Pamiętam jak Michał przedstawił mnie rodzicom. Miałam 26 lat, byłam samodzielna i dość pewna siebie, ale to spotkanie i tak mnie stresowało. Z moim chłopakiem spotykaliśmy się już jakiś czas, ale jeszcze nie udało mi się poznać jego bliskich. Jakoś nie było okazji, żeby zorganizować oficjalne spotkanie.
On mojego tatę poznał przy okazji odbioru samochodu
Michał prowadził rodzinny serwis samochodowy, gdzie oddałam moją zgrabną Toyotę Yaris, którą kupiłam tuż po zdaniu prawa jazdy.
– Nie myślałaś o czymś bardziej stonowanym? – często podśmiechiwali się znajomi, bo moja toyotka w jakże szumnym odcieniu, zwanym Spicy Orange, rzeczywiście nieco wyróżniała się na tle popularnej czerni i srebra.
– No co Ty, ona jest pełna energii i wyrazista niczym ja. Nigdy jej nie wymienię na nowszy model – zwykle odpowiadałam ze śmiechem.
Kochałam moje autko mimo jego niewielkich rozmiarów
A może nawet właśnie dzięki nim, bo nie miałam większych problemów z parkowaniem nawet przy największym ruchu i parkingach zatłoczonych do granic możliwości.
Pewnego dnia jednak mój wygodny samochodzik odmówił posłuszeństwa i musiał trafić na kompleksowy przegląd. Zawiozłam go do warsztatu na Kwiatowej, który polecił mi jeden z wykładowców ze szkoły językowej, w której pracowałam w warsztacie.
Jakiś mechanik w spodniach ogrodniczkach i z rękami ubrudzonymi w smarze po same łokcie krzyknął:
– Już idę. Niech pani chwileczkę poczeka, tylko umyję ręce i jestem do dyspozycji.
Myślałam, że to jeden z pracowników, który w przerwie od napraw, przyjmuje klientów
– No i co tam się popsuło w tym pomarańczowym cudzie równie kobiecym jak jego właścicielka – uśmiechnięty pan mechanik był bardzo miły.
– Coś odmówił posłuszeństwa, ale zdaję się zupełnie na pana doświadczenie. Jako rasowa blondynka nie mam pojęcia, która część odmówiła posłuszeństwa – podjęłam grę.
Tym mechanikiem okazał się Michał
Bardzo miły i przyjazny chłopak wprost zafascynowany motoryzacją. Nie był on jednak jednym z pracowników, ale współwłaścicielem. Warsztat to rodziny biznes, który mój przyszły chłopak prowadził wraz z tatą.
Chyba zrobiłam na Michale równie dobre wrażenie co on na mnie, bo w dniu odebrania auta dał mi swój numer telefonu i zaprosił na randkę. Z czasem zostaliśmy parą. Świetnie się dogadywaliśmy, dlatego zaczęliśmy mieć bardziej poważne plany wobec siebie.
Michał odwiedzał mnie czasami w domu i jakoś tak naturalnie poznał moją mamę (tatę już znał, bo to on przywiózł mnie odebrać moją toyotkę).
Pewnego dnia mój chłopak zaprosił mnie na niedzielny obiad, abym poznała jego rodziców. Specjalnie na tę okazję kupiłam nowe spodnie, marynarkę i dość elegancką bluzkę, podcięłam grzywkę i zrobiłam odrosty, które z braku czasu zaczęły już robić się dość widoczne.
Gdy z ogromnym przejęciem szykowałam się do wizyty, Michał nieco się śmiał.
– Spokojnie Justyna, mój tata i mama nie gryzą. Nie wybierasz się na obiad do królowej angielskiej, gdzie za złą minę czy niewłaściwe słowo można zostać wykluczonym z arystokratycznych kręgów – już wyraźnie się ze mnie nabijał.
– Pewnie, ale przecież muszę zrobić na nich dobre wrażenie. Myślisz, że ta szarlotka będzie smakować Twojej mamie? – dopytywałam pakując drobny prezent, który chciałam wręczyć wraz z kawą wybraną przez Michała (ponoć u niego w domu od zawsze kupowali tę właśnie markę).
– Jasne, że będzie smakować. Mama uwielbia słodkości, a ciasto z jabłkami to jej ulubiony deser.
Jednak nasze spotkanie wcale nie wypadło tak dobrze
Gdy przekroczyliśmy próg, Krystyna zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, a jej pokręcenie głową wcale nie dodało mi odwagi.
– No nie stój tak Michałku, zaproś swoją hmm… Justynę dalej. Ja idę do kuchni, bo pieczeń jeszcze dochodzi, a surówkę muszę dopiero wymieszać. Wiesz, że cenię punktualność, ale przychodzenie ponad pół godziny przed czasem niekoniecznie jest w dobrym guście – jej słowa wcale nie były wypowiedziane przyjaznym tonem.
Sytuację uratował tata Michała, który właśnie wszedł do salonu i z dużym uśmiechem podał mi rękę na przywitanie.
– Siadajcie na kanapie, pogadamy sobie chwilę zanim obiad będzie gotowy – powiedział. – Michał wiele razy nam opowiadał, że poznaliście się w warsztacie. Wiesz, on kocha dłubać przy samochodach. Ma to po mnie – powiedział z dumą i lekko poklepał go po plecach.
– Tak, wiem, że to jego wielka pasja – udało mi się wydusić, ale moje słowa zabrzmiały jakoś tak sztucznie.
– A ty czym się Justynko zajmujesz? – pan Jacek starał się podtrzymywać rozmowę.
– Skończyłam pedagogikę, ale praca w przedszkolu niekoniecznie była tym, co mi najlepiej odpowiada. Po stażu zdecydowałam się nieco przebranżowić i teraz pracuję w sekretariacie szkoły językowej.
– No tak, sekretarka. No ale po pedagogice to chyba jest niewiele możliwości na karierę – Pani Krystyna wyszła z kuchni z talerzami, które ciężko postawiła na stole.
Udałam, że jej słowa w ogóle do mnie nie dotarły, ale zrobiło mi się naprawdę przykro.
– Ułóżcie zastawę na stole. Jakbyście nie przyszli za wcześnie, to wszystko byłoby już gotowe – znowu nam wytknęła.
– Oj Krysiu, dzieci pewnie były przejęte, dlatego im się spieszyło. Dzięki temu spędzimy z nimi więcej czasu. A my ci zaraz pomożemy wszystko poprzynosić i porozkładać – tata Michała starał się jakoś ratować sytuację.
Szarlotka okazała się zbyt słodka
A kawa, którą przyniosłam, nie od tego producenta, co trzeba.
– Wiesz, my mamy swoje ulubione marki, nie kupujemy przypadkowych. No, ale jak już przyniosłaś, to dam sąsiadce. Widziałam, że u niej zawsze piją taką z supermarketu – znowu mi dogryzła. – Koniecznie muszę ci dać też przepis na ciasto z jabłkami. Musisz dodawać mniej cukru i dłużej trzymać placek w piekarniku, bo ten jest niedopieczony.
– Co ona ode mnie chce? Dlaczego jest taka niemiła? Przecież jeszcze nawet mnie nie zna i nic jej nie zrobiłam? – myślałam w panice.
Te ciągłe przytyki pani Krystyny tak mnie zdenerwowały, że niechcący upuściłam talerzyk, gdy chciałam jej pomóc posprzątać stół. Teraz nic nie powiedziała, tylko wymownie spojrzała na Michała i wzniosła w górę oczy.
Po wyjściu z tego domu czułam się gorzej niż po egzaminie na studiach, do którego się nie przygotowałam i byłam pewna, że nie zdam. Tylko, że teraz przecież się przygotowywałam i starałam się być miła.
