„Moja koleżanka wiecznie narzeka, że za mało zarabia. Powinna się cieszyć, że w ogóle ma pracę, a nie jeszcze wydziwiać”

Koleżanka ciągle narzeka na zarobki fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„– Teraz tak trudno o pracę, trzeba doceniać to, że w ogóle ją mamy – próbowałam jakoś ją pocieszyć. Beata jednak zachowywała się tak, jakby zupełnie nie miała pojęcia o realiach, jakby nie oglądała wiadomości i nie czytała gazet. Uważała bowiem, że wysoka pensja po prostu jej się należy i to już na starcie”.
/ 07.04.2023 09:15
Koleżanka ciągle narzeka na zarobki fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Beata pracuje u nas od niedawna. Od razu przypadłyśmy sobie do gustu, mimo że dzieliła nas spora różnica wieku. Obie dużo czytamy, często chodzimy do kina i teatru, podobne rzeczy nas śmieszą. Ja w naszym urzędzie miasta pracowałam od dobrych kilkunastu lat, dla niej była to pierwsza praca, którą rozpoczęła tuż po studiach.

– Wiesz, mimo że jestem starsza, często czuję, jakbyśmy z Beatą były równolatkami – mówiłam przyjaciółce.

Lecz ona nie mogła pojąć, w jaki sposób ja – kobieta po czterdziestce – potrafię nawiązać kontakt z dwudziestokilkulatką.

Ale Beata była dojrzała, jak na swój wiek

Może to dlatego, że miała już męża i małe dziecko? Nie zastanawiałam się jednak nad tym, bo cieszyło mnie to, że dobrze czuję się w jej towarzystwie. Wiadomo, jakie to ważne, kiedy się z kimś pracuje przez osiem godzin każdego dnia. Na Beatę mogłam liczyć. Zawsze chętnie zastępowała mnie podczas mojego urlopu albo, gdy byłam chora. Pewnego dnia pojawił się jednak między nami pewien zgrzyt. Ni stąd, ni zowąd nasza rozmowa zeszła na temat zarobków. W urzędach nie płacą najlepiej – to wie każdy – praca w budżetówce choć pewna, jest słabo opłacana. Beata zaczęła mówić właśnie o tym. Ja na swoją pensję nie narzekałam, bo zupełnie mnie zadowalała, natomiast Beata głośno mówiła, co sądzi na temat sumy która, co miesiąc wpływa na jej konto.

– To dopiero twoja pierwsza praca – uspokajałam ją, wiedząc jednak w głębi duszy, że na niewiele się to zda.

Dziewczyna czuła, że zarabia za mało, w każdym razie niewspółmiernie do potrzeb. Urządzała się w nowym mieszkaniu, jej córka chodziła do przedszkola. Pieniądze były potrzebne i na dom, i na dodatkowe zajęcia dla dziecka, nie mówiąc już o tych wszystkich babskich marzeniach: kosmetykach, ciuchach, błyskotkach, które na pewno chciała mieć, jak każda młoda kobieta. Z powodu ograniczonych funduszy nie było możliwe sprostanie wszystkim potrzebom, i to spędzało jej sen z powiek. Wiedziałam, co czuje, ale uważałam że to nie powód do takiego codziennego narzekania. I ja przed laty zaczynałam od minimalnej pensji, ciesząc się, że po resocjalizacji w ogóle udało mi się zahaczyć w magistracie i licząc po cichu, że z biegiem lat, gdy zdobędę większe doświadczenie, moja sytuacja finansowa ulegnie poprawie.

Nie myliłam się

Dostawałam podwyżki i dodatki służbowe zależne od wysługi lat. W dodatku miałam spokojną pracę, a nie żaden tam wyścig szczurów, w jakim uczestniczyły moje koleżanki pracujące w dużych korporacjach. Wiedziałam, że tak samo będzie w wypadku mojej koleżanki z pokoju. Wspinanie się po szczeblach kariery dotyczy każdego, także urzędnika. Z biegiem lat pensja rośnie.

– Wiesz, ile teraz wszystko kosztuje? – pytała, jakby sądziła, że nie mam pojęcia o aktualnych cenach.

Doskonale wiedziałam, bo nie raz po opłaceniu rachunków, musiałam odmawiać sobie nowej sukienki czy butów, ale zdawałam sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach taka sytuacja spotyka wiele osób. Miałam też świadomość, ilu ludzi jest w dużo dramatyczniejszym położeniu: zupełnie bez pracy i pieniędzy. Cieszyłam się z tego, co miałam.

Teraz tak trudno o pracę, trzeba doceniać to, że w ogóle ją mamy – próbowałam jakoś ją pocieszyć.

Beata jednak zachowywała się tak, jakby zupełnie nie miała pojęcia o realiach, jakby nie oglądała wiadomości i nie czytała gazet. Uważała bowiem, że wysoka pensja po prostu jej się należy i to już na starcie.

– Moja koleżanka pracuje w banku w Warszawie i zarabia tyle, że starcza jej na życie na wysokim poziomie i jeszcze jest w stanie coś odłożyć, tymczasem ja ledwie wiążę koniec z końcem – mówiła rozgoryczona.

Przyznam szczerze, że poza całą sympatią, jaką do niej czułam, irytowało mnie to jej ciągłe narzekanie. Nie lubię pracować z kimś, kto wiecznie marudzi, a jeżeli te narzekania dotyczyły płacy, tak jak w wypadku Beaty, widziałam tylko jedno rozwiązanie – zmianę pracy na lepiej płatną. Tym bardziej kiedy ma się tak duże aspiracje jak ona i w swoim mniemaniu zasługuje się na wysoką pensję.

– To jęczenie mnie wykańcza – skarżyłam się przyjaciółce.

Danka zupełnie nie rozumiała, o co mi chodzi

Dla niej praca to praca, a nie miejsce na sympatie i antypatie. Nie rozumiała, dlaczego do całej tej sytuacji mam taki emocjonalny stosunek. Ja jednak czułam, że takie niezadowolenie Beaty psuje atmosferę w naszym pokoju i mimo że solennie obiecałam sobie puszczać jej wszystkie uwagi mimo uszu, nieraz zwyczajnie nie udawało mi się to. Denerwowała mnie jej roszczeniowa postawa, a także to, że zamiast wziąć się z życiem za bary roztkliwiała się nad sobą i wiecznie narzekała.

Gdybym uważała, że jestem więcej warta i inny pracodawca zapłaci mi więcej, nie namyślałabym się długo – mówiłam przyjaciółce, bo z natury jestem osobą zdecydowaną i twardo stąpająca po ziemi.

Wiem po prostu, czego chcę i sięgam po to, a tego, czego nie lubię najbardziej, to takiego do niczego nie prowadzącego utyskiwania. Ku mojemu zaskoczeniu Beata kilka dni później została wezwana do naszej szefowej i po kwadransie wróciła z tajemniczą miną i uśmiechem na twarzy. Jednak nie puściła pary z ust i ani słówkiem nie przyznała się, czego dotyczyła rozmowa. Podpytywałam, ale kwitowała to tylko milczeniem. Byłam przekonana, że chodzi o jakiś awans albo podwyżkę, w innym razie nie byłaby przecież tak zadowolona. Jednak zaskoczyła mnie tym, że nic nie powiedziała. Jakiś czas później okazało się, że Beata faktycznie dostała awans. Ze starszej referentki stała się specjalistką. Wiązało się to rzecz jasna z finansowymi profitami. Może niezbyt wielkimi, ale zawsze. Byłam zaskoczona, że nadal nie powiedziała mi o tym ani słowa.

Dotąd nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Dało mi to do myślenia, tym bardziej że Beata po kilku dniach jak gdyby nigdy nic znów zaczęła narzekać. Wtedy zorientowałam się, że to po prostu jej sposób na życie. Taka jest, lubi znajdować w swoim życiu złe strony. Zamiast cieszyć się z podwyżki, znów podkreślała, że zarabia za mało. Chociaż nie potrafiłam pojąć, jak ktoś tak na co dzień sympatyczny jak ona, może tracić energie na takie narzekanie, to musiałam się z tym pogodzić. Po prostu teraz, na własnej skórze przekonawszy się, że to, co mówi, nie ma faktycznie nic wspólnego z tym, co jest, puszczałam to mimo uszu. 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA