Moja córka wychowywała się bez ojca, który wyjechał do USA i tylko czasem dzwonił. Był jej idolem.
Podobnie jak on zaczęła uprawiać ekstremalny sport. Omal jej to nie zabiło.
Tamtego dnia wróciłam z pracy nieco później niż zwykle, bo wstąpiłam na kawę do siostry mieszkającej w bloku obok. O tej porze moja córka powinna już być w domu.
– Majka, już jestem! Masz pozdrowienia od ciotki Joanny – zawołałam od progu.
Zdziwiłam się, bo odpowiedziała mi głucha cisza. „Gdzie ona jest? Powinna przecież ostro zakuwać do testów z matematyki” – pomyślałam.
Tego wieczoru chciałam z nią porozmawiać o wizycie jej ojca. Paweł, mój były mąż, po latach spędzonych na emigracji postanowił przylecieć do Polski i spotkać się z dorastającą córką.
Bałam się tego spotkania. Majka kontaktowała się z ojcem telefonicznie, ale ostatni raz widziała go, gdy miała zaledwie sześć lat...
Z mężem rozstałam się przez jego pracę
Zajrzałam do pokoju Majki. Panował w nim jak zwykle okropny bałagan. Wzdychając, zdjęłam jej czerwony top z monitora komputera i otworzyłam szafę. No tak – kask i strój motocyklowy zniknęły, co potwierdziło moje najgorsze przeczucia.
„Smarkula jedna! Wybrała się na motocykl, chociaż jej zakazałam!” – zdenerwowałam się.
Majka odziedziczyła po ojcu, kaskaderze filmowym, nie tylko zgrabną sylwetkę, ale i pasję do ekstremalnych sportów. Rok temu po długich prośbach dostała ode mnie na urodziny pierwszy motocykl. Szybko dołączyła do żużlowego klubu sportowego i odtąd spędzała w nim cały czas wolny. Jej marzeniem był start w najbliższych zawodach...
Trudno mi było to zaakceptować. Moje małżeństwo rozpadło się przecież dlatego, że nie mogłam znieść ciągłego stresu, który przeżywałam w związku z niebezpiecznym zawodem męża. No bo jak długo można co dzień umierać o kogoś ze strachu?!
Moje rozmyślania przerwał dzwonek telefonu.
– Czy rozmawiam z panią Marzeną Grodzką? – spytała jakaś kobieta po drugiej stronie linii.
– Tak, o co chodzi?
– Pani córka miała wypadek.
Zamarłam z przerażenia.
Do szpitala dotarłam błyskawicznie
Majka była blada i obolała, lecz na szczęście przytomna. Na podudziu miała już zszytą głęboką ranę, powstałą od wygiętego błotnika jej motocykla.
– Kochanie, co ci się stało?! – krzyknęłam z przerażeniem.
– Nic takiego. Spadłam z motocykla i trochę się poobijałam – próbowała się uśmiechnąć, lecz nie wyszło jej to najlepiej.
Z grymasu na twarzy Majki było widać, jak bardzo ją boli.
– Już w porządku, spróbuj teraz zasnąć, jutro porozmawiamy – pogłaskałam małą po głowie.
Kwadrans później wyszłam z jej pokoju, by poszukiwać lekarza.
– Na szczęście pani córka nie odniosła poważniejszych obrażeń – powiedział spokojnie, kiedy tylko usiedliśmy w jego gabinecie.
Odetchnęłam z ulgą.
– Ale muszę panią poinformować, że urazy, których doznała, mocno obciążyły pracę jej nerek.
Spojrzałam na lekarza z przerażeniem. Co to znaczy?!
– Proszę tylko nie wpadać w panikę – dodał szybko. – Na razie nie ma powodu do niepokoju, będziemy jeszcze robić badania. Mamy nadzieję, że wkrótce wszystko wróci do normy.
W nocy nie mogłam zasnąć. Choć ten lekarz próbował mnie uspokoić, nie mogłam przyjąć do wiadomości, że mojemu dziecku coś jest, i to coś tak poważnego!
Następnego dnia umierałam ze zdenerwowania.
– Niestety, nie widać żadnej poprawy – doktor oznajmił mi krótko. – Majka zostanie w szpitalu na obserwacji. Zrobimy pogłębioną diagnostykę nerek.
Biedna Majeczka! Tyle wycierpiała...
Przez kolejne dni przeprowadzano badania. Był to dla mnie okres koszmarnego stresu i niepewności. Wkrótce potwierdził się najmniej optymistyczny scenariusz, bo nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia Majki. Bezradnie patrzyłam, jak moje dziecko staje się coraz słabsze.
Powiedziano mi, że obrażenia po wypadku doprowadziły do zaostrzenia objawów choroby nerek, którą już miała, i pomimo fachowej opieki lekarskiej jej nerki przestały pracować!
Lekarz stwierdził, że Maja będzie musiała trzy razy w tygodniu poddawać się parogodzinnym zabiegom. Oznaczało to, że marzenia Majki o sportowej karierze legły w gruzach...
Majka nikła w oczach. W ciągu trzech tygodni z tryskającej zdrowiem nastolatki zamieniła się w apatyczną, schorowaną osobę.
– Panie doktorze, czy jest dla niej choć cień szansy na normalne życie? – spytałam kiedyś.
– Tylko przeszczep nerki – odparł lekarz. – Muszę jednak panią uprzedzić, że długo trwa, zanim znajdzie się dawca. Chyba że jest nim ktoś z rodziny.
Jeszcze kiedy Majka była w szpitalu – ja, moja siostra i jej dorosły syn poddaliśmy się testom na zgodność tkankową. Niestety, szybko okazało się, że żadne z nas nie może oddać jej nerki...
Podczas tych okropnych dni zupełnie zapomniałam porozmawiać z córką o zapowiadanej wizycie Pawła. Ocknęłam się, gdy do przyjazdu byłego męża zostały raptem dwa dni.
Córka nie była zachwycona spotkaniem w szpitalnej sali
Pragnęła zaprezentować się ojcu – było nie było, kaskaderowi! – w jak najlepszej formie. Pokazać mu, że też jest wysportowana i zwinna, że mu dorównuje. Chciała, żeby był z niej dumny.
No i nadszedł ten dzień. Obie czekałyśmy na Pawła w radosnym napięciu. A kiedy stanął w drzwiach szpitalnej sali, i Majka, i ja na jego widok… osłupiałyśmy.
W niczym nie przypominał młodego, wysportowanego bruneta, którego ja pamiętałam, a Majka znała z naszych rodzinnych zdjęć sprzed lat! Był teraz podtatusiałym 50-latkiem, miał brzuszek i ogromną łysinę…
– Dzień dobry, tato – z trudem wyjąkała Maja, ze wszystkich sił starając się ukryć rozczarowanie.
– Co tak oficjalnie, córeczko? – zauważył Paweł, ale nie przejął się tym i serdecznie ją uściskał.
Po przywitaniu się ze mną wyjął z torby pięknie opakowane pudło i podał je Majce.
– Długo go szukałem, więc mam nadzieję, że ci się spodoba – uśmiechnął się do niej.
Majka, podekscytowana, zaczęła rozpakowywać prezent. W pewnej chwili zbladła i spojrzała na mnie z rozpaczą. W pudle był nowiutki, na pewno bardzo drogi kombinezon motocyklowy.
Jeszcze będzie miała o czym marzyć
To było dla niej zbyt wiele… Biedna Majeczka wybuchła płaczem. Łzy zaczęły spływać po jej po wychudzonej twarzy, a zaszokowany Paweł, który niczego nie rozumiał, stał bezradnie nad jej łóżkiem, nie wiedząc, co począć.
No pięknie! To wszystko przeze mnie... Wprawdzie uprzedziłam Pawła, że Maja leży w szpitalu, ale mu nie powiedziałam, jakie to będzie miało skutki!
– Maja nie może już jeździć na motocyklu – te słowa niemal do niego wyszeptałam.
Potem obydwie, płacząc, opowiedziałyśmy mu o wszystkim. Paweł okropnie się przejął. Gdy się dowiedział, że jedyną szansą Majki na normalne życie jest przeszczep nerki, oznajmił nam:
– Jeszcze dziś zrobię testy na zgodność tkankową. Boże, czemu ja nie przyjechałem wcześniej!
Maja spojrzała na niego niepewnie, jakby coś ją gryzło.
– A co z twoją pracą? Kaskader bez nerki? – spytała w końcu.
– To już od dawna nieaktualne – uśmiechnął się Paweł. – Od dwunastu lat tego nie robię. Prowadzę teraz sklep sportowy.
Trzeba było widzieć minę Majki…
Nasza córka drugi raz tego dnia kompletnie osłupiała. Miała powód! Przecież przez całe życie naśladowała ojca. Był jej idolem, mistrzem sportowym, uosobieniem sukcesu…
Kiedy lekarze powiedzieli jej, co z nerkami, niemal się załamała, bo to oznaczało, że już nigdy mu nie dorówna. A tu się okazuje, że ten jej uwielbiony tata to nie żaden zwycięski czempion ani heros, tylko całkiem zwyczajny facet, który już dawno zrezygnował z kariery! Sama nie wiem, czy wieść o tym bardziej ją rozczarowała, czy raczej przyniosła ulgę…
Wkrótce okazało się, że Paweł jest idealnym dawcą dla naszej córki. Blisko trzy miesiące trwały procedury przygotowujące ich do operacji. Wszystko się udało.
Od tego czasu minął rok. Paweł wrócił do Stanów, ale często się z nim kontaktujemy. Maja czuje się dobrze. Nie wsiada już na motocykl, zaczęła za to pływać, a zimą będzie ćwiczyć rekreacyjną jazdę na nartach. I myśli o studiach handlowych. Tu pewnie też odzywają się geny po tatusiu.
Czytaj także:
„Biologiczny ojciec porzucił mnie, gdy miałem 1,5 roku. To obcy człowiek, ale boli mnie, że jestem niechcianym dzieckiem”
„Ojciec porzucił mnie, żeby zbawiać świat. Zgrywał świętoszka kosztem rodziny, a po latach chciał, żebym zrobił to samo”
„Ojciec porzucił mamę jak byłam dzieckiem. Gdy nagle wparował w moje życie, wiedziałam, że ma w tym interes”