„Moja przyjaciółka nie miała nikogo, więc przyjęliśmy ją jak swoją. W podziękowaniu uwiodła mojego ojca i rozbiła rodzinę!”

Zakochałam się w mężu swojej siostry fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro
„– Zniszczyłaś mi rodzinę. Ja cię zaprosiłam do domu, uważałam za przyjaciółkę, a ty co? Nienawidzę cię! – Ale ja kocham twojego ojca. Nie umiem bez niego żyć. – Moja mama też nie umie. On tu mieszka? – zapytałam. Pokiwała głową. – Oboje jesteście obrzydliwi. Nie chcę was znać, powtórz mu to – rzuciłam przez ramię i wyszłam”.
/ 30.04.2023 22:30
Zakochałam się w mężu swojej siostry fot. Adobe Stock, WavebreakMediaMicro

Kiedy pierwszy raz przywiozłam Jagodę do domu, zaskoczenie moich rodziców było aż nadto widoczne – ich córka, etatowa samotnica, spędzająca czas z książką lub przed komputerem, nagle ma koleżankę, może nawet przyjaciółkę...? Jagę poznałam przez Gośkę, moją współlokatorkę z pokoju. Jagoda była starsza od nas, ale studiowała tylko rok wyżej. Miała jakieś kłopoty ze zdrowiem i wzięła urlop dziekański. W przeciwieństwie do mnie była duszą towarzystwa, poszłam z nią nawet na kilka imprez, ale to nie były moje klimaty. Jagoda śmiała się:

– Nie chcesz, to nie, ale powinnaś trochę spotykać się z ludźmi, a nie tylko książki i książki! Może i miała rację, ale ja kochałam swój świat, i było mi z tym dobrze. Szybko zorientowałam się, że Jagoda nie jeździ do domu, wszystkie weekendy i wolne dni spędzała w akademiku. Czasem sama, kiedy wszyscy się rozjeżdżali.

Próbowałam pytać ją o to, ale zbyła mnie

– Zostaję tu, bo lubię – ucięła.

Nie wracałam do tematu. Nie chciałam też wypytywać Gośki, która znała Jagodę jeszcze z liceum. Obawiałam się, że jej powtórzy i Jaga się na mnie obrazi. Po prostu na długi majowy weekend zabrałam Jagodę do swoich rodziców. I nawet przez myśl mi nie przeszło, jakie będą tego konsekwencje… Rodzice przyjęli Jagę serdecznie, chyba cieszyli się, że wreszcie mam przyjaciółkę. Była śliczna, dużo się śmiała, a w swoich kolorowych, cygańskich spódnicach sprawiała wrażenie jakiegoś egzotycznego ptaka, który nie wiadomo skąd pojawił się w naszym domu. Od pierwszej chwili zagarnęła dla siebie serce mojej młodszej siostry. Czesała jej długie włosy, układając z nich skomplikowane warkocze, rysowała na kartkach wzory sukienek. Zosia była oczarowana, a ja zaskoczona.

– Nie miałam pojęcia, że masz takie zdolności – dziwiłam się.

– A tam! – roześmiała się. – Ciotkę mam krawcową, to mnie nauczyła.

– To szyć też potrafisz?!

– Trochę. Nigdy nie miałam za wiele pieniędzy, a trzeba było sobie jakoś radzić, nie?

Drugiego dnia okazało się, że moja nowa koleżanka potrafi grać w szachy, i tą umiejętnością zawojowała z kolei mojego tatę, zakochanego w tej grze. Oczywiście obie z Zosią też grałyśmy, ale żadna nie lubiła tego zajęcia i tata zawsze twierdził, że gramy z nim „z łaski”. Natomiast Jagoda wyglądała, jakby sprawiało jej to ogromną radość.

– Ty naprawdę lubisz grać w szachy? – spytała z niedowierzaniem Zosia.

– Lubię – odparła Jaga – i cieszę się, że mogę sprawić przyjemność waszemu tacie – dodała.

Kiedy wracałyśmy do akademika, była jakaś cicha, trochę smutna, jak nie ona.

– Coś cię gryzie? – spytałam.

– Nie, nic – zaprzeczyła. – Ale wiesz co – dodała po chwili milczenia – bardzo dziękuję, że mnie ze sobą zabrałaś.

– Nie ma sprawy – odpowiedziałam. – Polecam się na przyszłość.

Odtąd Jagoda bywała u nas coraz częściej

Miałam wrażenie, że zaczęła być dla moich rodziców jak trzecia córka, a może tylko tak mi się wydawało, bo pewnego razu mama powiedziała:

– Musimy porozmawiać, córciu.

– Stało się coś?

– Nie, nic takiego, chciałabym tylko wiedzieć, czy ta twoja koleżanka to nie ma rodziców?

– Dlaczego pytasz? – nastroszyłam się.

– No chciałabym coś o niej wiedzieć, skoro tak często u nas bywa.

– To może ją po prostu zapytaj – zdenerwowałam się trochę.

– Ty się, Kaśka, nie złość. Myślałam, że coś o niej wiesz.

– Nie wiem. Ona o sobie nie opowiada, a ja nigdy nie wypytywałam.

Okazja, by się czegoś dowiedzieć, przyszła dopiero przed wakacjami, kiedy zagadnęłam Jagodę, gdzie ma zamiar je spędzić. Wzruszając ramionami, moja przyjaciółka odparła:

– Tutaj. Tu jest mój dom.

– W akademiku?! Nie masz rodziców ani nikogo bliskiego?

Jagoda milczała. Kiedy myślałam, że już się nie odezwie, powiedziała cicho:

– Moja mama mieszka w Anglii. Tata zginął w wypadku, jak byłam mała, nie pamiętam go. Mama wyjechała do pracy, miało być na trochę, ale już nie wróciła.

– A ty?

– Co ja? – powiedziała to jakoś tak gwałtownie, agresywnie, ale szybko się opanowała. – Ja zostałam z babcią, ale teraz babcia nie żyje. Dlatego tu jest mój dom – powtórzyła z naciskiem.

– A nie możesz jechać do mamy do Anglii? – spytałam nieśmiało.

Skrzywiła się.

– Mogę, ale nie chcę. Ona ma tam nową rodzinę, wcale nie naciska, żebym przyjechała. Nie jestem jej potrzebna – głos jej się lekko załamał.

– Może tylko tak ci się wydaje?

– Nic mi się nie wydaje, Kasiu. Tyle lat spędzałyśmy z babcią wakacje i święta we dwie i nigdy nie przyjechała. Wydawało jej się, że jak wyśle paczkę albo pieniądze, to już spełniła swój obowiązek.

Jeszcze tego samego wieczoru zadzwoniłam do rodziców i spytałam, czy mogę zaprosić Jagodę na wakacje. Było dla mnie oczywiste, że się zgodzą i nie zawiodłam się. Od tych wakacji stałyśmy się naprawdę bliskie, jak siostry, przynajmniej tak wtedy sądziłam. Pół roku później poznałam Mateusza i zakochałam się na zabój. Zaczęłam rzadziej jeździć do domu, rzadziej spotykać się z Jagodą, cały swój wolny czas poświęcałam Matiemu. Wiedziałam, że Jaga jeździła do moich rodziców kilka razy sama.

Raz pojechaliśmy wszyscy troje

Chciałam przedstawić Mateusza rodzicom, ale – co mnie zdziwiło – mój chłopak nie był zadowolony.

– Czy ona koniecznie musi z nami jechać? – marudził.

A co Jaga ci przeszkadza? – nie mogłam pojąć.

Poddał się.

– Jak chcesz – powiedział – to w końcu twój dom i twoi rodzice.

Ale po kilku dniach wrócił do tematu.

– Kasia, ja tam nie chcę się wtrącać, ale ta twoja Jagoda to jakaś dziwna jest…

– Wymyślasz, Mati, bo jej nie lubisz – broniłam przyjaciółki.

– Nie chodzi o to, że jej nie lubię… – zawahał się. – Po prostu ona… ona… – zaczął się jąkać – Mam wrażenie, a zresztą… – machnął ręką – może tylko mi się wydawało.

– Nie no! – zdenerwowałam się. – Jak zacząłeś, to dokończ. Co ci się wydaje?

– Nieważne, lepiej skończmy tę rozmowę – Mateusz wyraźnie się wycofywał.

– Nic nie skończymy. Powiedz, o co chodzi – zażądałam.

– Dobrze, tylko proszę, nie złość się. Wydaje mi się, że ona i… twój tata… Między nimi chyba coś jest.

Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczami. Co on za bzdury wymyśla? Jak może pleść takie rzeczy o moim tacie?

– Kasiu – Mateusz przytrzymał moją rękę – nie chciałem cię denerwować, ale…

– Przestań! – ze złością wyrwałam mu dłoń. – Opowiadasz głupoty. Mój tata to poważny człowiek, kocha moją mamę i nas. Jak możesz posądzać go o jakieś romanse? Jesteś wstrętny! – krzyknęłam. – A Jagoda jest przecież moją przyjaciółką i nie zrobiłaby mi takiego świństwa.

Zerwałam się od stolika, chwyciłam torebkę i wybiegłam z kawiarni.

– Kasia, zaczekaj! – usłyszałam za sobą, ale nawet nie odwróciłam głowy.

Byłam wściekła na Mateusza

Ale... ziarno niepewności zostało zasiane. Pierwsze, co zrobiłam, gdy już udało mi się ochłonąć, to zadzwoniłam do ojca. Nie mogłam jednak zapytać go wprost, więc pogadaliśmy ot tak, zwyczajnie o niczym. Wydawało mi się, że tata zachowuje się jak zawsze, podobnie Jagoda, którą wieczorem odwiedziłam, żeby i ją wybadać. Żadne z nich nie dało mi najmniejszych powodów do podejrzeń. Jeszcze bardziej rozgniewałam się na Mateusza.

– Nie chcę się na razie z tobą spotykać. Nie dzwoń – wysłałam mu SMS-a. – Muszę sobie różne rzeczy przemyśleć.

Mimo że nie wierzyłam w to, co imputował Mateusz, coś jednak się zmieniło. Dzwoniłam do mamy i miałam wrażenie, że jest smutna. Mówiła, że wszystko w porządku, ale czułam, że coś jest nie tak. Postanowiłam, że w pierwszej wolnej chwili pojadę do domu, ale nie miałam czasu. Szykowałam się do obrony pracy magisterskiej, która wymagała jeszcze ostatnich poprawek, poza tym koleżanka załatwiła mi pracę w wydawnictwie, co pochłaniało resztki mojego czasu. Naprawdę nie miałam kiedy się wyrwać. Tydzień przed obroną wpadłam do Jagody, dawno się nie widziałyśmy. Była blada, wyglądała na zmęczoną.

– Jaga, co z tobą? – zapytałam.

– Przepracowana jestem – mruknęła.

„Przepracowana?” – zdziwiłam się w duchu. „Czym?”. Z tego, co wiedziałam, Jagoda nigdzie nie się nie zatrudniła, a obronę magisterki odłożyła na wrzesień. Wracając do domu, rozmyślałam nad tą sytuacją. Jagoda nie szukała pracy, wyprowadziła się z akademika, twierdząc, że matka wynajęła jej mieszkanie, co prawda maleńką kawalerkę, ale zawsze. Nie zaproponowała mi jednak, żebyśmy zamieszkały razem, w ogóle nasza przyjaźń jakoś się ostatnio rozmyła. Dwa tygodnie później, w niedzielę rano, zadzwoniła do mnie Zosia. Odkąd zaczęła chodzić do liceum w mieście, w domu bywała tylko w weekendy.

– Kasiu, powinnaś przyjechać do domu – powiedziała, nawet się nie witając.

– Coś się stało? – zaniepokoiłam się.

– Sądzę, że tak. Byłam w domu tydzień temu, ojca nie było. Wczoraj przyjechałam i znów go nie ma.

– A mama co mówi?

– Oj, Kaśka, pytasz, jakbyś mamy nie znała. Właściwie to nic nie mówi. Podobno musiał wyjechać służbowo.

– Więc może rzeczywiście musiał.

– Nie zgaduj, tylko przyjedź – zażądała. – Coś jest nie tak. Mama jest smutna, prawie się nie odzywa, schodzi mi z drogi, jak nie ona. A ojciec, co? Pojechał w delegację na weekend, dobrze wiesz, że to się prawie nie zdarzało. Poza tym – tydzień w tydzień? Przyjedź, Kaśka – naciskała.

– Dobrze, przyjadę – obiecałam i strach ścisnął mnie za gardło.

A co, jeśli Mateusz ma rację?

Jeszcze tego samego dnia wieczorem byłam w domu. Jedno spojrzenie na mamę wystarczyło, żeby stwierdzić, że Zosia miała rację. Mama miała smutne oczy, otoczone sinymi obwódkami.

– Mamuś… – przytuliłam ją czule.

Zawsze byłyśmy ze sobą bardzo zżyte... Patrzyła teraz na mnie, a w jej oczach lśniły łzy. Natychmiast poczułam wyrzuty sumienia. Jak mogłam tak rzadko przyjeżdżać, tak rzadko dzwonić, myśleć tylko o sobie! Długo w noc siedziałyśmy z mamą i Zosią w moim pokoju. Okazało się, że pomiędzy rodzicami już od dawna się nie układało. Ojciec ciągle gdzieś wyjeżdżał, wiecznie miał jakieś delegacje, po powrocie z których pachniał damskimi perfumami. Kiedy mama robiła mu wyrzuty, złościł się. Dwa tygodnie temu powiedział, że nie da rady tak dłużej żyć, że się wyprowadza i chciałby się rozwieść.

– Dlaczego nie zadzwoniłaś? – nie wytrzymałam, musiałam o to zapytać.

– Nie chciałam was martwić, miałam nadzieję, że ojciec się opamięta, że wszystko wróci do normy. A później, kiedy się wyprowadził – zająknęła się – nie wiedziałam, jak mam to powiedzieć, bo…

Chodzi o Jagodę, tak?– wyszeptałam.

Pokiwała tylko głową, łzy spływały jej bezgłośnie po policzkach.

– Skąd wiesz? – spytałam.

– Domyślałam się tego, więc zapytałam wprost i… przyznał się.

– A to suka – wymamrotała Zosia.

Ja nie wiedziałam, co powiedzieć, mało tego, nie wiedziałam nawet, co myśleć. Przytuliłam się do mamy.

– Przepraszam cię – wyszeptałam.

– Za co, dziecko?

– Za to, że ją tu przywiozłam, za to, że nic nie widziałam, że myślałam tylko o sobie – szeptałam, obejmując mocno mamę. – Ale już ja jej powiem, już ja jej dam, wszystkie kudły jej powyrywam!

– Chętnie ci pomogę – wycedziła przez zęby moja młodsza siostra.

Zostałam z mamą trzy dni, Zośkę odesłałam do internatu

Trochę się buntowała, ale przekonałam ją, że musimy żyć normalnie, a ona musi przede wszystkim chodzić do szkoły. Próbowałam oczywiście dzwonić do ojca, udało mi się dopiero za czwartym podejściem. Planowałam sobie, oczywiście, co mu powiem, ale z całego długiego przemówienia powiedziałam tylko jedno zdanie:

Jak mogłeś coś takiego zrobić?!

Pamiętam, że nawet nie słuchałam jego tłumaczeń – kompletnie puściły mi nerwy.

Krzyczałam, płakałam, a w końcu wyłączyłam telefon. Byłam tak wściekła, że nie panowałam nad sobą. Następnego dnia byłam już w mieście. Pierwsze kroki skierowałam prosto do mieszkania Jagody. Nacisnęłam dzwonek, mocno i długo. Po chwili Jagoda stanęła w drzwiach, jedną ręką owijała się szlafrokiem, drugą odgarniała z twarzy rozczochrane włosy. Widać było, że ją obudziłam. Długą chwilę patrzyłyśmy na siebie bez słowa, potem Jaga odwróciła się i nadal w milczeniu, nie zapraszając mnie do środka, ale i nie zamykając drzwi, poszła do pokoju. Kiedy weszłam za nią, siedziała na kanapie.

– Już wiesz? – zapytała cicho.

– Jesteś wredna suka – warknęłam. – Jak mogłaś pójść do łóżka z moim ojcem? – krzyczałam coraz głośniej. – Jak mogłaś zrobić to mojej matce? I Zośce? I mnie? – głos mi się załamał.

Zamilkłam, żeby się nie rozpłakać.

Ty… ty… nawet nie wiem, jak powinnam cię nazwać!

– Zakochałam się. Przepraszam – usłyszałam.

– Przepraszam, przepraszam – przedrzeźniałam ją z wściekłością. – Myślisz, że przeprosisz i załatwione? Zniszczyłaś mi rodzinę. Ja cię zaprosiłam do domu, uważałam za przyjaciółkę, a ty co? Nienawidzę cię!

– Ale ja kocham twojego ojca, Kasiu. Nie umiem bez niego żyć.

– Moja mama też nie umie – warknęłam.

Jagoda patrzyła na mnie i milczała

– No co się tak gapisz, powiedz coś!

– Przepraszam – powtórzyła.

Z trudem powstrzymałam się, żeby nie dać jej w twarz.

– On tu mieszka? – zapytałam tylko.

Pokiwała głową.

– Oboje jesteście obrzydliwi. Nie chcę was znać, powtórz mu to – rzuciłam przez ramię i wyszłam, trzaskając drzwiami. Ojciec dzwonił do mnie całe popołudnie, ale nie odbierałam. I nigdy więcej nie odebrałam telefonu od niego! Od tego czasu jeździłam do mamy co tydzień, nie chciałam, żeby czuła się samotna, chociaż całkiem nieźle sobie radziła. Próbowała mnie nawet namawiać, żebym porozmawiała z ojcem, ale nie chciałam. Zosia się z nim spotykała, ale ja nie potrafiłam się przełamać.

Po pewnym czasie mama zdecydowała się złożyć pozew o rozwód. Stwierdziła, że musi zamknąć ten rozdział swojego życia i zacząć patrzeć w przyszłość. Rozumiem ją. Ja też bym chciała, ale nie potrafię wybaczyć ani ojcu, ani Jagodzie.

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA