„Moja córka to niewdzięcznica. Zostawiła nas samych, bo jest zajęta zagraniczną karierą. Nie rozumie, że chcę mieć ją blisko”

Mąż zdradził mnie z moją siostrą fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
„– Agatko, wracaj, musisz mi pomóc, córeczko – prosiłam. – Przyślę ci trochę grosza na pielęgniarkę, dobra? – spytała tonem, z którego mogłam wywnioskować tylko jedno: moje dziecko nie zamierzało rzucić swojego fantastycznego życia i wrócić do chorego ojca i osamotnionej, przerażonej matki…”.
/ 29.12.2022 13:15
Mąż zdradził mnie z moją siostrą fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Czuję się zagubiona i opuszczona. Tydzień temu moje jedyne dziecko, moja ukochana córka wyjechała z Polski na drugi koniec świata. Nie byłam na to przygotowana, choć powinnam. Cieszyłam się, kiedy poszła na studia. Byłam pewna, że po nich znajdzie dobrą pracę, ułoży sobie życie i będzie dla nas pociechą, jak zawsze. Miałam tylko wątpliwości, czy da sobie radę, bo biochemia to bardzo trudny kierunek.

– Ale ma przyszłość, mamo. Teraz w Polsce nie są potrzebni humaniści, ale właśnie biochemicy, informatycy – jeszcze dziś pamiętam, z jakim ogniem mówiła o nauce.

Agata zawsze miała w sobie wiele entuzjazmu

Za cokolwiek się brała, robiła to z pasją. Tak było z końmi. Kiedy pierwszy raz Rafał posadził ją w siodle, miała może sześć, siedem lat, od razu widać było, że to jej żywioł. Rok przed maturą poznała chłopca, który zaraził ją miłością do chemii Od tamtej pory konie były najważniejsze, ale gdy poszła do liceum, okazało się, że jest coś jeszcze. Agatkę zafascynowało nowe otoczenie, lubiła się uczyć. Wszystkie przedmioty, od historii do fizyki, chłonęła ja gąbka. Gdy chodziłam na wywiadówki, nie musiałam jak inni rodzice stać w kolejce do nauczycieli i pytać, co poszło nie tak, jak można pomóc dziecku, bo zaliczyło za dużo złych ocen, czy może potrzebne będą korepetycje. Przeciwnie. To nauczyciele wyławiali mnie z tłumu i biegli mi gratulować tak wszechstronnie uzdolnionego dziecka. Tylko chemia nie była jej konikiem. Ale w końcu i ten przedmiot ją wciągnął. Rok przed maturą Agatka poznała chłopca, który zaraził ją miłością do chemii…

Tyle że tego uczucia Agata nie do końca odwzajemniała. Mimo to córka uparła się, by studiować biochemię, ale trzeba było dużo nadrobić. Korepetycje pochłonęły masę pieniędzy. Rafał, mój mąż uspokajał mnie, że Agata wszystko nadrobi, a znając jej upór i pasję, skończy studia z wyróżnieniem. Rzeczywiście, nauczyła się, ba – wykuła, i na studia dostała się bez trudu… Na pierwszym roku miała załamanie, ale ten chłopak, jej ukochany Michał, wyciągnął ją z tego. Po zawalonych trzech egzaminach w zimowej sesji, zdała poprawki. Latem już poszło gładko. Agata dodatkowo zrobiła uprawnienia instruktora jazdy konnej. To oznaczało, że nasze dziecko może sobie dorobić parę groszy. Z czasem okazało się, że to wcale nie takie małe pieniądze. Na wakacje po pierwszym roku oboje z Michałem polecieli do Anglii. Chłopak wrócił po dwóch tygodniach, Agata została do końca września. Znalazła pracę w jakiejś stadninie na południe od Londynu. Kiedy wróciła, byłam szczęśliwa, że już wreszcie jest.

Stęskniłam się za córką, zwyczajnie, jak matka…

Przywiozła ze sobą sporo pieniędzy.

– Za rok znów pojadę. Może tam zostanę… – zwierzyła się, a ja struchlałam ze strachu.

Jak to zostaniesz? A studia? – spytałam drżącym głosem.

– Zrobi się – rzuciła i machnęła ręką z lekceważeniem, jakby to była najmniej ważna sprawa.

Agata co prawda wróciła na studia, ale coraz rzadziej chodziła na zajęcia. Egzaminy w sesji zimowej co prawda zdała, ale o nauce mówiła z coraz większą niechęcią.

– A czemu to Michał do ciebie nie wpada ostatnio? – zastanowiło mnie, że od kilku tygodni nie wspominała o swoim chłopaku.

– Michał? – odpowiedziała pytaniem i zmarszczyła brwi, jakby musiała sobie przypomnieć kogoś z dawnych lat. – Nie wiem, co z Michałem. My się już nie spotykamy, mamo…

Drążyłam, dlaczego. Czy się pokłócili, a może stało się coś gorszego… Byli przecież parą.

– No właśnie! BYLIŚMY, ale już nie jesteśmy. A w ogóle, to bądź tak miła i mnie nie przesłuchuj, dobrze? – spytała szorstko, ale to był raczej rozkaz niż prośba.

W czerwcu przełożyła jakiś egzamin na późniejszy termin, bo zapisała się na kurs instruktorski jazdy konnej w Niemczech.

– Nie mam czasu na egzaminy… – zakomunikowała, a widząc moje zdziwienie, dodała: – Teraz nie mam. A zresztą, nie dziw się tak. To moje życie i to ja będę decydować, co robię, okej?

Rzadko dzwoniła

Agata wyjechała do Niemiec i unikała z nami kontaktów. Raz na tydzień dawała znać, że żyje i że jest świetnie. Kurs skończyła z doskonałym wynikiem i z miejsca dostała tam pracę.

W Polsce nigdy bym tyle nie zarobiła – chwaliła się.

Nie pojawiła się na egzaminie, który przełożyła na wrzesień, nie wróciła w październiku ani listopadzie… Rafał miał udar tuż przed świętami. Do końca roku leżał w szpitalu. Kiedy go wypisali, byłam w rozpaczy, chociaż robiłam dobrą minę do złej gry. Mój mąż miał problemy z mówieniem, całkowity niedowład lewej ręki, lewa noga pozostała nie w pełni sprawna, nie mógł chodzić. Nie radził sobie z wieloma innymi czynnościami, jak np. mycie…

Agatko, wracaj, musisz mi pomóc, córeczko – prosiłam.

– Przyślę ci trochę grosza na pielęgniarkę, dobra? – spytała tonem, z którego mogłam wywnioskować tylko jedno: moje dziecko nie zamierzało rzucić swojego fantastycznego życia i wrócić do chorego ojca i osamotnionej, przerażonej matki…

Rehabilitacja niewiele pomogła mężowi. Ręka jest niemal całkiem niesprawna, choć na szczęście Rafał chodzi. Ale to ja z coraz większym trudem znoszę izolację, na jaką skazała nas jego choroba. Mąż zamknął się w sobie, nie chce oglądać ludzi, z nikim rozmawiać. Kiedyś był duszą towarzystwa, uwielbiał opowiadać dowcipy i toczyć dyskusje na każdy temat. Teraz się zacinał, jąkał, długo szukał właściwych słów. Temat spotkań z przyjaciółmi przestał nas w ogóle dotyczyć.

Ucieszyłam się, kiedy Agata wróciła do domu. To była wspaniała niespodzianka. Przyjechała na początku stycznia, na urodziny męża. Byłam pewna, że zostanie w Polsce, że już będę ją zawsze miała blisko siebie. Kiedy ostatni raz dzwoniła z Niemiec, mówiła, że kupi mieszkanie pod Warszawą, blisko stadniny, będzie uczyć konnej jazdy… Tak mówiła. A potem, ni z tego, ni z owego, przyszła któregoś popołudnia do domu z wielką walizką.

– Wybierasz się gdzieś, córeczko?

– No tak… Mam robotę w Quebecku, to jest super okazja…

– W Quebecku? Ależ to jest Kanada! Za oceanem…

Na nic zdały się moje szlochy, błagania, protesty

Nawet choroba Rafała nie powstrzymała Agaty przed wyjazdem.

Przecież ojca nie trzeba pielęgnować, daje radę… A zresztą, nawet gdyby potrzebował opieki, to już mówiłam: kasy wam nie zabraknie.

– Agatko, ale my cię kochamy, chcemy cię mieć blisko, no bliżej… choćby w Niemczech.

– Ja też was kocham, zawsze i wszędzie. Nie ma znaczenia, czy jestem w Polsce, Niemczech, czy Kanadzie.

I pojechała, tak po prostu…

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA