„Moja córka szasta pieniędzmi. W dobie pandemii kupuje bzdury. Niczego jej nie nauczyłam”

Rozrzutna dziewczyna fot. Adobe Stock, Wirestock
„Nie możemy już z Areczkiem wytrzymać tej kwarantanny, więc zarezerwowaliśmy sobie wycieczkę na Cypr we wrześniu” – napisała moja córka pod zdjęciem w słomkowym kapeluszu. Myślałam, że wyjdę z siebie!
/ 11.05.2021 09:14
Rozrzutna dziewczyna fot. Adobe Stock, Wirestock

Pieniądze są po to, żeby je wydawać. A w życiu ma być przede wszystkim przyjemnie! – to są przekonania naszej najmłodszej.

W naszym domu nigdy specjalnie się nie przelewało. Nie brakowało pieniędzy na podstawowe sprawy, ale razem z mężem uważaliśmy, że lepiej spędzić godzinę w domu z dziećmi niż w pracy. Takiego samego podejścia uczyliśmy nasze dzieci. Dlatego nie miały najnowszych modeli telefonów, gier czy butów za pół mojej wypłaty tylko dlatego, że przyozdobione były trzema paskami czy jakąś fajeczką. Nie powiem, dzieciaki nie zawsze to rozumiały.

– Mamo, wyglądam jak dziadówa – narzekała najmłodsza Natalia, zawsze najbardziej skora do narzekań. Starsze dzieciaki jakoś szybciej pojęły, o co chodzi w domowym budżecie. Wiedziały, że jeśli odmówią sobie drogich butów, to pojadą na obóz żeglarski albo fajną wycieczkę w weekend. Ale Natalię chyba trochę rozpuściliśmy.

Kiedy była w liceum, jej brat i siostra byli już w zasadzie na swoim, zarabiali, więc nam zostawało więcej grosza, który mogliśmy przeznaczyć na potrzeby najmłodszej latorośli. Dawałam jej więc parę złotych na wymarzoną bluzę czy kosmetyki, oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku.

Kiedy pewnego razu powiedziała mi, że chce na urodziny telefon za dwa tysiące, kazałam jej się popukać w głowę.

– Wydasz masę pieniędzy, a potem zgubisz albo wypadnie ci z rąk i będzie po telefonie – ostrzegłam ją. Natalia się jednak uparła i za wszystkie pieniądze, jakie dostała od dziadków i chrzestnych, ten wymarzony telefon kupiła. Za każdym razem kiedy na niego patrzyłam, cierpła mi skóra i wyobrażałam sobie, jak ktoś go kradnie, wyrywa go córce z ręki na ulicy…

Natalia nie miała jednak takich obaw. Wbrew temu, co staraliśmy się ją z mężem nauczyć, bardzo lekko podchodziła do pieniędzy. Nie potrafiła oszczędzić nawet grosza!

– Przecież jak coś, to mi z tatą pożyczycie – machała ręką, kiedy prosiłam ją, żeby nie wydawała całego kieszonkowego już w pierwszym tygodniu. – Głodna chodzić nie będę!

Nie mam pojęcia, skąd brali na te wszystkie zbytki!

Żeby to tylko chodziło o jedzenie, to machnęłabym ręką! Ale Natalii brakowało na bilet miesięczny, kartę do telefonu, prezent na urodziny koleżanki… No nic, ja byłam twarda. Karol natomiast zawsze ulegał swojemu oczku w głowie.

– Zosiu, jeszcze ją życie nauczy oszczędności – mówił. Dlatego to jego winię za obecny stan rzeczy!

Kiedy Natalia została studentką, spodziewałam się, że nauczy się odrobinę szanować pieniądze. Wyjechała do dużego miasta, i choć płaciliśmy jej za mieszkanie, to na swoje potrzeby dorabiała popołudniami. A do tego niemal co weekend wracała do domu i „rabowała” lodówkę ze wszystkiego, co tylko nadawało się do jedzenia.

Oczywiście, zaopatrywałam ją we wszelkiego rodzaju słoiki i przetwory, żeby dziecko mi nie głodowało. Choć kiedy widziałam, że niemal co wizytę przyjeżdża w nowych, markowych ubraniach, łapałam się za głowę.

– Córciu, teraz sporo zarabiasz, bo pracujesz na śmieciówce – tłumaczyłam jej. – Ale po studiach może nie być tak wesoło, odłóż sobie trochę, choćby na mieszkanie!

– Mam jeszcze kupę czasu! – Natalia machała lekceważąco ręką. Do tego nieraz przyłapałam Karola, jak dawał jej stówę czy dwie „na drobne wydatki”. Złościło mnie to, bo Natalia nie miała pięciu lat, żeby rzucać się na wszystkie zachcianki! Po studiach znalazła sobie chłopaka, zamieszkała z nim w wynajmowanym mieszkaniu i jakoś po trochu żyli.

Natalka nie zarabiała kokosów, Arkowi do portfela nie zaglądałam, ale myślę, że pracując w małej rodzinnej firmie, też mu się nie przelewało. Jednak sądząc po ich stylu życia, byli milionerami! Córka nie odwiedzała nas już tak często, bo miała przecież swoje życie, ale od czego są media społecznościowe? To z nich dowiadywałam się najwięcej o jej życiu. Smutne, ale widać takie już są te czasy.

Na ekranie swojego trzyletniego (a więc, w mniemaniu Natalki, przedpotopowego) telefonu widziałam, jak moja córka chwali się całemu światu, jak to jej się powodzi. Niemal codzienne wypady do restauracji albo jedzenie na wynos (po co ją w ogóle uczyłam gotować?), wyjazdy za granicę średnio raz miesiącu, testowanie nowych kosmetyków, nowe ubrania, piękny samochód, „wypasione” rowery, siłownia…

– Kiedy oni mają czas dla siebie? – zastanawiałam się, patrząc na kipiące od wrażeń życie mojej córki i jej chłopaka. Nie zastanawiałam się natomiast, skąd biorą na to wszystko pieniądze. A powinnam była!

Kiedy zapanowała epidemia koronawirusa, wszędzie czytałam, że teraz trzeba się przyzwyczajać do innego, prostszego życia. Że może być trudno, że wzrośnie bezrobocie… Pierwsza z pracy wyleciała Natalka.

– Oj, mamo, najwyżej pójdę na kasę, teraz szukają kasjerek – powiedziała mi beztrosko przez telefon.

– Broń cię Boże, od dziecka byłaś chorowita! – postraszyłam ją. – Przecież chyba dacie z Arkiem radę przez kilka miesięcy, dopóki nie znajdziesz pracy? Masz przecież oszczędności? W odpowiedzi coś tam westchnęła.

Miałam, mamuś, przysięgam, ale ostatnio polecieliśmy z Arkiem oglądać zorzę polarną do Norwegii i jakoś tak się rozeszło… – dodała.

– Czyś ty całkiem oszalała? – zdenerwowałam się. – Nie masz oszczędności, żeby przeżyć w spokoju kilka miesięcy, a zorzę ci się zachciewa oglądać?

– Pieniądze są po to, żeby je wydawać – zaperzyła się. – Przynajmniej coś przeżyłam, widziałam!

– I teraz najesz się wspomnieniami? – zapytałam z przekąsem.

Sama lubię gdzieś pojechać, coś zobaczyć czy kupić sobie nową szmatkę, ale na Boga, w granicach rozsądku! Nie wybudowalibyśmy domu z Karolem, gdybyśmy codziennie chadzali do restauracji!

Jak się wkrótce okazało, sytuacja stała się naprawdę zła, bo Arek też stracił pracę. Siedzieli całymi dniami w mieszkaniu i – jak szybko zauważyłam – Natalka dodawała znacznie mniej zdjęć do internetu.

– Mamo, on cały czas gra! – żaliła mi się Natalka przez telefon. – Zaraz przyjdzie rachunek za prąd i z czego go zapłacimy? Nie wiem, mamo, co to dalej będzie… Zdziwiłam się, bo nie przypuszczałam, że moja córka wie o istnieniu takiej przyziemnej rzeczy jak rachunki.

– Pożyczę ci trochę pieniędzy w tym miesiącu – złamałam się. – Ale spróbuj może coś sprzedać, masz całe mieszkanie sprzętów, z których nawet nie korzystasz…

– Dzięki, mamuś, jesteś wielka – Natalka od razu poweselała. – Zobaczysz, oddam ci z odsetkami!

Koniec! Zakręciłam jej kranik z pieniędzmi!

No i zobaczyłam. Dosłownie, bo kiedy przewijałam sobie dość bezmyślnie portale społecznościowe, w oczy rzucił mi się profil mojej córki. „Najlepsze w mieście” – głosił napis pod uroczyście nakrytym stołem, na którym leżało sushi i inne egzotyczne dania z drogiej restauracji. Zagotowało się we mnie, ale przewijałam dalej. A tam moja córka, leżąca w wannie z wodą po brzegi! „Słodki relaks” – takimi słowami okrasiła to wdzięczne zdjęcie. Zazgrzytałam zębami. Nie dość, że susza, aż ziemia piszczy, to jeszcze Natalka dopiero skarżyła się na rachunki! A tu urządza sobie kąpiele.

Dalej było jeszcze gorzej. „Nie możemy już z Areczkiem wytrzymać tej kwarantanny, więc zarezerwowaliśmy sobie wycieczkę na Cypr we wrześniu” – napisała moja córka pod zdjęciem w słomkowym kapeluszu. A na koniec: „Żeby lepiej oglądało się seriale” – i zdjęcie ogromnego telewizora! Myślałam, że wyjdę z siebie!

– Popatrz na swoją córkę! – podałam telefon Karolowi. – A dopiero skarżyła mi się, że nie ma za co zapłacić rachunków!

– Pożyczyłem jej parę stówek – przyznał Karol. – Może dlatego ma…

– Ja też dałam jej kasę! – aż drgnęłam. – No nie, to było ostatni raz! I słowa dotrzymam!

Choć Natalka niemal codziennie dzwoni i narzeka, że brakuje im pieniędzy na wszystko i chyba niedługo będzie musiała wrócić do domu, bo nie stać ich na opłacanie czynszu, puszczam to mimo uszu. Więcej pieniędzy już od nas nie dostanie! Musi dorosnąć i zacząć samodzielne życie!

Czytaj także:
Po śmierci babci okazało się, że miała nieślubnego syna
Przyznaję - jestem alkoholikiem. Ja wypiję, to jestem zaczepny
Z żoną dzieliliśmy się obowiązkami po połowie. Moja mama była załamana

Redakcja poleca

REKLAMA