Niestety, Damian nie był pryszczatym smarkaczem, któremu można przyłożyć. a potem wybaczyć szczeniackie odzywki. Nie lubił mnie – trudno. Pierwsza nadepnęłam mu na odcisk – mój błąd. Ale czy za karę musiał mnie aż tak tępić?
Pracowaliśmy razem ledwie od dwóch miesięcy, a ten picuś glancuś już zdążył obrzydzić mi życie. Byle pretekst wystarczył, żeby wyjeżdżał z jakąś złośliwością. Nie tylko słowną; bystry był i nawet nic nie mówiąc, potrafił dociąć. Kiedyś pojawiłam się w nowej bluzce – seledynowej, dla kontrastu do moich rudych włosów. Damian natychmiast wyciągnął okulary przeciwsłoneczne i przesiedział w nich cały dzień. Cholera, więcej nie odważyłam się pojawić w pracy w odblaskowych kolorach, choć tak je lubiłam! A kiedy zepsuło mi się krzesło przy komputerze – miało prawo, używałam go już od czterech lat! – Damian skomentował:
– Oho, nie wytrzymało ekstremalnego obciążenia. Następne musi być solidniejsze. I chyba trzeba pomyśleć o wzmocnieniu podłogi, żebyś nie wylądowała wraz z nowym tronem piętro niżej. Prawda, panowie?
Filip i Krystian taktownie zmilczeli. Nie roześmiali się, ale w mojej obronie też nie stanęli. Choć musiała ich męczyć przeciągająca się nieprzyjemna sytuacja, woleli się nie mieszać do cudzej wojny. Zresztą, Bogiem a prawdą, ja nie sprawiałam wrażenia potrzebującej pomocy. Puszczałam przykrości mimo uszu, licząc na to, że prześladowca w końcu się znudzi. Jedną czy drugą kpinę łyknęłabym jak gęś kluskę, ale Damian podnosił ironię do rangi sztuki, co czyniło wspólną pracę nieznośną.
Powitałam go w naszym zespole bez uprzedzeń
Póki ten gad nie wylądował u nas, w dziale projektowym miejscowej fabryki mebli, pracowało nam się sprawnie i zgodnie. Teraz też powinniśmy się skupiać na robocie, terminy nagliły. Niestety, dawną sympatyczną atmosferę diabli wzięli. Damian z sobie tylko wiadomych powodów nie potrafił mi odpuścić i wciąż się czepiał: mojej figury, rudych włosów, ubiorów, nawet piegów. Niedawno z fałszywą troską spytał, czy próbowałam je… wywabić sokiem z cytryny! Znawca kosmetologii z gładką buźką, kurde, się znalazł!
Bo brzydki nie był, istny model z żurnala w wersji „niegrzeczny chłopiec”. Na wszystkich robiły wrażenie jego zmierzwione ciemne włosy, śniada cera, skórzana kurtka, dżinsy na zgrabnym tyłku i zazwyczaj czarny T-shirt na szczupłym, acz muskularnym torsie. Nie dziwota, że dziewczyny z innych działów mówiły o nim „ciacho”. Jednak dotąd żadna nie dostąpiła zaszczytu randki. Widać za wysokie progi.
Po pierwsze, Damian był synem właściciela fabryki, największego zakładu w mieście, a tym samym najbardziej pożądanym kawalerem w okolicy. Po drugie, trafił do nas prosto z Włoch, gdzie studiował wzornictwo przemysłowe oraz podobno z jeszcze większym zapałem… Włoszki. Sądząc z jego przechwałek, zdobyczy miał na pęczki. No ale nie po to tatuś inwestował w synalka, żeby ten balował i wyrywał panienki. Więc wrócił biedaczek do domu i małomiasteczkowego klimatu, by tchnąć światowego ducha w rodzimą firmę. Na razie jednak, miast zabłysnąć pomysłami na miarę nowego tysiąclecia, głównie dbał o podtrzymywanie wizerunku luzaka i równiachy.
Rozumiem, że chciał być lubiany. Nie miał łatwo. Ojciec wiele się po nim spodziewał, a załoga obawiała się szpiega w szeregach. Jednak moim zdaniem Damian wybrał zły sposób na integrację. W każdym razie ze mną. Powitałam go w naszym zespole bez uprzedzeń, jako nowego kolegę, nie syna pracodawcy. Byłam autentycznie ciekawa jego umiejętności. I z chęcią pomogłabym mu się oswoić oraz wdrożyć do nowych obowiązków, jednak jego nachalny „maczyzm” działał mi na nerwy.
W podstawówce Damian chodził do jednej klasy z moją młodszą siostrą i zapamiętałam go jako nieśmiałego, skrytego chłopca, outsidera o talentach plastycznych. Wolał rysować w kącie, niż grać w piłkę, ale ojciec chciał na siłę zrobić z niego prawdziwego faceta. Udało się, niestety. Z Włoch Damianek wrócił irytująco odmieniony. Już po tygodniu miałam po dziurki w nosie jego samczych opowieści! No i w końcu mu przygadałam…
Auć, musiało zaboleć!
Tamtego dnia wybraliśmy się większą ekipą do pubu. Damian stawiał. Wypiliśmy po kilka piw. Nie ukrywam, zaszumiało mi w głowie, hamulce osłabły i kiedy nasz nowy kolega zaczął dzielić obecne w lokalu panny na „zdatne” oraz „niezdatne” do użycia, nie wytrzymałam.
– Pies który dużo szczeka, nie gryzie – mruknęłam.
– To znaczy? – Damian zerknął na mnie czujnie.
– To znaczy, że o twoich sukcesach wiemy tylko ze słyszenia. Kłapiesz dziobem na prawo i lewo, jaki to z ciebie ogier. Radziłabym nieco więcej umiaru, bo ktoś gotów pomyśleć, że próbujesz coś ukryć.
– Niby co? – warknął.
Towarzystwo przy barze ucichło. Nawet barman czujnie nadstawił ucha, spoglądając uważnie to na mnie, to na fundatora imprezy. Czułam, że zapuszczam się w niebezpieczne rejony, ale brnęłam dalej.
W obronie wszystkich kobiet ocenianych przez Damiana jak towar na wystawie!
– A to, że może ty jesteś niezdatny do użytku, impotent po prostu! – wypaliłam.
Koleżeństwo zarechotało. Dyskretny barman zachował powagę, pewnie z troski o napiwek albo, o czym przypomniałam sobie po niewczasie, z racji na krążące o nim plotki. Damian też się nie śmiał, za to oblał krwistym rumieńcem.
– Ale ci dowaliła! – zapiał Filip.
– Broń się! – rzucił Krystian.
– Nie zamierzam – Damian skrzywił się lekko, bagatelizując pomówienie, jednak w jego wzroku dostrzegłam żądzę mordu.
I nie musiałam długo czekać na rewanż.
– Z drugiej strony, Sylwio, nie dziwię się twoim obawom co do mojej sprawności – rzucił od niechcenia. – Przy tobie nawet ogier mógłby nie… stanąć na wysokości zadania. Ciekawe, ilu biedaków twoje wątpliwe wdzięki przyprawiły o impotencję, hę?
Teraz ja spiekłam raczka. Ognistego i łącznie z dekoltem, jak na rudzielca przystało.
– Auć, musiało zaboleć! – syknął Krystian.
– W starciu Sylwia kontra Damian jeden jeden! – ogłosił Filip. – Teraz napijmy się czegoś na zgodę. Wszak w poniedziałek musimy znowu razem pracować.
Rozsądna propozycja i uwaga. Niestety, Damian zignorował mój pojednawczy uśmiech.
Znałam to szpanerskie auto!
W poniedziałek znalazłam na swoim biurku wielką gruszkę. Spojrzałam na Damiana. Tak, uśmiechał się. Prowokująco. Zrobiło mi się przykro, ale nic nie dałam po sobie poznać. Grzecznie podziękowałam za „prezent” i zjadałam soczysty owoc do ogonka, choć słodki smak skaziło gorzkie podejrzenie, że będzie gorzej.
Słusznie się bałam. Damian nie odpuszczał. A ja? Zaczęłam biegać po pracy, żeby wyładować nagromadzoną w ciągu całego dnia frustrację. Inaczej, nie zważając na to, kto jest jego ojcem, w końcu walnęłabym go w dziób. Ręce świerzbiły mnie coraz bardziej. Język nie mniej. Kusiło, by pójść na skargę do szefa. Niech utemperuje synalka. Albo… No właśnie. Miałam większe doświadczenie niż początkujący Damian, ale przecież szef nie wyrzuci potomka z roboty. Przeniesienie do innego działu też nie wchodziło w rachubę. Zakłady posiadały tylko jeden dział projektowy. Mogłam się oczywiście zwolnić. I co dalej? W okolicy nie było drugiej fabryki mebli ani większego popytu na moje specyficzne umiejętności. Lubiłam swoją pracę i żeby nadal ją wykonywać, musiałabym się wyprowadzić. Albo przywyknąć do kwaśnej atmosfery.
Bieganie pomagało. Przy okazji nabrałam mięśni i kondycji. Dodatkowy zysk, bo siedzenie przed komputerem jednak sprzyjało rozlazłości. Nie chwaliłam się nowym hobby, by uniknąć kolejnych docinków. Niemniej przebieżki robiłam coraz dłuższe, czasem dwugodzinne, śmiało zapuszczając się w pobliskie tereny zielone. A że ciepło było, zaś zachody słońca nastrajały romansowo, wcale się nie zdziwiłam, gdy natknęłam się któregoś wieczoru na leśnej dróżce na zaparkowany samochód.
Co innego mnie zdumiało. Znałam to szpanerskie auto! Czerwone, sportowe i włoskie. Więc jednak Damian znalazł w naszej dziurze jakąś pannę godną zainteresowania. Choćby chwilowego i na przednim siedzeniu samochodu… Wcale nie zamierzałam szpiegować ani przeszkadzać roznegliżowanej parce w amorach. Z czystej babskiej ciekawości zerknęłam do środka. I się zagapiłam. Do tego stopnia, że potknęłam się o korzeń i rymnęłam jak długa. Zerwałam się szybko, otrzepałam, a potem znowu musiałam zerknąć. Bo chyba coś mi się przywidziało.
Ale nie… Pobladły Damian mierzył mnie równie zszokowanym spojrzeniem. Co za pech! Ze wszystkich osób na świecie właśnie ja musiałam odkryć jego tajemnicę. Bo nie dziewczynę wywiózł do lasu, by wspólnie podziwiać zachód słońca. Na fotelu pasażera siedział barman.
Zanim odbiegłam, zupełnie absurdalnie pomachałam barmanowi. Odmachnął i mrugnął. On się nie wstydził swoich preferencji, w nosie miał ludzkie gadanie. Co innego Damian. Naraz wszystko pojęłam! Ten jego styl maczo na siłę. Te nieustające przechwałki. Oraz faktyczny powód zaciekłego tępienia mojej osoby. Zwykły żart, nawet głupi czy obraźliwy, nie wywołałby aż takiej fali złośliwości, gdyby nie trafił celu. Ze strachu mi dogryzał, dla odwrócenia uwagi, bo niechcący dotknęłam najczulszej struny, najmocniej skrywanego sekretu.
Z dala od domu, na obcej ziemi, uwolniony od czujnych spojrzeń i plotkarskich języków, odkrył prawdę o sobie samym. Właściwie to mu współczułam. Nam obojgu. Owszem, zyskałam haka na Damiana, ale co z tego? W życiu nie posunęłabym się do szantażu. Nie musiał o tym wiedzieć. Rany, jak my teraz będziemy pracować razem?
Jak wierni muszkieterowie
Dogonił mnie po paru minutach. Zasapany i przejęty.
– Poczekaj! Ależ ty gnasz…
Zatrzymałam się.
– Byłem wredny. Już wiesz czemu. Za późno na przeprosiny? Powiesz ojcu i… i wszystkim? – wydyszał, patrząc na mnie wzrokiem przerażonego psiaka.
Biedny dzieciak. Poza luzaka zniknęła. Stał przede mną dawny Damian, wrażliwy, niepewny siebie i przestraszony jak nigdy.
– Nie. Ale w małym mieście żadna tajemnica długo się nie uchowa.
– Wiem. Tylko nie jestem jeszcze gotowy na szczerość. Zacznie się wytykanie palcami, szeptanie za plecami. Ojciec się załamie, a na pewno będzie się mnie wstydził.
– Więc daj mu inne powody do dumy. Zakopmy topór wojenny i weźmy się wreszcie do roboty. Na marginesie, przyda ci się życzliwa dusza, kiedy postanowisz się ujawnić.
Uśmiechnął się nieśmiało. I pierwszy raz szczerze.
Filip i Krystian nie komentowali nagłego ocieplenia stosunków między nami. Wystarczyło im, że atmosfera się poprawiła i mogliśmy skupić się na pracy. Nowa linia mebli sypialnych odniosła duży sukces, zdobywając kilka nagród. A kiedy bomba wybuchła, trwaliśmy przy Damianie jak wierni muszkieterowie. Bo zdolny był chłopak i naprawdę dawał się lubić. Poza tym fajnie mieć w paczce zaprzyjaźnionego barmana.
Czytaj także:„Zniosłam poniżenie, gdy mąż poleciał za młodszą kochanką. Chciał mnie wyrolować i przegrał we własną gierkꔄByłam pewna, że tamta kobieta zniszczyła mi życie. Po latach zrozumiałam, że to właśnie ona stoi za moimi sukcesami”„Miałam ogromny żal do siostry za to, że odebrała mi wszystko. Wyjechałam, a kiedy wróciłam do miasta, było już za późno”