„Moja matka to niedojrzała idiotka. Chroniłam ją przed facetem-oszustem, a ona zarzuciła mi, że chcę go poderwać!”

Znienawidziłam mamę, gdy ułożyła sobie życie po śmierci taty fot. Adobe Stock, astrosystem
„Mama zaraz po rozwodzie rzuciła się w wir życia towarzyskiego. Zdaję sobie sprawę, że była młoda i chciała się wyszaleć, ale jako dziecko zwyczajnie za nią tęskniłam. Zazdrościłam koleżankom, że ich mamy chodzą z nimi na zakupy, że przychodzą po nie do szkoły, zabierają na spacery… Moja cały czas myślała tylko o sobie. I o kolejnych partnerach”.
/ 14.02.2023 09:15
Znienawidziłam mamę, gdy ułożyła sobie życie po śmierci taty fot. Adobe Stock, astrosystem

Może to dziwne, ale mam wrażenie, że w mojej rodzinie to ja zawsze byłam najrozsądniejsza. Nawet, jako dziecko! Rodzice byli młodzi, gdy przyszłam na świat. Za młodzi, jak się okazało. Mama miała niespełna 17 lat. Tata był od niej o rok starszy. Oczywiście, tamtych czasów nie pamiętam, ale znam je z opowieści mojej babci. Rodzice pobrali się, ale od początku było wiadomo, że to małżeństwo nie przetrwa próby czasu.

Dziecko ich nie łączyło, tylko dzieliło

Właściwie żadne z nich nie miało ani czasu, ani ochoty zajmować się mną, więc w efekcie lądowałam to u jednych, to u drugich dziadków. Którzy zresztą też wtedy byli jeszcze młodzi, pracowali i nie bardzo mieli głowę do opieki nad wnuczką. Z dzieciństwa pamiętam głównie kłótnie. Tata zarzucał mamie, że zamiast zajmować się domem, łazi po koleżankach i sklepach. Mama odbijała piłeczkę, że tata przedkłada kolegów i mecze nad rodzinę. Miałam sześć lat, gdy postanowili się rozejść. Patrząc z perspektywy czasu, myślę sobie, że i tak długo ze sobą wytrzymali… Tata nigdy nie był prawdziwym tatą. Nie zabierał mnie na ciastka ani na plac zabaw. A kiedy się wyprowadził, to już prawie w ogóle się nie widywaliśmy. Czasem sobie przypominał, że ma córkę. Zabierał mnie wtedy do kina albo na zakupy. Mniej więcej raz na rok…

Mama wcale nie była lepsza. Zaraz po rozwodzie rzuciła się w wir życia towarzyskiego. Zdaję sobie sprawę, że była młoda i chciała się wyszaleć, ale jako dziecko zwyczajnie za nią tęskniłam. Kochałam babcię i dziadka, ale to przecież nie to samo! Zazdrościłam koleżankom, że ich mamy chodzą z nimi na zakupy, że przychodzą po nie do szkoły, zabierają na spacery… Moja rzadko bywała nawet na wywiadówkach! Nie byłam zaniedbanym dzieckiem, ale to wyłącznie zasługa dziadków. Bo mama cały czas myślała tylko o sobie. I o kolejnych partnerach. Pierwszy pojawił się mniej więcej dwa lata po odejściu taty. To znaczy, wcześniej miała jakichś facetów, przyprowadzała ich nawet do domu, ale ten się wprowadził.

Nawet go lubiłam

Był taki spokojny i lubił układać puzzle. Mama się złościła na niego, że zamiast iść z nią na imprezę albo oglądać film, on siedzi ze mną przy stole i układa kolejne widoczki. Nie wiem, czy to był powód ich rozstania, ale Paweł mieszkał z nami niespełna rok. Podejrzewam, że był dla mamy po prostu za spokojny. Ona chciała bawić się i szaleć, on marzył o rodzinie. Przynajmniej tak mi się teraz wydaje. Kolejnych trzech nie lubiłam. Mama przy nich właściwie w ogóle nie zajmowała się ani mną, ani domem. Rano wychodziła do pracy, a wieczorami szalała na imprezach i dyskotekach. Miałam chyba z dziesięć lat, jak babcia się o to z nią pokłóciła. Pamiętam do dziś, że zarzucała jej, że jest wyrodną matką, a w domu ma brud. Zabrała mnie wówczas do siebie – do końca czwartej klasy mieszkałam z dziadkami.

Potem była chwila spokoju. W każdym razie żaden facet z nami nie mieszkał, za to mama ciągle była smutna i rozgoryczona. Sądzę, że ona po prostu musiała mieć kogoś przy boku, inaczej czuła się niedowartościowana. No i w końcu sobie znalazła. Nie wiem, skąd go wytrzasnęła, chyba spod budki z piwem. Nie pracował, a w każdym razie nigdzie na stałe. Robił jakieś podejrzane interesy, ale cały dom utrzymywała mama. I nawet dziwę się, że jej to odpowiadało. Bo skończyło się latanie po sklepach i klubach, nie było jej już na to stać. Za to zaczęły się imprezy w domu. W każdy weekend nasze mieszkanie zamieniało się w centrum rozrywki. Alkohol lał się strumieniami, wszędzie był bałagan i brud, śmierdziało papierosami. A ja uciekałam do dziadków…

Ten cały Marek mieszkał z nami pięć lat

Jedyna korzyść z tego była taka, że w pewnym momencie namówił mamę na otworzenie własnej działalności. Była fryzjerką – mogła prowadzić swój salon. Może nawet dał jej na to kasę, nie wiem, ale wzięła też kredyt. Wynajęła mały salonik – i to był strzał w dziesiątkę. Nie mówię, że wreszcie dorosła, ale zaczęła doceniać fakt, że ma własne pieniądze, że teraz wszystko zależy tylko od niej. Mniej piła, mniej się bawiła, więcej pracowała. I po trzech latach wyrzuciła Marka z domu. Ja właśnie kończyłam 18 lat i to był chyba jedyny moment, kiedy jako tako dogadywałam się z mamą. Marek nie chciał się wyprowadzić, toczyli boje i szukała wsparcia u mnie.

– Córeczko, wiem, że popełniłam błąd, wiążąc się z Markiem – powiedziała mi któregoś dnia, po kolejnej awanturze z nim. – Ale dopiero teraz to rozumiem. Nie potrzebuję darmozjada w domu. Pomógł mi, to prawda, ale on nadal nic nie robi.

– Mamo, najważniejsze, że wreszcie to zrozumiałaś – przytuliłam ją wtedy. – Pozbędziemy się go, nie martw się. W razie czego wezwiemy policję. Podpisywałaś z nim jakąś umowę, brałaś z nim wspólny kredyt?

– Nie – mama pokręciła głową. – On jak miał jakąś kasę, to zarobioną na czarno. I tak nie mógł jej nigdzie zgłosić. A lokal jest na mnie.

– No widzisz? Nic ci nie może zabrać. Damy radę.

Dałyśmy. Chociaż nie było łatwo. Wyprowadził się dopiero, gdy postraszyłam go policją. A i tak się potem odgrażał, nachodził nas. A kiedy wymieniłyśmy zamek w drzwiach, to zrobił awanturę na całą klatkę. Ale tym to sobie akurat zaszkodził, bo sąsiedzi nie wytrzymali i wezwali policjantów. A ci go zgarnęli i wreszcie był święty spokój. Potem przez chwilę wydawało się, że wreszcie znalazłyśmy wspólny język. Mama zbliżała się do czterdziestki, ja zaczęłam studia. Widziałam, że źle jest jej samej i liczyłam, że teraz znajdzie kogoś statecznego, poważnego, odpowiedzialnego. W tym wieku jest wielu rozwiedzionych facetów, a nie wszyscy to dranie… Nawet sama podsunęłam jej pomysł, żeby zapisała się na jakiś portal randkowy.

No i teraz pluję sobie w brodę…

Jacek nie spodobał mi się od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłam. Jakiś taki był za układny, za grzeczny… Chciał mnie kupić, przynosząc kwiaty i czekoladki. Wyraźnie robił wszystko, żeby przypodobać się mamie. Nadskakiwał jej, zachwycał się jej gustem i urodą, rozpływał się nawet nad ugotowaną przez nią zupą pomidorową, a mama nigdy nie była dobrą kucharką… No i od początku bardzo się interesował jej biznesem. Jak jej idzie, czy dużo z tego wyciąga, czy nie myśli o założeniu kolejnego lokalu… Oczywiście, powiedziałam mamie, co o nim myślę.

– On coś za bardzo wypytuje o twoje zarobki i kasę – zauważyłam, gdy byłyśmy same. – Co ten Jacek właściwie robi?

– W papiery mu nie zaglądałam, ale podobno jest jakimś przedstawicielem handlowym – powiedziała beztrosko. – Teraz myśli zresztą o otworzeniu własnej działalności. Jakiś sklep z odzieżą?

– O – zdziwiłam się. – A ma na to pieniądze?

– Trochę ma – powiedziała.

– Aha! – zapaliła mi się czerwona lampka. – A resztę skąd weźmie?

Myślał o kredycie, ale może ja mu pożyczę… – mama mnie zdumiewała.

Tyle razy dostała po głowie, a nadal jest naiwna jak pensjonariuszka!

– No, bo przecież mnie dobrze idzie, a po co ma spłacać odsetki?

– Mamo – jęknęłam. – Przecież ty właściwie go nie znasz! Ile czasu się spotykacie? Pół roku?!

– Miłość nie zawsze potrzebuje czasu – wzruszyła ramionami. – A Jacek poprosił mnie o rękę. No, to chyba przyszłemu mężowi mogę ufać?

– Przyszłemu! – zawołałam. – Przyszłemu! Dokumentów jeszcze żadnych nie podpisał, prawda? Wspólnoty majątkowej nie macie. Mamo, ja cię proszę, ty nie działaj pochopnie. Rozumiem, że ten cały Jacek ci się podoba, że jesteś szczęśliwa, że wreszcie ktoś koło ciebie jest, ale…

– Jak to: wreszcie – przerwała mi wyraźnie zdegustowana. – Sugerujesz, że ja nie mam szans na faceta? Że już nikt się mną nie interesuje i złapałam pierwszego lepszego?

– Nie – starałam się ją uspokoić. – Po prostu martwię się o ciebie. Chodziło mi o to, że Jacek nie wydaje mi się odpowiedni.

Ale to mnie ma się wydawać, a nie tobie – przerwała mi. – Czasami mam wrażenie, że ty mi zazdrościsz powodzenia. Ile masz lat? 21 i ciągle jesteś sama!

Ona potrzebowała miłości, a on – pieniędzy

No i na tym się skończyło porozumienie między mną a mamą. Obraziła się na mnie, że jej nie doceniam, że jej zazdroszczę. A nawet zaczęła podejrzewać, że będę chciała podebrać jej Jacka. To jakaś paranoja! Jacek zresztą też nie był lepszy. Zorientował się, że za nim nie przepadam i zaczął manipulować mamą. Przy niej był dla mnie aż przesadnie miły. Obsypywał prezencikami, dopytywał, jak mi idzie na studiach i skarżył się mamie, że go odtrącam i nie chcę znaleźć z nim porozumienia. Ale kiedy byliśmy sami, jego uprzejmość nagle znikała. Kiedyś mu powiedziałam, że będę go obserwować, bo nie pozwolę oszukać mamy. No i wtedy pokazał swój charakterek!

– Ty się pomiędzy mnie a mamę nie wtrącaj – syknął.

– Bo co? – zapytałam hardo. – To mój dom, moja mama.

– Bo pożałujesz, gówniaro – powiedział, patrząc na mnie groźnie.

A potem już nawet nie udawał, że mnie lubi czy chociaż toleruje. Przy mamie ciągle wtykał mi szpile, zarzucając, że jestem w stosunku do niego arogancka. Powoli miałam tego dość. Najchętniej wyprowadziłabym się, ale wtedy mama już całkiem wpadłaby w jego sidła. Bo że coś kombinował, to już byłam pewna! Mama wyznała mi, że chce otworzyć z Jackiem lokal.

– To będzie coś w rodzaju salonu piękności – powiedziała. – Takie studio, gdzie będzie można skorzystać z porad fryzjera, manikiurzystki i stylistyki. Będą ciuchy na miejscu i będziemy je też ściągać ze sklepów, na życzenie klientek.

– A kto to sfinansuje? – zapytałam, starając się zachować spokój.

No, na razie ja – powiedziała mama, nieco się wahając.

Ale zaraz odzyskała pewność siebie...

– Jacek po prostu nie może wziąć na razie kredytu. Więc mu pożyczę. I ja wezmę kredyt.

– A na kogo będzie ten salon? – zaniepokoiłam się.

Na początku miał być na mnie – powiedziała. – Ale potem Jacek mi wytłumaczył, że to oznacza większe koszty, dodatkową działalność i tak dalej. Więc będzie na niego. Poza tym on, jako początkujący właściciel firmy, może wziąć dofinansowanie, a ja nie.

– Mamo, czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? – załamałam się. – Chcesz wywalić kasę na interes faceta, którego znasz rok i który od pół roku obiecuje ci małżeństwo, a jeszcze nawet obrączek nie kupił?

– Ależ pobierzemy się, tylko jak już otworzymy ten interes – tłumaczyła mi mama. – Bo jako małżeństwu to coś tam nam nie przysługuje… Nie wiem. Jacek się tym interesował, on ci wytłumaczy.

Oczywiście, że zażądałam tłumaczeń! Dorwałam go, gdy tylko wrócił z tej swojej podejrzanej pracy.

– Jeżeli myślisz, że pozwolę mamie wziąć kredyt, zadłużyć się, żeby sfinansowała twoją działalność, to się grubo mylisz – dopadłam go od razu w przedpokoju. – Przecież ona nie będzie miała żadnej gwarancji, że jej nie oszukasz!

Po pierwsze, to nie masz nic do gadania – wycedził przez zęby. – Mama nie jest ubezwłasnowolniona, może robić, co chce. A po drugie, to przecież obiecałem jej małżeństwo.

– No i? – zapytałam. – Jakoś nie widzę przygotowań do ślubu. Coś mi się wydaje, że kręcisz. Interes ma być na ciebie, pieniądze mamy… Ona nie ma żadnego zabezpieczenia. I moja w tym głowa, żeby wreszcie to zrozumiała.

– Tak? – zbliżył się do mnie, aż się przestraszyłam.

Wyraźnie widziałam wściekłość w jego oczach.

– To posłuchaj, moja panno! Jesteś już dorosła. Mama nie musi cię utrzymywać…

– Musi, jeszcze studiuję – odpowiedziałam, hardo podnosząc głowę.

– A co, wystąpisz o alimenty do sądu? – zapytał z ironicznym uśmiechem. – Jak będziesz podskakiwać, to zrobię wszystko, żeby mama wyrzuciła cię z domu.

– Ciekawe jak? Jestem jej córką, chyba bardziej ufa mnie niż tobie.

– A gdyby się dowiedziała, że jej córka, pełnoletnia, samotna, bez chłopaka, zakompleksiona, tak zazdrości swojej mamie, że próbuje uwieść jej faceta? – zawiesił głos.

– Nie posuniesz się do tego – aż się cofnęłam. – Mama w to nie uwierzy.

– Oj, uwierzy – roześmiał się. – Chyba mnie nie doceniasz. Myślisz, że nie potrafię rozegrać tego w odpowiedni sposób? Nie zauważyłaś, że już teraz cię podejrzewa, że jej zazdrościsz?

To twoja robota? – wkurzyłam się.

– A co? Myślisz, że tylko ty jesteś przebiegła?

Byłam w rozterce

Chciałam ochronić mamę przed tym oszustem, ale związał mi ręce. Miał rację – mama uwierzyłaby jemu. Nie mam przecież żadnych dowodów na to, że to nieprawda. A on już zaczął swoje kombinacje… Doszłam do wniosku, że mogę zrobić tylko jedno – spróbować się z nim dogadać.

– Słuchaj, czy ty naprawdę chcesz się ożenić z moją mamą? – spytałam, starając się wykrzesać z siebie miły ton.

– A co? – spojrzał na mnie badawczo. – Czyżbyś miała coś przeciwko temu?

Nie wiem, to jej życie – wzruszyłam ramionami, udając obojętność. – Ale martwię się o mamę. Myślę, że lepiej będzie się czuła, gdy formalnie zwiążecie się ze sobą.

Wstał i wyjął coś z szuflady.

– Kupiłem obrączki – powiedział, podając mi małe pudełko. – W sobotę mam zamiar się oświadczyć.

– A termin ustaliłeś? – przyznam, że mnie zaskoczył. – Byłeś w urzędzie?

– To załatwimy, jak otworzę interes – powiedział.

Miałam wrażenie, że w jego głosie przebijała złośliwość.

Twoja mama mi wierzy.

No i jestem w kropce. Nic nie wskórałam i nic nie mogę zrobić. Z tego, co wiem, to już za kilka dni są umówieni w banku. A kiedy mama weźmie kredyt, to na wszelkie działania będzie już za późno… 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA