„Moja matka uznała, że lepiej wie, co dobre dla mojego dziecka. Teraz córka ma koszmary i boi się chodzić do szkoły”

Mój mąż nastawiał dziecko przeciwko mnie fot. Adobe Stock, Andrey_Arkusha
„Co miałam mu powiedzieć? Że to nie ja, że od początku byłam przeciwna tak drogiemu prezentowi? Spojrzałam na moją mamę. Stała czerwona jak piwonia i była w szoku.– Nawet nie podejrzewałam... Przecież wracałyśmy z kościoła… Nie bałam się tego chłopaka, bo skoro był z nami na mszy, to przecież katolik i krzywdy nie zrobi – tłumaczyła”.
/ 27.05.2023 11:15
Mój mąż nastawiał dziecko przeciwko mnie fot. Adobe Stock, Andrey_Arkusha

– Naprawdę, mamo, nie trzeba było! – kiedy zobaczyłam prezent, jaki moja córka otrzymała od babci na pierwszą komunię świętą, byłam wzruszona, ale i nieco zmieszana.

Gruby złoty łańcuszek z medalikiem z Matką Boską moja mama dostała od swoich rodziców w dniu ślubu z tatą. A wiem, że należał jeszcze do mojej prababci, której nieraz pomógł przetrwać wojnę. Zastawiała go często, aby kupić jedzenie dla dzieci.

Na szczęście zawsze udawało się jej go wykupić

– Jedną mam wnusię, to komu niby podarować ten łańcuszek, jak nie jej? Do grobu przecież go ze sobą nie zabiorę! – argumentowała moja mama.

– No niby tak, ale sądziłam, że dasz go Madzi dopiero, gdy będzie dorosła – powiedziałam. – Na osiemnaste urodziny albo nawet na ślub!

– A kto wie, ile ja jeszcze pożyję – stwierdziła moja rodzicielka, wzdychając ciężko. – A Madzia niech go sobie ponosi, jak chce.

Z tym noszeniem to bym nie przesadzała – mruknęłam pod nosem. – Nie będzie przecież dziewięcioletnie dziecko chodziło w złocie!

– Do szkoły to nie, ale przecież w niedzielę do kościoła, od czasu do czasu, mogłaby go założyć! – stwierdziła mama.

Nie byłam co do tego przekonana. Noszenie tak grubego złotego łańcuszka przez dziecko wydawało mi się niemądre.

– Madziu, włożymy go do szkatułki na biżuterię i niech sobie tam leży, aż dorośniesz. Zakładanie go może być zbyt niebezpieczne, jeszcze ci go ktoś ukradnie – uprzedziłam córkę.

Widziałam w jej oczach zawód, bo oczywiście chciała się pochwalić koleżankom pięknym łańcuszkiem. Ale do szkoły to już na pewno nie pozwoliłam go jej nosić. I tak sobie leżał ten łańcuszek spokojnie, aż pewnej niedzieli moja mama postanowiła, że wnusia go założy.

– Bo tak pięknie wyglądał do tej jej nowej sukienki w kwiatki! – tłumaczyła mi się potem.

Nie było mnie w domu, akurat miałam dyżur w szpitalu, gdy mama wystroiła Madzię i obie pomaszerowały do kościoła. Nie miały daleko, więc poszły piechotą. A z powrotem postanowiły podjechać dwa przystanki tramwajem. Ten chłopak, jak mówiła potem moja mama, szedł za nimi już od kościoła.

– Dlatego się go nie bałam, bo skoro był z nami na mszy, to przecież katolik i krzywdy nie zrobi – tłumaczyła.

Stanął za nimi w tramwaju i pozornie nie zwracał na nie uwagi. Ale gdy tylko drzwi się otworzyły na kolejnym przystanku… złapał za złoty łańcuszek mojego dziecka i z całej siły pociągnął! Liczył, że się zerwie. Tymczasem łańcuszek, solidna przedwojenna robota, a nie żadne dmuchane współczesne złoto, ani myślał puścić. Chłopak też się zawziął i ciągnął coraz mocniej! Był tak silny, że wytargał Madzię z tramwaju na przystanek za ten złoty łańcuszek. Przewróciła się, a on nawet nie zwrócił na to uwagi. Co gorsza, chociaż moja mama krzyczała, okładając napastnika torebką, nikt mojej córce nie pomógł! W końcu łańcuszek jednak pękł i całe szczęście, bo kto wie, czy w przeciwnym razie miałabym jeszcze dziecko żywe. Złodziej, trzymając swoją zdobycz, przebiegł przez ulicę i zniknął między blokami.

A moje dziecko?

Leżało na ziemi i łapało oddech. Dopiero wtedy zebrał się wokół niego tłumek „życzliwych”, radząc, aby mama wezwała karetkę. Musiała to zrobić, bo Magda wyglądała naprawdę źle… Nie dość, że była w szoku, to jeszcze na jej szyi pojawiła się pręga. Kiedy karetka przywiozła Madzię do szpitala, w którym pracuję, koleżanki od razu mnie zawiadomiły. Przerażona przybiegłam ze swojego oddziału na izbę przyjęć.

– Kto dziecku zakłada gruby złoty łańcuszek?! – ochrzanił mnie od razu znajomy lekarz, aż zrobiło mi się głupio. – Przecież ten drań mógł ją udusić!

Co miałam mu powiedzieć? Że to nie ja, że od początku byłam przeciwna tak drogiemu prezentowi? Spojrzałam na moją mamę. Stała czerwona jak piwonia i była w szoku.

– Nie wiedziałam, że tak się stanie, nie podejrzewałam… – mamrotała. – Przecież wracałyśmy z kościoła…

Ten napad skończył się dla mojej córeczki chodzeniem w kołnierzu, bo złodziej, wyciągając ją za szyję z tramwaju, naruszył jej dwa kręgi. O traumie, której doznała, nie wspomnę. Teraz Madzia boi się nawet jeździć sama do szkoły, a w nocy często śnią jej się koszmary. Nie wiem, kiedy uda jej się pokonać strach... A wystarczyłoby, aby moja mama mnie posłuchała i nie stroiła wnuczki w drogą biżuterię, która przecież nie jest dla dzieci. 

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA