczy. A i dobrze, że ludzie widzą, że dziecko jest przy tobie.
Mietek może trochę przesadzał, ale ja też jej nie chciałam mijać. Bóg wie, co tej wariatce do głowy może strzelić.

Wariatka, jakich mało

A po niej wszystkiego można się spodziewać. W ubiegłą sobotę poszłam do kurnika podebrać jajka, a tam wszystkie potłuczone. Lis czy kuna by zjadły, a to powybijane, co do jednego. Jestem pewna, że to ona, po złości mi zrobiła, bo wiedziała, że na targ je chciałam zawieźć i sprzedać.

Ale żeby to jedna taka sytuacja była. Mamy wspólne podwórko, ogromne, ale wspólne. No i między stodołą, a ich domem jest warzywniak. Zawsze tam siałam, bo jest dobra ziemia. Korzystaliśmy wspólnie, bo nikt tam się specjalnie nie będzie dzielił. W myśl zasady – co moje to i twoje. Poszłam poderwać włoszczyznę na rosół.

Nie widziałam, jak się zakradła z tyłu, tylko nagle poczułam tępy ból głowy. Upadłam na grządkę, patrzę, a ona stoi nade mną z łopatą.

– Złodziejka! – krzyknęła Wiolka. – Przy mojej chałupie rośnie, to nie ruszaj.

Nie wiem, co w nią wstąpiło. Taka wściekła była, że niemal piana z pyska jej leciała. Jak wstawałam, to ją jeszcze odepchnęłam, a ta mnie kopnęła. Nikoś zobaczył, że coś się z babcią dzieje i podbiegł, to jeszcze dziecko odepchnęła. Dosłownie centymetry od wielkiego kamienia upadł.

Musieliśmy coś zrobić

Syn z mężem, jak wrócili z pola, od razu mnie na obdukcję zawieźli. Franca ma pecha, że łatwo mi się siniaki robią.

Słono zapłaciliśmy prawnikowi, żeby powiedział, co robić. A będzie ciężko.

– Nie kończyć teraz budowy. Nic tam już proszę nie robić. Tak samo nie przepisywać na syna tej chałupy. Pani Wioleta zameldowana jest u was, więc tamten dom się jej nie należy, bo prawnie jest waszą własnością. Z gospodarką będzie trudniej, bo przepisaliście ją na syna, kiedy był już w związku małżeńskim i teoretycznie połowa jego żonie się należy.

– Ale ona to sprzeda od razu. Do nas przyszła na pusto, ani dnia nie przepracowała, to co jej się niby należy? – pytał mój syn.

– Nie podpisaliście intercyzy, to takie jest prawo, że jej się pół należy. Z tego co mówicie, pani Wioleta łatwo się nie podda, ale będziemy walczyć – zapewniał adwokat. – A małoletni Nikodem byłby skłonny zeznawać przeciwko matce w sądzie?

– On ma dopiero 14 lat, nie wiem, czy powinienem go po sądach ciągać – mój syn miał wątpliwości.

– Rozumiem, ale sąd mógłby wtedy rozpatrzyć sprawę na waszą korzyść.

– Przemyślę to i porozmawiam z synem.

Prawnik poradził też, żeby wszystko dokumentować i wzywać policję. Z wezwania musi być notatka, a to już dowód w sądzie.

Co dalej z nami będzie?

Ta wariatka się nie poddaje. W sądzie zeznała, że znęcaliśmy się nad nią i zamknęliśmy ją w domu, więc ona nie mogła podjąć pracy. Nasz prawnik przytomnie powoływał świadków na każdy jej zarzut.

Sąsiedzi też zgodzili się zeznawać na naszą korzyść, bo widzą, co się dzieje, a i im za skórę ta franca zaszła. Moja synowa grozi im, że naśle na nich swoich braci, ale ludzie na wsi twardzi są.

Ostatnio we wsi spłonęła stodoła. Wszyscy podejrzewają, że to Wiolka, albo któryś z jej braci. Ale dowodów nie ma.

Naprawdę jestem przerażona i boję się, jak to wszystko się skończy.

Czytaj także:
„W łóżku nie jestem kłodą, lubię pofiglować, ale mój mąż przesadza. Chyba chce ze mnie zrobić pannę lekkich obyczajów”
„Mój zięć traktował mnie jak popychadło. Zaczął się do mnie łasić, kiedy okazało się, że mam spory majątek”
„Jak co roku w pracy będą świąteczne upominki i bony. Wkurzam się, bo najwięcej dostają dzieciaci, to jest dyskryminacja”
 

Redakcja poleca

REKLAMA