Siedzimy w osiedlowym pubie, skąd widać blok mojej byłej narzeczonej. Zawsze mam przy sobie lornetkę, więc mogę obserwować podjeżdżające samochody i przyfilować, kiedy i z kim wraca. Serce mi wtedy skacze do gardła, brakuje mi tchu… Bez zimnego piwa nie dałbym sobie rady. Pub zamykają o dwudziestej trzeciej. Jeśli do tej godziny Anita nie mignie mi w drzwiach do klatki schodowej, siadam na murku i czekam nawet do rana. Rzuciłem pracę, wyglądam jak ostatni lump, ale co z tego?
Dla kogo mam się picować?
Dwadzieścia pięć miesięcy nosiłem garnitur i dusiłem się w krawacie! Kiedy wracałem do domu, byłem jak ugotowany! Wskakiwałem pod prysznic, a potem w normalne ciuchy i parę minut musiałem odparować, zanim oprzytomniałem.
– Świrujesz! – denerwowała się Anita. – Sam wiesz, że w tych lumpiarskich wdziankach nie da się pracować w banku! Więc nie wydziwiaj…
Dobrze jej było gadać! Sama siedziała przed kompem w majtkach i luźnej bluzce, więc nic ją gniotło, nie uwierało, nie ciągnęło. Zanim dojechałem do roboty, już byłem mokry, a akurat tego lata słońce dawało popalić!
– Nie narzekaj – złościła się, kiedy skonany kląłem, że ten firmowy dress code mnie wykończy. – Macie przecież klimatyzację!
I co z tego, że mamy klimę, skoro ja się od tego przeziębiam? Chrypię, kaszlę, leci mi z nosa, a na zwolnienie boję się iść, bo źle patrzą, kiedy ktoś za często choruje. Anita nigdy mi nie współczuła. Byłem dla niej marudą, mazgajem, ciapą, maminsynkiem… Żebym stanął na rzęsach, też by mnie nie pochwaliła. Nie byłem z nią szczęśliwy, a jednak rozstanie nie wchodziło w grę. To byłaby dla mnie katastrofa! Kochałem ją, nawet wtedy, kiedy zacząłem podejrzewać, że mnie robi w konia z innymi facetami. Nie miałem pewności, tylko mgliste sygnały. Na przykład, wracam z roboty, a ona pod kołdrą… W pełnym makijażu.
– Czemu leżysz? – pytam i pochylam się, żeby jej dać buzi.
Wyraźnie czuję alkohol, więc od razu się spinam…
– Gdzie byłaś?! – krzyczę.
A ona, że nigdzie
Ma migrenę, proszki nie działają, więc chlapnęła drinka.
– A czemu jesteś taka zmalowana? Perfumy też miały ci pomagać na głowę?
Zaczyna się mazać, że jestem podły, bo ją podejrzewam o Bóg wie co, a ona po prostu chciała ze mną wyjść do pubu, kiedy wrócę z pracy. Kończyło się tak, że ją przepraszałem, chociaż nie wiedziałem za co? Lądowaliśmy w łóżku i było cudownie. Za każdym razem się na to nabierałem! W końcu wymyśliła, że chce wakacji w Tunezji.
– Nie dostanę urlopu – tłumaczyłem. – Zresztą, nie stać nas! Przecież nie pracujesz, sam tego nie ogarnę.
– Więc pojadę sama, to znaczy, z koleżanką. Na parę dni, musisz się zgodzić.
– A kasa skąd?
– Ona mi pożyczy.
– A kto odda?
– Ja. Znajdę jakąś robotę…
Plułem sobie w brodę, że się zgodziłem. Ta jej koleżanka mi się nie podobała; pyskata i arogancka, ciągle wygłaszała jakieś teorie, że, jak się jest materacem faceta, to nie za darmochę, trzeba wymagać!
– Od tego jest, żeby cię utrzymywał – pouczała Anitę, nie przejmując się tym, że ja słucham. – Na ciebie każdy poleci…
Na tym wyjeździe kogoś poznała
Przywiozła złoty łańcuszek z zawieszką i paradowała w nim bez przerwy.
– Mój talizman – mówiła. – Dostałam na szczęście.
– Od kogo? – dopytywałem.
– Nie interesuj się. Ty mi prezentów nie robisz, więc nie zazdrość. Kiedy mi coś ładnego kupiłeś, kiedy?
– Płacę czynsz, kupuję jedzenie, daję ci na kosmetyki i ciuchy. To mało?
– Nie kompromituj się! Jakie ciuchy? Z lumpeksu? Na nic innego mnie nie stać!
Więc wziąłem chwilówkę i kupiłem jej sukienkę. Taką, o jakiej marzyła, drogą jak diabli, z najlepszego butiku. Nawet nie wiedziałem, że kawałek materiału może tyle kosztować. Aż mi w oczach pociemniało, kiedy dawałem kartę, bo wyobraziłem sobie, ile to będę spłacał! Cieszyła się jak dziecko. Znowu przez jakiś czas byłem misiem, skarbusiem… Niestety, to trwało tylko chwilę. Spakowała swoje rzeczy, kiedy byłem w pracy. Zostawiła paskudną kartkę, żebym się odwalił, dał jej spokój, bo ma kogoś, kto o nią lepiej zadba. Trochę trwało, zanim ją namierzyłem… Dowiedziałem się, że wynajęła mieszkanie i że widuje się ją z różnymi leszczami.
– Zapomnij o niej – powiedział kumpel. – Nie masz kogo żałować!
Tylko raz z nią gadałem
– Czemu mi to zrobiłaś? – zapytałem. – Dawałem ci tyle, ile mogłem. Kiecka, którą ci ostatnio kupiłem, kosztowała majątek, a jednak ją dostałaś.
– Ta szmata? – roześmiała się. – Już dawno jej nie noszę! Zresztą, co to jest, jedna kiecka?
– Dałbym ci więcej, gdybym miał.
– Inni mają, więc dostaję, na co zasługuję. Ty nawet auta się nie dorobiłeś! Co mi możesz sprezentować? Bilet na autobus?
Od tej pory siedzę naprzeciwko jej domu i czekam. Wiem, że się przejedzie na życiu, jakie wybrała. Przyjdzie wtedy do mnie i poprosi, żebym wybaczył. Tak będzie, jestem tego pewny! Oczywiście, że jej wybaczę! Ja też nie jestem bez winy. Mogłem o nią bardziej dbać, kupować więcej, wziąć drugą pracę, jakoś dorobić, żeby na wszystko starczyło. A tak? Jedna sukienka, co to jest? Tym bardziej, że ona już jej nie nosi…
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”