Moje córki zawsze doskonale się ze sobą dogadywały. Byłam szczęśliwa, że mam dziewczynki, które dzieli zaledwie dwa lata różnicy, więc mogą na siebie zawsze liczyć. Gdy dorastały, często razem wychodziły na imprezy i wyjeżdżały na wakacje, więc w pewnym sensie mieliśmy wrażenie, że jedna zawsze ma czuwanie nad drugą i czuliśmy się dzięki temu nieco bezpieczniej.
Moja córki to dwa żywioły
Nina, starsza, zawsze była spokojniejsza. Lubiła naturę, grzebanie w ziemi, zwierzęta. Zamiast iść do dyskoteki wolała poczytać coś o historii czy geologii. Nie zdziwiło mnie zatem, gdy postanowiła pójść na archeologię. To był zdecydowanie jej konik. Poznała tam Andrzeja i od razu między nimi zaiskrzyło. Każdego lata jeździli na wykopaliska, żeby odbyć praktyki i doskonale wiedziałam, że planują ślub od razu po studiach.
Basia, młodsza, nie była zachwycona tym związkiem. Sama była pełna werwy, energii i ciągle ją gdzieś nosiło, więc spokojny, wręcz flegmatyczny Andrzej stał się dla niej powodem do kpin i żartów. Kiedy zrobiła kurs instruktorki fitness, Nina zadzwoniła do niej z gratulacjami, a ona zapytała, czy Andrzej nie chciałby poprowadzić jogi. Żartowała, że poprzedni trener zastygł w pozycji drzewa i niestety musieli go wyciąć, a Andrzej będzie świetnym zamiennikiem. Nina znosiła jej żarty, ale wiedziałam, że Baśka ją denerwuje.
– Sama nie ma chłopaka, a śmieje się z mojego – żaliła się czasem, gdy rozmawiałyśmy przez telefon.
Próbowałam przemówić Basi do rozumu, ale ona wciąż powtarzała, że robi to dla dobra Niny. Uważa, że powinna mieć u swojego boku kogoś bardziej energicznego, takiego jak ona, bo w jej obecności Nina trochę się ożywia, a przy Andrzeju zrobiła się jeszcze sztywniejsza niż była. Jej złośliwości nic jednak nie zmieniały. Nina nie zamierzała rezygnować z miłości tylko dlatego, że siostrze nie spodobał się jej wybranek.
Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy
Pewnego dnia Basia wróciła do domu bardzo ożywiona i podejrzanie szczęśliwa.
– A tobie co? – zapytała Nina.
– A nic… spotkałam kogoś – odpowiedziała wesoło, ale nie chciała nic zdradzić poza tym, że znali się już wcześniej, ale dopiero teraz coś zaiskrzyło.
Nina wciąż dopytywała, o kogo chodzi i czy ona też go zna, ale Baśka nie puściła pary z gęby. Sama byłam bardzo ciekawa, kto to taki. Większość ich znajomych znałam z widzenia albo choćby z opowiadań, więc czułam, że skoro Baśka tak kręci, to może oznaczać tylko jedno – wszystkie go znamy. Zastanawiałam się jednak, czemu to taka tajemnica i węszyłam kłopoty. Ale może niesłusznie… Może po prostu boi się, że jeśli nic z tego nie wyjdzie, będziemy spoglądać na niego krzywo na osiedlu.
W końcu odpuściłyśmy, bo jak Baśka się zaprze, to nie ma na nią mocnych. Kolejnych kilka tygodni utwierdziło ją najwyraźniej w przekonaniu, że to coś poważnego i w końcu postanowiła się przyznać, kto podbił jej serce.
– To Robert – powiedziała pełna obaw, spoglądając na Ninę.
– Jaki Robert? – zapytała zaciekawiona, ale po chwili mina jej zrzedła. – Chyba nie Nowicki?
– Tak, to ten.
– Ten, w którym się zakochałam w pierwszej liceum? Który przeczytał przy całej klasie fragmenty mojego pamiętnika i wyśmiał mnie przy wszystkich? W tym Robercie się zakochałaś? A ja przez tego gnoja musiałam zmienić szkołę, bo nie miałam tam życia!
Baśka wzięła głęboki oddech, bo najwyraźniej przygotowała jakąś mowę obronną i właśnie zamierzała ją wygłosić, ale Nina nie chciała słuchać. Wyszła z kuchni i poza krótkim: „Nina, to było osiem lat temu”, nie usłyszała od siostry żadnego usprawiedliwienia. Stałam w kuchni wpatrzona w Basię i szczerze mówiąc, sama nie mogłam uwierzyć, że zakochała się w kimś, kto tak skrzywdził jej siostrę. Czy to ma znaczenie, ile lat temu? Owszem, pewnie jakieś ma. Był wtedy małolatem, dorastał, miał, jak większość nastolatków, sieczkę w głowie i prawdopodobnie nie myślał o tym, co robi i jak bardzo krzywdzi młodą dziewczynę. Byłam w stanie znaleźć wiele na jego usprawiedliwienie. Ale nie Basi!
Cała rodzina doskonale pamiętała tamto zajście. Nina tygodniami opowiadała o przystojniaku ze swojej klasy, który strasznie jej się podobał. Ponieważ zawsze była skryta i nieśmiała, nie zamierzała mówić mu o swoim uczuciu i nic nie zapowiadało tego, że mógłby dowiedzieć się o jej platonicznej miłości. Jak większość nastolatek prowadziła jednak pamiętnik i właśnie dlatego, że Baśka wtrącała swój wścibski nos w nie swoje sprawy, wolała mieć go zawsze przy sobie. Pakowała go więc do swojej torby zawsze przed wyjściem do szkoły.
Pewnego razu wróciła po przerwie do klasy i zastała Roberta z kolegami głośno deklamującego przy wszystkich fragmenty jej pamiętnika, w których to zachwyca się jego pięknymi oczami i fantazjuje na temat ich przyszłego związku, pocałunków, a nawet ślubu. Nina wyrwała im pamiętnik z rąk, a Robert zaczął się śmiać i mówić, że może sobie śnić, bo on nie jest zainteresowany. Nina uciekła tego dnia ze szkoły prosto do mojego biura i oświadczyła, że nigdy więcej nie pojawi się w szkole. Próbowałam rozmawiać z jej dyrektorką i wychowawczynią o możliwościach rozwiązania tej sytuacji, ale wyglądała na beznadziejną, bo Nina nie była jedną z tych nastolatek, po których wszystko spływa jak po kaczce. Wspólnie uznałyśmy, że zmiana szkoły może być w tym wypadku jedynym rozwiązaniem…
Od tamtej pory Nina jak ognia unikała chłopaków, a tych przystojnych i przebojowych nie brała w ogóle pod uwagę. Czasem zastanawiałam się, czy gdyby nie sytuacja z liceum, wybrałaby Andrzeja na swojego życiowego partnera. Może specjalnie szukała kogoś, kto jest na tyle zrównoważony i spokojny, że nie wywinie jej żadnego numeru?
Zostałam z Basią sama w kuchni, a ona schowała twarz w dłoniach. Najwyraźniej nie było jej łatwo.
– Jak to się stało, Basiu, że związałaś się akurat z Robertem? Nie przyszło do głowy, że to zły pomysł?
– Właśnie chciałam to wyjaśnić Ninie, ale oczywiście nie dała mi dojść do słowa. Na początku nie wiedziałam, że to on. Dopiero po kilku spotkaniach się domyśliliśmy.
– Ale jak to możliwe?
– Normalnie! – wzruszyła ramionami. – To nie ja z nim chodziłam do klasy. Widziałam go dłużej może ze dwa razy osiem lat temu, więc nie poznałam. Poza tym wygląda zupełnie inaczej. Nabrał masy, zmienił fryzurę.
Usiadłam zmartwiona tą sytuacją, bo wydawała się bez wyjścia. Poprosiłam Basię, żeby opowiedziała mi wszystko od początku. Wyglądało na to, że faktycznie nikt nie zawinił. Robert dołączył jako trener do klubu fitness, w którym pracuje Basia, kilka miesięcy temu. Prowadzi tam zajęcia na siłowni. Od razu zwróciła na niego uwagę, bo jest w jej typie: wysportowany, umięśniony, zawsze uśmiechnięty i, jak to ujęła, „naładowany pozytywną energią”. Spotkali się kilka razy w kantynie, w której jadają obiady i świetnie im się rozmawiało. Robert zapytał Basię, czy biega i umówili się na wspólny poranny jogging.
Dopiero po tygodniu rozmów i flirtów doszli do tego, że łączy ich nie tylko chemia, ale i przeszłość.
– I co mu wtedy powiedziałaś?
– Oczywiście mnie zatkało. Nagle spojrzałam na niego i załapałam, że to ten okropny chłopak, który zranił Ninę. Zaczęłam mu wygarniać, jak to ja, co sądzę o tym wszystkim. Myślałam, że to już koniec. Że więcej nie spotkam się z nim prywatnie, ale on mnie zatrzymał i opowiedział swoją wersję wydarzeń. To nie on wyciągnął ten pamiętnik i nie on go głośno czytał, ale gdy wszyscy usłyszeli, że Nina pisze o nim, nie mógł nic nie powiedzieć. W wieku piętnastu lat w takiej sytuacji jedyne, co można zrobić, to zacząć się śmiać. Powiedział, że przez całe lata dręczyły go z tego powodu wyrzuty sumienia, bo bardzo lubił Ninę i wiedział, że to z jego powodu zmieniła szkołę. Kiedy próbował skontaktować się z nią przez internet, od razu odrzucała jego zaproszenia.
– Trzeba było od razu powiedzieć Ninie!
– Zareagowałaby dokładnie tak samo jak dziś. Robert jest świetnym chłopakiem. Wiele nas łączy. Kocham go. Nie mogę go skreślić przez głupi błąd z młodości.
Słowo „kocham” w jej ustach to nie wyświechtany frazes. Basia była bardzo zachowawcza, jeśli chodziło o wyznawanie uczuć chłopakom i zwykle bardzo lojalna wobec siostry. Wyglądało więc na to, że to naprawdę coś poważnego. Nina jednak nosiła w sobie tę zadrę od lat i myślę, że w jej sercu nigdy nie zabliźniła się rana, która wówczas powstała. Takie krzywdy z młodości potrafią mieć wpływ na całe życie i myślę, że tak było właśnie w jej przypadku.
Musiałam je jakoś pogodzić
Nie wiedziałam, co robić. Znalazłam się między młotem a kowadłem. Całe życie wyobrażałam sobie, że dziewczyny zawsze będą dla siebie bliskimi przyjaciółkami. Że nawet gdy założą rodziny, będą spędzać razem święta, wakacje i często się odwiedzać. Tymczasem wyglądało na to, że wybrały mężczyzn, których wzajemnie nie tolerowały. Zastanawiałam się, czy biernie przyglądać się z boku, jak ta sytuacja się rozwinie, czy może jednak jakoś zareagować. Uznałam, że obie są tak uparte, że bez ingerencji siły wyższej się nie obędzie.
W pierwszej kolejności musiałam pójść i pogadać z Niną. Wiedziałam, że Basi nie wysłucha, ale ja nie dam się tak łatwo spławić. Nie wiem, czemu wyobraziłam sobie, że leży zapłakana na swoim łóżku, jak za szkolnych lat, ale tak nie było. Siedziała przy laptopie i czytała jakiś artykuł.
– Mogę?
– Jasne – odpowiedziała. Była wyraźnie zdenerwowana, ale nie zapowiadało się na to, że będę musiała przebijać głową mur. Zaczęłam powtarzać jej to, co powiedziała Basia, ale ona odparła, że szczegóły nielojalności siostry jej nie interesują. Ona nigdy w życiu nie związałaby się z kimś, kto by tak Basię zranił.
– Ninko, wiem, że to była dla ciebie trauma, ale w tym wieku wiele osób postępuje głupio. Może czas odpuścić i wybaczyć. Jesteś dorosła, spełniona i szczęśliwie zakochana. Po co pielęgnować te urazy?
– Chcesz powiedzieć, że jesteś po stronie Basi? Uważasz, że dobrze zrobiła, wiążąc się z kimś, przez kogo musiałam zmieniać szkołę? Wyobrażasz sobie, że teraz będziemy spotykać się we czwórkę na kawę i zaśmiewać z tego incydentu? A gdyby to ciocia Grażynka związała się z twoim byłym mężem, też tak byś do tego podeszła?
To był cios poniżej pasa. Moje pierwsze małżeństwo rozpadło się po roku, bo wyszło na jaw, że mąż zdradzał mnie jeszcze przed ślubem z moją przyjaciółką. Zawsze byłam wdzięczna losowi, że moje dzieci były dopiero ze związku z moim obecnym mężem, bo nie musiałam z tamtym draniem mieć nic wspólnego. Uznałam, że porównanie jest zdecydowanie na wyrost i Nina chyba nie kontroluje już swoich emocji, rzucając takie argumenty. Powiedziałam spokojnie, żeby jeszcze raz wszystko przemyślała i zastanowiła się, czy warto psuć relacje z siostrą przez tak dawne dzieje. Liczyłam na to, że Nina trochę odpuści, ale była wściekła i najwyraźniej nie zamierzała.
Basia chodziła smutna. Było oczywiste, że zakochała się w Robercie i bardzo chciała jakoś rozwiązać tę sytuację. To, że przez ostatnie lata wciąż naśmiewała się z Andrzeja, wcale nie poprawiało jej sytuacji. Kiedy mąż wrócił z pracy, dziewczyn nie było w domu. Opowiedziałam mu, co się stało. On także doskonale pamiętał wydarzenie sprzed lat i był wściekły na to, jak Robert potraktował jego ukochaną córeczkę. Stanął po stronie Niny i powiedział, że Basia patrzy tylko na czubek własnego nosa. Ja miałam wręcz przeciwne wrażenie. Uważałam, że to Nina powinna odpuścić.
Jednak te przeciwne punkty widzenia nasunęły mi pewien pomysł. Może gdyby każda z nich miała okazję dłużej porozmawiać z chłopakiem siostry, ich sposób postrzegania by się zmienił. Dostrzegłyby drugą stronę medalu. Tylko jak to zrobić?
– Może zatrzasnąć ich razem w windzie? – zaśmiał się mąż.
Pomysł, wbrew pozorom, nie był taki głupi, ale zbyt trudny do zrealizowania. Wiedziałam jednak na pewno, że jeśli chłopakom moich córek na nich naprawdę zależy, powinni spróbować wyjść z inicjatywą naprawienia niezbyt dobrych relacji z siostrami. „Zadzwonię do nich” – postanowiłam, mimo że mąż patrzył na moje poczynania z dezaprobatą. Trudno! Ryzyk fizyk.
Z Robertem sytuacja była prostsza. Sam wiedział, że narozrabiał i już wcześniej chciał przeprosić Ninę, więc był chętny, żeby się z nią spotkać. Za to Andrzej był zaskoczony moją prośbą. Wyjaśniłam mu jednak, że sytuacja między Basią i Niną jest trudna i fajnie by było, gdyby pomógł Basi jakoś przekonać Ninę. Nie powiedziałam, że jest drugie dno tego spotkania, a mianowicie to, żeby Basia się trochę do niego przekonała.
Gdy chłopaków miałam już po swojej stronie, nadszedł czas na córki. Powiedziałam im, że organizujemy z tatą rocznicę ślubu w restauracji. Każdej zarezerwowałam stolik w innej i do każdej wysłałam nie tego chłopaka. Miały być przekonane, że to przypadek i że reszta wciąż nie dojechała przez korki. Plan powiódł się w stu procentach. Basia zastała przy stoliku tylko Andrzeja, a Nina tylko Roberta. Oczywiście początkowa krępująca cisza została przełamana przez chłopaków. Nie mieli innego wyjścia. Musieli się postarać.
Bałam się, czy za bardzo nie namieszałam, ale wiedziałam, że coś musi się zmienić, a bez konfrontacji nigdy się to nie uda. Co jak co, ale rozmowa w cztery oczy zwykle przynosi najlepsze rezultaty, bo najprostsze rozwiązania są najlepsze. Tak było i tym razem. Nina, która początkowo miała ochotę wyjść i poczekać na zewnątrz, dała się w końcu namówić Robertowi na rozmowę. Przeprosił ją i wytłumaczył, że bardzo mu głupio z powodu ich dawnego konfliktu i tego, że spotyka się teraz z jej siostrą. Przeprosiny musiały być szczere, bo Nina jakoś się przekonała i wybaczyła Robertowi głupkowate zachowanie sprzed lat.
Spotkanie Basi z Andrzejem też przebiegło bardzo pomyślnie. Basia wreszcie dostrzegła w spokoju Andrzeja coś, co faktycznie było Ninie potrzebne – wsparcie i pewność, że jest dla niego wszystkim. Gdy chłopcy dali mi znać, że wszystko jest okej, zadzwoniłam do dziewczyn i udając, że źle podałam im adres, zaprosiłam je na wspólny obiad. Mąż patrzył na mnie z podziwem, że wykazałam się takim sprytem i zdolnościami mediatorskimi. Czasem nawet dorosłym dzieciom przydaje się matczyne wsparcie!
Więcej prawdziwych historii:
„Wmuszał we mnie jedzenie i mnie szantażował. Przez zwykłego zboczeńca straciłam figurę, zdrowie i 1,5 roku życia”
„Żona zdradziła mnie, a potem odeszła i zabrała dzieci. Już nigdy nie zaufam żadnej kobiecie...”
„Poniżał mnie i bił. Gdy okazało się, że jestem w ciąży, kazał mi ją usunąć. A ja liczyłam, że zostawi dla mnie żonę”