„Moja przyjaciółka odrzuciła mnie, kiedy zostałam mamą. Strzela fochy, bo nie mam dla niej tyle czasu co dawniej”

Matka z noworodkiem fot. Adobe Stock, ryrola
Gdy zostałam matką, Sandra oddaliła się ode mnie. Nie mam pojęcia dlaczego.
/ 10.05.2021 16:43
Matka z noworodkiem fot. Adobe Stock, ryrola

Urodziłam Patryka pół roku temu. Od dawna marzyliśmy z Grześkiem o dziecku i wreszcie się udało. Odkąd mały pojawił się na świecie, czuję się naprawdę szczęśliwa, spełniona. Bez żalu pożegnałam się z dotychczasowym życiem, pracą, karierą, żeby się nim zająć. Mój synek przysłania mi cały świat i właśnie o to przyjaciółka ma do mnie pretensje.

Ile lat się znamy? Chyba z piętnaście. Pierwszego dnia nauki w gimnazjum usiadłyśmy w jednej ławce i od tamtej pory właściwie się nie rozstawałyśmy. Razem się uczyłyśmy, chodziłyśmy na randki, zakupy. No i zwierzałyśmy się sobie ze wszystkich problemów. Byłyśmy jak papużki nierozłączki.

Gdy wyszłyśmy za mąż, sytuacja trochę się zmieniła, bo facetom też trzeba przecież poświęcić uwagę, ale nadal dość często spotykałyśmy się na kawie i wisiałyśmy godzinami na telefonie. Wydawało mi się, że nic nie jest w stanie zniszczyć naszej przyjaźni. A jednak…

Na początku cieszyła się ze mną. Potem już nie

Sandra była pierwszą osobą, której powiedziałam o ciąży. Nie mojemu mężowi, tylko właśnie jej. Ależ się ucieszyła! Co prawda sama nie zamierzała mieć dzieci, ale wiedziała, jak ja tego pragnę. Wycałowała mnie więc, wyściskała i obiecała, że będzie najlepszą ciocią na świecie. Od tamtej pory biegała ze mną po sklepach w poszukiwaniu rzeczy dla maluszka, pomagała mi urządzać pokoik. Byłam pewna, że wspólnie ze mną będzie dzielić matczyną radość.

Czar jednak prysnął zaraz po porodzie. Sandrze nie podobało się, że nie poświęcam jej już tyle czasu co kiedyś i że ciągle gadam o dziecku. Pamiętam, jak odwiedziła mnie pewnego popołudnia. Miała jakiś problem i chciała go ze mną obgadać. Ale pech chciał, że synek miał kolkę i bardzo płakał. Starałam się go uspokoić, bez skutku. Byłam w rozpaczy. Patrzyłam na jego czerwoną z wysiłku twarzyczkę i samej zbierało mi się na płacz.

A Sandra? Jakiś czas przyglądała się moim wysiłkom ze skwaszoną miną, a potem zaczęła zbierać się do wyjścia.
– Już idziesz? Dopiero przyszłaś! Nie zdążyłyśmy pogadać… – rzuciłam.
Patryk tak wrzeszczy, że własnych myśli nie słyszę! A o rozmowie to już w ogóle nie ma mowy – prychnęła.
– Poczekaj, może zaraza mu przejdzie i uśnie. Będziemy miały dla siebie chwilkę – nie poddawałam się.
– A jak nie? Zresztą nawet jak uśnie, to zaraz się obudzi, bo będzie głodny. Zaczniesz go karmić. A potem przyjdzie czas na kąpiel, usypianie i tak dalej. W twoim świecie nie ma już miejsca na przyjaźń – powiedziała z pretensją.
– Jest, tylko nie umiesz się dostosować do nowej sytuacji! Wiesz, naprawdę nie podejrzewałam, że jesteś aż taką egoistką! – oburzyłam się.

Po tych słowach Sandra wyszła. Nawet nie próbowałam jej zatrzymać, bo synek ciągle płakał, a poza tym byłam na nią zła. Przecież Patryk to nie lalka! Nie mogłam rzucić go w kąt, zrobić nam kawy, usiąść i posłuchać o jej problemach… Myślałam, że to oczywiste!

Po kilku dniach złość mi przeszła. Przemyślałam wszystko i doszłam do wniosku, że byłam trochę niesprawiedliwa dla Sandry. Wcześniej spędzałyśmy ze sobą mnóstwo czasu, a teraz odstawiłam ją na boczny tor. Miała prawo czuć się zraniona. Postanowiłam z nią pogadać, tak od serca. Chciałam jej powiedzieć, że bardzo zależy mi na naszej przyjaźni i jeśli obie się postaramy, to znajdziemy jakieś rozwiązanie, które spodoba się i jej, i mnie.

Umówiłam się z nią w kawiarni. Zostawiłam Patryka pod opieką męża. Ledwie jednak usiadłam przy stoliku, odezwał się telefon. Dzwonił Grzesiek. Zameldował mi, że mały ma chyba gorączkę i on nie wie, co robić. Zerwałam się z krzesła jak oparzona.
– Muszę lecieć do domu. Z Patrykiem coś się dzieje – rzuciłam do przyjaciółki i pobiegłam do samochodu.

Patrykowi na szczęście nic nie dolegało. Mąż niepotrzebnie narobił paniki… Zadzwoniłam do Sandry, żeby jej o tym powiedzieć. Odparła, że bardzo się cieszy, i się rozłączyła. Od tamtej pory prawie się nie odzywa. Czasem zadzwoni, zapyta, co słychać, ale nie proponuje spotkania. Wiele razy zapraszałam ją do siebie, lecz zawsze jakoś się wykręcała. Boję się, że jak tak dalej pójdzie, to nasza przyjaźń się skończy. Nie chcę tego, ale nie wiem, jak temu zapobiec…

Czytaj także:
Po śmierci babci okazało się, że miała nieślubnego syna
Przyznaję - jestem alkoholikiem. Ja wypiję, to jestem zaczepny
Z żoną dzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Moja mama była załamana

Redakcja poleca

REKLAMA