„Moja ciotka wolała mieszkać w domu starości niż u nas. Co za wstyd chodzić po przytułkach, zamiast zostać z rodziną”

Ciotka całe życie mściła się na swojej siostrze fot. Adobe Stock, auremar
„>>Nareszcie sobie odpocznę. Ktoś zrobi pranie, da jeść pod nos. Jeszcze tu sobie poczytam za wszystkie czasy<<, mawiała ciotka. Na miejsce odwiózł ją Wacek, a ja dzwoniłam do niej codziennie. choć przez telefon wydawała się całkiem zadowolona, wciąż nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Było mi przykro, że wybrała obcych ludzi zamiast mnie”.
/ 02.02.2023 16:30
Ciotka całe życie mściła się na swojej siostrze fot. Adobe Stock, auremar

Pamiętam, był sierpień. Kryśka, moja sąsiadka, dokupiła sobie dwie krowy i martwiła się, że zabraknie jej siana, żeby je przez zimę wykarmić. Z kolei ja wcześniej źrebaka się pozbyłam, bo łobuz z niego był, więc miałam trochę siana na zbyciu. No to zadzwoniłam do sąsiadki:

– Krycha, powiedz Markowi, żeby podjechał do mnie po siano.

Zaraz na drugi dzień sąsiad przyjechał przyczepą na moje podwórko. A nazajutrz pojawiła się Krycha. Na rowerze, z jakimś pudełkiem przywiązanym do bagażnika.

– Przywiozłam ci coś do gospodarstwa, żebyś stratna nie była – zaśmiała się. – Jeden ogon sprzedałaś, to chociaż drugi będziesz miała.

W pudełku siedział malutki, jasnorudy kotek

Nie uśmiechało mi się to za bardzo, bo już mieliśmy kilka kotów w gospodarstwie, a mój stary za nimi za bardzo nie przepadał, niestety, moja pięcioletnia córka dopadła już pudełka.

– Kotek! Jaki śliczny, jaki słodziutki! – wrzasnęła. – Nazwę go Duduś!

Westchnęłam tylko zrezygnowana. Agata bardzo przeżyła sprzedaż konika, do którego była przywiązana, i miałam nadzieję, że ten kot jej to wynagrodzi. I rzeczywiście – z dnia na dzień Duduś robił się coraz grubszy. Mój mąż nieraz sarkał, że kiełbasa jest teraz wyjątkowo cienka, bo specjalnie obieramy skórkę tak, żeby jak najwięcej trafiło do miski kota. Co prawda, Wacek nie tolerował zwierząt w domu, jednak kiedy wychodził do pracy, Duduś od razu wślizgiwał się przez uchylone drzwi i ruszał do lodówki, przed którą miauczał wniebogłosy tak długo, aż go ktoś nakarmił. Kiedy Wacek był w domu, kot skakał na parapet kuchenny i wpatrywał się w nas przez szybę. W końcu ktoś z nas się poddawał i wynosił uparciuchowi coś do jedzenia. Poza tym, że był ulubieńcem Agaty i pociesznym zwierzakiem, raczej nie mieliśmy z niego pożytku.

Myszy nie umiał łapać, przeciwnie – bał się ich! Kiedyś Wacek wrzucił Dudusia do paki na zboże, w której szamotała się mysz, ale kot wyskoczył z wrzaskiem. A ile razy musiałam przystawiać drabinę do starej wiśni i ściągać go z wyższych gałązek! Wleźć do góry, ciekaw wróbli, to umiał – lecz zejść, to już, tchórz jeden, nie zszedł… Mijały miesiące, żyliśmy sobie spokojnie z naszym Dudusiem. I nagle, pewnego listopadowego dnia stało się nieszczęście – kot zniknął! Na początku nie przejmowaliśmy się, bo przecież już nieraz wypuszczał się na włóczęgi. Kiedy jednak nie wrócił po tygodniu, wiedziałam, że stało się najgorsze.

– Na pewno ktoś go przygarnął – oszukiwałam zapłakaną Agatkę. – Przecież wiesz, że on za kawałek szynki oddałby duszę. Może jakaś starsza pani kupuje Dudusiowi wołowinę i pozwala mu spać w łóżku.

Ale w głębi serca wiedziałam, że kot już nie wróci. Przebiegłam nawet cały las, żeby sprawdzić, czy nie wpadł w jakieś wnyki – niestety. Przepadł.

Tak się zdarza na wsi…

Przez całą zimę Agatka codziennie biegała pod drzwi, żeby zobaczyć, czy aby Duduś nie wrócił. W końcu Wacek, widząc, że córce nie przechodzi ta tęsknota, wybrał się do sąsiedniej wsi i przyniósł jej niemal identycznego kotka. Duduś numer dwa szybko awansował do roli nowego ulubieńca Agatki. Niedługo potem spotkało nas nowe nieszczęście: ciotce mojego męża spalił się dom. Co prawda, Lucia miała ubezpieczenie, jednak na odbudowę domu się nie zdecydowała.

– To już nie dla mnie – powtarzała. – Za stara jestem na budowanie.

Proponowaliśmy cioci, żeby zamieszkała z nami – też nie chciała.

– No to gdzie będzie ciocia mieszkać? – zafrasowałam się. – Przecież nie kątem na plebanii, jak teraz!

Wtedy ciocia wyciągnęła z kieszeni fartucha jakąś kartkę.

– Na plebanii, przez ten cały internet, wikary znalazł mi listę domów spokojnej starości – wyznała.

Aż mnie przytkało z wrażenia.

– Co też ciocia opowiada! – żachnęłam się. – Jakby ciocia nie miała rodziny, tylko się po przytułkach tułać… U nas znajdzie się miejsce!

Ale ciocia Lucia się uparła. No to pojechaliśmy z nią do kilku ośrodków i w końcu wybrała jeden.

Nareszcie sobie odpocznę – cieszyła się. – Ktoś zrobi pranie, da jeść pod nos. Jeszcze tu sobie poczytam za wszystkie czasy!

Na miejsce odwiózł ją Wacek, ja dzwoniłam do cioci codziennie. I choć przez telefon wydawała się całkiem zadowolona, wciąż nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Chciałam się upewnić, że naprawdę wszystko w porządku. Wymogłam więc na Wacku, żebyśmy pojechali tam razem w najbliższy weekend. W sobotę rano zapakowałam do auta Agatkę, placek drożdżowy i ruszyliśmy w drogę…

Rzeczywiście, ośrodek prezentował się nieźle

Ładny żółty budynek, zadbany ogród, z tyłu park. Jakiś staruszek pracował w ogrodzie.

– Dzień dobry – zawołał. – Państwo w odwiedziny?

– Do Lucyny – wyjaśniłam.

Odłożył rękawice i grabki.

To ja państwa zaprowadzę – zaproponował. – Bardzo myśmy się z panią Lucią polubili. Pożyczamy sobie książki, rozmawiamy.

Poprowadził nas ku wejściu. Do budynku „przyklejono” spory ganek, cały przeszklony. Stały tam krzesła, pewnie żeby mieszkańcy mogli grzać się w słonku. Tym razem na ganku nikt nie siedział. To znaczy nie siedział żaden człowiek. Siedział za to kot. Gruby, jasnorudy kocur.

– Duduś! – krzyknęła Agatka, dopadając do niego.

Kot nie uciekł, widać przyzwyczajony do głaskania.

– Agatko, to kot stąd – próbowałam jej wyjaśnić. – Może przychodzi z pobliskich domów albo należy do jakiejś pani pielęgniarki.

– Nieprawda! – upierała się. – To jest Duduś, tak samo wygląda i lubi, jak go głaszczę pod bródką!

Ja swoje, ona swoje. Ani nie chciała słyszeć o tym, żeby zostawić kota, tylko uparła się, że weźmie go ze sobą do domu. Na korytarz schodziło się coraz więcej ludzi, bałam się, że w końcu pojawi się pani dyrektor i nas stamtąd wyrzuci. Razem z kotem. W końcu hałas zwabił i ciocię Lucię. Wytłumaczyłam jej całą sytuację, a ona pokiwała głową. Usiadła na stołeczku koło Agatki.

– Widzisz, Agatko – zaczęła jej tłumaczyć. – Duduś jest już taki stary jak ja. Dawniej lubił się włóczyć po okolicy, a teraz woli się wylegiwać, więc wskoczył mi do walizki i powiedział, że przeprowadza się ze mną.

– Naprawdę? – zapytała Agatka z oczami jak pięciozłotówki. – Ale on jest jeszcze młodziutki…

– Kotki szybciej się starzeją niż ludzie – skłamała cioteczka bez zająknięcia. – Tutaj całe dnie śpi na słoneczku, dostaje pyszne rzeczy. Duduś zasłużył na emeryturę, jak każdy stary człowiek – zakończyła.

Ku mojemu zdumieniu, Agatka pokiwała ze zrozumieniem głową.

– Ale mogę go odwiedzać, tak jak ciebie? – zapytała, głaszcząc kocura po puchatym łebku.

– Pewnie, złotko – obiecała ciocia, mrugając do mnie okiem. 

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA