– Słyszałaś, że Krysia zapisała się na aerobik wodny? Wiesz, że ona myśli o stworzeniu sekcji zumby w wodzie? Podobno ćwiczyła coś podobnego na wczasach na Helu i stwierdziła, że to bardzo dobry pomysł dla babeczek w naszym wieku. Wyobrażasz sobie? Będziemy kręcić pupami w wodzie! Ach, ta nasza Krysia… – Jadzia nie pierwszy raz ekscytowała się pomysłem naszej wspólnej znajomej.
– Zumba? A co to takiego? – prychnęłam poirytowana kolejnym dziwacznym pomysłem Kryśki.
Szczerze mówiąc, znajoma od dawna grała mi na nerwach. Kobieta była mocno po sześćdziesiątce, a robiła z siebie podlotka. Zarówno w sposobie bycia, jak i ubieraniu się.
Tylko się ośmieszała
Eksponowała bez cienia zażenowania pomarszczony dekolt czy nie bardziej efektowne kolana. Dawniej wielokrotnie próbowałam uzmysłowić Krysi w delikatny sposób, że powinna nieco przystopować z eksponowaniem swojej cielesności, choćby dla dobra wnucząt czy świętej pamięci męża, ale zawsze kończyło się to z jej strony jakąś ciętą ripostą.
– Nie zamierzam, kochana, upodobnić się do zakonnicy, bo nie wstąpiłam do klasztoru – mówiąc to, patrzyła na mnie wymownie. – Wystarczy, że Janusz przez 38 lat związku terroryzował mnie swoją zazdrością, pilnując, abym nosiła na sobie worki pokutne! Nawet nie wiesz, ile musiałam włożyć pracy, żeby ubrać się choćby w bluzkę z niewielkim rozcięciem…
– Za to teraz próżno szukać na tobie skrawka materiału – nie wytrzymałam.
– Wystarczy, że ty nosisz go aż nadto – roześmiała się, a przecież chodziło mi wyłącznie o jej dobro, bo poza słabością do ekscentrycznych strojów Krysia była niezwykle dobrym człowiekiem.
Choć jej życie z Januszem nie było usłane różami, nigdy nie pokazała, jak wiele musiała poświęcić przez jego despotyzm i zaborczość. Przeciwnie, do ostatnich chwil pielęgnowała go z czułością godną świętej, choć jego zniszczony przez raka trzustki organizm nie był już w stanie kontrolować większości czynności fizjologicznych. Wszyscy byliśmy pełni podziwu dla jej oddania. Tyle że rok po śmierci męża jakby piorun w nią strzelił. Wyjechała na jakieś warsztaty dojrzałej kobiecości, z których wróciła odmieniona.
„Nasze ciała to nasza siła. Musimy o nie dbać jak o największy skarb, bo dzielnie służą nam przez całe życie” – powtarzała zauroczonym nią koleżankom, a ja nie wiedziałam, gdzie ze wstydu podziać oczy, słuchając tych bzdur i patrząc na jej prawie gołe ciało.
Zrobiło mi się żal Krysi, bo wiedziałam, czym skończy się jej dziwaczne zachowanie. I niewiele się pomyliłam. Wkrótce na temat znajomej zaczęły krążyć w naszym miasteczku coraz bardziej obraźliwie plotki. Wmawiano jej nieprzyzwoite prowadzenie się i rozbijanie małżeństw w czasie nadmorskich wakacji. Początkowo, mając w pamięci dawną Krysię, brałam ją w obronę, ale kiedy raz czy drugi dała mi do zrozumienia, że to raczej mnie należy wspierać i ratować, zmieniłam zdanie.
Moja dawna znajoma nie była wcale słabiutką istotką
Przeciwnie, oprócz zagorzałych przeciwników zyskała też liczne grono sojuszników. W tym, o zgrozo, moją dorosłą córkę.
– Może ona ma rację, mamo? Ja też martwię się o ciebie. Po pięćdziesiątce bardzo się zmieniłaś. Nie obraź się, ale mam wrażenie, że nie czujesz się dobrze sama ze sobą – mówiła Anitka, odwracając kota ogonem, bo nie zaczęłam z nią rozmowy po to, żeby zajmować się mną.
Zaskoczona przemilczałam jej uwagi, ale w głębi duszy wszystko we mnie krzyczało, że niby jak mam się czuć ze workami pod oczami, pajączkami na policzkach i włosami, które dawno już przestały przypominać jeden z atutów mojej urody? Kryśka, kilka ładnych lat ode mnie starsza, nie była wcale lepsza i nie rozumiałam, dlaczego nie ma za grosz przyzwoitości, żeby schować przed światem to wszystko, czego ja się wstydziłam. Wychodząc od córki, obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie poruszę przy niej tego tematu. „Niech sobie wspiera takie latawice, ale kiedy się zestarzeje, zrozumie, o czym mówię!”.
Coś jednak mnie podkusiło, żeby pożalić się mężowi i na córkę, i na zachowanie Kryśki. Dotychczas zawsze milczał, gdy wspominałam o znajomej, więc sądziłam, że mnie wesprze.
– Czy ja nie mam racji? – zapytałam, kończąc swój wywód w nadziei, że mąż jak zwykle skinie głową, stając po mojej stronie.
Jakie jednak było moje zdziwienie, kiedy ten łysiejący 65-letni facet przyznał rację Kryśce.
– Inna już nie będziesz. Chcesz kryć się za tymi ciuchami zakonnicy do końca życia? – zapytał w ten swój drażniąco spokojny sposób.
– No wiesz! – ze złości łzy napłynęły mi do oczu. – Jak możesz? Moja mama…
– No właśnie! Twoja mama całe dojrzałe życie kryła się za jakimiś dziwnymi sukmanami, a przecież była fajną, normalną babką. Pamiętasz, jak się zdziwiłem, kiedy zobaczyłem ją w szpitalu? Nawet nie wiedziałem, że jest taka szczupła… A przecież ty, kochanie, nie masz czego się wstydzić. Niczego ci nie brakuje…
Mąż odłożył czytaną gazetę, przesiadł się na kanapę i przysunął do mnie.
– Wciąż na mnie działasz – zamruczał tak, że aż podskoczyłam.
Miałam ochotę go skrzyczeć, bo ostatnią rzeczą, jaka przychodziła mi do głowy w tej chwili, były amory, ale Zdzisław nie pozwolił mi się wyrwać z jego objęć. Patrzył na mnie w taki sposób, że poczułam dziwne ciepło w okolicy serca.
„On wciąż mnie kocha!” – przebiegło mi przez głowę.
– Wciąż szaleję za tobą, Juleczko, tylko ty nie pozwalasz mi się dotknąć. Czy naprawdę tak się mnie brzydzisz? – zarumienił się.
Zrobiło mi się go żal, bo jeśli odpychałam męża od siebie, to tylko dlatego, że nie mogłam znieść swojego wyglądu i może jeszcze… Naszej nieubłaganie zbliżającej się starości.
„Inna już nie będziesz” – usłyszałam w głowie słowa Zdzisia, ale nie brzmiały już dla mnie równie złowrogo jak przed chwilą.
Rozczulona, pogłaskałam go po policzku, dotknęłam jego szyi, a potem, ku swojemu zaskoczeniu, pocałowałam go nieco onieśmielona swoją odwagą. Tamtego popołudnia kochaliśmy się tak, jak nigdy od pięciu, a może i dziesięciu lat. Z czułością odkrywaliśmy na nowo nasze ciała i pieściliśmy je wzruszeni, że mimo tylu wspólnych chwil wciąż działamy na siebie. Podekscytowana i oszołomiona łóżkowymi igraszkami jeszcze tego samego wieczoru na oczach męża wyrzuciłam z szafy wszystkie swoje ciuchy za duże o dwa albo i trzy rozmiary.
Nim się obudziłam, Zdzisiek wyrzucił je do śmietnika
Mąż znał mnie aż za dobrze i wiedział, że będę żałować swojej spontaniczności, postanowił więc iść za ciosem i przy śniadaniu zaproponował mi zakupy. Dwie bluzki, spodnie i dwie sukienki całkowicie odmieniły moje spojrzenie na siebie i swoje ciało. Ubrania nie były tak krzykliwe ani skąpe, jak te, które nosiła Krysia, ale odsłoniły na tyle dużo, abym dostrzegła swoją talię, zgrabne łydki, ładny, gładki dekolt i długą szyję.
– Mamo! Ależ się zmieniłaś! Wyglądasz lepiej niż większość moich koleżanek! – krzyknęła córka, kiedy odwiedziliśmy ją w weekend z mężem.
Przyznam, że mimo zachwytów otoczenia, nie od razu zmieniłam myślenie o swoim ciele, ale postanowiłam oswajać się ze swoim wizerunkiem, a przede wszystkim nie ironizować z komplementów zachwyconego Zdzisia. Nawet Krysia przyznała, że zazdrości mi tego, co widać w oczach mojego męża, kiedy na mnie patrzy. Ośmielona reakcją otoczenia kupiłam kostium kąpielowy. Nim ośmieliłam się go włożyć, przeleżał w szufladzie dwa miesiące, ale kiedy już to zrobiłam, nie wystarczyło mi patrzenie na siebie w lustrze. Tego samego dnia wrzuciłam go do torebki i pojechałam na basen, na zajęcia z przeklętej zumby w wodzie.
Wróciłam zmęczona, ze zniszczoną fryzurą, ale szczęśliwa, że zrobiłam coś wyłącznie dla siebie i swojego ciała wśród kobiet równie zadowolonych ze swojego życia, jak ja. W te wakacje po raz pierwszy od lat włożyłam bikini. Nie czułam się w nim zbyt komfortowo, ale popracuję i nad tym uczuciem oraz stylizacją. Może dokupię do niego etniczne pareo? Albo plażową sukienkę i ogromny kapelusz? Jest tyle możliwości, że warto próbować.
Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”