„Moja córka myśli, że całe dnie gotuję i sprzątam. Nie ma nawet pojęcia, co jej matka wyczynia wieczorami na mieście”

kobieta fot. iStock by Getty Images, Deagreez
„Najbliżsi przyzwyczaili się do mojego samotnego trybu życia. Jako kobieta po rozwodzie, często czułam się niewidzialna dla otoczenia. Na początku sama odczuwałam wstyd z powodu mojej sytuacji”.
/ 30.12.2024 20:00
kobieta fot. iStock by Getty Images, Deagreez

Witek skomplementował moje szpilki i kieckę. Jak zawsze obsypał mnie miłymi słówkami, więc chyba opłacało się przecierpieć te wysokie obcasy. Wróciłam w świetnym humorze, zbyt optymistycznie nastrojona, by wracać na ziemię.

Myślała o sobie

Pogrążyłam się we śnie, dając się ponieść fantazjom. Niedzielne przedpołudnie przerwał mi dźwięk dzwoniącego telefonu.

– Wreszcie! – dotarł do moich uszu zdenerwowany ton mojej pociechy. – Gdzieś ty się podziewała przez cały wczorajszy wieczór? Wydzwaniałam do ciebie bez końca. Wpadnę do ciebie za jakąś godzinę na pogaduchy.

Kompletnie nie była zainteresowana tym, co robiłam poprzedniego wieczoru. Całe szczęście. Nie byłam jeszcze gotowa, aby powiedzieć Karolinie o Witku. Chciałam powoli przygotowywać bliskich na nadchodzące zmiany.

Moja córka wpadła do mieszkania, próbując złapać oddech. Zawsze się dokądś spieszy.

– Wiesz, że matka Lidki postanowiła wziąć ślub? Niezłe, co nie? – policzki Karoliny były zarumienione z podniecenia.

– To chyba pozytywna wiadomość – odparłam ostrożnie. – Od dłuższego czasu żyła samotnie, a kiedy Lidka się wyprowadziła, często narzekała na pustkę w domu…

– Mamo, ale to już leciwa kobieta, a nagle zachciało jej się romansów! – mina Karoliny wyrażała lekceważenie.

– Leciwa, czyli…?

– No wiesz, jest starsza od ciebie, niedawno skończyła sześćdziesiąt lat – córka doprecyzowała swoje kryterium, od kiedy uważa się kobietę za starą.

Nie interesowałam jej

Błyskawicznie uświadomiłam sobie, że ja również nie należę już do najmłodszych, a zdaniem mojej pociechy nie powinnam myśleć o ułożeniu sobie życia na nowo. Ja tymczasem właśnie taki miałam plan.

– Co gotujesz? – błyskawicznie zmieniła wątek.

Chyba dotarło do niej, że jej komentarz mógł mnie trochę zranić. Mimo to, udając, że nic takiego się nie wydarzyło, z entuzjazmem odparłam:

– Naszła mnie ochota na rosołek.

– O rany, już czternasta. Muszę pędzić. To lecę, cześć! – rzuciła.

Leciała do swojego męża i dziecka. Nie zdziwiło mnie to, bo cieszyłam się ich szczęściem, ale teraz poczułam się trochę smutna. Czemu nie spytała, co u mnie? A jakbym jej powiedziała wprost, że ja też mam kogoś?

Najbliżsi przyzwyczaili się do mojego samotnego trybu życia. Jako kobieta po rozwodzie, często czułam się niewidzialna dla otoczenia. Na początku sama odczuwałam wstyd z powodu mojej sytuacji. Skoro mąż mnie zostawił dla młodszej panienki, to chyba rzeczywiście jestem do niczego – tak wtedy myślałam. Moja siostra tylko podsycała te uczucia, zwłaszcza gdy próbowałam poprawić sobie humor, kupując jakąś odjechaną kieckę.

– Na co Ci te wszystkie ciuszki? Szkoda na to kasy. Odłóż sobie na jakiś wyjazd. Zbierz na wakacje do Turcji albo na Teneryfę – namawiała.

Żyłam dla innych

Zdecydowałam się na wakacje i pojechałam do Bułgarii. Choć nie był to wyjazd marzeń, to przynajmniej wróciłam zrelaksowana, z opalenizną, ale jednocześnie wkurzona. Dlaczego? Bo byłam tam kompletnie sama.

Potem przez jakiś czas skupiłam się na życiu mojej córki. Karolina stanęła na ślubnym kobiercu i urodziła synka, więc pomagałam jej w opiece nad maluchem. Nie pozwoliłam jednak, by zrobiła ze mnie nianię na pełen etat. Na szczęście miałam swoją pracę, która była dla mnie odskocznią.

Pewnie nadal byłaby moim jedynym źródłem radości, gdyby nie pewien pomysł związany z samochodem… Tym razem rada mojej siostry okazała się naprawdę przydatna.

– Zapisz się na kurs prawa jazdy. Mogłabyś jeździć, gdziekolwiek zechcesz – namawiała mnie, gdy zastanawiałam się, jak dotrzeć do Ustki.

Dopiero za trzecią próbą udało mi się zdać egzamin na prawo jazdy. Przejechałam ledwie dwa tysiące kilometrów, odkąd zaczęłam prowadzić, gdy los postawił na mojej drodze Witka. Momentalnie straciłam dla niego głowę.

Próbowałam zaparkować swojego forda w ciasnej uliczce, wciskając go między dwa inne auta. O mały włos nie dostałam zawału, gdy dotarł do mnie odgłos głuchego łupnięcia. Zerknęłam w lusterko i wypadłam z auta przerażona tym, co zobaczyłam. Mój zderzak oparł się o luksusową limuzynę.

Byłam przerażona

Facet, który przy niej stał, parsknął śmiechem i odezwał się:

– Ależ się pani panoszy!

Chyba wyglądałam na mocno przybitą, ponieważ natychmiast dorzucił:

– Niech się pani nie przejmuje, nic takiego się nie wydarzyło.

Mimo to nadal tkwiłam w bezruchu niczym posąg.

– Mógłby pan trochę się wycofać? Bo widzi pan, ja dopiero od niedawna prowadzę samochód.

Miałam wrażenie, że wyszłam na kompletną kretynkę. Trzęsły mi się dłonie, kiedy szperałam w torbie, żeby wyciągnąć wizytówkę.

– Niech pan weźmie mój numer, tak na wszelki wypadek… Jakby jednak okazało się, że coś jest nie tak z wozem.

Miałam ochotę po prostu zniknąć, kiedy facet powiedział wesoło:

– Z przyjemnością bym się przesunął, żeby ułatwić pani zaparkowanie. Ale to niestety nie mój samochód… – spojrzał na mnie z rozbawieniem, a zerkając na identyfikator, dokończył: – pani Magdaleno. Mam na imię Witek – skłonił się uprzejmie.

Oszołomił mnie

Wybąkałam tylko „o matko” i poczułam, jak opuszcza mnie cały stres.

Witold wytłumaczył mi, że akurat przechodził, ponieważ zaparkował swój samochód kawałek dalej. Od samego początku czułam się przy nim jak prawdziwa kobieta. Być może to zasługa tego, jak zareagował na moje niezgrabne manewry podczas parkowania – nie skomentował tego typowym dla facetów lekceważeniem.

Może też chodziło o to, że od razu zapewnił mnie, iż gdyby to rzeczywiście chodziło o jego auto, wybaczyłby mi nawet stłuczoną lampę, a kto wie, może nawet wgnieciony zderzak. Miałam wrażenie, że chce być dla mnie miły. A ja tak bardzo za tym tęskniłam.

Nasz pierwszy wspólny wieczór spędziliśmy w teatrze. Bez owijania w bawełnę oznajmił mi, że wejściówki otrzymał od pracodawcy. Początkowo planował wybrać się z siostrą, ale skoro natknął się na mnie, będzie przeszczęśliwy, jeśli zechcę pójść wraz z nim.

Szybowałam z radości na myśl o tej randce! Wpatrywałam się w aktorów na deskach, kompletnie nie mając pojęcia, co się tam wyczynia. Czułam, że tuż obok siedzi facet, którego po prostu łaknę. Główkowałam, jak po opuszczeniu gmachu teatru zaciągnąć Witka do mojego mieszkania.

Pragnęłam go

Nie zastanawiałam się nad jego stanem cywilnym ani czy zechce zostać ze mną do rana. Po prostu oddawałam się fantazjom. Kiedy opuściliśmy teatr, dotarła do mnie jednak rzeczywistość.

Powiedzieliśmy sobie „do widzenia” pod drzwiami mojego mieszkania. Tamtej nocy rozmyślałam nad tym, jakim cudem przez tyle lat udało mi się żyć w pojedynkę. Jak to się stało, że nie odczuwałam pragnienia czyjejś obecności? Przecież wciąż jestem kobietą. Co więcej, troszczyłam się o swój wizerunek.

Uświadomiłam sobie, że przez te wszystkie lata żyłam na pół gwizdka. Odkąd zaczęłam spędzać czas z Witkiem, mój świat nabrał właściwych kształtów. To nie było tak, że straciłam kontakt z rzeczywistością, jak wtedy, gdy jako dwudziestolatka szalałam z miłości do swojego przyszłego męża. Wręcz odwrotnie.

Dzięki Witkowi poczułam, że twardo stoję na nogach, że mam w nim prawdziwe wsparcie, kogoś, kto podobnie jak ja przez ostatnie lata samotnie dryfował przez życie. Przyszłość rysowała się dość jasno: robota aż do emerytury, odrobina przyjemności – wypad do kina czy teatru, parę wycieczek z przyjaciółkami, ewentualnie z wnuczkiem, i spokojne oczekiwanie na jesień życia…

Ale teraz wiem, że nie zamierzam bezczynnie czekać na kres. Na nowo będę żyć pełnią życia. Pozostaje mi tylko zakomunikować tę nowinę moim pociechom.

Magdalena, 57 lat

Czytaj także:
„Młoda żona namawiała mnie do grzechu nie tylko w sypialni. Żeby sprostać jej wymaganiom, musiałem porzucić uczciwość”
„W Wigilię nie tylko piernik był wilgotny. Mąż pierwszy raz spisał się na medal, a ja miałam swój wigilijny cud”
„24 grudnia mąż kazał zostawić wolne miejsce przy stole. Wiedziałam, na jaką przybłędę czekał w te Święta”

Redakcja poleca

REKLAMA