„Moja ciotka to prawdziwa wiedźma. Jak można być tak parszywą, złośliwą osobą? Nawet dla życzliwych ludzi!”

Zięć idzie na urlop wychowawczy zamiast mojej córki fot. Adobe Stock, JackF
„Często opowiadała na rodzinnych spotkaniach, jak to synek obiecał jej, że jeśli kiedykolwiek się ożeni, to tylko z ukochaną mamą. Oczywiście Piotruś z czasem podrósł i zmienił zdanie: ożenił się z fajną dziewczyną poznaną na studiach, czego matka nie mogła mu wybaczyć. Swoją złość wyładowywała na Ani, jego wspaniałej i cierpliwej żonie”.
/ 24.02.2023 22:00
Zięć idzie na urlop wychowawczy zamiast mojej córki fot. Adobe Stock, JackF

Moją ciotkę zwano za jej plecami „wiedźmą”. Dlaczego? Bo była złośliwa, zazdrosna i uwielbiała obmawiać innych. A jeśli kogoś nie lubiła, to nie liczyła się ze słowami i życzyła takiej osobie wszystkiego, co najgorsze. Oczywiście samą siebie uważała za kobietę wielkiego serca. Jako dowód zawsze przytaczała tę samą, starą jak świat opowieść, jak to będąc małą dziewczynką, przygarnęła z ulicy bezdomnego kota. Nic więc dziwnego, że „wiedźma” nie była ulubionym członkiem naszej rodziny.

Wszyscy starali się trzymać od niej z daleka

Nie zawsze się to udawało. Była bowiem osobą niezwykle rodzinną (na swój specyficzny sposób), kochała wydawać przyjęcia i obiadki, od których nie dało się wymigać. Trzeba było mieć dobry powód, by się u niej nie pojawić i nie zasłużyć na karę, złośliwą obmowę, a czasem nawet jakąś klątwę.

Wiedźma miała dwie córki i jedynego syna, jej oczko w głowie. Często opowiadała na rodzinnych spotkaniach, jak to będąc małym chłopcem, obiecał jej, że jeśli kiedykolwiek się ożeni, to tylko z ukochaną mamą. Oczywiście Piotruś z czasem podrósł i ponieważ był zdrowym na ciele i umyśle mężczyzną, to ożenił się z fajną dziewczyną poznaną na studiach, czego matka nie mogła mu wybaczyć. Swoją złość wyładowywała na Ani, jego wspaniałej i cierpliwej żonie. Ja i moja rodzina też staraliśmy się trzymać od „wiedźmy” z daleka. Przez dwa lata nawet udawało nam się nie przychodzić na jej imieniny, bo byliśmy akurat za granicą. Tamtego roku jednak trzeba było przykleić do twarzy uśmiech i ruszyć w bój, czyli na przyjęcie do wrednej „wiedźmy”. Długo zastanawialiśmy się, co jej kupić na prezent. Zazwyczaj nic się jej nie podobało, mimo że moim zdaniem nawet nie rozpakowywała otrzymanych prezentów, a narzekała jedynie dla zasady. Kiedyś moja mama dostała od niej prezent, który wręczyłam „wiedźmie” na Boże Narodzenie, a ciotka Jaśka dostała automatyczny korkociąg, który jej mąż dał „wiedźmie” rok wcześniej. Oczywiście w tym samym opakowaniu…

Staliśmy z mężem w sklepie z dekoracjami do domu i dumaliśmy.

Spójrz na ten mosiężny świecznik… – wskazałam palcem przedmiot, który zwrócił moją uwagę. – Jaki stylowy! Sama chciałabym dostać coś podobnego. Bierzemy – zdecydowałam, i tak też zrobiliśmy.

Świecznik naprawdę mi się podobał

Miał w sobie to coś, co każe nam stawiać takie rzeczy na komódce w salonie i cieszyć się ich widokiem. Okazało się, że mój gust jest do niczego. Bo ciotka akurat mój prezent rozpakowała i to przy wszystkich.

– Czy wiesz, Kaziu, że potrójne świeczniki przynoszą pecha? – syknęła. – Chyba celowo mi taki kupiłaś.

– Ależ, ciociu – zająknęłam się. – Ja… chciałam jak najlepiej.

A wyszło jak zwykle – prychnęła. – Poza tym sądziłam, że przez te dwa lata w małżeństwie dorobiłaś się czegoś i stać cię na ładniejsze rzeczy.

„Co za babsztyl!” – pomyślałam, starając się nie okazać irytacji.

– Mnie on się bardzo podoba – odważyła się wyrazić swoje zdanie Ania.

– W takim razie jest twój – odparła „wiedźma” lodowatym tonem. – Niech mój syn wreszcie zrozumie, gdzie było mu lepiej. Już ten świecznik zapali wam „właściwe światełko”. Jak to takie świeczniki mają w zwyczaju…

Atmosfera skwasiła się całkowicie, ale nikt nie oczekiwał, że będzie inaczej. To był standard na przyjęciach u ciotuni. Dobrze bawiła się tylko ona, i to tylko dlatego, że inni bawili się źle. Kiedy godzinę później żegnaliśmy się, Ania trzymała w ręku świecznik i robiła dobrą minę do złej gry. Z tego co wiem, jej i Piotrowi w tamtych dniach wiodło się niezbyt dobrze. Ania bezskutecznie szukała pracy. Piotr musiał zgodzić się na obniżkę pensji, żeby uniknąć redukcji. W efekcie Ania, która marzyła o dziecku, musiała odłożyć swoje plany, gdyż nie było ich na nie stać. Złorzeczenie teściowej musiało więc być dla niej szczególnie przykre.

– Nie wiem, po co w ogóle poszliśmy na te urodziny. Jak dla mnie możemy zerwać z nią kontakt. Co nam zrobi? W klątwy nie wierzę – powiedział z niesmakiem mój mąż, gdy znaleźliśmy się w samochodzie.

– Moja mama uważa, że nie można być takim samym jak ci, których potępiamy, lub których nie darzymy sympatią – odparłam z westchnieniem. – Ciotka jest starszą osobą i potrzebuje towarzystwa rodziny – dodałam.

– Tak, po to, by działać jej na nerwy – mruknął mój mąż. – Wolałbym już tam więcej nie chodzić. Nie sądziłem, że godzina może trwać tak długo…

To wprost niesamowite, co się im przytrafiło!

Kilka tygodni później zapomnieliśmy o wszystkim i wróciliśmy do swoich codziennych zajęć. Pewnego dnia rozległ się dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć. W drzwiach stała Ania. Twarz miała dziwnie rozpromienioną.

– Stało się coś? – spytałam i zaprosiłam ją gestem do środka.

– A jakże! – chwyciła mnie za szyję i wycałowała. – Jestem w ciąży! – stwierdziła pełna szczęścia.

– Naprawdę?! – zawołałam. – Kochana, to wspaniale! Tak się cieszę, że wam się udało…

– To jeszcze nie wszystko – uśmiechnęła się Ania. – Piotr znalazł nową pracę, o wiele lepiej płatną. Poza tym okazało się, że administracja od lat naliczała nam źle opłaty za ciepłą wodę i właśnie zwrócili na nasze konto 4570 złotych. Te pieniądze spadły nam jak z nieba, bo mieliśmy pilny dług do oddania w wysokości 4500 złotych.

– Kto rozdaje takie szczęśliwe karty? – spytałam szczerze uradowana.

– Wy! – przytuliła mnie. Spojrzałam na nią zdumiona. – Pamiętasz świecznik, który wręczyliście z Mikołajem mojej teściowej? Według niej był pechowy i tylko dlatego nam go dała. Ona nie życzy nam dobrze, ale na szczęście jesteśmy z Piotrem ponad to. Po tamtym przyjęciu urodzinowym ustawiłam lichtarz na komódce, gdzie pięknie komponował się z resztą. Już od pierwszej chwili wpadł mi w oko. Było w nim coś… no… trudno mi to wyrazić, ale gdzieś w głębi serca zapragnęłam, żeby był moją własnością.

– No i się spełniło.

– Tak – pokiwała głową Ania. – Słuchaj, co dalej… Byliśmy niedawno u teściowej. Piotr opowiedział jej o szczęściu, które nas spotkało dzięki jej podarunkowi. Ależ się wkurzyła! Wyobrażasz to sobie? I kazała synowi przywieźć jej ten świecznik z powrotem. Machnęłam ręką i pozwoliłam mu, nie będę się kłócić z „wiedźmą”. Następnego dnia do Piotra zadzwonił lekarz z pogotowia. Okazało się, że teściowa potknęła się o róg dywanu i przewróciła na kuchennej posadzce. Złamała rękę i nogę!

– O – mruknęłam zaskoczona.

– Tego samego dnia Piotr znalazł w skrzynce teściowej pismo z administracji. Okazało się, że odkryto na jej koncie niedopłatę za ciepłą wodę w wysokości… 4570 złotych!

– Żartujesz… – teraz już po plecach przeszły mi ciarki.

– Naprawdę – pokiwała głową.

Kiedy mąż wrócił z pracy, opowiedziałam mu o wizycie Ani, i o tych dziwnych zbiegach okoliczności.

– Może to wszystko przypadek – zmarszczył brwi. – Ania planowała ciążę od dawna, a kandydaturę Piotra do nowej pracy na pewno rozpatrywali wcześniej. Więc nasz świecznik nie miał z tym nic wspólnego.

Zadumałam się.

A ja myślę, że otrzymujemy od losu to, czego oczekujemy – powiedziałam w końcu. – Jak patrzysz na świat przez ciemne okulary i jesteś pewien, że przedmioty uwalniają złą energię, to tak się dzieje. Jeśli zaś kochasz świat i ludzi, to właśnie to dostajesz w zamian. Prędzej czy później.

Czytaj także:
„Teściowa płaciła mi za to, żebym popierał ją w kłótniach z moją żoną. Zaczęła kontrolować całe nasze życie”
„Mam wyrzuty sumienia, że na starość muszę mieszkać u córki. Wolę gnić w domu starców, niż słuchać burczenia zięcia”
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”

Redakcja poleca

REKLAMA