– Słuchaj, nie wiem, co dzisiaj ugryzło moją mamę. Ona zwykle się tak nie zachowuje. Może miała jakiś zły dzień, ale jestem pewny, że się jeszcze polubicie – Michał mocno mnie przytulił.
– Pewnie tak – odpowiedziałam, ale tak jakoś bez przekonania.
– Czyli on też zauważył te drobne przytyki. Nie wydawało mi się – rozważałam po powrocie do domu.
Z czasem wcale nie udało się nam zbudować nici sympatii
Ilekroć odwiedzałam Michała w jego domu, natykałam się na niezadowoloną minę pani Krystyny.
– A co to za dziwne buty stoją w przedpokoju – powiedziała kiedyś, wchodząc do kuchni, gdzie siedzieliśmy z moim chłopakiem przy kanapkach – A, to Twoje, no tak – dodała całkiem bez sensu i wyszła do swojej sypialni.
Takich drobnych złośliwości było dużo więcej. Ale starałam się zupełnie tym nie przejmować, bo przecież to my mamy być szczęśliwi z Michałem, a nie ja z jego rodzicami. Chociaż trzeba przyznać, że pan Jacek był wyjątkowo sympatyczny i gdy tylko mógł, starał się jakoś łagodzić te dziwne złośliwości żony.
Prawdziwe schody zaczęły się jednak, gdy Michał mi się oświadczył, a ja przyjęłam pierścionek.
– Ale ty mówiłeś o tym swojej mamie? – zapytałam w panice tuż po tym, gdy powiedziałam najważniejsze „tak” w moim życiu.
Byliśmy na wycieczce nad jeziorem, nad którym spędziliśmy pierwszy wspólny urlop. Mój chłopak naprawdę się postarał. Zarezerwował miejsce w przytulnym hotelu z zabiegami SPA. Wieczorem zaprosił mnie na uroczystą kolację w restauracji, a potem na spacer brzegiem jeziora, gdzie uklęknął i wyjął z kieszeni eleganckie pudełeczko. A ja myślałam o Krystynie. Czy to normalne?
– Justynka, nie mówiłem jeszcze rodzicom. Ale czy to ma znaczenie? Cieszmy się chwilą. Czemu ty podczas tak romantycznej okazji w ogóle myślisz o mojej mamie? Wiesz, to jest naprawdę dziwaczne – on chyba powoli tracił do mnie cierpliwość.
Po zaręczynach starałam się mało czasu spędzać u Michała w domu. Zwykle spotykaliśmy się gdzieś na mieście albo u mnie.
Nie dało się jednak całkowicie unikać pani Krystyny
Bardzo zaangażowała się w przygotowania do wesela.Tylko, że zamiast pomocy, była moją przeszkodą, która niemal za każdym razem doprowadzała mnie do złości albo do płaczu. Chciała decydować o wszystkim: sali i jej wystroju, kwiatach, zamówionej muzyce, sesji fotograficznej itp.
– Kto to widział, żeby na weselu zamiast rosołu i schabowego podawać jakieś dziwne kremy i dania z soczewicy, soi czy Bóg wie czego tam jeszcze – wykrzyczała w restauracji, gdy dobieraliśmy menu na przyjęcie.
– Ale przecież będzie schabowy z ziemniakami i frytkami do wyboru, nawet staropolski bigos podamy. Rosół też będzie. Ale wybraliśmy też kilka propozycji dla wegetarian i wegan, żeby goście, którzy nie jedzą mięsa mogli zjeść coś więcej niż ziemniaki z surówką – na ratunek przyszła mi właścicielka restauracji, która w ogóle nie rozumiała, o co chodzi mojej przyszłej teściowej.
Takie niepotrzebne wtrącanie się i słowne utarczki zepsuły mi całą radość z przygotowań. Chciałam, żebyśmy kolejne sprawy dopinali z Michałem lub moją mamą, ale pani Krystyna cały czas dopytywała, co teraz planujemy i nie chciała zrezygnować. Chyba zabrakło mi asertywności. Nie umiałem jej powiedzieć, by dała spokój i że wcale nie musi uczestniczyć w każdym etapie przygotowań.
Przyjechała nawet na przymiarkę sukni
Gdy ją zobaczyłam pod salonem ślubnym, zacisnęłam z całej siły zęby, żeby jej nie wykrzyczeć, co ona w ogóle tu robi. Ponoć słyszała, jak Michał mówił do ojca, że jutro nie będzie się ze mną widzieć, bo razem z Olą jadę do salonu oglądać sukienkę.
– Tej nie bierz. Wiem, że każda dziewczyna marzy, żeby wyglądać podczas ślubu jak księżniczka. Ale nie z każdej da się ją zrobić. Przy twojej figurze okropnie ci w tym gorsecie – powiedziała tak głośno, że wszystkie inne klientki, jak na komendę, odwróciły się w naszą stronę.
– Co też pani mówi, córka ma ładne wcięcie w talii, które ten model świetnie podkreśla. Wygląda bardzo kobieco i tradycyjnie zarazem – sprzedawczyni próbowała ratować sytuację.
– To nie moja mama, to przyszła teściowa – od razu starałam się wyjaśnić nieporozumienie.
– Oczywiście, ale sukienka wygląda pięknie.
– A może założyłabyś taki model odcinany pod biustem? On na pewno ukryje zbyt krągłe biodra i dużą pupę – pani Krystyna nie dała sobie przerwać.
Sukienkę w końcu kupiłam tę, którą chciałam
Ale przy tym wszystkim naprawdę straciłam wiele nerwów.
– Mam nadzieję, że nie będzie pani mieszkać z teściami. Bo coś nie widzę waszej wzajemnej zgody – szepnęła mi sprzedawczyni na ucho, gdy pomagała mi zdjąć moją wymarzoną kreację.
Na kilka dni przed weselem byłam zmęczona jak po jakieś wyprawie na Mont Everest. Teraz myślałam tylko o tym, żeby już ten dzień minął. A później postaram się jak najrzadziej widywać z Krystyną. Na szczęście, mieliśmy na początek zamieszkać u moich rodziców, na co Michał się zgodził, widząc jak układają mi się relacje z jego mamą.
– Tylko czemu ona mnie tak nie znosi? Zupełnie nie rozumiem, o co jej chodzi – żaliłam się Oli, mojej przyjaciółce, która miała pełnić rolę druhny.
– Nie wiem. Naprawdę jest dziwna. Też nie lubię tej baby, ale co zrobić.
– Mam wrażenie, że ona tylko dla mnie jest taka uszczypliwa. Nie to, że ma taki styl bycia, bo czasem słyszę, jak z innymi rozmawia i zachowuje się normalnie. A u mnie tylko szuka, gdzie mogłaby wbić szpilkę.
– Nie przejmuj się, ignoruj ją i tyle. Chyba te dowcipy o wrednych teściowych jednak skądś się wzięły – Ola starała się mnie jakoś pocieszyć.
I tak nadszedł dzień wesela
Z jednej strony byłam szczęśliwa, z drugiej strasznie przejęta i obawiałam się, żeby nie popełnić jakiejś gafy.
– No chyba teściowa nie krzyknie w kościele, że ona ma coś przeciwko temu małżeństwu jak na filmach – podśmiewała się ze mnie siostra, która przyjechała z Anglii specjalnie na mój ślub i nieco jej opowiedziałam o moich relacjach z Krystyną.
Msza przebiegła bez zakłóceń, potem były życzenia.
– Obyście dzieci zawsze byli tak piękni i szczęśliwi jak dzisiaj – powiedział pan Jacek i mocno nas uścisnął.
– Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia – dodała mama Michała, ucałowała nas i grzecznie odeszła, robiąc miejsce kolejnym gościom z kolejki.
Nie jest chyba tak źle – myślałam. – No przecież chyba nie wykręci jakiegoś numeru na sali.
Pierwszy taniec udał się nam znakomicie, wszyscy bili brawo. Potem był obiad i dalsza zabawa. Jak wszędzie. Było fajnie. Wszyscy super się bawili. Krystyna też gdzieś tam tańczyła z mężem i jakimiś wujkami mojego świeżo poślubionego męża.
W pewnym momencie wyszłam razem z Olą do łazienki
Pod drzwiami usłyszałam znajomy głos.
– Ta mała myśli, że się w bogatą rodzinę wżeniła i teraz wszystko przejmie. Jej mama na poczcie pracuje, a tata w jakimś magazynie, też mi rodzina. Ale już rozmawiałam z Jackiem. Michał może nadal pracować w warsztacie, ale będzie mieć stałą pensję.
Nie dostaną całego biznesu. W końcu wiesz, ile nam zajęło, żeby dojść do tego, co mamy – Krystyna była tak zaaferowana, że w ogóle nie usłyszała naszych kroków i nie zauważyła uchylonych drzwi.
– Tak, pamiętam jak na początku mieliście ciężko – jakaś koleżanka czy ciotka pokiwała głową.
– A ona co? Skończyła jakąś tam pedagogikę. Zwykła sekretarka w podrzędnej szkółce z lekcjami angielskiego dla dzieci. Pewnie po ślubie zrezygnuje z pracy i będzie chciała żyć na nasz koszt. Ale ja na to nie pozwolę – kontynuowała. – Naprawdę szkoda, że Michałek rozstał się z tą Agnieszką, jej tata był dentystą. Miał prywatny gabinet. Wiesz, ten w centrum.
Czułam jak w oczach stają mi łzy
Rzeczywiście, nie pochodziłam z jakiejś bogatej rodziny. No, ale bez przesady. Nie byliśmy patologią. Rodzice normalnie sobie radzili, mieli dość duże mieszkanie i dom po babci na wsi, gdzie planowali przenieść się na emeryturę.
A ja w tej szkole językowej całkiem fajnie zarabiałam. Planowałam też zaocznie iść na filologię angielską i zostać tłumaczem. Naprawdę nie polowałam na czyjś majątek. Zresztą rodzina Michała to też nie były jakieś elity. Ot, mieli ten warsztat, a Krystyna w jakiejś firmie pracowała jako główna księgowa.
Ogarnęła mnie straszna złość. Uniosłam głowę do góry i z hukiem otworzyłam drzwi. Krystyna i jej rozmówczyni miały naprawdę zaskoczone miny.
– Długo tu jesteś Justynko? – mama Michała nagle, nie wiedzieć czemu, zmieniła front.
– Wystarczająco – odwarknęłam, odwróciłam się i poszłam na salę.
Teraz jesteśmy już rok po ślubie. Na razie mieszkamy u moich rodziców i zbieramy na wkład własny. Teściów czasami odwiedzam. Nie wróciłyśmy do tej rozmowy. Staram się być uprzejma, ale zachowuję dystans. No cóż, w końcu teściowej nie trzeba lubić. Wystarczy ją tolerować. I ja toleruję. Bo muszę.
Czytaj także:
„Niemal w tym samym czasie dzieci wyleciały z gniazda i rzucił mnie mąż. Zostałam w wielkim domu sama”
„Narzeczony latami ukrywał przede mną swoją prawdziwą pracę. Dopiero na wieczorze panieńskim odkryłam, skąd ma tyle kasy”
„Wredny współpracownik uprzykrzał mi życie. Zmiękł dopiero wtedy, gdy odkryłam jego pilnie strzeżoną tajemnicę”