Lubiłam Boże Narodzenie. Przepadałam za jego wyjątkową atmosferą i czasem spędzonym w rodzinnym gronie, gdy wszelkie troski odkładało się na bok – przynajmniej na jakiś czas. Mimo wszystko, tuż przed Wigilią robiłam się nerwowa. Nigdy nie wiedziałam, czy ze wszystkim zdążę, czy każda potrawa wyjdzie tak, jak sobie zaplanowałam i czy wyrobię się z dekorowaniem mieszkania. Mąż żartował, że pani koordynator musi mieć wszystko pod kontrolą także w domu – nawet Święta.
Myśleli o prezentach
Dobrze, że go miałam, bo wiedziałam, że bez Oskara byłoby mi znacznie ciężej. Poza tym, były jeszcze nasze dzieci: dziesięcioletni Dawid i siedmioletnia Kasia. Córeczka chętnie stroiła choinkę i wycinała dekoracje na okna, syn z kolei lubił pomagać tacie w przedświątecznych zakupach. Wiedziałam, że wspólnymi siłami wszystko osiągniemy, a jednak jakiś cień niepokoju, jak co roku, pozostawał gdzieś w moim sercu.
– Mamo, napisałam już list do świętego Mikołaja – pochwaliła się Kasia. – Powiedziałam mu, że chcę…
– I tak ci nic nie przyniesie – przerwał zgryźliwie Dawid. – On przynosi prezenty tylko grzecznym dzieciom.
– Byłam grzeczna! – oburzyła się Kasia. – To ty ostatnio zbiłeś wazon i rozlałeś szampon w łazience!
– Nie macie się co licytować – do akcji jak zwykle wkroczył Oskar. – Każdy na pewno załapie się na jakieś prezenty.
– A piernik będzie w tym roku? – spytał z nadzieją Dawid.
– I sernik! – zawtórowała mu prędko siostra.
Byłam tym znużona
Pokręciłam głową.
– A wy tylko o jednym – mruknęłam. – Wiecie, że Święta nie są tylko od tego, żeby się dobrze najeść i obejrzeć prezenty?
Dawid wzruszył ramionami, a Kasia popatrzyła na mnie uważnie.
– No to… od czego? – spytała z rozbrajającą szczerością.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Oskara.
– Mama chciała powiedzieć, że ważna jest też świąteczna atmosfera – wytłumaczył dzieciom. – I to, że jesteśmy razem. Że możemy spędzić ten czas w swoim towarzystwie i przez chwilę niczym się nie martwić.
Dzieci nie wyglądały na przekonane, ale pokiwały głowami i prędko wróciły do swoich zajęć.
– Kiedyś zrozumieją – stwierdził mąż, obejmując mnie ramieniem.
– Wiem – przyznałam, wtulając się w niego. – Po prostu chciałabym, żeby te święta były inne. Żebym mogła zrobić coś dobrego.
Oskar uśmiechnął się rozbrajająco.
– Ty zawsze robisz coś dobrego – powiedział łagodnie. – Jesteś z nami i dbasz, żeby nikomu niczego nie brakowało. I mnie to wystarcza.
Był kochany, a mnie od razu zrobiło się cieplej na sercu.
Nie mieli lekko
Na tydzień przed Bożym Narodzeniem Dawid zaprosił do siebie Patryka, kolegę ze szkoły. Patryk mieszkał w tym samym bloku, na parterze. Z tego co wiedziałam, u niego w domu się nie przelewało. Miał tylko mamę – ojciec zostawił ich wiele lat temu i zdaje się, że w ogóle nie utrzymywał kontaktu ani z synem, ani tym bardziej z dawną partnerką.
Klaudia, jego mama, bardzo o niego dbała – zawsze był czysty, miał schludne ubrania, ale widziałam, że często spogląda tęsknie na rzeczy, którymi tak niefrasobliwie szasta mój syn.
– Gdzie będziesz na święta? – zagadnął kolegę Dawid, gdy skończyli projekt na plastykę.
Patryk wzruszył ramionami.
– No w domu – stwierdził.
– My w Wigilię jesteśmy tutaj – stwierdził mój syn. – Ale na święta jedziemy do dziadków. Przynajmniej na pierwszy dzień.
Patryk wyraźnie się zmieszał.
– Dziadkowie od mojej mamy nie żyją – mruknął. – A ci drudzy… nawet ich nie znam.
Dawid wzruszył ramionami.
– E tam, najważniejsze, że będą prezenty. Wiesz już, co dostaniesz?
Było mi go żal
Chłopiec westchnął.
– Może nową bluzę – odparł. – Ta moja nie wygląda już dobrze…
– A z takich fajnych rzeczy? – dopytywał Dawid. – Bo ja to chciałbym taki nowy zestaw Lego albo…
– Muszę już iść – przerwał szybko Patryk i poderwał się z miejsca. – Zapomniałem, że mama wraca o szóstej do domu.
Dawid odprowadził kolegę do drzwi, a my wymieniliśmy spojrzenia z Oskarem.
– Nadal chcesz zrobić coś dobrego? – zagadnął mnie mąż.
Uśmiechnęłam się lekko.
– Myślisz, że mogłabym ich zaprosić?
– Patryka i jego mamę? – Podchwycił Dawid, który wrócił właśnie z przedpokoju. – Byłoby ekstra!
– Spróbuj – odparł Oskar. – Miejsca i jedzenia przecież starczy.
Miałam lekką tremę, ale kolejnego dnia pod wieczór zapukałam do drzwi mieszkania na parterze. Otworzyła mi Klaudia – wyraźnie zmęczona i przybita. Na mój widok uśmiechnęła się blado.
– O, cześć – przywitała się. – Patryk mówił, że był wczoraj u was. Podobno robią z Dawidem jakiś bardzo ważny projekt… Może wejdziesz?
Chciałam im pomóc
Machnęłam ręką.
– Ja tylko na chwilkę – rzuciłam szybko. – Tak sobie pomyślałam, bo widzisz, w Wigilię będziemy tylko sami z dzieciakami… może chcielibyście przyjść na wieczerzę?
Odkaszlnęła, wyraźnie zdumiona.
– Na wieczerzę? – powtórzyła. – Ale… taką uroczystą? Świąteczną?
– No tak, tak – zapewniłam pośpiesznie. – Patryk wspominał, że będziecie sami, więc może razem byłoby raźniej?
Chwilę milczała, myśląc nad tym, co powiedziałam.
– Nie bardzo mam się w co ubrać na taką okazję… – wymamrotała, patrząc w podłogę.
– Daj spokój! To wszystko nieważne! – Uśmiechnęłam się ciepło. – Spędzimy razem czas, porozmawiamy, zjemy. Dzieciaki pocieszą się z prezentów.
Wreszcie ostrożnie odwzajemniła uśmiech.
– No dobrze. Przyjdziemy. Uprzedź mnie tylko, na którą.
Już od rana w Wigilię byłam strasznie przejęta i trochę zdenerwowana. Krzątałam się po kuchni, wiecznie czegoś zapominając – aż dzieci się ze mnie podśmiewały.
Było inaczej
– Matylda, spokojnie – rzucił Oskar z lekkim rozbawieniem. – Przyjmujesz sąsiadów, a nie prezydenta. Możesz wyluzować. Naprawdę. Wszystkim będzie smakować.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale wzięłam kilka głębokich oddechów i podeszłam do tego nieco spokojniej. Klaudia uparła się, żeby przyjść wcześniej i pomóc mi we wszystkim, więc ugościliśmy ich dwie godziny przed kolacją.
Kiedy wreszcie zasiedliśmy przy wspólnym stole, widziałam radość w oczach sąsiadki i zaskoczenie Patryka.
– To jest łosoś? – Zapytał, a kiedy potwierdziłam, dodał: – Mamo, mogę spróbować?
– Pewnie, synku – odezwała się Klaudia, po czym popatrzyła na mnie niepewnie: – Nie wie, jak smakuje, bo nie udało mi się nigdy kupić.
Kasia zrobiła wielkie oczy, a Dawid popatrzył w zdumieniu na Patryka. Nie mogli uwierzyć, że nigdy nie jadł pieczonego łososia, a na Wigilii w jego domu była tylko jedna potrawa.
Byliśmy szczęśliwi
Widziałam zawstydzone spojrzenie Klaudii, więc szybko zmieniłam temat. Kiedy jednak mój syn zaczął z zaangażowaniem proponować koledze dokładkę, a córka przekonywała, że w Święta trzeba dobrze zjeść, w oczach zakręciły mi się łzy wzruszenia.
Po kolacji przyszedł czas na prezenty. Patryk, oprócz bluzy od mamy, dostał od nas także model samolotu do składania. Wcześniej podpytałam Dawida, co interesuje jego kolegę, a gdy dowiedziałam się, że zawsze podobały mu się latające maszyny, wpadliśmy na pomysł, żeby kupić mu jakiś drobiazg.
– Jest wspaniały! – Zawołał, gdy rozwinął świąteczny papier. Spojrzałam na Klaudię, która też miała łzy w oczach. – Mamo, złożymy go razem! I postawimy u mnie w pokoju! Tam w witrynce!
Byłam z nich dumna
To była dla nas wyjątkowa Wigilia. Kasia i Dawid stanęli na wysokości zadania – nie tylko nie wypominali niczego naszemu małemu gościowi, ale i pomagali, gdy czuł się zagubiony. Patryk z Klaudią zostali u nas do późnego wieczora i widziałam, że sprawiło im to dużo radości.
– Za rok też ich zaprosimy? – spytał Dawid, gdy tylko drzwi za sąsiadami się zamknęły.
– I koniecznie trzeba kupić Patrykowi więcej prezentów – oświadczyła Kasia. – Ja mogę zrezygnować ze swojego.
– No, bardzo się ucieszył z tego samolotu – poparł siostrę Dawid. – Ja też nie muszę nic dostawać, może słodycze i tyle. Ale on mógłby dostać jeszcze coś fajnego. I może jakieś buty na zimę.
Dzieci poszły do łóżek, bo zrobiło się już naprawdę późno. Ja natomiast przytuliłam się do Oskara, ciesząc się, że zrozumiały magię świąt dużo wcześniej, niż mogłam się tego spodziewać.
Matylda, 31 lat
Czytaj także:
„Mąż nie chciał pracować za najniższą krajową. Honor był dla niego ważniejszy niż chleb dla dzieci”
„Bezrobotna córka miała zostać u nas na chwilę, a wrastała korzeniami w kanapę. Dla jej dobra wystawiliśmy jej walizki”
„Mąż myślał, że pieniędzmi zamydli oczy mnie i dzieciom. Nie potrzebują chodzącego bankomatu, tylko prawdziwego ojca”