– Ciesz się, że Karina nie wygląda jak ta zwariowana córeczka sąsiadki z piętra niżej – tłumaczyłam mężowi, który złościł się, że nasza 14-letnia jedynaczka wkłada do szkoły obcisłą bluzeczkę z dekoltem. – Tak naprawdę jedyny kłopot, jaki z nią mamy, to taki, że chodzi w miniówkach i przed wyjściem do szkoły maluje oczy tuszem, a usta czerwonym błyszczykiem. Tak robi większość jej koleżanek. W grupie dziewcząt na korytarzu szkolnym niczym się nie wyróżnia.
Tłumaczyłam mu tak dwa miesiące temu. Rzeczywiście, w porównaniu z córką sąsiadki, nasza Karina wyglądała jak normalna 14-latka. Olga natomiast jak skrzyżowanie stracha na wróble z bohaterką horroru „Rodzina Adamsów”. Krótkie i nastroszone włosy, oczy obrysowane czarną kredką oraz blada i ponura twarz idealnie pasowały do obcisłych czarnych spodni, wielkich buciorów i rozciągniętego czarnego swetra. Byłam szczęśliwa, że mojej Karince nie przyszło do głowy się tak ubierać.
Nie mogłam uwierzyć, że zrobiła coś takiego
O tym filmie dowiedziałam się miesiąc temu. Szłam na wywiadówkę bez lęku, bo Karinka jest jedną z najlepszych uczennic w klasie. Same piątki i czwórki. Choć ostatnio coraz więcej czwórek i coraz częściej zdarzały się trójki. Ale to przecież nie zbrodnia mieć trójkę z matematyki! Jednak okazało się, że Karinka ma inne, znacznie gorsze przewinienia na swoim koncie.
– Dzień dobry państwu, niestety, nie mam dobrych nowin – powiedziała wychowawczyni przygnębionym głosem. – Na zielonej szkole doszło do pewnego szokującego zdarzenia. Młodzież upiła się i pięć uczennic z klasy robiło dla kolegów striptiz.
– To niemożliwe – wyrwało mi się.
– Przez przypadek wyszedł na jaw film, który nakręcił jeden z chłopaków – powiedziała nauczycielka. – Po prostu jedna z uczennic bała się, że on puści to w internecie i opowiedziała o wszystkim wychowawcom. Proszę państwa, uczę od trzydziestu lat, ale niczego równie szokującego nie widziałam. W życiu nie spodziewałam się, że tak dobre i miłe uczennice mogą robić takie rzeczy!
Wśród tych pięciu dziewczyn była moja Karina. Już nawet nie chodziło mi o wstyd, jakiego się najadłam. Najgorsze było to, że zawalił się cały mój świat. Wydawało mi się, że jesteśmy normalną rodziną, a ja mam dobre relacje z córką. Ba, myślałam, że znam moją pociechę i że wychowałam ją na rozsądną dziewczynę. Myliłam się...
– Dlaczego to zrobiłaś? – zapytałam ze łzami w oczach.
Karina wzruszyła ramionami i odpowiedziała beznamiętnym tonem:
– To tylko zabawa.
– Zabawa? – podniosłam głos. – Czy tak zachowuje się szanująca się dziewczyna? Co pomyślą o tobie koledzy?
– Mamo, na jakim ty świecie żyjesz? – zaśmiała się Karina. – Po prostu jestem na luzie, nie jak jakiś kujon czy wstydliwa panienka. Wyluzuj, nic specjalnego się nie stało. Co tak przeżywasz? Wszyscy moi znajomi piją! A striptiz? Wielkie mi co! Dziewczyna z klasy tak się upiła, że uprawiała seks z kolegą w otwartej łazience, choć wszyscy to widzieli.
Jej reakcja zszokowała mnie jeszcze bardziej niż tamten film. Żadnego poczucia winy, żadnego wstydu. Myślałam, że dobrze znam własną córkę, rozmawiam z nią, uczę, co jest dobre, a co złe. A ona mi mówi, że na imprezach nikt nie bawi się bez alkoholu. Myślałam, że takie rzeczy dzieją się tylko z dzieciakami z patologicznych domów, a nie takich normalnych, jak nasz.
Mój mąż obwinia mnie, że pozwalam Karinie na zbyt dużo. Ja mam pretensje do niego, że prawie nie ma go w domu, a jak już jest, to wprowadza wojskowy rygor. Ale tak naprawdę nie wiem, jakie błędy popełniliśmy w wychowaniu, że z mojej małej córeczki wyrosła dziewczyna, która śmieje mi się w twarz i mówi, że mogę zabronić jej chodzić na imprezy, ale nie zabronię jej pić i palić po lekcjach.
Zrobiła się pyskata już pod koniec podstawówki. Pamiętam taką sytuację: mąż krzyczał na nią, ubraną w króciutkie spodenki: „Nie wyjdziesz w tym z domu”, a ona wrzasnęła: „Traktujecie mnie jak dziecko”, trzasnęła drzwiami do swojego pokoju i nie wyszła stamtąd przez cały wieczór. Nie odzywała się ani do mnie, ani do męża.
Opowiadała wprost, co tam się działo...
Takie sytuacje zdarzały się ostatnio coraz częściej. Ale uczyła się dobrze, nauczyciele nie mieli uwag, więc myślałam: „Dojrzewa, to normalne w tym wieku”. Mężowi tłumaczyłam:
– Daj spokój, teraz wszystkie dziewczynki chodzą tak ubrane. Taka moda. Gdy byłam w jej wieku, też kłóciłam się z ojcem o to, że nie noszę bluzek zapiętych pod szyję i długich spódnic.
Wojtek marudził, że jestem zbyt pobłażliwa, ale w końcu machał ręką. Przecież tak naprawdę nic się nie działo. Byliśmy normalną rodziną, która jadła razem obiady w niedziele, jeździła na wakacje, chodziła do kina. Owszem, oboje z mężem dużo pracujemy, tak jak większość ludzi w naszym wieku. Sami dorabialiśmy się wszystkiego. Wojtek ma firmę budowlaną, więc w pracy jest sześć dni w tygodniu. Czasami wraca tak zmęczony, że nie ma siły zjeść kolacji, tylko od razu rzuca się na łóżko i zasypia. Ja mam własny gabinet stomatologiczny. Wciąż spłacam kredyt, który wzięłam na wyposażenie.
Zwykle po szkole Karinka wpadała do babci, bo to jej po drodze, albo szła odrabiać lekcje do koleżanki z klasy. Ja w tygodniu wracam około 21. do domu. Karina jest wtedy najczęściej zamknięta w swoim pokoju. Zaglądam do niej i pytam, jak było w szkole. Ona odpowiada, że w porządku i wlepia nos w książki lub komputer. Nie dopytuję. Nie chcę być wścibska jak moja matka, która nie ustąpiła, dopóki nie dowiedziała się wszystkich szczegółów: kto w klasie dostał piątkę, a kto dwóję, a kim jest chłopak, który odprowadził mnie po szkole do domu, z kim tańczyłam na dyskotece... Do tej pory ogarnia mnie złość, gdy przypominam sobie te przesłuchania!
Pragnęłam oszczędzić tego mojej córce. Chciałam też, żeby nie musiała przechodzić tego wojskowego drylu, który serwował mi ojciec – wojskowy. Koleżanki na dyskotece mogły być do 24., ja o 22. musiałam być w domu. Wróciłam kilka minut później, miałam szlaban na cały miesiąc. Ojca nie obchodziło, że autobus się spóźnił lub czekałam na sąsiadkę, by nie wracać po nocy sama. No i nie chciałam być taką staroświecką mamuśką, która nie ma pojęcia, że świat się zmienia i nastolatka dzisiaj żyje inaczej niż za moich czasów.
Zmieniło się chociażby to, że imprezy zaczynają się teraz znacznie później. Gdy ja byłam nastolatką, na dyskotekę szło się na godzinę 20., a na domówkę – na 19.00. Teraz imprezy w klubach rozkręcają się po 22., domówki zaczynają po 20. A tych domówek ostatnio zrobiło się sporo: urodziny, imieniny, sylwester, walentynki. Okrucieństwem byłoby zabraniać córce iść tam, gdzie bawią się wszystkie jej koleżanki i koledzy. Nieludzkie byłoby też oczekiwanie, że wróci do domu przed północą. Więc Karina, tak jak jej wszyscy znajomi, wracała do domu o drugiej lub trzeciej w nocy. Budziłam się, gdy wchodziła do domu, ale zwykle nie wstawałam, bo wystarczało mi, że już wiem, że wróciła i jest bezpieczna.
Kiedy powinno zapalić mi się czerwone światełko? Może wtedy, gdy któregoś ranka weszłam do łazienki i poczułam okropny tytoniowo-alkoholowy zapach. W domu nikt nie pali, więc tym łatwiej wyczułam ten okropny smród. Karina uspokoiła mnie, że po prostu jej koledzy palą i piją, więc ubrania jej przesiąkły zapachem imprezy.
Może psychoterapia pomoże?
Była wtedy wyjątkowo rozmowna i opowiedziała mi kilka szokujących szczegółów z imprezy. Na przykład, że jeden jej kolega tak się upił, że fotel pomylił mu się z umywalką i wymiotował w salonie. Nie tylko na fotel, ale też na kolegów siedzących na sofie. A koleżanka przewróciła się i rozbiła głowę o kant stołu. Nie wezwali pogotowia, bo bali się, że gdy lekarz zobaczy, że w domu nie ma nikogo dorosłego, wezwie policję. W końcu Karina i jej przyjaciółka zatamowały krew poszkodowanej, wezwały taksówkę i odwiozły ją pod drzwi domu. Dowiedziałam się też, że ta koleżanka nie po raz pierwszy się upiła. W piwnicy w swoim bloku ma skrytkę, w której trzyma wódkę, papierosy i gumowe cienkie rękawiczki, żeby ręce jej nie śmierdziały nikotyną.
– Skąd 15-latki biorą alkohol na imprezach? – dziwiłam się.
Karina i to mi zdradziła. Niektórzy podkradają z barku rodziców. Jak odlewają po trochu z butelek, nikt się nie orientuje. No i zawsze można potem powiedzieć, że to kolega otworzył wino i się upił. Rodzice łatwo się łapią na tekst, że „to kolega, nie ja”. Bezpieczniej jednak zrobić zrzutę i poprosić o kupienie wódki lub piwa starszych kolegów. W klasie Kariny jest kilku takich, co zimują po rok lub dwa. Kupują w sklepie, gdzie sprzedaje ich kumpel lub umawiają się z pijakiem pod sklepem, że jak im kupi alkohol, to dostanie na tanie wino lub butelkę piwa. Nie ma z tym najmniejszego problemu. Zapewniała mnie oczywiście, że tak robią inni, nie ona. Wierzyłam jej...
Dwa tygodnie później po powrocie z imprezy Karina śmierdziała papierosami, bełkotała i słaniała się na nogach.
– Wypiłam tylko jedno piwo, musiałam czymś się struć – tłumaczyła.
Na drugi dzień obiecywała, że to się już nigdy nie powtórzy. Przekonałam rozeźlonego męża, że trzeba pokazać Karinie, że jej ufamy, wtedy na pewno zacznie zachowywać się odpowiedzialnie. Na razie jednak córka zachowuje się jakby nigdy nic. Ja natomiast czuję się bezradna. Umówiłam nas na wizytę u psychoterapeuty. Jestem gotowa na krytykę mojego modelu wychowawczego, którą pewnie od niego usłyszę. Zrobię jednak wszystko, co mi każe, żeby ratować moją córkę.
Czytaj także:
„Przyjaciółka wygląda jak podstarzała lalka Barbie i ma chrapkę na młodzików. Modliszka zastawiła sidła nawet na mojego zięcia”
„Wylądowałam w łóżku z 18-letnim synem mojej najlepszej przyjaciółki. Nie planowałam tego, tak samo jak... ciąży”
„Synowa wybaczyła mężowi skok w bok, ale jego dziecko traktuje jak trędowate. Czy naprawdę nie rozumie, że ono niczemu nie zawiniło?"