„Córka nadal nie potrafi wybaczyć mi rozwodu. Nie odbiera telefonów, nazywa mnie zdrajczynią i nie chce się ze mną spotykać”

Rodzice stale mnie upokarzają fot. Adobe Stock, alien185
„Tego nam było potrzeba do szczęścia: refleksji szesnastolatki na temat rozwodu rodziców, który zresztą zdążył przez pięć lat nabrać tyle mocy urzędowej, że każdy by się przyzwyczaił. Każdy, ale nie Milena. Dla naszej młodszej córki świat jest biało-czarny i ten, kto nie stoi w blasku, musi być po ciemnej stronie mocy”.
/ 01.03.2023 14:30
Rodzice stale mnie upokarzają fot. Adobe Stock, alien185

Wyłączyłem komputer, żeby chwilę odpocząć i zrobić sobie coś do jedzenia, gdy usłyszałem walenie do drzwi. Chryste, pali się czy co?

– Tata! – Iwona rzuciła mi się na szyję z płaczem. – Dobrze, że jesteś!

– Co się stało, skarbie? – głaskałem ją po plecach, jak wtedy, gdy miała cztery lata; po raz kolejny nadziwić się nie mogłem, kiedy zrobiła się z niej taka duża panna. – No, powiedz tacie, maleńka. Jak trzeba komuś spuścić manto, wkładam strój Supermana i lecę.

Nie mogła się uspokoić

Doholowałem ją więc do kuchni, posadziłem na krześle i wyjąłem z lodówki kubełek lodów, które zawsze trzymam z myślą o takich wypadkach.

– Czekoladowe z kokosem – zanęciłem, pokazując jej opakowanie.

– Schowaj to, tato – chlipnęła. – Niczego nie przełknę.

Schowałem. Jeśli nie mogła jeść, sprawa musiała być poważna. I nie sercowa, bo akurat przy takich okazjach moja córa po lody sięga chętnie. W końcu wydukała, że coś się musiało stać mamie. Nie ma jej w domu, nie odbiera telefonu.

– A Zorka? – zapytałem przytomnie, bo co jak co, ale moja eks nie wybrałaby się nigdzie na dłużej bez swojej obleśnej bokserki.

– O! – Iwona znów zaczęła płakać. – Gdy jej wsypałam żarcie, rzuciła się do miski, jakby umierała z głodu. I było narobione w domu, a wiesz, że ona nigdy nie brudzi.

Teraz i ja się zacząłem denerwować – co się mogło stać? Dokonaliśmy szybkiej rekonstrukcji faktów: Iwona dziś rano przyjechała z uczelni. Najpierw zadzwoniła do matki, żeby zapytać, czy nie trzeba kupić czegoś po drodze, ale nikt nie odebrał. Potem się okazało, że w domu też pusto, a sąsiad z mieszkania obok zrobił tylko głupią minę i powiedział, że ostatni raz widział moją byłą żonę w środę, czyli dwa dni wcześniej.

– Ale wiesz, tata, on z reguły nic nie widzi – pocieszyła mnie i siebie Iwona. – Cały czas gra na kompie.

Ledwo jej słuchałem, bo właśnie dotarło do mnie, że jest piątek i lada chwila także młodsza córa pewnie wróci do domu na weekend. Najwyraźniej Iwona pomyślała o tym samym, bo poderwała się na nogi.

O, cholera, Milenka! Muszę wracać, żeby nie spanikowała, kiedy zobaczy puste mieszkanie.

W tym samym momencie zadzwonił telefon córki. Spojrzała na wyświetlacz i rozłożyła ręce: Za późno. Mała była zdezorientowana i rozżalona. Mama jej obiecała, że pójdą na ciuchowe zakupy, a teraz nawet telefonu nie odbiera. Milena potrzebuje nowych dresów do szkoły i kiedy niby je kupi, skoro w poniedziałek rano musi być w internacie, no, kiedy?

Co się w ogóle dzieje, do diabła?

Krzyczała tak, że i ja wszystko słyszałem. Iwona powiedziała, żeby się uspokoiła, i przyjechała do mnie.

– Jeszcze czego, moja noga tam nie postanie, ja z ojcem nie gadam! – fuknęła młoda. – A ty jesteś zdrajca!

Tego nam było potrzeba do szczęścia: refleksji szesnastolatki na temat rozwodu rodziców, który zresztą zdążył przez pięć lat nabrać tyle mocy urzędowej, że każdy by się przyzwyczaił. Każdy, ale nie Milena. Dla naszej młodszej córki świat jest biało-czarny i ten, kto nie stoi w blasku, musi być po ciemnej stronie mocy. Szepnąłem Iwonie, żeby kazała małej czekać w mieszkaniu. Trzeba było działać, ale co właściwie robi się w podobnych wypadkach? Policja? Szpital? Chyba tak. Sięgnąłem po telefon, wybrałem numer na policję. Nikt tam nie miał żadnych informacji na temat Renaty P.

– Jest dobrze – szepnąłem Iwonie, która właśnie znów zamierzała się rozpłakać. – Teraz szpital.

– A Milenka? – szepnęła. – Może już do niej pojadę?

Zapytałem, czy córka przyjechała motorem, potwierdziła. O nie, na pewno nie puszczę jej w tym stanie hondą, przecież dziewczyna cały czas trzęsie się jak galareta. I tak cud, że dojechała do mnie cała! Rzuciłem jej klucze od garażu, poleciłem, by wyprowadziła moje auto, a schowała motor, i znów sięgnąłem po telefon. Znalazłem w internecie numer szpitala i zadzwoniłem. Nie, nie ma u nich żadnej Renaty P. Załamałem się. Może i szpital nie był optymistyczną opcją, ale zawsze jakąś. Już się miałem rozłączać, gdy kobieta, z którą rozmawiałem, zaproponowała, żebym jednak przyjechał i się upewnił. We wczorajszych przyjęciach ma wpisane dwie NN, może…? Narzuciłem kurtkę, wziąłem portfel i zbiegłem na dół.

Iwona już siedziała w aucie

– Po Milenkę i do szpitala? – upewniłem się, streszczając jej najpierw, co usłyszałem od dyspozytorki.

Skinęła głową i ruszyliśmy. Kiedy wysiadaliśmy pod blokiem, córka złapała mnie za rękę.

– Tata – poprosiła. – Nie bądź zły, co? Ona jest jeszcze taka dziecinna.

– Dam radę, słonko – zapewniłem.

Już na schodach córa jednak zmieniła zdanie. Pogada najpierw z Mileną na osobności, może mama się z kimś spotykała… W końcu siostra bywa w domu częściej, jest na bieżąco. Najlepiej, jakbym w tym czasie podjechał i kupił jakieś pizze, kto wie, co nas dzisiaj jeszcze czeka.

– Przepraszam, nie pomyślałem o tym – zreflektowałem się.

Nie szkodzi, tata – Iwona odwróciła się jeszcze. – Weź dla Milenki hawajską, dobrze?

Kiedy wróciłem po jakichś dwudziestu minutach, panny przyjęły mnie w kuchni. Milena miała zaczerwienione oczy, co nie przeszkadzało jej burknąć na widok pizzy, żebym nie próbował się podlizywać, bo jeżeli o nią chodzi, nic mi to nie da. Iwona w tym czasie zadzwoniła do koleżanki mamy z nowej pracy i dowiedziała się przynajmniej tyle, że Renata jeszcze wczoraj była w biurze. 

Dziś się nie pokazała ani nie dała znać, że coś się stało – wyjaśniła chwilę później moja starsza.

– Możemy się już zbierać? – zapytałem. – Za chwilę ta bestia zeżre mi nogę… – zerknąłem w dół.

– Psy się znają na ludziach – złośliwie wymądrzyła się Milena. – A Zorka jest wybitnie inteligentna.

Zaczęła się jednak zbierać i po chwili mknęliśmy moim wysłużonym audi przez miasto. Właściwie dopiero teraz zaczęła do mnie docierać groza sytuacji. Jeśli podświadomie sądziłem, że Renata gdzieś zabalowała i lada chwila się pojawi z pretensjami, że wpędzam dziewczęta w panikę, to fakt, że nie poszła dziś do pracy, wykluczał tę opcję.

Nie ma drugiej tak obowiązkowej kobiety jak moja eks

Czy jej poczucie misji nie było właśnie jedną z przyczyn naszego rozstania? Czy nie zarzucała mi zawsze, że żyję zbyt lekko, że sobie pobłażam, zamiast zakasać rękawy i zrobić karierę godną Donalda Trumpa? Coś poważnego musiało się stać!

– Co z tym dresem, Milena? – zapytałem. – Wysadzić was przy centrum, żebyście czegoś poszukały?

– Troskliwy się znalazł! – parsknęła. – Zaczekam na mamę, ona mi kupi.

Widziałem we wstecznym, że oczy jej się zaszkliły przy ostatnich słowach. Biedna mała…

„Oby jej nadzieje się spełniły” – pomyślałem, sam pełen złych przeczuć.

Dużo mógłbym Renacie zarzucić, ale na pewno nie to, że zapomniałaby o dzieciach. Chryste, jak ja sobie poradzę, jeśli się okaże, że… Spokojnie, Hubert, będzie dobrze, nie panikuj. Tobie nie wolno, masz być opoką dla dziewczyn. Coraz mniej podobała mi się myśl, żeby wkraczać do szpitala z córkami, zanim się zorientuję, czy eks tam jest. Jeśli jej nie znajdę, gotowe dostać histerii, jeśli znajdę, a stan Renaty będzie tragiczny, też wolałbym je na spotkanie przygotować. Dlatego, gdy już zajechaliśmy, kazałem im po prostu zostać w samochodzie, a sam poszedłem na SOR. Spodziewałem się problemów, jednak dyspozytorka kazała mi iść prosto na kardiologię i pytać na miejscu.

Chryste, tylko nie zawał, tylko nie zawał – powtarzałem jak mantrę, wspinając się po schodach.

A mówiła zawsze, że, co jak co, ale serce ma jak dzwon, i ja jej go na pewno nie złamię! Po rozmowie z ordynatorką oddziału wiedziałem już wszystko. Moja była została przywieziona wczoraj po południu. Straciła przytomność w sklepie, przy upadku wyrżnęła głową o posadzkę i doznała wstrząśnienia mózgu. W zasadzie dopiero dwie godziny temu odzyskała na tyle przytomność, by móc mówić.

– Nie zawiadomiliśmy rodziny, bo nie znaliśmy danych osobowych pacjentki – wyjaśniła lekarka.

– Ale chyba miała przy sobie dokumenty! – poniosły mnie nerwy, gdy pomyślałem o dziewczętach.

Wie pan, jak to jest – wzruszyła ramionami. – Jeden wezwie pogotowie a drugi w tym czasie ukradnie torebkę… Takie życie.

Zapytałem, kiedy Renata będzie mogła wrócić do domu, ale okazało się, że nie wcześniej niż za kilka dni.

Trzeba zrobić serię badań i wdrożyć leczenie

– Pan jest mężem? – upewniła się.

– Byłym – wyjaśniłem.

– Skoro tak, to nie ma pan prawa tu być – obruszyła się.

Ja nie mam prawa?! Mam pozwolić wejść córkom, nie wiedząc, na co je przygotować? Chcę zobaczyć Renatę, zanim dziewczyny ją odwiedzą – postawiłem się.

„Choćby przez dziurkę od klucza” – dodałem w myślach.

Była żona leżała z opatrunkiem na głowie, nad jej lewym okiem biegł szew, kończący się po przeciwnej stronie czoła. Kiedy próbowała zrobić marsową minę na mój widok, chyba ją zabolał, bo jęknęła. Powiedziałem, żeby się o nic nie martwiła, wszystkim się zajmę, dopóki nie wyjdzie. Zaraz tu przyjdą dziewczynki, więc prosiłbym, żeby zdobyła się na maksimum optymizmu.

– Hubert – poprosiła. – Wolałabym jutro, co? Będę może lepiej wyglądać i wiesz… Ten optymizm… Może trochę popracuję nad nim.

Nie czułem się już zobowiązany do prawienia komplementów bez pokrycia, a wyglądała faktycznie dość przerażająco. Zapytała jeszcze o torebkę: czy się nie znalazła? W środku był portfel, telefon, dokumenty z pracy. Nie chciałem jej załamywać, więc zapytałem, gdzie właściwie miała wypadek, bo może warto byłoby zapytać w tamtym miejscu. I okazało się, że w sklepie, na własnym osiedlu!

I nikt nie potrafił dać znać? – wściekłem się. – Żaden sąsiad? Moje córki muszą umierać z niepokoju, bo nikomu się nie chce tyłka ruszyć?

– Nasze córki – poprawiła, skrupulatna jak zawsze. – Poza tym, nikt tam mnie nie zna, to nie bloki z czasów naszego dzieciństwa.

Dziewczyny nie były zachwycone, że dopiero na drugi dzień zobaczą mamę, ale zabrałem je do centrum handlowego na ciastka i przy okazji kupiłem dres Milenie.

Oczywiście, nie obyło się bez przepychanek

Zaczęło się od tego, że ona nic ode mnie nie chce, a skończyło na tym, że wzięła markowy ciuch i musiałem wyskoczyć z trzech stówek.

Możesz sobie odebrać z alimentów – burczała młoda, ale widziałem, że jest zadowolona.

Zawiozłem dziewczyny do domu, a w drodze do siebie wstąpiłem do sklepu, gdzie Renata miała wypadek. I coś niesamowitego, okazało się, że torebka cały czas tam była. Podobno po wyjeździe pogotowia ktoś zauważył, że leży pod stolikiem, i zostawił u sprzedawczyni! W sobotę zawiozłem dziewczęta do szpitala, oddałem Renacie torbę i ponownie zobowiązałem się dopilnować wszystkiego, dopóki moja była nie wróci do domu.

– A Zorka? Co z nią? – zapytała w którymś momencie Milena. – Ja nie mogę zostać w domu, mam w poniedziałek sprawdzian.

Wezmę ją do siebie – powiedziałem, nie wierząc, że te słowa wyszły z moich ust.

– Naprawdę?! – wszystkie trzy spojrzały na mnie jak na jednorożca.

– Nie drążcie tematu, bo się rozmyślę, ok? – zastrzegłem szybko.

Kiedy wychodziliśmy, Renata poprosiła, żebym na moment został.

„Teraz niewątpliwie mnie opieprzy – pomyślałem. – Ciekawe tylko, za co tym razem”.

– Chyba powinnam ci podziękować, Hubert – powiedziała nieoczekiwanie. – Za dziewczęta, torbę, no i za psa… Dziękuję.

– A dajże spokój – z ulgą machnąłem ręką. – W końcu jesteśmy rodziną. W pewnym sensie.

– Na to wygląda – uśmiechnęła się.

To był cholernie długi weekend… W niedzielę po południu, kiedy już Milena pojechała do szkoły, a Iwona zabrawszy motor, pomknęła na uczelnię, zapakowałem oślinioną bokserkę do auta i ruszyłem do siebie. Po drodze zatrzymałem się jeszcze w pizzerii i kupiłem pizzę hawajską. Włożę do zamrażarki – może się kiedyś przyda?

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA