„Moja nastoletnia córka zażądała grubej kasy na luksusowe zimowisko. Gdy odmówiłam, sięgnęła po mroczniejsze argumenty”

Matka z nastoletnią córką fot. iStock by Getty Images, fcafotodigital
„– To niesprawiedliwe! – krzyknęła, zanim zdążyłam skończyć. – Klaudia mówiła, że każdy, kto chce, może jechać. A wy? Zawsze macie coś przeciwko. Przez was muszę siedzieć w domu jak ostatnia biedaczka, kiedy wszyscy inni robią coś fajnego!”.
/ 18.01.2025 18:30
Matka z nastoletnią córką fot. iStock by Getty Images, fcafotodigital

Kiedy patrzę na Zuzę, zastanawiam się, kiedy dokładnie zaczęłam ją tracić. Czy to było wtedy, gdy kupiła swoje pierwsze farby do włosów, mówiąc, że „wszyscy tak robią”? A może, gdy zamilkła przy obiedzie i zaczęła odpowiadać monosylabami? Jeszcze niedawno, przecież kilka lat temu, Zuza była moją małą dziewczynką – zawsze blisko, zawsze pytająca, zawsze szczera. Dziś wydaje się coraz bardziej odległa, jakby żyła w świecie, do którego nie mam dostępu.

Czasami mam wrażenie, że jej spojrzenie nie wyraża nic poza irytacją. Tomasz, mój mąż, mówi, że to normalne. „To tylko wiek nastoletni, Basiu. Daj jej przestrzeń” – powtarza, jakby przestrzeń była odpowiedzią na wszystko. Może ma rację? Ale jak dać przestrzeń, nie tracąc kontroli?

Ostatnio Zuza wspomniała o wyjeździe na narty z Klaudią. Było w tym coś... dziwnego. Nie tylko sposób, w jaki o tym mówiła – jakby to był jedyny sens jej istnienia – ale też to, jak unikała szczegółów. Klaudia, jej najlepsza koleżanka, jest dziewczyną, której nie do końca ufam. Nie lubię jej spojrzenia – zbyt pewnego i chłodnego. Zawsze wydaje mi się, że coś knuje.

Nie poznawałam własnej córki

Patrzę na Zuzę i widzę nie tylko bunt, ale też coś więcej – pewien smutek, a może presję? I nie wiem, jak do niej dotrzeć. Wszystko między nami staje się bardziej napięte, a ja nie potrafię odnaleźć tej delikatnej równowagi, w której nie jestem ani jej wrogiem, ani służącą. Boję się, że nasz związek pęknie.

– Zuza, wszystko w porządku? – pytam czasem.

Ale ona tylko wzdycha i przewraca oczami. Jakby w moim pytaniu kryło się coś obraźliwego. Jakby każdy mój gest był atakiem. Tracę grunt pod nogami. A Tomasz? On widzi w niej wyłącznie „etap”, przejściowy chaos. Ale ja widzę więcej. Coś się dzieje.

– Mamo, musimy pogadać – Zuza weszła do kuchni, rzucając torbę na stół. Była trzecia po południu, a ja właśnie kończyłam kroić marchewkę do zupy. Miała ten swój „ważny ton”, który zazwyczaj oznaczał kolejną nieprzyjemną rozmowę.

– Słucham, Zuza – odpowiedziałam spokojnie, odkładając nóż.

– Klaudia zaprosiła mnie na wyjazd na ferie – oznajmiła, wyprostowując się, jakby już wygrała jakiś niewidzialny pojedynek.

– Wyjazd? – Powtórzyłam, chcąc dać sobie sekundę na przemyślenie. – Dokąd?

– Do Włoch, w Alpy. Będziemy jeździć na nartach. Jej rodzice organizują wszystko, to mega luksusowy wyjazd – mówiła szybko, jakby bała się, że jej przerwę. – Klaudia powiedziała, że to najlepsza okazja, żeby nauczyć się jeździć. I… naprawdę chciałabym pojechać.

Nie stać mnie na te luksusy

Poczułam, jak coś ściska mnie w żołądku. Luksusowy wyjazd? To już brzmiało podejrzanie. Zerknęłam na nią, stojącą z rękami skrzyżowanymi na piersi. Miała na sobie drogi sweter, który dostała na święta od Klaudii. Ta dziewczyna wszystko miała drogie – rzeczy, wakacje, wpływy. Ale Zuza?

– Zuza, to brzmi świetnie, ale… – Zaczęłam ostrożnie, bo widziałam, jak jej spojrzenie się zmienia. – Skąd mamy na to wziąć pieniądze? Tego typu wyjazdy są drogie.

– Nie aż tak! – rzuciła, nagle wyciągając telefon i pokazując mi wiadomość od Klaudii. – Zobacz, jej rodzice wszystko opłacają, a ja potrzebuję tylko pieniędzy na kieszonkowe. Powiedzmy, tysiąc złotych.

Tysiąc złotych. Tylko? Słowo to zabrzmiało jak policzek.

Tysiąc złotych kieszonkowego? Zuza, czy ty słyszysz, co mówisz? – Wzięłam głęboki oddech, czując, jak narasta we mnie złość. – Wiesz, że mamy inne wydatki. Nie możemy sobie pozwolić na takie luksusy.

– To niesprawiedliwe! – krzyknęła, zanim zdążyłam skończyć. – Klaudia mówiła, że każdy, kto chce, może jechać. A wy? Zawsze macie jakieś „ale”. Zawsze muszę siedzieć w domu jak ostatnia biedaczka, kiedy wszyscy inni coś robią!

– Zuza, nie podnoś głosu – upomniałam ją, starając się zachować spokój. – To nie kwestia „nie chcenia”. Po prostu nie możemy sobie na to pozwolić.

– Nie możecie, bo wolicie wydawać na siebie! – Jej twarz wykrzywiła się w grymasie złości. – Nienawidzę tego domu i waszego żałosnego podejścia do wszystkiego!

– Uspokój się! – Tomasz wszedł do kuchni, unosząc dłoń na znak, że ma już dość. – Zuza, rozmawiajmy spokojnie.

Tato, ty mnie rozumiesz, prawda? – Zuza nagle zmieniła ton, zwracając się do niego. – To tylko tysiąc złotych. Mogę coś sprzedać, zarobić! Ale nie każcie mi tu siedzieć przez całe ferie.

– Zuza, mama ma rację – Tomasz westchnął, siadając przy stole. – Wyjazdy są kosztowne. Może kiedyś, ale na razie to niemożliwe.

Jesteście najgorsi! – warknęła, po czym wybiegła z kuchni, trzaskając drzwiami.

Nie sądziłam, że powie coś takiego

Zostałam z Tomaszem w kuchni i staliśmy w ciszy. Patrzyłam na niego, czując, jak wzbiera we mnie frustracja.

Naprawdę nie możemy…? – zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Tomasz spojrzał na mnie z wyrzutem, jakbyśmy właśnie zmieniali się miejscami.

– Dobrze wiesz, że Zuza musi nauczyć się przestrzegania granic – powiedział cicho.

Granice. Łatwo powiedzieć. Problem w tym, że granice coraz bardziej nas dzielą.

Wieczorem spróbowałam porozmawiać z Zuzą, ale siedziała na łóżku, wpatrzona w telefon. Na moje wejście nawet nie podniosła wzroku.

– Porozmawiajmy – powiedziałam cicho. – Nie chcę, żebyś czuła się źle.

– To dlaczego zawsze mnie ograniczasz? – rzuciła oschle, odrywając wzrok od ekranu. – Klaudia ma rację, wy tylko kontrolujecie moje życie.

– Klaudia? – Zmarszczyłam brwi. – Zuza, ona nie zna nas ani naszych problemów. Dlaczego pozwalasz jej decydować, co masz myśleć o swojej rodzinie?

– Nie rozumiesz! – podniosła głos. – Mam dosyć życia, w którym muszę się ciągle tłumaczyć! Jak z wami nie dam rady, to może w szkole... – przerwała nagle.

– Co masz na myśli? – zapytałam, czując, jak rośnie we mnie niepokój.

– Nieważne – rzuciła szybko i odwróciła się do ściany. – Zostaw mnie.

Zamarłam, próbując zrozumieć, co ukrywała. „W szkole”? Co zamierzała zrobić?

Tego wieczoru, kiedy Tomasz zasnął, długo leżałam, wpatrując się w sufit. Czułam, że z Zuzą dzieje się coś więcej. Coś, co wymykało się spod mojej kontroli. Nie mogłam dłużej czekać i milczeć.

Bałam się, co wymyśli

Następnego dnia, przechodząc obok pokoju Zuzy, usłyszałam jej głos. Rozmawiała z Klaudią przez telefon. Zatrzymałam się, nie zamierzając podsłuchiwać, ale jej słowa przykuły moją uwagę.

– Nie, nie zmienią zdania – mówiła z irytacją. – Mówiłam im, że mogę coś zrobić, ale jak zawsze są przeciwko... Nie, jeszcze nie. Ale chyba to powiem, niech się w końcu boją. Nie chcę już tak żyć, Klaudia. Muszę postawić na swoim, inaczej zwariuję.

Cofnęłam się, serce waliło mi jak młotem. O czym mówiła? Mamy się bać? Wiedziałam, że muszę dowiedzieć się więcej.

Wieczorem, gdy Tomasz wrócił z pracy, opowiedziałam mu o rozmowie. Patrzył na mnie z rosnącym niepokojem.

– Może to tylko dramatyzowanie – próbował uspokajać, ale w jego głosie słychać było niepewność.

– Tomasz, ona chyba planuje nas szantażować – odpowiedziałam ostro. – Co, jeśli naprawdę zrobi coś głupiego? Musimy działać.

Postanowiliśmy spokojnie porozmawiać z Zuzą, ale gdy zapukaliśmy do jej drzwi, usłyszeliśmy tylko trzask zamka.

Dajcie mi spokój! – krzyknęła.

Staliśmy tam chwilę, bezradni. Wtedy Tomasz złapał mnie za rękę.

– Basiu, damy sobie radę. Przejdzie jej – powiedział cicho, ale w jego oczach widziałam wątpliwość.

Następnego dnia, gdy Zuza wyszła do szkoły, zobaczyłam jej telefon zostawiony na biurku. Coś mnie tknęło. Wiedziałam, że to granica, której nie powinnam przekraczać, ale musiałam zrozumieć, co się dzieje.

Włączyłam ekran. W wiadomościach z Klaudią aż kipiało od rozmów o manipulacjach.

„Jak powiesz, że zgłosisz ich do szkoły, na pewno się ugną” – pisała Klaudia. – „Musisz tylko trzymać się wersji, że są toksyczni. Nie pękaj, Zuza, to działa na moich rodziców”.

Serce zamarło mi w piersi. To nie była przypadkowa uwaga, to był plan. Klaudia instruowała Zuzę, jak używać przeciw nam oskarżeń, które mogły zniszczyć wszystko.

Musiałam szybko działać

Wieczorem, podczas kolacji, postanowiłam się z nią skonfrontować.

– Zuza, możemy porozmawiać? – zaczęłam spokojnie, choć w środku cała się trzęsłam.

Spojrzała na mnie podejrzliwie.

– O co chodzi? – zapytała, ale widziałam, że już była czujna.

– O twoją rozmowę z Klaudią – odpowiedziałam. – Wiem, co planujesz. I wiem, że ona cię do tego namawia.

Jej twarz stężała. Przez moment wydawało się, że wybuchnie, ale zamiast tego odwróciła wzrok.

– To nie tak… – zaczęła cicho, ale przerwałam jej.

– Zuza, to jest dokładnie tak. Klaudia manipuluje tobą, a ty próbujesz manipulować nami. Dlaczego? – zapytałam, czując wzbierające łzy.

– Bo czuję, że mnie nie rozumiecie! – wybuchnęła w końcu. – Mam dość bycia nikim! Klaudia jest jedyną osobą, która traktuje mnie poważnie!

– Zuza, nie musisz walczyć z nami, żeby być kimś. Jesteś ważna, ale to nie Klaudia powinna decydować, jak wygląda twoje życie – mówiłam, ale widziałam, że moje słowa ledwo do niej docierają.

Rzuciła widelec na stół i wybiegła z pokoju. A ja zostałam, czując, że zbliżamy się do punktu, z którego może nie być powrotu.

Nie mogłam tego tak zostawić. Jeszcze tego samego wieczoru, kiedy Zuza zamknęła się w swoim pokoju, postanowiłam działać. Sięgnęłam po telefon i odnalazłam numer matki Klaudii. Wahałam się przez chwilę, ale wiedziałam, że muszę spróbować.

– Dobry wieczór, pani Ewo. Tu Barbara, mama Zuzy – zaczęłam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie. – Chciałam porozmawiać o Klaudii. Może znajdzie pani chwilę?

Odmówiła mi pomocy

Po drugiej stronie zapadła cisza, a potem usłyszałam lekko zirytowany głos:

– O co chodzi? Klaudia nic mi nie mówiła, żeby był jakiś problem.

Myślę, że mamy problem – powiedziałam stanowczo. – Klaudia namawia moją córkę do rzeczy, które mogą mieć poważne konsekwencje. Uczy ją manipulacji, szantażu. Czy wie pani o tym?

Proszę mnie nie obrażać – odpowiedziała sucho. – Moja Klaudia jest bystra i ambitna, a jeśli Zuza się na nią wzoruje, to raczej powinna się pani cieszyć. Może przestanie być taka nijaka.

Zamarłam. To, co powiedziała, uderzyło mnie jak policzek.

– Pani Ewo, to, co robi pani córka, niszczy moją rodzinę – wyrzuciłam z siebie. – Może powinna się pani tym zainteresować, zamiast zachwycać się jej „bystrym” zachowaniem.

Rozłączyła się, zanim zdążyłam dokończyć. Telefon zsunął mi się z dłoni. Wiedziałam, że nie mogę liczyć na jej pomoc.

Tomasz wrócił do domu chwilę później i zastał mnie siedzącą w ciszy.

– Co się stało? – zapytał.

– Rozmawiałam z matką Klaudii – powiedziałam. – Ona… Nic nie zrobi. Uważa, że Klaudia jest ideałem.

Tomasz westchnął, kładąc ręce na moich ramionach.

– Musimy skupić się na Zuzi – powiedział cicho. – Może Klaudia ma na nią wpływ, ale to nasza córka. Musimy do niej dotrzeć, zanim będzie za późno.

Tego wieczoru oboje zastanawialiśmy się długo, jak odbudować to, co zostało między nami a Zuzą. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by poprawić relacje z córką i odnaleźć w niej nasze ukochane dziecko.

Barbara, 47 lat

Czytaj także:
„Po śmierci syna mój świat się zawalił. Wtedy w moim życiu pojawił się ktoś, kogo już dawno pochowałam w swojej pamięci”
„Moje dzieci myślą tylko o nowych gadżetach. Postanowiłam im pokazać, że to coś więcej niż pieniądze i drogi sprzęt”
„Mąż widzi we mnie tylko matkę swoich dzieci i sprzątaczkę. Muszę go zdradzać, żeby mieć coś z życia”

Redakcja poleca

REKLAMA