Zawsze wiedziałem, że tata nie jest moim tatą. To znaczy, ten mężczyzna, z którym mieszkam i który mnie wychowuje, nie jest moim biologicznym ojcem. Prawdziwego nie pamiętam; miałem zaledwie 1,5 roku, gdy nas zostawił. Kojarzę go tylko ze zdjęć i trochę z opowiadań mamy. Mama nigdy nie ukrywała przede mną prawdy, choć ja przez długie lata jeszcze nie do końca ją rozumiałem.
Zawsze liczył się tylko ten tata, który z nami mieszkał
Nie pamiętam chwili, kiedy się pojawił. Dla mnie był od początku. A jednocześnie wiedziałem, że gdzieś tam jest drugi ojciec – tata Zenek, jak go zawsze nazywałem. Mama pokazywała mi zdjęcia: ich ślubne i nasze wspólne, w ogródku. Dużo tych fotografii nie było. Może dlatego, że wtedy aparat nie każdy miał, a do fotografa tak często się nie chodziło. W każdym razie, jego twarz kojarzę tylko z tych wyblakłych, jeszcze czarno-białych fotografii.
Pamiętam, że dopiero kiedy byłem duży, miałem chyba z 7 lat, zdziwiło mnie to, że mam dwóch ojców. Myślę, że dopiero wtedy dotarła do mnie prawda. Ale wcale mnie nie zabolało, że zostałem porzucony. Dla mnie tatą – kochanym, cudownym i najwspanialszym – był ten, który mnie wychowywał. To on uczył mnie grać w piłkę i jeździć na rowerze. Pocieszał, gdy pokłóciłem się z kumplem, i tłumaczył, jak trzymać fason przed chłopakami, żeby uznawali mnie za równego sobie. Kocham go, a on mnie. Teraz, gdy jestem już dorosły i sam mam własne dziecko, często zastanawiam się, jak to możliwe, że tak bardzo zaakceptował w końcu obcego chłopaczka.
Nie tylko się mną zaopiekował, ale naprawdę mnie pokochał. Może ze względu na moją matkę, którą uwielbiał, i uwielbia do dziś? A może dlatego, że już później nie mieli ze sobą dzieci? Nie wiem z jakiego powodu, bo nigdy o to nie pytałem, a mama nie mówiła. W każdym razie to on był moim tatą, a nie tamten. Mimo to, gdy wszedłem w wiek nastoletni, zaczęło mnie nurtować, jaki jest mój biologiczny ojciec. Gdzie mieszka, co robi? Na początku nie wiedziałem, jak to sprawdzić, a mamy nie chciałem pytać. Bałem się, że ją zranię, albo że nie powie mi prawdy. Chociaż nigdy mnie nie oszukała, podskórnie czułem, że ten temat może być dla niej trudny.
Szukałem więc po omacku
Przejrzałem papiery w szufladzie rodziców i znalazłem akt ślubu i orzeczenie sądu o rozwodzie. Nic mi to nie dało – poza datami, miejscem urodzenia i panieńskim nazwiskiem jego matki (mojej babci, której zresztą też nie znałem) nie było tam żadnych informacji. Pojechałem nawet do miasteczka, w którym się urodził i gdzie był zameldowany w chwili rozwodu, ale pod tamtym adresem nie było żadnego domu. W pobliskim sklepie dowiedziałem się, że właściciele sprzedali go gminie, a ta wyburzyła stary, zniszczony budynek i na tym miejscu zbudowano przedszkole.
Nie miałem pomysłu, co robić dalej. Wreszcie zapytałem mamę o jego adres.
– Nie znam – powiedziała szczerze.
– Nigdy się z nim nie kontaktowałam. Po rozwodzie przez pewien czas przysyłał alimenty, a potem przestał. Zamierzałam go nawet pozwać do sądu, ale już wtedy miałam wyjść za Pawła, a on cię chciał usynowić. Pomyślałam, że tak będzie najlepiej dla wszystkich.
– I naprawdę nie wiesz, co się z nim dzieje? – dociekałem, nie wierząc, że mama na pewno mówi mi wszystko. – Z jego mamą też się nie kontaktowałaś?
– Między mną a teściową nigdy nie układało się dobrze – westchnęła. – A jak Zenek się wyprowadził, ona stwierdziła, że to moja wina, bo nie potrafiłam zadbać o męża i utrzymać go przy sobie. Po rozwodzie mieszkał właśnie u niej, ale tylko przez chwilę. On już wtedy kogoś miał, dlatego odszedł ode mnie. I z tego co wiem, to szybko się pobrali i wyjechali. Nie wiem dokąd. Kiedyś, jak Zenek przez kilka miesięcy zwlekał z alimentami, a ja chorowałam i nie mogłam pracować, pojechałam do niej prosić o pomoc. Razem z tobą, bo pomyślałam, że może zechce zobaczyć wnuka. Ale ona nawet nie wpuściła nas do środka. Powiedziała, że Zenek jest wreszcie szczęśliwy, ma żonę i pewnie niedługo będzie miał własne dzieci. Tak jakbyś ty nie był jego.
Spojrzałem na matkę zdumiony. Nie mogłem wprost uwierzyć, że moja własna babcia zachowała się w taki sposób. Tymczasem mama ciągnęła opowieść:
– Zabolało mnie to bardzo. A najbardziej, że prawie na ciebie nie spojrzała. Ile ty miałeś wtedy? Niewiele ponad dwa lata. Nawet cię nie uściskała, nie zaproponowała niczego do picia… Pieluchę jeszcze nosiłeś, pamiętam, to musiałam ci ją zmienić na ulicy. Powiedziałam sobie wtedy, że więcej się upokarzać nie będę, sama sobie poradzę. Zresztą, miałam Pawła. To były nasze początki, ale już czułam, że mogę na nim polegać. Dlatego nie szukałam kontaktu z twoim tatą.
A potem, kiedy Paweł zaproponował ślub i że cię usynowi, tylko napisałam list do Zenka na adres teściowej, że chcę pozbawić go władzy rodzicielskiej. Spotkaliśmy się w sądzie, a on miał mi do powiedzenia tylko tyle, że jest mu to na rękę, bo teraz alimentów nie musi płacić… Przepraszam synku, że ci to mówię. Ale pewnie gdybyś nie znał całej prawdy, tobyś mi nie uwierzył, że naprawdę nie znam jego adresu.
Milczałem. Chciałem znać prawdę, a teraz nie mogłem jej udźwignąć. Właściwie powinno mi być obojętne, czy jakiś facet, który mnie spłodził, mnie kocha czy nie. Czy jakaś obca baba, która przez przypadek jest moją babcią, chce mnie znać. A jednak gdzieś w środku mnie zabolało. Do tej pory nie zastanawiałem się, dlaczego nas zostawił. Nas – a właściwie mamę. Jakoś nie docierało do mnie, że mnie też porzucił. Teraz to zrozumiałem. I nie mogłem się z tym pogodzić.
– Może chcesz o tym porozmawiać? – mama patrzyła na mnie najwyraźniej zaniepokojona, że się nie odzywam. – Na pewno ci z tym ciężko, co?
– Nie, mamo, jest okej – wydusiłem z trudem. – Boli, ale dobrze, że w końcu wszystko mi powiedziałaś. Tak jest lepiej.
Nie mogłem się z tym pogodzić
Wcale nie było. Dziś, po latach, z perspektywy czasu i doświadczeń wiem, że przeżywałem wówczas typowy bunt nastolatka. Przechodziłem okres dojrzewania, kiedy neguje się wszystko, co do tej pory się znało. To dlatego cały czas po mojej głowie chodziła myśl, żeby jednak odnaleźć ojca. Ale nie miałem pomysłu, jak to zrobić. I zapału do szukania też nie. W sumie byłem szczęśliwy, miałem rodziców, a czas zajmowały mi nauka, zabawa, no i dziewczyny. Jedna, druga…
Po technikum poszedłem do pracy, zachwyciła mnie samodzielność. A potem poznałem Jolę. Byliśmy ze sobą trzy lata, kiedy postanowiliśmy się pobrać. Niedługo później znowu mnie naszło, żeby go odnaleźć. Nie wiem dlaczego. Może chciałem na dobre zamknąć jakiś rozdział? Wejść w dorosłe życie, w małżeństwo i rodzicielstwo (bo zostałem tatą) z uporządkowanymi sprawami? Przyczyniła się też do tego Jola, której opowiedziałem o wszystkim, a ona nie mogła uwierzyć.
– Nie wyobrażam sobie, jak można porzucić własne dziecko i się nim nie interesować – mówiła, patrząc na naszego ślicznego Michałka, który bawił się klockami. – U mnie w rodzinie też były rozwody, ale rodzice kontaktują się z dziećmi. Częściej, rzadziej, ale zawsze. Ty potrafiłbyś zostawić Miśka? – spytała, a ja w jej głosie wyczułem niepokój.
Po rozmowie z żoną zrozumiałem, że nie uspokoję siebie ani jej, póki nie pogadam z „tatą Zenkiem” i nie usłyszę, czemu to zrobił. To pytanie nurtowało mnie od dawna. Trzeba znaleźć odpowiedź. Trochę to trwało, zanim udało mi się odnaleźć jego adres. Mama z trudem przypominała sobie kolejnych jego krewnych, a ja jeździłem po okolicznych wsiach i pukałem do obcych sobie ludzi – moich ciotek i wujków. Niektórzy nie chcieli ze mną gadać, inni nie wiedzieli, co dzieje się z moim ojcem, kilku dało mi adresy do dalszej rodziny. Wreszcie trafiłem do jakiejś kuzynki, która utrzymywała z nim kontakt.
– Mam jego adres i telefon – powiedziała, gdy już przestudiowała uważnie dowód i inne dokumenty, które potwierdzały moją przynależność do rodziny.
A potem spojrzała na mnie z dziwną miną i milczała przez chwilę, jakby zastanawiała się, czy coś powiedzieć.
– Nie wiem, czy będzie chciał rozmawiać z panem… z tobą – wykrztusiła w końcu. – Odciął się od przeszłości. A właściwie dlaczego go szukasz?
– Nie wiem – przyznałem. – Sam mam syna i może dlatego mnie to nurtuje.
– Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – westchnęła. – Ale to nie moja sprawa. Proszę – podała mi kartkę z adresem.
Nosiłem ją w portfelu przez kilka tygodni, nie mogąc się zdecydować, czy zadzwonić, pojechać, czy dać sobie spokój.
– Jedź – powiedziała moja mama, przed którą nic już wówczas nie ukrywałem. – Tylko przygotuj się, że nie będzie chciał z tobą gadać. Ale może się mylę.
Pojechałem od razu, nie dzwoniłem.
Tata Zenek mieszka w Radomiu, a właściwie na peryferiach. Osiedle willowe, ładne nowe domki, zadbane ogródki. Sięgałem do dzwonka przy furtce, gdy akurat jakiś młody facet wyjeżdżał z garażu. Zatrzymał się przy bramie.
– Pan do nas? – spytał, uchylając szybę.
– Chyba tak. Do Zenona Zielińskiego.
– Tata jest w ogrodzie, na tyłach domu.
Tata… A zatem to mój przyrodni brat. Patrzyłem, jak odjeżdżał sportową beemką. No tak, wygląda na to, że jemu powodzi się nieco lepiej niż mnie. Ciekawe, czy mam jeszcze jakieś rodzeństwo?
Ruszyłem w stronę ogrodu.
Zobaczyłem go od razu
Starszy, siwy, dość szczupły. Akurat grabił zeschłe liście. Nie przypominał faceta ze zdjęć. Nic w tym zresztą dziwnego – minęło ponad 25 lat. W pewnym momencie wyprostował się i wtedy mnie zobaczył.
– Pan do mnie? W czym mogę pomóc?
Nie wiedziałem, co powiedzieć, chociaż tyle razy układałem sobie przemówienie. Milczałem więc, aż on się zaniepokoił.
– Słucham pana. Kim pan jest?
– Jakub Roszkowski – przedstawiłem się odruchowo i dodałem: – Pański syn.
Zdjął rękawice, powoli odłożył je na murek i podszedł do mnie.
– Roszkowski?
– Tak – odparłem szybko. – Mój ojciec… Drugi mąż mamy mnie usynowił. Ale w akcie urodzenia mam Zieliński.
– Drugi mąż mamy… – facet przyglądał mi się przez chwilę uważnie, po czym sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej elektronicznego papierosa. – Jadwigi?
– Tak. Z domu Kamińskiej.
Zaciągnął się dymem i zapytał:
– No więc dobrze, przypuśćmy, że jesteś moim synem – powiedział, podnosząc rękę, gdy chciałem się wtrącić, oburzony tym „przypuśćmy”. – A co cię do mnie sprowadza? Po tylu latach? Przecież twoja mama odebrała mi prawa rodzicielskie.
Zawrzało we mnie; chciałem mu wypomnieć to wszystko, co mama mi opowiadała, ale się powstrzymałem. W sumie nie wiem, jak było między nimi i w ogóle nie w tej sprawie tu przyjechałem.
– Chciałem poznać ojca – powiedziałem, sam słysząc, jak mój głos twardnieje. – Sam nim zostałem, mam syna…
– I pewnie chcesz pieniędzy? – roześmiał się nieprzyjemnie, a ja z trudem się powstrzymałem, żeby go nie walnąć. – Myślałeś, że złapiesz dziadka na wnuka, tak?
– Nie. Myślałem, że chciałbyś wiedzieć. I… I ja chciałbym wiedzieć dlaczego.
– Co dlaczego? – zdziwił się.
– Dlaczego mnie zostawiłeś. Masz syna, poznałem go przed chwilą. Nie wiem, może masz jeszcze inne dzieci. Co było ze mną nie tak, że mnie porzuciłeś i nie chciałeś znać? Dorośli się rozstają, rozumiem, że nie kochałeś mamy i kogoś poznałeś. Ale dlaczego zostawiłeś syna?
Patrzył na mnie długo. A ja wtedy zrozumiałem, że tak naprawdę nic mnie nie obchodzi, co ten człowiek ma mi do powiedzenia. Usłyszałem już dość. Odwróciłem się na pięcie i szybko ruszyłem w stronę furtki. Zawołał za mną:
– I już nie chcesz wiedzieć? Nie interesuje cię, dlaczego ojciec zostawił syna?
– Nie – zatrzymałem się i odwróciłem. – Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Mnie mój ojciec nie zostawił. Mój prawdziwy ojciec. Jest ze mną cały czas.
Jakimś cudem udało mi się dojechać do domu i dopiero tam się popłakałem. A gdy już doszedłem do siebie, wziąłem na kolana swojego kochanego synka.
– Nigdy cię nie zostawię – obiecałem mu, delikatnie całując małą rączkę.
Nigdy już nie szukałem żadnych wyjaśnień. Po co? Mam mamę, tatę, żonę i syna. I guzik mnie obchodzi, czemu jakiś obcy facet 25 lat temu zrobił to, co zrobił.
Czytaj także: „Mój synek zmarł, gdy miał niecały roczek. Teraz o mały włos nie straciłam drugiego dziecka”„Urodziłam syna, gdy miałam 19 lat. Jego ojciec powiedział, że ma inne plany na życie i nas zostawił”„Moja siostra to pasożyt. Rodzice wychowali lenia, któremu nie chce się iść do pracy, bo... mało płacą”